Co mi się udało?


Trzynastka w roku 2013 przyniosła mi przysłowiowego pecha - ten rok był w mojej ocenie najtrudniejszym i najsmutniejszym okresem w moim życiu. Bardzo się cieszę, że już się kończy i mogę w nowy, 2014 wejść z czystą kartą i nadzieją, że będzie lepiej ;).

Nic jednak nie jest całkiem czarne (ani białe), sporo w tym roku mi też "wyszło" ;)
  • Zmiany ropne na mojej twarzy prawie w ogóle nie występują (pojedyncze w miesiącu), zaskórników też jest mniej ;)
  • Dzięki pomocy mojego przyjaciela (P. z C.) ogarnęłam wiele problemów życiowych i blogowych oraz zredagowałam kilka postów, z których jestem bardzo dumna.
  • Moje przyjaciółki R. i S. podsunęły mi wiele blogowych i życiowych sugestii, które z pozytywnym skutkiem wcieliłam w życie ;).
  • Moja pielęgnacja przyniosła skutek w postaci zagęszczenia czupryny :D
  • W obecnej chwili mogę powiedzieć, że w minionym roku zrzuciłam 10 kg bez wielkich wyrzeczeń - wystarczyło kilka zmian w trybie życia. 
  • Uregulowałam tryb życia - skończyłam raz na zawsze z 1-2 posiłkami dziennie na rzecz jedzenia co 2-3 h.
  • Dorobiłam się mocno umięśnionych nóg i zarysu mięśni na brzuchu, pośladkach, plecach i ramionach :D.
  • Dzięki blogowi oraz Wizażowi poznałam wiele wspaniałych osób, które wspierają mnie duchowo (Dziewczyny z Wątku :*) i zawsze wspomogą zakupowo :D
  • Robię to, co lubię. Naukowo i zawodowo, chociaż nie wiem jak długo - ale cieszę się z tego, co mam ;)
  • Nie myślałam, że polubię pracę w szkole z dzieciakami. Mogłabym do tego wrócić ;)
  • Pozbyłam się przerzedzonych końcówek i mam fryzurę, której nic nie mogę zarzucić (chociaż, jak raz na jakiś czas mam dni paszteta to nawet im się obrywa :P). Tak, wiem, w postanowieniach na 2013 rok miałam zapuszczenie włosów za stanik, ale przecież ważna jest jakość, nie długość ;).
  • Nauczyłam się grać w bilard - nie wiedziałam, że tak mnie to wciągnie i że mam ku temu malutki "dryg" ;).
  • Spędziłam świetne 3 dni w Zakopanem ;).
  • Staram się w miarę możliwości odpisywać na każdy Wasz komentarz i mam nadzieję, że to się utrzyma ;).
  • Na Bloggerze jest Was 1640, na FB 985 - nigdy nie sądziłam, że osiągnę taki sukces - to wszystko dzięki Wam, dziękuję! :*
Teraz czas na życzenia...

W nadchodzącym 2014 roku chciałabym Wam wszystkim życzyć szczęścia, miłości, spokoju, jak najmniejszej ilości problemów (i wszystkich "do rozwiązania") i wszelkiej innej pomyślności. Do "przeczytania" w kolejnym roku!

A sobie życzę jednego - by 2014 był lepszy od 2013. Nie mam wielkich wymagań ;)


Udany test arganowo-ziołowy ;)



Kosmetyki z olejem arganowym do tej pory sprawdzały się na moich włosach i skórze, jednak mój wewnętrzny głos skąpstwa nie pozwala mi kupić czystego arganu :P. Nie powinno zatem dziwić, że w mojej paczce do testów od Bingo Spa znalazła się Arganowa kuracja do włosów.



Opakowanie: Słoik z twardego plastiku, dość solidny. Transparentne etykiety produktów tej firmy już jakiś czas temu stały się odporne na czynniki zewnętrzne ;).

Pojemność / cena: 500g / 16 zł.

Skład:


Początek składu stanowi zestaw emolientów. Całkiem wysoko znajduje się tytułowy olej arganowy, a po nim ekstrakty rozpuszczone w wodzie i glikolu propylenowym z: rozmarynu, rumianku, arniki, jasnoty białej, szałwii, sosny, rukwi wodnej, łopianu, cytryny, bluszczu, nagietka, nasturcji, aloesu, lnu. Pod koniec składu pojawiają się proteiny: kolagen, jedwab i ekstrakt z jogurtu.

Konserwowana DMDM-Hydantoiną i parabenami: uwaga wrażliwcy.

Konsystencja:


Bardzo rzadka, lejąca. Białe mleczko.

Zapach: Mocno mydlany (coś ostatnio mam "szczęście" do mydlanych kosmetyków :P).

Działanie: Mimo swojej rzadkiej konsystencji produkt ten jest całkiem wydajmy - używam i używam, a nadal posiadam połowę opakowania ;). Cóż więcej mogę powiedzieć... znalazłam swoją kolejną włosową ulubienicę ;). Niezależnie od tego, jak dużo jej nałożę (trzymam 3-10 minut), to włosy są nieobciążone, pełne objętości, a przy tym zdyscyplinowane i o mocnym skręcie. Fryzura była potem w zasadzie niezniszczalna przez 3 dni. W tym produkcie jest na tyle mało protein, że moje włosy nawet przy stosowaniu go "ciągiem" nie reagują na nie źle. Co lepsze - morze ziół też im nie szkodzi ;). Nie stosowałam jej na skórę głowy, bo jak wiecie - niewiele środków dostępuje zaszczytu wtarcia w mój skalp ;)

Ustawiam ją na równi z maską Spirulina i Keratyna w gronie ulubieńców włosowych ;).

Jak u Was sprawdzają się kosmetyki z olejem arganowym? Może polecicie mi coś? ;)

Na nadchodzący Nowy Rok + wyniki ;)



Nowy Rok nadciąga wielkimi krokami, a razem z nim moje ulubione dni - urodziny i imieniny :D

Z tej okazji mam dla Was małe rozdanie - nagrody będą dwie, główna i pocieszenia ;).

Nagroda główna:


Zestaw kosmetyków marki Joanna:
  • Szampon Objętość
  • Odżywka Objętość
  • Odżywka w sprayu Objętość
  • Krem do depilacji nóg
  • Krem do depilacji pach i bikini
  • Balsam łagodzący po depilacji

Nagroda pocieszenia:


  • Venus, Żel do golenia
  • Venus, Pianka do golenia
  • Venus, Balsam łagodzący po depilacji
  • Verona, Olive, krem do depilacji
Rozdanie potrwa do 15 stycznia 2014 roku do godziny 23:59.

Obowiązkowym jest tylko obserwowanie bloga przez Bloggera(1 los) lub FB(1 los).

Dodatkowe losy można zgarnąć za:

  • Opublikowanie posta z linkiem do rozdania na FB: 2 losy.
  • Dodanie bloga do blogrolla: 2 losy.
  • Notka z linkiem do rozdania: 2 losy.
  • Dodanie banera z linkiem do rozdania na głównej stronie bloga: 3 losy.
Łącznie można więc zgarnąć 11 losów ;)
Szablon zgłoszenia (zgłoszenia przyjmowane są pod tym postem):
Obserwuję jako:
Obserwuję na FB jako (imię i pierwsza litera nazwiska):
e-mail:
Link do posta na FB: tak/nie (link)
Blogroll: tak/nie (link)
Notka: tak/nie (link)
Baner: tak/nie(link)

Powodzenia!
 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A nagrody z ostatniego rozdania zgarniają:

Kosmetyki Fennel: facehairbodycare

Kosmetyki BBW: Kamila Lyll

Gratuluję i czekam na maila z adresu podanego w zgłoszeniu do 1 stycznia do godziny 11 ;)

 

Egzotyka pachnąca mydłem?



Od żelu pod prysznic wybranego kompulsywnie (bez zwracania uwagi na zawiłości jego składu) oczekuje się zwykle pięknego zapachu i "nie szkodzenia". Jak było z Indian Shower Body Wash wybranym do testów od Bingo Spa ?



Opakowanie: Przeźroczysta butla z dość miękkiego plastiku zamykana na pstryk z transparentną, nieprzesadzoną etykietą.

Pojemność / cena: 500ml / 7,90zł.

Skład:


Mieszanka detergenów anionowych, amfoterycznych, chlorku sodu, glikolu propylenowego, ekstraktów z herbaty, cerwonokrzewu, tataraku, imbiru, bawełny i oleju makadamia.

Konserwowany DMDM-Hydantoiną, zawiera barwnik: uwaga wrażliwcy.

Konsystencja:


Rzadki, przeźroczysty, słomkowy żel.

Zapach: Niczym szare mydło :/

Działanie: Żel ten zmyje absolutnie wszystko :P. Jest środkiem dość mocnym - mam nawet powody uważać, że to on odpowiada za przesuszoną skórę moich łokci obecnie (stosuję balsamy/masła po każdym myciu, więc to raczej nie jest moje zaniedbanie). Oczywiście, tą niedogodność mógłby mi osłodzić piękny zapach, którego jednak... nie ma. Szare mydło w płynie, powiadam! Niemniej, przez swoją "zapachowość" nadaje się jako baza do peelingu kawowego czy innego z dodatkiem olejków zapachowych - nie zmienia odczuć węchowych ani nie maskuje innych pachnideł.

Podsumowując - też żel jest naprawdę bardzo średni :/

Może pokusicie mnie jakimś zapachem żelu pod prysznic czy innego kosmetyku? ;)



"Patentowi" ulubieńcy mijającego (i nie tylko) roku ;)



Koniec roku... Czas podsumowań, postanowień, leczenia po świątecznym obżarstwie :P.

Z gatunku podsumowań - dziś o kosmetykach samorobionych, domowych sposobach pielęgnacyjnych i trikach, które opisałam w mijającym roku i które pozostaną ze mną w roku kolejnym ;). Może zainspiruję kogoś z Was do testów w Nowym Roku? ;)

Pozwolę sobie także przypomnieć "patentowych" ulubieńców roku 2012, bo... nadal z nich korzystam ;)
  • Kremowanie włosów ( KLIK! KLIK! KLIK!)
  • Peeling sodowy (KLIK!)do twarzy.
  • Drożdże (KLIK! KLIK!) jako suplement i kosmetyk.
  • Serum ( KLIK! KLIK! KLIK!) do twarzy.
  • Kostkowy peeling kawowy (KLIK!)
  • Niby - Encanto (KLIK!)
  • Podpinanie włosów po myciu (KLIK!) - i jest objętość, a nie przyklapus pospolitus ;)
  • Kozieradka na włosy (KLIK!) i twarz (KLIK!).
  • Maski bawełniane (KLIK!).
  • Woda micelarna z biosiarką (KLIK!).
  • Skrobia ziemniaczana (KLIK!).
  • Maski przedmyciowe na olej i nie na olej (KLIK!).
Co było Waszym prywatnym "patentowym" odkryciem w mijającym roku? ;)

P.S. Do północy trwa rozdanie, czekam na więcej zgłoszeń :D

Pierniczki, wanilia i daktyle ;) + przyrodnicza ciekawostka



Istnieje kilka produktów, których zapach kocham, za to spożywać... niekoniecznie lubię :P. Zalicza się do nich na pewno kawa, a oprócz tego wszelkie wiktuały waniliowe oraz jakże świąteczne pierniczki korzenne. Przyprawę korzenną mogłabym zapachowo "ćpać", tak samo jak wanilię, natomiast spożycia produktów z nimi nie reflektuję ;).

Nie mogłam się powstrzymać przed wzięciem udziału w testach zestawu od Farmony, zawierającego peeling i balsam do ciała o zapachu korzennych pierniczków z lukrem oraz krem do rąk o zapachu wanilii i indyjskich daktyli.

Balsam


Opakowanie: Butelka z twardego plastiku, poręczna, o działającej na kubki smakowe grafice ;). Zamykana na pstryk, dość delikatny - upadek z niewielkiej wysokości spowodował jego uszkodzenie.

Pojemność / cena: 225ml / 12-14 zł.

Skład:


Znajdziemy w nim mieszankę emolientów, z parafiną i masłem shea na czele. Zawiera także silikon oraz kopolimery. Pod koniec składu pojawia się ekstrakt z imbiru oraz miodu, i inulina.

Konserwowany parabenami, zawiera sporo barwników - uwaga wrażliwcy.

Konsystencja:


Gęsty, beżowy krem.

Zapach: Intensywnie pachnie piernikami :D.

Działanie: Dla mnie jest to typowy balsam codzienny - nie do zadań specjalnych ;). Nawilża, natłuszcza, nie pozostawia oślizgłej warstwy, piernikowy zapach na ciele jest delikatny, po godzinie od aplikacji już niewyczuwalny. Z większymi przesuszeniami (takimi, jakie mam obecnie na łokciach) niestety sobie nie radzi, muszę posiłkować się czymś dużo tłustszym.

Jego największymi zaletami są szybkość wchłaniania (mogę się nim nakremować nawet rano, a już po chwili ubrać się) i zapach - osobiście doznaję węchowego orgazmu :D. Nie należy jednak przesadzać z ilością, bo gdy nałożymy bardzo grubą warstwę może plamić odzież.

Krem do rąk:


Opakowanie: Miękka tuba z waniliowo-daktylową grafiką. Ponownie - dość niesolidny pstryczek.

Pojemność / cena: 100ml (+30 ml) / 7-9 zł.

Skład


Znajdziemy tutaj mieszankę emolientów, m. in.: parafiny, masła shea, olejów: kokosowego, słonecznikowego, wosk pszczeli. Oprócz tego silikony oraz ekstrakt z wanilii i daktyli.

Konserwowany parabenami - uwaga wrażliwcy.

Konsystencja


Dość gęsty, biały krem.

Zapach: Mimo intensywnego "niuchania" nie wyczuwam wanilii, jedynie lekko daktylową, słodką nutę.

Działanie: Zapach mnie delikatnie rozczarował - oczekiwałam rasowej wanilii, której zapach mogłabym czuć wokół siebie, a dodatkowo - jest bardzo nietrwały, dłonie pachną może przez 5 minut od aplikacji. Dłonie nawilża i natłuszcza średnio - to także typ codzienniaka szybkowchłanialnego, bez tłustej warstwy, jednak ze spierzchniętą i popękaną skórą dłoni nie da sobie rady. Należy też uważać na wszelkie zaczerwienienia od zimna "na kostkach" - zaaplikowany na podrażniony rejon wywołuje u mnie lekkie uczucie pieczenia.

Niemniej zadomowił się w mojej torebce, bo doskonale wiecie, jak bardzo nie lubię mieć tłustych rąk :P.

Peeling:



Opakowanie: Solidny, plastikowy słoiczek, odporny na upadki :P. Wygląd opakowań całej tej serii jest bardzo w moim guście.

Pojemność / cena: 225ml / 11-13zł.

Skład: Paraffinum Liquidum, Sucrose, Sodium Chloride, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Petrolatum, Caprylic/Capric Trigliceryde, Silica, Propylene Glycol, Ginger Root Extract, Mel Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane), Inulin Lauryl Carbamate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglicerin, BHA, Parfum, Benzyl Alcohol, Eugenol, Cinnamal, Caramel Colour E150d, CI 16255, CI 19140.

Zawiera m.in. parafinę, cukier, chlorek sodu, trójglicerydy, modyfikowany olej rycynowy, ekstrakty z imbiru, miodu i trzciny cukrowej. Zawiera sporo konserwantów i barwników - uwaga wrażliwcy.

Konsystencja:



Wilgotna, ciemnobrązowa galaretka z drobinkami.

Zapach: Pachnie jeszcze mocniej piernikowo niż balsam! :D

Działanie: Dzięki romansowi z tym peelingiem zrozumiałam to, o czym pisało wiele z Was - tak, już wiem, że po peelingu ciała można mieć na skórze śliską warstwę :P. Mi ona niezbyt przeszkadza, bo każda powłoka okluzyjna na moim ciele od szyi w dół jest na wagę złota, ale zapewne dla wielu z Was nie będzie to efekt pożądany. Peeling nie jest szczególnie "drapiący" - spodziewałam się większej ilości soli i cukru. Efekt złuszczenia nie jest zbyt mocny, ale zauważalny ;).

Nawet nie wiecie, jak bardzo musiałam się powstrzymywać przed spróbowaniem go :O

Podsumowując - bardzo rzadki to przypadek, ale balsam i peeling kupię pewnie jeszcze nie raz dla samego, orgazmicznego zapachu pierników <3. Krem do rąk natomiast plasuje się w mocnych, średnich rejonach mojego rankingu.

Gdyby Was pokusił ten zestaw lub cokolwiek innego z oferty Farmony - pamiętajcie o rabacie obowiązującym do końca roku ;)

https://sklep.farmona.pl/


Lubicie takie "jedzeniowe" zapachy? A może nie możecie ich znieść? ;)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pogoda w tym roku jest ciekawa - na Wielkanoc sporo śniegu i arktyczne zimno, a teraz, w Święta Bożego Narodzenia niewiele brakuje, bym rozłożyła leżaczek i wygrzewała ciało w słońcu...

A oto, co ciekawego przyuważyłam dziś w swoim ogródku:






Czyli nie tylko ja uważam, że jest za ciepło :P






Fiolet w złotym pyle



Miał być brokat na paznokciach na Święta, wyszło jak zwykle - przejadłam się na Wigilii i pomysł z wielowarstwowym manicure upadł :P. Pokazałam do ten pory jeden lakier piaskowy p2, a tak naprawdę spróbowałam już chyba wszystkich i... są to moje ulubione piaskacze ;).

030 Seductive w buteleczce wygląda jak mieszanka drobniutkiego, złotego i fioletowego brokatu. Na paznokciach złoto jest mniej widoczne - pierwsze skrzypce gra fiolet ;). Wykończenie jest bardzo równomiernie chropowate, jednak nie ma niebezpieczeństwa zahaczania o cokolwiek.

Pędzelek ma skrojony idealnie pode mnie - niezbyt szeroki, o odpowiedniej długości. Schnie szybciutko (ekspresowo wręcz), w zasadzie kryje po jednej warstwie (nałożyłam dwie, by podbić intensywność koloru), jego wytrzymałość obija się o 5 dni (nosiłam go już wcześniej ;)), a dodatkowo zmywa się łatwo ;).

Nie ma jednak róży bez kolców - chociaż 11 ml lakieru kosztuje tylko 1,95 euro - niestety, musimy go szukać u sąsiadów w drogeriach DM, sklepach internetowych bądź punktach z chemią niemiecką...








p2 wprowadziło nowe glittery i piaski. 5 egzemplarzy kusi mnie bardzo - chyba zrobię sobie świąteczno - urodzinowy prezent :D.

Jak się Wam podoba? ;)

Powrót do Mikołajek... ;) + życzenia


Drodzy Czytelnicy, na Święta Bożego Narodzenia życzę Wam przede wszystkim spokoju, rodzinnej atmosfery, odpoczynku, pysznego jedzenia (które nie pójdzie tam, gdzie nie chcemy ;)), Good Hair and Face Days oraz wszystkiego tego, czego sami sobie życzycie ;)

By było tematycznie pochwalę się choinką ubraną przez siebie (wiszą na niej nawet około 40-letnie bombki :D ):


Niech się Wam darzy !

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od jakiegoś czasu mam problem z dodawaniem zdjęć na bloga, dlatego jestem prawie 3 tygodnie spóźniona z relacją ze spotkania blogerek z marką Joanna.

Dzień ten jak wiadomo minął pod znakiem Ksawerego (który wielokrotnie przeleciał moją fryzurę - zobaczycie niżej :P), który potrafił przesunąć mnie sam po chodniku... Dotarłam jednak jakoś na ulicę Floriańską, gdzie przez dłuższą chwilę poszukiwałam Lusta Club, gdzie miała odbyć się impreza. Na szczęście spotkałam Iwonkę, a potem odkryłyśmy to "wejście do Narni" :P.

Miałam okazję spotkać się z moimi koleżankami "po blogu", i jak zwykle na tego typu imprezach przegadałam większość czasu z Mavią, szokując otoczenie naszymi rozmowami o lakierach ;)


Organizatorzy uraczyli nas prezentacjami i pokazami fryzjerskimi, dietetycznymi, makijażowymi oraz dotyczącymi nowości wypuszczanych na rynek przez ich markę. Nie zabrakło też konkursów wiedzowo-zręcznościowych, przy których było sporo zabawy ;).






"Czesanie na żywo" ;)



Nie przestanie mnie zadziwiać to, ile wspaniałych osób poznałam dzięki prowadzeniu bloga. Obyśmy częściej miały okazję spotykać się w takim gronie!

Po 1,5 miesiąca, czyli najlepsze decyzje to te nieprzemyślane ;)



1 listopada, jak wiecie, podcięłam kompulsywnie włosy - w zalinkowanym poście możecie zobaczyć, że spadło na podłogę ładnych kilkanaście centymetrów.

Cóż mogę teraz powiedzieć? Jestem niesamowicie zadowolona, moje włosy teraz nie osiągają właściwie stanu Bad Hair Day (chyba, że ich nie domyję z jakiegoś powodu). Zniknął problem z pojedynczymi, "naciągniętymi" lokami, z prześwitami u dołu fryzury, z pojawiającym się czasami "kokodżambo" na głowie ;).

W zamian uzyskałam zwiększoną objętość, wizualne zagęszczenie, lepszy skręt, kształt fryzury i samopoczucie. Teraz mam na głowie rasowy, lokowy pierdzielnik doskonale odzwierciedlający mój charakter i osobowość :D.

Cóż mogę rzec - z własnego doświadczenia polecam obcinać bez zbytniej litości smętne ogonki. Tyle czasu myślałam, że po drastycznym podcięciu chyba się zapłaczę, a wyszło - dokładnie odwrotnie ;).

Idźmy w jakość, nie długość ;)

Tutaj obecny kształt fryzury (kolor mający niewiele wspólnego z rzeczywistością :P):




A tutaj zdjęcia najlepiej oddające mój naturalny kolor włosów:



Teraz mogę zapuszczać loki po stanik :D

Jak jest u Was? Macie coś do podcięcia albo jesteście po "ostrym cięciu"? Może podcinacie końce stopniowo albo myślicie o mocnej zmianie? ;)

P.S. Pamiętajcie o rozdaniu świątecznym :D

Niebieskie piórka


Przyznaję, że do tej pory nie ogarnął mnie szał świątecznych stylizacji, makijażu czy zdobień paznokci. Dziś idę na osiemnastkę mojej bratanicy (sto lat! :D), a na paznokciach wylądował nieświąteczny Golden Rose Impression nr 06.

Seria piórkowa nie pociągała mnie zbytnio, jednak obecnie, dzięki moim wymienniczkom (:*)  posiadam trzy egzemplarze. 06 to masa białych i błękitnych niteczek brokatu zanurzona w bezbarwnym lakierze. Dwie warstwy nałożone na błękitny lakier wyglądają jak na zdjęciach - efekt jest dość szorstki, trójwymiarowy, ale moje rajstopy zniosły spotkanie z tym manicure dzielnie ;). Przyznaję, że stanowi miłą odmianę w mojej piaskowo-kropkowej monotonii. I jest taki... wiosenny, jak pogoda za moim oknem (nie licząc może hulającego wiatru).

Schnie w trymiga, dobrze się trzyma w szale świątecznych przygotowań... aczkolwiek wyczuwam problem z jego zmyciem jutro :P. Zapłacimy za niego 10-12 zł w zależności od miejsca.

Muszę przyznać, że na paznokciach podoba mi się dużo bardziej niż na zdjęciach :P






Macie jakieś lakiery piórkowe w swoich zbiorach? Co na Waszych paznokciach królować będzie w Święta?

Ja się jeszcze zastanawiam, ale pewnie skończy się na jakiejś kropkowej Delii :D

Kumulacja listopadowa



Moje opóźnienia w podsumowaniu miesięcy chyba nikogo już nie dziwią :P. Cóż, jakoś ciężko zebrać mi zdjęcia zakupowe w jednym czasie ^^.

Dzisiejszy post byłby mocno monotematyczny jeśli chodzi o same zdobycze, jednak postaram się trochę tą jednostajność przełamać ;).

Cóż wpadło w moje łapki w miesiącu z liśćmi w nazwie? A no...

... pierdyliard lakierów :P. Znakomita ich większość pochodzi z wymiany z Dziewczynami z mojego ukochanego wizażowego wątku, część kupiłam:



 Wibo Wow: dwa lakiery piaskowe (jeden kupiłam, jeden z wymianki) oraz top (rossmannowska promocja 4,59 zł/szt.)


Lovely Blink Blink: po 4,19 zł/szt (kupiłam)


Golden Rose: Rich Color + 2 x Classic Glamour (wymianka)


Lakiery Life z Superpharm (3,5-5 zł), na zdjęciu brak czerwonego kropkacza (kupione).


3 x Miyo Mini Drops + 2 x Mini Max + Hean (wymianka).


2 x Essence (wymianka), 2 x Sensique (jeden kupiony, drugi - wymianka), Wibo, Catrice (wymianka).


Virtual, 2 x Magic Visage, Sensique, Delia, Virtual, 2 x My Secret - oprócz piaska wszystkie z wymianki.

38 sztuk, sporo... Z całego serca dziękuję Paulinie za paczkę, która całkowicie trafiła w mój lakierowy gust - Kochana, jesteś wielka :*

Postanowienie noworoczne - wyrabiać się z podsumowaniami miesiąca (taaa... :P).


Dzisiejszego jakże pięknego dnia wybrałam się w końcu na święta do domu. 1,5 h spędzone w busie zaowocowało pięciokrotnym odsłuchaniem "Last Christmas", a przecież... jeśli chodzi o tego typu utwory to zniosę tylko jeden. Ba, nawet go uwielbiam:


Prezentami mikołajkowo - świątecznymi chciałam pochwalić się podczas kolejnej kumulacji, jednak muszę pokazać Wam mój nowy kubek, otrzymany podczas wigilii zespołowej - jest wręcz epicki! :D




Pamiętacie jeszcze, jak minął Wam listopad? Jak idą przygotowania świąteczne? Ja właśnie kończę sprzątanie, chociaż... spożywanie smakołyków rozpoczęłam już dziś :P