Surfaktanty amfoteryczne, czyli jak działa betaina?



Na życzenie Czarownicującej kolejna lekcja chemii związków powierzchniowo czynnych - tutaj lekcja pierwsza.

Wtedy pisałam o surfaktantach anionowych - jak sama nazwa wskazuje ich cząsteczki były obdarzone ładunkiem ujemnym.

Jednak w szamponach czy innych żelach do mycia występuje często tajemnicza Coco Betaine (Cocamidopropyl Betaine), która pod tamtą kategorię się nie łapie. Dlaczego? Otóż w jej cząsteczce w części aktywnej jako surfaktant występują dwa ładunki - dodatni i ujemny.




Rysuneczek pochodzi z Wikipedii, gdyż jestem rysowniczym antytalentem (nie można mieć wszystkiego :P). Widać podobieństwa z anionowymi opisanymi na lekcji pierwszej - nielubiąca wody "piła" i lubiąca wodę część z plusikiem i minusikiem.

Różnicą między detergentami anionowymi a amfoterycznymi jest właśnie ten plus.

Jakie znaczenie ma ładunek? Większość powierzchni "nie sztucznych"(np. włosy) jest naładowanych ujemnie. Jak wiadomo przeciwieństwa się przyciągają, dlatego "plusiki" będą przyciągane do powierzchni włosa.

Surfaktant amfoteryczny umie się w życiu ustawić - ma i ładunek dodatni, i ujemny!

Więc przyczepi się do dowolnie naładowanej(plusowej albo minusowej, obojętne) powierzchni, ale nie zmieni znacząco jej ładunku (nasze włosy nie staną się nagle dodatnie w czasie mycia), przez co nie zmienia stosunku powierzchni włosa do wody - włos nie staje się z "lubiącego wodę" "nielubiącym".
Na chłopski rozum - po spłukaniu szamponu nasze włosy ociekają wodą, są po prostu mokre - woda nie spływa po nich jak po kaczce.
Co ma też dalsze konsekwencje - włosy nie są zelektryzowane po myciu tego typu detergentem (no chyba, że cześniemy się plastikowym grzebieniem(+) albo szczotą i zelektryzujemy je - czyli zmienimy ich ładunek na dodatni - ale to już nasza wina).

Betainę kokamidopropylową nie ciągnie tak strasznie do wody, bo jak wiadomo plus z minusem się trochę znoszą ;)
Nie tylko w matematyce, w chemii tyż ;) 
Konsekwencją tego jest mniejsza moc myjąca takiego surfaktantu amfoterycznego - naładowana część nie wiąże się tak silnie z wodą, przez co oderwanie brudu związanego z "piłą" jest trudniejsze ;)

Czekam na dalsze wątpliwości ;)




TAG: Powrót do świata bajek.





Zostałam jakiś czas temu podwójnie otagowana przez M.inę oraz Łojotokową Głowę, za co bardzo Wam dziewczyny dziękuję :*

1. Napisz kto cię otagował, zamieść baner tagu i zasady.
2. Odpowiedz na pytania:
a) Jakie bajki oglądałaś w dzieciństwie lub czytali Ci rodzicie, i które wywarły na Tobie największe wrażenie?

Czarodziejkę z Księżyca! Gumisie, Smerfy, Myszkę Mickey, Kaczora Donalda, Strusia Pędziwiatra ;) Co do czytanych to na pewno Kopciuszek i Czerwony Kapturek ;)


b) Jaką postacią z bajki chciałaś, bądź chcesz być i dlaczego?

Zawsze chciałam być Czarodziejką z Księżyca ze względu na jej nadludzkie moce oraz ciuchy xD A, i podobały mi się ich długie włosy <3

c) Z którym bajkowym bohaterem zżyłaś się w dzieciństwie najbardziej i dlaczego?

Byłam HarryPotteromaniaczką. Ta seria niesamowicie mnie wciągnęła, a poza tym każdy chce czasem uciec w świat magii ;)Idealnie trafiała w moje dorastające nastroje ;)



P.S. Jestem posiadaczką licencjatu z chemii ;)

Jak zwalczyłam przetłuszczanie skóry głowy.

Specjalnie taki tytuł, żeby podkreślić pewną ważną sprawę - nie włosy nam się przetłuszczają. To skalp ma problem. Dlatego używanie superoczyszczających szamponów może pogorszyć sytuację sebumową na łepetynie. Ale żeby nie było - też kiedyś popełniałam taki błąd...

Jeszcze 10 miesięcy temu miałam włosy, które trzeba było myć codziennie. Ba, dwa razy dziennie też by nie zaszkodziło... Potem odkryłam Zakręcone Forum i za radą dziewczyn zaczęłam myć odżywką włosy. Zaczynałam od Isany Babassu (ciężki kaliber, ale dla moich ultrawyszuszonych włosów i skalpu w sam raz). Kallosa Latte(nie polecam - łebek swędział), Hegron (oprócz zapachu same plusy), Pottersy (same plusy), Bingo Shea (za ciężka). I tak myłam włosy 5 miesięcy, przez ten czas po 1-1,5 miesiąca oczyszczając skalp SLESem.

Po jakiś 3 tygodniach zauważyłam, że nie muszę myć codziennie, co po tych wszystkich latach było dla mnie zdziwieniem ciężkiego rzędu ;)

Dużą rolę odegrały także wcierki. Mnie osobiście wcierki na alkoholu powodowały zwiększone przetłuszczanie, ale na przykład eliksiry Green Pharmacy sprawdzają się idealnie. Za to Jantar jednak trochę przytłuszczał.

Do tego nawilżanie skalpu: psikaczem z pantenolem i gliceryną, glutkiem lnianym, żelem aloesowym.

To, że przestałam odzierać skórę głowy z jej naturalnego płaszcza hydrolipidowego zaowocowało ustabilizowaniem produkcji sebum i tym, że moje włosy bez problemu obecnie wytrzymują szałowe jak dla mnie 3 dni w stanie prawie nienaruszonym ;)

Teraz już nie myję włosów odżywką przez spadek porowatości, ale z całą pewnością było to krokiem milowym do poprawy jakości mej egzystencji :D

Czasem maseczkuję też skalp - glinką zieloną, glutkiem lnianym czy maseczką z drożdży.

Istnieje jeszcze jeden powód oklapnięcia tłuszczowego włosów - nadmierne obciążenie - olejem, silikonami, odżywkami. Można przecież oleju nie domyć, odżywki nie dopłukać albo pomijać regularne oczyszczenie SLESem. I przychlast gotowy. Czyli - nie boimy się mocnych szamponów raz za czasu ;)

Gdy będziecie czytać ten post, będę pisać egzamin licencjacki. Trzymajcie kciuki! ;*

Shrek yeah!

Jak sam tytuł posta wskazuje - dziś będzie o glince zielonej - produkcie, który czasowo nadaje nam wygląd sympatycznego ogra z bagien :P

Do twarzy

Glinka zielona jest szczególnie polecana do cer tłustych i trądzikowych ze względu na swoje działanie oczyszczające, przeciwzapalne i sebostatyczne.

Posiłkując się sypką glinką otrzymujemy maseczkę przez zmieszanie kopiatej łyżeczki proszku z wodą do uzyskania gładkiej pasty. Taką papkę nakładamy na twarz i zraszamy co jakiś czas wodą - zaschnięta glinka gorzej działa, może podsuszyć twarz, a ze spraw praktycznych po prostu po wyschnięciu strasznie ciężko ją zmyć :P Trzymam pół godziny, a po seansie ryjek jest tak miło i przyjemnie - dogłębnie oczyszczony, ale nie przesuszony ani ściągnięty. Ewentualne zmiany zapalne są bledsze, a co mniej oporny wągier ginie śmiercią tragiczną ;)

Na urodziny się wycwaniłam - mam glinkę Argiletz w paście, 1,5 kg :O więc już nie muszę mieszać ;)

Na włosy

Tu też możemy się uzielenić ;) Glinka zielona znakomicie robi przetłuszczającemu się skalpowi w połączeniu z odpowiednią maską, a także po wymieszaniu z wodą może być szamponem - tak, to nie dowcip, włosy są naprawdę domyte ;) Schodzi mi tak koło łyżki na taki eksperyment, ale obecnie nie praktykuję - trochę sporo zachodu, a przetłuszczanie już opanowałam ;)

Kąpiel

Oczywiście na moje kropeczki na rękach i nogach ;) Ładnie rozjaśnia moje okołomieszkowe stany zapalne, a także pozostawia skórę przyjemnie miękką w dotyku. 2 łyżki proszku stykną bez problemu, i kąpiel powinna być letnia, nie gorąca, by nie pozbyć się wartościowych składników zielonego pudru ;)

Udoskonalać szampon Babydream ?

Zreflektowało mnie, że muszę Was przeprosić - moje posty ostatnio są nijakie i bez polotu. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że: mam sesję, wiele spraw się nakłada + kilka po prostu mnie smuci, a w ogóle od dłuższego czasu mam obniżenie nastroju. Byle do wakacji !

O niefajnym pH szamponu Babydream, mimo fajnego składu pisałam już tu. Wiadomo - pH to właściwość kosmetyku, którą prawie zawsze możemy próbować naprawić. W tym przypadku pH jest za wysokie, więc eksperymenty mają za zadanie je obniżyć. A co ma niskie pH?

Oczywiście kwasy!

Ale bez przerażenia w oczach, nie będziemy lać sobie kwasiorem po włosach :P Niezbędne jednak w całej imprezie będą papierki wskaźnikowe (do kupienia za grosze na ZSK lub jak ktoś ma w pobliżu sklep z odczynnikami i szkłem laboratoryjnym to polecam - jeszcze taniej, a ile zabawy! :D).

Czym możemy się posłużyć? Kwasem mlekowym ze stron z półproduktami kosmetycznymi lub sokiem z cytryny (uwaga, może powodować rozjaśnienie).

Odmierzamy potrzebną jednego mycia porcję BD, dodajemy kroplę kwasu mlekowego lub soku z cytryny, mieszamy dokładnie i sprawdzamy papierkiem pH (papierki można śmiało porozrywać na mniejsze części, nie tracą one swoich właściwości). Czynność powtarzamy do momentu, aż kolor papierka osiągnie nam barwę odpowiadającą pH około 5-5,5. Wtedy możemy myć!

Nie podaje dokładnej ilości kropli, bo każdy zużywa inną ilość szamponu. U mnie to około 2-3 krople soku z cytryny.
Efekt? Nie swędzi, więc wychodzi na to, że mój jedyny problem z BD to było pH. Cóż, skład git, ale stężenia nie te.

Nie jestem też przekonana do mieszania go z innym szamponem o dobrym pH - dodatek BD tylko niepotrzebnie je zawyży.

Zużyję jego zapas tak tuningując i myjąc ciało oraz pędzle, jednak nie przewiduje kupowania go w przyszłości.

Gdy włosy fochają się na nasze starania

Pielęgnujemy swoje włosy. Staramy się, olejujemy, maskujemy, odżywkujemy, suplementujemy, psikamy, płukamy i cuda - wianki z nimi wyprawiamy. Z początku takiego full serwisu mamy efekt "WOW" na głowie. I milutko, jeśli taki efekt zostanie.

Ale co, jeśli nagle włosy stają się olapnięte, bez życia, matowe, spuszone, niewspółpracujące? Przecież dajemy im samą dobroć, no o co im chodzi!

Włosy też mogą się najeść. Tak po prostu, ot, jak człowiek ;) Nie zjadają dobroci, które im podajemy. Nasze zabiegi kończą się jeno na obklejeniu włosów i ich lekko wczorajszym wyglądzie.

Dlatego nie należy bać się słowa minimalizm, gdyż w razie takiej bezpowodowej antywspółpracy włosowej ta taktyka sprawdza się bezbłędnie.

Olejowałaś co mycie? Odpuść na jakiś czas z tłuszczem. Pozwól herom poczuć głód olejowy ;)

Dawałaś tuningowane maski pomyciowo/przedmyciowe? Ogranicz się do prostej i lekkiej odżywki. Lub nawet pomiń odżywkę do spłukiwania (jeśli nie jest Ci koniecznie potrzebna, na przykład by rozczesać włosy) i postaw tylko na groszek odżywki bez spłukiwania.

W przypadku takiego przesytu warto też chwycić za oczyszczający szampon z mocnym detergentem - podziała na włosy jak reset w kompie.

Po diecie włosowej można znów, tym razem z pewnym umiarem, zintensyfikować pielęgnację ;)




Nie lubiem, jak robi się konsumenta w bambuko - Farmona.

Wczoraj przeczytałam wpis Ofetowej na temat jej wymiany zdań z Farmoną. 
Konkretnie sprawa dotyczy szamponów z linii Herbal Care.

Odniosę się do tego następująco - SLES jest minimalnie i prawie niedostrzegalnie słabszy od SLS, gdyż ich siła polega na stosowanej grupie anionowej. Tutaj już o tym mówiłam. A jeśli chodzi o pochodzenie to chyba ktoś SLES pomylił z SCSem. Nie mówiąc już o podejściu do klienta...

A z serii dalsze kwiatki znalazłam dziś coś takiego.
Nawet laik i ignorant kosmetyczny może po przeczytaniu tego artykułu dojść do tego, że to jest "pisanie dla pisania". Właściwie to jeszcze bardziej można się pogubić - piszą o działaniu drażniącym, o możliwych alergiach itd. w zależności od stężenia. Tyle, że w ich szamponach rzeczony SLES jest na drugim miejscu, i do tego w całkiem mocnym sąsiedztwie innych detergentów.

Poza tym nikt nie mówił o działaniu rakotwórczym tych detergentów, Ofetowa odnosiła się do ich mocy oraz tego, że robią klienta w bambuko napisami na butelce. To, że coś nie powoduje raka nie znaczy, że jest dobre i delikatne. Bo tak zrozumiałam tą odpowiedź na stronie

Wiecie, może gdyby po prostu odpisali, że walnęli się o jedną literkę nie byłoby sprawy ;) Ale hmm, styl ich mailowania wystarczająco mnie odrzucił.

Używałam do tej pory kilku kosmetyków tej firmy, ale chyba jestem mocno zniesmaczona.

Nie trawię ogłupiania konsumentów, amen. I więcej pokory względem pytań i wątpliwości klientów.

Luźno o włosach - dlaczego czasem nam nie wychodzi?

Z serii myśli nieuczesane, czyli post bez konkretnej myśli przewodniej ;)

Statystyczna kobieta wpadłszy w sidła włosomaniactwa testuje na sobie wsio, co tylko zostanie polecone. Chwali się to bardzo - tylko co, jeśli jest tych eksperymentów tyle, że ona już w końcu nie pamięta, co działało dobrze, a co dawało efekt "piorun w szczypiorek"? Jeśli obudziło się już w sobie ducha szalonego naukowca - eksperymentatora, to jak prawdziwy uczony można posiłkować się notatkami - super sprawa dla dziewczyn poszukujących dopiero swej drogi pielęgnacyjnej i tego, co włosom pasi, na co mają wywalone i czego nie trawią.

Dalej... no kurczę, przecież X.Y. tak zachwalała ten żel/maskę/szampon/odżywkę/płukankę/balsam etc., a ja mam po nim na głowie masakrę! Musowo zapłacili jej za reklamę!
Otóż, nie... Każde włosy są inne ;) Inaczej wyglądają i mają inne potrzeby. Dlatego - można wzorować się na zdaniu innych, ale nie zakładać sukcesu. Innym sposobem jest znalezienie "włosowej siostry" wśród włosomaniaczek (narvika, pozdrawiam ;)) - testowanie idzie szybciej ;)

Ej, ale to to ma quanterium/polyquanterium/silikon/parafinę na 10 miejscu w składzie, to zło i badziew!
Nie przesadzajmy ;) Żaden z tych składników krzywdy nie robi, dopiero pielęgnacja oparta wyłącznie na nich może zrobić kuku ;)

Ten zestaw pielęgnacyjny tyle czasu mi pasował, a teraz nie pasuje - wtf?
Przyczyn jest sporo - pogoda, pora roku, dzień cyklu... A najciekawszą przyczyną jest... zmiana porowatości! Mocny zabieg fryzjerski jak trwała, farbowanie albo dekoloryzacja może od strzału podnieść nam porowatość. A znów pieczołowicie pielęgnowane włosy z wysokoporów mogą przejść w niskopory. Ważne, by reagować na zmiany ;)

Będzie dalszy ciąg ;)

Wracam sobie kulturalnie po jakiś 3 godzinach niebytności na blogerze(egzamin rules), patrzam na bloga, a tu ponad 200 obserwatorów! Dziękuję Wam wszystkim za tak liczne "przybycie" i czytanie tego, co tworzę. 
Nawet nie wiecie, jaką cudowną niespodziankę mi zrobiliście. Będę się starać, by było jeszcze ciekawiej :*

Na piękne, grube i długie rzęsy

Nie będę czarować - jeśli chodzi o rzęsy zostałam całkiem szczodrze obdarzona przez matkę naturę, więc za bardzo nie ma na co narzekać. Ale jak wiadomo - zawsze mogłoby być lepiej ;)
Dodatkowo posiadam bardzo tłuste powieki - żaden tusz się dobrze nie trzyma, odbijają się, osypują... :/

Przy okazji jakiś kosmetycznych zakupów na all wrzuciłam do koszyka coś takiego:
Eveline, Advance Volumiere, Skoncentrowane serum do rzęs 3w1From: wizaż.pl

Eveline Advance Volumiere, Skoncentrowane serum do rzęs 3 w 1 - kosztowało mnie 7,99 zł.

Opakowanie: jak typowy tusz, jedyną zmianą jest kolorystyka. Do tego zakochana jestem w szczoteczce - kocham te silikonowe!

Nakładanie: machu machu i po krzyku, zero filozofii. Nie grudkuje się i nie zbija, ale "robi rzęsy" na biało.

Wydajność: ponad dwa miesiące stosowania dwa razy dziennie - końca dalej nie widać.

Działanie: nakładałam jako serum na noc i jako bazę pod tusz. Z racji, że zauważyłam znaczący długościowy i gęstościowy porost rzęsowy to muszę powiedzieć, że jako serum sprawdza się wybornie. Dodatkowo nie patrzę już z przerażeniem na rzęsy wypadające mi podczas demakijażu, bo teraz zdarzają się takie przypadki naprawdę sporadycznie.

A jako baza? Mistrzostwo świata! Każdy, naprawdę każdy tusz emigrował mi z rzęs na tereny okoliczne w dość szybkim tempie, a teraz trzyma się pierwotnej lokalizacji ;) Dlatego jako baza zostanie ze mną pewnie na długo, a jako serum na noc będę robić kuracje co jakiś czas.

Drożdże inaczej niż wewnętrznie

Jak wiecie, piłam drożdże (teraz mam przerwę), i widziałam prawie same zalety tego środka ;) Ale na te grzybki są jeszcze inne metody, i zaraz przedstawię te, które sama, na mym "króliczym" ciele wypróbowałam ;)

Maska do twarzy

1/4 kosteczki grzybków rozgniatamy z niewielką ilością wody lub mleka do uzyskania gładkiej masy. Nakładamy na oczyszczoną twarz na 20 minut, spłukujemy.

Jak działa? Antytrądzikowo i nawilżająco oraz regulująco wydzielanie sebum przynajmniej na mnie ;) Aczkolwiek jeśli ktoś ma ślady po starych wypryskach, to w wieczór użycia mogą się te plamki wydawać bardziej widoczne - nie mam pojęcia czemu, ale ja i kilka moich znajomych mamy takie obserwacje. Rano jest już dobrze ;)

Maska do skalpu

Skład jak podany wcześniej, jednak mieszankę nakładamy na skalp oraz włosy i zawijamy folią, trzymamy od 30 minut do 2 h. Maska łagodzi podrażnienia i ogranicza przetłuszczanie, a także przeciwdziała migracji włosów z łepetynki ;) Zauważyłam także zmasowany atak babyhairów.

Na wrastające włoski, nadmierne rogowacenie mieszków włosowych, podrażnienia.

Taką samą maskę można nałożyć na części ciała dotknięte "kropkami" bądź podrażnieniem. Już po pierwszym seansie miałam mocne wow. Czerwień zbladła, niektóre nawet zniknęły ;)
Podobny efekt daje też rozpuszczenie drożdży w wodzie(4 kostki) i dolanie do wanny z ciepłą wodą. Niestety gratis jest zapach na całą łazienkę i pół domu, tak więc jest to wersja na levelu very hard, chyba, że nie boimy się eksmisji :P

Etanol - nie taki diabeł straszny, jak go malują ?

Alkohol etylowy występuje w kosmetykach pod różnymi nazwami: Alcohol, Ethanol (wtedy zwykle mamy do czynienia z czystym C2H5OH), Alcohol Denat. - tu już mniej wesoło: jest to etanol skażony. Skażony po to, by nie nadawał się do spożycia. Zwykle głównym jego zanieczyszczeniem jest metanol - substancja bardzo trująca, a jeśli chodzi o właściwości fizyczne praktycznie nieodróżnialna od etanolu.

Jak etanol działa wewnętrznie, wszyscy wiemy :P

Ale dziś chciałam się skupić na jego kosmetycznym działaniu.

Po kiego grzyba alkohol w kosmetyku? Etanol to bardzo dobry rozpuszczalnik wielu substancji, przez co ułatwia stworzenie i utrzymanie gładkiej konsystencji kosmetyku. Jest także "promotorem przejścia" - substancją, która ułatwia penetrację innych składników wgłąb skóry.

Jednakowoż nie we wszystkim jest potrzebny, a wręcz czasem zbędny.

Alkohol jest dobrym pomysłem w przypadku wcierek (oczywiście jak kogoś nie podrażnia i nie powoduje szybszego przetłuszczania skalpu) - aktywne składniki i ekstrakty mają się w czym rozpuścić oraz ma je co "przenieść" wgłąb skóry i mieszków włosowych.

Natomiast nie wyobrażam sobie alkoholu w: płukankach do włosów (płukanie octem spirytusowym albo wodą brzozową na alko włosów to cienki pomysł :P), serum na końce/jedwabiu ( czyli odpadają Biosilk i Avon na pewno - końcówki to najsłabsza część włosa i nie ma po co jeszcze takimi specyfikami dodatkowo je osłabiać), tonikach do twarzy (po co przesuszać własny, prywatny ryjek?).

A po co etanol w kosmetykach naturalnych, np. w Alterrze? Tutaj jego obecność należy wybaczyć i moja skóra nie odczuwa jego obecności w czasie korzystania z tych kosmetyków. Po co on? Kosmetyk trzeba czymś zakonserwować, żeby mógł postać na półce w drogerii, a później jeszcze by mógł nadawać się do użycia przez minimum 6 miesięcy od otwarcia. A etanol można otrzymać ekologicznie w wyniku fermentacji, i nie będzie on niczym skażony ;)

Twórcza niemoc, więc tylko haul.

Jakoż, że sesja dopada nawet mnie, nie mam pomysłu na światły i naukowy post - polimery zabiły wszystko chwilowo :( Ale jeszcze  12 dni... ;)

Zebrało mnie na pierwszy odzieżowy haul ;) Czaiłam się na kolczyki - pawie już od dłuższego czasu, jednak dopiero wczorajsza gorycz porażki zmotywowała mnie do poprawienia sobie humoru takimi cudeńkami:


























Oprócz tego ja, jako człowiek posiadający pierdylion kiecek zaopatrzyłam się w kolejne dwie xD

 
Na tą to dosłownie chorowałam! 

I jeszcze taka:

Całość zakupów na allegro : 61,50 zł. z wysyłkami.

Ciekawe, jak będą leżeć w realu, ale jestem dobrej myśli ;)

Jak się Wam podobają?

Dalsze "kremowanie" włosów ;)

Rossmann, Isana, Body Creme Sheabutter & Kakao (Krem do ciała z masłem shea i kakao)From: wizaż.pl

Oliwkowego brata tego kremiku już tutaj recenzowałam. Znakomita większość z tamtej recenzji pokrywa się z moją opinią na temat tego kosmetyku.

Skład: Aqua, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Ethylexyl Stearate, Cocos Nucifera Oil, Butylene Glycol, Cetyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Panthenol, Copernicia Cerifera Cera, Theobroma Cacao Butter, Sodium Cetearyl Sulfate, Parfum, Isopropyl Palmitate, Carbomer, Phenoxyethanol, Tocopheryl Acetate, Sodium Hydroxide, Ethylhexylglycerin, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Coumarin.

Dla antyfanek parabenów - nie znajdziecie ich w nim ;) Nie ma także silikonów i parafiny - yeah! ;)

W porównaniu do kremu oliwkowego ma cudowny zapach, jadłabym go dosłownie łyżkami, gdyby się dało :P Do ciała działa równie dobrze, nie widzę różnic.

Za to moje włosy ewidentnie tą wersję bardziej lubią ;) Może w składzie jest więcej masła shea, kokosa ? Albo moje włosy chcą masła kakaowego (kurczę, tego jeszcze nie mam :P)?

W każdym bądź razie moje loczki po kremowaniu tym cudeńkiem są nawilżone (ale nie nadmiernie miękkie-nie lubię mieć takiej "kaczuszki" na głowie:P), dobrze skręcone + skręt jest naprawdę odporny na przeciwności losu - w Krakowie dopiero wczoraj pojawiła się jakaś lepsza pogoda, tak to lało równo, a mi się nic nie spuszyło, jupi! ;)

Po 10 miesiącach pielęgnacji nauczyłam się dopasowywać kosmetyki pod pogodę + wiem, co kudełki lubią. Opanowałam loki ;)

Jak opanowałam trądzik VI: ostropest.

Nie do picia ani okładów i nie solo. W serum ;)

Zmodyfikowałam lekko recepturę pochodzącą z ZSK. Poniżej podana moja wersja:

Ekstrakt z ostropestu: 0,25 g - jakieś 0,5 ml
P-4C - 1,3 ml
Alkohol etylowy: 3,1 ml
Woda: 21 ml
D-pantenol: 1,7 ml
Flawanony mięty: 2 ml
Szczypta alantoiny
Kwas hialuronowy 1%
5 kropli mleczanu sodu

W porównaniu z pierwowzorem czterokrotnie zmniejszyłam ilość ekstraktu z ostropestu - jest on nierozpuszczalny w wodzie, co powodowało jego wytrącenie w postaci pięknego, rudego gluta :P
Dodałam też mleczanu sodu, bo lubię ;)

Ekstrakt z ostropestu mieszamy dokładnie z P-4C, całość rozpuszczamy w alkoholu, dodajemy wodę - tu od razu mówię-część ostropestu może się wytrącić, ale to nic. Otrzymamy taki mlecznożółty roztwór, do którego dodajemy pozostałe składniki i mieszamy. Preparat przeniosłam strzykawką do butelki, dzięki temu to, co się ewentualnie wytrąci nie farfocluje się w gotowym kosmetyku.

Dla utrwalenia można dodać 12 kropli FEOGu(pół roku trwałości), bez niego trwałość naszego serum to do dwóch tygodni w lodówce.

Sam kosmetyk bardzo szybko się wchłania, ale jak to serum pędzone na żelu hialuronowym - nie do matu. Jednak nałożenie na nie kremu (w moim przypadku Alterry) kończy ze świeceniem. Jeśli przesadzi się z ilością może się rolować pod makijażem - mi się to jeszcze nie przydarzyło, ale znajomej i owszem.

Samo działanie - jak najbardziej przeciwtrądzikowe, nie pamiętam kiedy miałam zapalnego pryszcza na facjacie ;) Stwierdzam też zmniejszenie ilości wągrów w okolicach czołowo - szczękowych i odrobinę mniejsze wągry na nosie - to całkiem niezły wyczyn ;)

Przy sesji pięknię się ;)

Sesja ma bardzo dużo minusów, o tym wie każdy student :P Ale dla włosomaniaczki ma też plusy - jest czas na trzymanie olejów na włosach przez długie godziny ;)

Ostatnio więc dopieściłam się kompleksowo:

Twarz:

  • Mycie mydłem Alep z glinką czerwoną;
  • Peeling sodowy (7 minut);
  • w tym miejscu coś, o czym niedługo napiszę ;)
  • maseczka cynkowa BingoSpa (15 minut).
Włosy:

Miło i przyjemnie ;) Wiecie co - nie pamiętam, kiedy miałam bad hair day! Coś się dzieje :P

Jedziemy po zioło :P

Pokrzywa, bratek, skrzyp... czego to włosomianiaczki i dziewczyny walczące z trądzikiem nie potrafią wymyślić, wypić i nałożyć, żeby sobie pomóc?:P

Będzie to małe ziołowe kompendium o rzeczach, na które warto zwrócić uwagę biorąc się za ziołoterapię.

Zioła wewnętrznie

Pijemy, i co dalej? Ziół nie można spożywać ciągiem bez przerw - najlepszy system jaki znam to 3 miesiące picia + co najmniej miesiąc przerwy.

Poza tym - nie powielamy składników. Jeśli bierzemy na przykład suplementy diety i w składzie kapsułek mamy na ten przykład pokrzywę, to już nie pijemy jej w postaci herbatki.

Zioła oczyszczają, gdyż większość tych "dobrych na urodę" jest po prostu moczopędna. Z tym wiąże się wysyp, którego wiele dziewczyn przeżyć nie może, a jest właściwie normalną reakcją na nowy wspomagacz. Występuje zwykle po 1-2 tygodniach picia i trwa tydzień - miesiąc. Dobrze jest wtedy uzbroić się w cierpliwość.
Istnieje też możliwość, że na jakieś ziółko jesteśmy uczuleni i stąd się bierze nasz wysyp.

Należy zwrócić też uwagę na wypłukiwanie minerałów - głównie magnezu - i witamin z grupy B w czasie kuracji - suplementacja tych składników godna jest uwagi.

Wrażliwcy, atopowcy oraz osoby z suchą skórą powinny mieć się na baczności w czasie kuracji - zioła ograniczają dodatkowo i tak zbyt niską produkcję łoju. Trzeba przemyśleć sens kuracji i ewentualnie pomyśleć o dodatkowym nawilżaniu i natłuszczaniu.

Zioła zewnętrznie

Ekstrakty ziołowe w maskach włosowych, twarzowych, szamponach, tonikach, kremach, balsamach, olejach... mają ogólnie bardzo dobroczynne działanie, jeśli używa się ich z wiedzą i głową.

Dlaczego? Bo znakomita większość ziół ma potencjał wysuszający. Dlatego na początku pielęgnacji, gdy np. włosy są jeszcze podniszczone albo cera przesuszona nie polecam nadmiernego szału z ziołami. Często właśnie z takiego powodu dziewczyny zaczynające olejowanie włosów od olejów arjuwedyjskich/ziołowych nie są zadowolone po zabiegach.

Wszystko jest dla ludzi, ale z głową ;)



Z czym się je humektanty?

Dostaję trochę maili oraz czytam czasem wiadomości na znanym portalu na W., iż "zrobiłam sobie superhipernawilżającą maskę/psikadło, dodałam gliceryny z apteki/miodu/pantenolu/mleczka pszczelego/mleczanu sodu/wyciągu-soku z aloesu itp., zmyłam, włosy wyschły i są suche! Do tego mam puch stulecia! Jak to możliwe?!".

Otóż w takim przypadku nie oznacza to, że włosy nam zdurniały :P tylko to, że z czymś przesadziłyśmy, albo nie dopasowałyśmy pielęgnacji do pory roku/pogody - to ostatnie ma szczególne znaczenie dla posiadaczek fal i loków, ale na prostowłose też może bardzo oddziaływać. Ewentualnie po prostu nasze włosy czegoś nie lubią, mają na to focha i koniec.

Gliceryna, miód, mleczko pszczele, hydromanil, pantenol, aloes to przykłady składników kosmetycznych zwanych humektantami, a zamiennie - nawilżaczami. Ta druga nazwa sugeruje nam, że są one chodzącym dobrem dla naszej urody, jednak sprawa jest bardziej skomplikowana, niż nam się wydaje :P

Humektanty działają jak zbiornik wody - mają zdolność do jej wiązania, i w tym tkwi cała ich rola oraz problem.

Cała natura dąży do równowagi - włosy i otoczenie też ;) Dlatego, jeśli włosy potraktowane dużą dozą humektantów znajdą się w wilgotnym otoczeniu - nawilżacze pobiorą wodę z otoczenia, spowodują rozchylenie łusek i będzie puchowa lwia grzywa oraz uczucie suchości. Dzieje się tak głownie przy deszczu, mgle itp.

A gdy włosy nahumektantowane wsadzimy w bardzo suche środowisko - oddadzą wodę, co także spowoduje gimnastykę łusek i puchozol. Przykładami suchej atmosfery są miejsca klimatyzowane, mroźna zima, upalne, suszowe lato.

Jest jeszcze przykład skrajny: znam dziewczyny, których włosy po prostu nie tolerują np. gliceryny, i  zawsze, niezależnie od pogody, reagują na ten składnik suchą miotłą. Ale to cecha całkowicie indywidualna i nie łapiąca się pod żadne ramy.

Wniosek? gdy chcemy wyglądać perfekto czasem warto zerknąć na pogodę dnia kolejnego, i czasem zamiast np. 5 kropli gliceryny czy innego nawilżacza dać jedną ;)

Stylizatory - zło, dobro ?

Falo - i kręconowłose wpadłszy w sidła blogerek - włosomaniaczek i Wizażu przestawiają się na zdrowszą pielęgnację - więcej dobroci dla włosków: maski, odżywki, płukanki, oleje. Często też rezygnują z prostownic, prostowania na szczotce czy lokówek oraz stylizatorów: pianek, żeli, lotionów.

Często w takim wypadku spotykam się z opiniami: super, mam fale/loki, ale one wytrzymują maksymalnie jeden dzień, a po nocy to takie nie wiadomo co.
Bądźmy rozsądne - mało która z Nas ma na tyle odporny skręt, że na samych odżywkach utrzyma się po nocy (sama też takiego nie mam ;)). Wiercę się w nocy niesamowicie, a jednak fryz trzyma się w stanie prawie niezmienionym 3 dni. Co przychodzi mi z pomocą?

  • płukanka lniana - dyscyplinuje mi włosy, ładnie nawilża; z racji, że stosuję zimną, a czasem i zakwaszoną domyka mi łuski;
  • samorobny krem do loków - antypuszacz number one!;
  • pianka do loków Locken z Isany - spora kulka wgnieciona w locze;
  • na to żel Bielenda z czarną rzepą miesznięty z niewielką ilością Isany męskiej czarno-pomarańczowej;
  • podpięcie u nasady tukanami dla większej objętości;
  • schną same zwykle.
Stylizatorów używam jak widać sporo, jednak moje włosy tego potrzebują. Każda falista i kręcona jednak tylko metodą prób i błędów znajdzie swój stylizacyjny must have i odpowiednią ilość oraz sposób nakładania ;)

Babydream nie, Alterra nie - to czym myć nasze hery?

W ostatnim czasie przejechałam na swoim blogu po większości wizażowych KWC w myciu kudełek jak po łysych kobyłach xD. Więc w takim razie - czym to dziwne Kaścysko myje swoje locze?

 Tadam!




Facelle Waschlotion Sensitive !  To żel do higieny intymnej, więc pewnie jakaś część odwiedzających będzie za mną gonić z czosnkiem i krzyżykiem xD Ale cóż poradzę, że ten specyfik ma cudowny skład i do tego jak najbardziej właściwe pH?

Żadnych SLS, SLES, SCS i ALS :D

Żel ten świetnie się pieni (wszystkiego, czym myję włosy, używam kubeczkowo) - tak właściwie to nie wiem czemu, ale całkiem mi to pasuje. Po myciu, a przed odżywką mohery nie przypominają zwiniętego kołtuna, śmiało mogę całość przeczesać palcami. A po nałożeniu odżywki to już w ogóle cud malina. Jego właśnie podejrzewam o ostatnie good hair days ;)

Zawiera rumianek - uwaga, może rozjaśniać.

Wersja Fresh różni się tylko tym, że ma dodatkowo jedną więcej substancję zapachową - ale skoro kosztują tyle samo, to trzymam się wersji bardziej eko ;)

Możliwe, że odmęty sesyjne mnie pochłoną na pewien czas ... :/

Piękny, zakupowy dzień ;)

Tak patrzam na tytuł, i właściwie powinien być inny, ale jakoś nie mam pomysłu, jak go zamienić :P

Otóż dziś dorwałam się do pewnych paczuszek z cudowną zawartością ;)

Najpierw - przyszły do mnie 4(!) szminki koralowo-różowo-perłowo-matowe, rimmelowskie i astorowskie - kupione na Allegro w cenie około 3 zł za sztukę. Są to nówki nieśmigane testery, ale jak na moje potrzeby prawdziwego opakowania nie potrzebuję - ważne jest wnętrze ;)

Potem dorwałam się do paczuszki zawierające dwa mydła Alepp i Alepia - z 25% oleju laurylowego i z glinką czerwoną. To drugie już oczywiście otestowałam:P

Dotarła do mnie też paczuszka od Kinii ;), w której znalazły się srebrowo-krzemowe kosmetyki: tonik oraz krem na dzień, które podjęłam się przetestować. Produkty stworzyła firma Invex Remedies. Zobaczymy, co to będzie xD.

W sprawie delikatnych peelingów.

Trądzikowe skóry nie lubią się zbytnio z peelingami mechanicznymi, jak wiadomo - dochodzi do nadkażeń i roznoszenia bakterii. Aczkolwiek poradziłam sobie z typowymi zapalnymi krostkami, więc zaczynam kombinować (czasem jak koń pod górkę :P ).

Moją nową zachciewają - używaczem jest peeling ziarnisty - niesamowite, bo unikałam tego typu konsystencji jak ognia. Ale jak wiadomo - pokusom czasem trzeba ulec, szczególnie w okresie chandrowo- obniżeniowo nastrojowym ;)

Jak wiecie, używam mieszanki OCM - 30% oleju rycynowego i 70% oleju winogronowego. Dla mnie jest to proporcja prześwietna, ale znacie moją tendencję do eksperymentów.

Dlatego - w zagłębienie dłoni nasypałam trochę korundu ( gratisy z ZSK rządzą ;)) i dodałam mieszanki, do pasującej dla mnie konsystencji. Masowałam takim preparatem twarz jakieś 3 minuty, później przyłożyłam ciepłą szmatkę i starłam całość.

Wynik - twarz maksymalnie miękka, oczyszczona, bez podrażnień i otarć(zwykłe peelingi często powodowały u mnie taki efekt).
Całkiem ciekawe połączenie ścierania z lekki nawilżeniem i natłuszczaniem ;)


Miłość do kremów Alterry ;)

Jak wiecie, przestawiona jestem na naturalną pielęgnację bardzo, gdyż służy mojej trądzikowej cerze jak nic innego. Nie lada więc gratką dla mnie są promocje w Rossmannie na kremy Alterry.

Rossmann, Alterra, Erste Fältchen Nachtcreme Wildrosenblüte (Krem przeciwzmarszczkowy na noc z wyciągiem z dzikiej róży)Krem na noc z dziką różą
Rossmann, Alterra, Tagescreme Anti - Age Orchidee (Krem na dzień do skóry dojrzałej i wymagającej z orchideą)Krem na dzień z orchideą
Zdjęcia z wizażu.

Na razie te dwie wersje wypróbowałam, w kolejce czeka wersja dla cer wrażliwych - kupiona na promocji, a jakże :P

Skład: cud miód i orzechy ;) Żadnych parafin, silikonów, trójglicerydów - czyli nie ma co zapchać mojej wymagającej cery.

Opakowanie: jak wiadomo - wolę z nieznanych przyczyn słoiczki, ale nawet ja muszę przyznać, ze tuba jest rozwiązaniem dużo bardziej higienicznym. Tuba jest taka "matowa", co bardzo mi się podoba ;)

Zapach: mi się podobają oba, aczkolwiek podejrzewam, że niektóre z Was mogą drażnić, bo są takie jakieś... cukierkowe?

Cena: 8 zł na promocji za 50 ml ;)

Działanie: przede wszystkim nie zapychają, co jest dla mnie doświadczeniem całkiem nowym i cudownym jeśli chodzi o kremy(ale wcześniejszy krem miałam za czasów ignorancji składowej ;)).
Nawilżają! Bez pozostawienia takiej wnerwiającej tłustej warstwy, która od razu niepokoi mnie w kwestii zapychania. Doskonałe pod makijaż i do rozrabiania za ciemnego podkładu (o tym niedługo).

Wreszcie wiem, co to nawilżenie ;))

Pewnie zapytacie, dlaczego zadowalam się kupnym kremem, jak sama mogę sobie ukręcić.
Otóż nawet ja mam czasem potrzebę nieodpartą na zakupy kompulsywne - i zakup tych kremów to właśnie tego typu sytuacja. Ale jak widać - posłużyła mi jak najbardziej na plus ;)



SLS, SLeS, ALS i SCS - detergenty w myciu włosów.

Dziś będzie mała, skrócona lekcja chemii ;) A sponsorem tego odcinka będą detergenty/surfaktanty.

Substancje te ze względu na dwoistość swojej natury(polarna "głowa", niepolarny "ogon") mają zdolność obniżania napięcia powierzchniowego cieczy, dzięki czemu mają zastosowanie w usuwaniu zanieczyszczeń: kurzu, łoju, pyłów z ciała, włosów, a także do ogólnych domowych porządków.

Utarł się podział detergentów na słabe i mocne. Na Wizażu można spotkać się z takim podziałem:
  • mocne np. SLS, SLeS, ALS
  • słabe np. betaina kokamidopropylowa, Lauryl Glucoside, Coco Glucoside
Skupię się na pierwszej grupie - detergentów mocnych. Z czym się je te dziwne skróty?
SLS, SLeS i ALS to detergenty z grupy siarczanów, i ogólną, schematyczną budowę wszystkie mają taką samą(różnią się budową i długością łańcucha niepolarnego zaznaczonego na rysunku "piłą";))



 Dlatego też ich moc jest zbliżona, a wszelkie odczucia w różnicy ich mocy czyszczącej na włosach są najprawdopodobniej związane z wrażliwością osobniczą na dany składnik ;)

A co z SCSem, występującym w szamponach Alterry, które uważane są za delikatne?
Szampony Alterry z całą pewnością są naturalne, co jest ich niezaprzeczalnym plusem. Ale nie są delikatne.

SCS posiada identyczny numer CAS(spis związków chemicznych) co SLS, więc... jest dokładnie identyczną substancją. Różni je jedynie to, że SCS jest pozyskiwany z kokosa, a SLS otrzymywany syntetycznie. Oczywiście metoda otrzymywania nie wpływa na ich moc.

Isana, Oliwkowy krem do ciała + kolejna zabawa olejowa xD

Rossmann, Isana, Body Creme Olive (Krem do ciała z oliwą z oliwek)From: wizaż.pl

Opakowanie jest obecnie trochę inne, ale myślę, że każda z nas bez problemu zlokalizuje go na półce ;)

Opakowanie: doskonale wiecie, że mam niesamowitą słabość do dużych słoiczków, więc nie mogłabym być w tym przypadku niezadowolona ;) Z opakowania pod wpływem wilgoci nic się nie ściera ani nie odpada.

Cena: 10 zł za 500 ml bez promocji ;)

Konsystencja: typowy gęsty, zbity krem.

Działanie/użycie: Kremik rozsmarowuje się bezproblemowo, nie sprawia także kłopotu przy nabieraniu z pojemnika. Dobrze się wchłania - oczywiście wszystkiego można nałożyć za dużo i czekać ruski rok na wchłonięcie. Moja bardzo sucha skóra przyjmuje go z radością, uczucie nawilżenia utrzymuje się nie tylko od mycia do mycia - jak dzieje się to czasem z innymi kosmetykami tego typu.

Skład: Aqua, Glycine Soja Oil, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Caprylic/Capric Triglyceride, Butyrospermum Parkii Butter, Glyceryl Stearate, Ethylhexyl Stearate, Olea Europea Oil, Tocopheryl Acetate, Carbomer, Parfum, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Coumarin, Geraniol, Butylphenyl, Methylpropional, Linalool, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Alpha-Isomethyl Ionone.

Skład podaję, bo jak widać nie ma silikonów i parafiny (ma parabeny, ale stali bywalcy pamiętają, że nie uważam ich za zło, ba, uważam za jedne z bezpieczniejszych konserwantów).
Dlatego postanowiłam zaolejować nim włosy: najpierw spryskałam je proteinową mgiełką, a potem nałożyłam to cudo. W efekcie włosy są nawilżone, miękkie(ale nie za miękkie - czego nie lubię), z dobrze utrzymanym skrętem. Uważam, że efekt jest lepszy niż po olejowaniu kremem z Biedronki!:D Zamierzam praktykować dalej ;)