Zbiór zdarzeń różnych...



W ostatnim czasie odwiedziłam kilka drogerii - większość z nich to Rossmanny odwiedzone w czasie akcji "tour de Ross" w ramach poszukiwań błota z Morza Martwego na promocji. Odwiedziłam też mniej sieciową drogerię. W czasie mojego latania po Krakowie złapał mnie konkretny deszcz, a jak wiadomo: Kaścysko parasola nie nosi - i musiało ulewę gdzieś przeczekać :P. Moje drogeryjne wycieczki zaowocowały ciekawymi sytuacjami, a o dwóch chciałabym Wam opowiedzieć.

Pierwsza - absolutnie piekielna, o której wspominałam Wam już na Fanpage. Skończył mi się mój ulubiony, różowy bezacetonowy zmywacz Isany, a każda lakieromaniaczka wie, że takie braki należy uzupełniać w trybie pilnym :P. Poniedziałkowego poranka stawiłam się więc w moim najbliższym Rossie, a skoro już przybyłam to udałam się na mały research między półkami (w ten sposób dowiedziałam się, że błotko jest na promocji, ale przywitała mnie świecąca pustką półka).



Oczywiście trafiłam także do szaf z kolorówką (a nuż pojawiła się jakaś interesująca nowość lakierowa... :P). "Na kolorówce" oprócz mojej osoby była jeszcze jedna pani, w wieku około 30stu lat. To było najszybsze otwarcie pełnowartościowego błyszczyka Miss Sporty, machnięcie nim na dłoni i pomalowanie ust w historii chyba (kilka sekund dosłownie).

Moja reakcja i pogadanka o opryszczce (zauważyłam, że to jakoś najlepiej działa :P) po początkowym turbooburzeniu spowodowała zakup wymacanego kosmetyku.

Jak widać macanie w czasie pozapromocyjnym jest tylko mniej nasilone, nie wymiera całkowicie.

Kolejna sytuacja mnie rozbawiła, za to druga strona chyba nie będzie jej wspominać dobrze :P. Złapał mnie deszcz w okolicach pewnej drogerii, więc skorzystałam z pretekstu do wejścia (:P). Chodziłam sobie bez celu między półkami, gdy podeszła do mnie jedna z pracownicy z pytaniem: "W czym pomóc?", więc grzecznie podziękowałam (cenię sobie samotność w zakupach drogeryjnych :P).

Pani jednak ciągle siedziała mi na ogonie, co jednak potrafię ignorować (ochroniarze z Rossa już mnie do tego przyzwyczaili :P). Wzięłam tester jakiejś odżywczej mgiełki do ciała by sprawdzić jej zapach, na co pani za mną: "Bardzo dobry wybór, sama natura, żadnych konserwantów i parabenów". 
Na takie dictum najpierw uśmiechnęłam się pod nosem (bo ekomaniaczka ze mnie żadna), a następnie wręcz musiałam sprawdzić skład, bo z zasady nie wierzę na słowo :P.

Patrzę i widzę zarówno parabeny (których przeciwniczką nie jestem, porównywałam po prostu słowa ekspedientki z rzeczywistością) jak i konserwanty (i to nie takie, które mogą znaleźć się w kosmetyku naturalnym). Bardzo grzecznie mówię więc Pani, że zachwalany przez nią kosmetyk zawiera obie grupy substancji o których wspominała. 

Pani poszła jednak w zaparte, twierdząc, że "co Pani może o tym wiedzieć" (w tym momencie zrobiło mi się już bardzo wesoło + pogratulowałam w myślach podejścia do klienta :P). Skoro tak, to zapytałam, czy może mi pokazać, pod jakimi nazwami kryją się parabeny w składzie INCI (akurat je nietrudno zlokalizować, końcówka -paraben w nazwie). Pani rzuciła okiem na skład, stwierdziła "że przecież nie ma!" i oddała mi tester. 

Cóż, pokazałam jednak ekspedientce, że są, co skończyło się na złorzeczeniu mi do 10go pokolenia pod nosem (i moim rozbawieniem, bo wredne babsko przecież ze mnie :P). Tak, wiem, byłam piekielną klientką, jednak wyznaję zasadę, że płaci się za dobrze wykonaną pracę, a nie za wciskanie nieprawdy. Jest też różnica między osobą, która przyznaje się do nieznajomości tematu a taką, która idzie w zaparte. 

Naprawdę nie uważam, że ekspedientki powinny biegle czytać skład INCI, jednak jeśli mówią, że coś jest "bez czegoś" to powinna być to informacja sprawdzona (bo przecież nie muszą mówić czegoś takiego) ;). Można zachęcić kogoś do zakupów bez wchodzenia w niuanse składowe. A co do podejścia do klienta - w końcu każdy może mieć zły dzień, może akurat na taki trafiłam ;).

Kończąc z sytuacjami żartobliwymi i piekielnymi przejdę do pewnej kwestii często poruszanej przez Was w mailach. Wielu z Was pytało mnie o preparat Hair Medic Hair Conditioner (preparat na wypadanie i porost włosów - i w zasadzie dzięki Wam się o nim dowiedziałam) oraz o moje zdanie na jego temat. Tak się złożyło, że będę mieć okazję go dla Was wypróbować i wyrobić sobie własną opinię o nim ;). Dodatkowe zaskoczenie - w paczce z kosmetykiem znalazłam przepyszne czekoladki (taaa... jako naczelny słodyczoholik RP pochłonęłam już wszystkie :P):


Dla osób zainteresowanych tym preparatem mam też 10% rabatu i darmową wysyłkę, wystarczy przejść do sklepu korzystając z baneru:

www.blog.hair-medic.eu/blogspotofspedpdfreerb



Teraz czekają na mnie truskawki wprost z ogródka, domowa pizza, napój miętowy (w przygotowaniu :P) i dziecioterapia z chrześniakami <3

Spotkały Was ostatnio jakieś dziwne historie kosmetyczne? Może poznałyście jakieś nowe "zabobony"? ;)


Komentarze

  1. Takie ekspedientki myślą że są najmądrzejsze ;P a jak im się zwróci uwagę to najchętniej by pogryzły :P widywałam już takie niestety

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama też widuję takowe dość często, ale ta była chyba najbardziej jaskrawym przykładem ;)

      Usuń
  2. Poziom wiedzy pań, które sprzedają kosmetyki, jest często godny pożałowania... Ale to nie jest temat mojego komentarza. :P Bardziej mnie interesuje co to za napój miętowy. Zwykła woda z listkami mięty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mięta zmiksowana w blenderze z wodą i miodem, potem odcedzona ;)

      Usuń
  3. Obśmiałam się jak norka! :) Dobrze zrobiłaś sprowadzając ją do parteru ;) Jeśli coś zachwalają, powinny wiedzieć o czym mówią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo używać innych argumentów ;)

      Miło mi, że poprawiłam Ci humor :D

      Usuń
  4. Śmiać mi się chce z powodu tej ekspedientki. ; D u mnie w Rossmannie takich pełno. ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat w Rossmannie się z takimi nie spotkałam ;)

      Usuń
  5. Zauwazylam ze moje wlosy w bardzo jasnym pomieszczeniu w luatrze wygladaja na suche brzydkie i spuszone zas w pomieszczeniu typu lazienka bez okien z mocnym swiatlem z zarowki wrecz przeciwnie - sa o wiele ladniejsze i wygladaja na zdrowe i nawilzone. Dlaczego tak jest, spotkalas sie kiedys z czyms takim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to akurat wina światła - w windzie w swoim bloku mam takie światło, że zawsze wyglądam koszmarnie (cera, włosy, wszystko :P).

      Usuń
  6. Sama byłąm tak przekleta przez panią w drogerii kiedy próbowała wcisnąć komuś produkt. Dziewczyna podchodzi do pani i pyta czy znajdzie jej szampon bez silikonów. Pani wzieła jakisz szampon popatrzyła na skład (o dziwo) i wreczyła dziewczynie mówiąc, że ten jest bezsilikonowy Nie mogłam sie godzić na takie podejscie więc mówię dziewczynie, że nie ma braćć tego szamponu bo ma silikon, a chyba nie chce takiego. Pani ze sklepu oburzona naskoczyla na mnie skad ja niby wiem takie rzeczy i generalnie jaj ja w ogole smie podważać jej kompetencje. To jej odpowiedziaam, że silikon nie widnieje tylko pod nazwą silikon (tamten szampon miał chyba jakąś pochodną dimethicone). Generalnie spojrzenie miało mnie zabić. Więc odwróciłam się na pięcie i wyszlam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mnie denerwują panie, które natarczywie oferują swoją pomoc, a sytuacja z parabenami o której wspomniałaś to już naprawdę masakra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rozumiem, że jest to ich praca, ale lubię, jak ekspedientka szanuje moje decyzje dotyczące samotnych zakupów ;)

      Usuń
  8. Jest taka drogeria, w której non stop ktoś chce pomagać ;D I myślę, że każda z nas wie o jaką chodzi ;D Aczkolwiek lubię tam przychodzić i długo oglądać zawartość półek ;)

    A ja miałam kiedyś taką sytuację- zapytałam ekspedientkę o najjaśniejszy odcień korektora ( wiem, że mogłam wcześniej to sprawdzić ale niestety nie miałam jak a korektora potrzebowałam na już) i pani wcisnęła mi kolor, który wcale nie był najjaśniejszy. Czego swoją drogą dowiedziałam się od razu po powrocie do domu, testując go. No a na drugi dzień kiedy już uzyskałam możliwość sprawdzenia co i jak przekonałam się, że pani pojęcia o tym nie miała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakiej? ;)

      O, to też niezbyt profesjonalne ze strony obsługi było...

      Usuń
    2. W Hebe;) Uwielbiam tam przychodzić, ale męczą mnie czasem panie które podchodzą co 5 minut ( za każdym razem inna) i pytają w czym mogą pomóc;) Rozumiem, że taką maja pracę ale czasem jest to męczące;)

      Usuń
    3. Akurat w moim Hebe nie jest tak "męcząco", za to w Naturze w pobliżu mojego domu rodzinnego - o tak! Opędzić się nie sposób xD

      Usuń
  9. Kurczę, masakra. Sama doradzam klientom przy zakupie kosmetyków, ale nie przyszłoby mi nigdy do głowy, żeby tak strasznie kłamać na temat produktu (no bo jest to oszukiwanie klienta) i jeszcze brnąć w zaparte. Jakby mi się coś takiego zdarzyło to tylko dlatego, że się pomyliłam czy coś i na pewno bym przeprosiła. Zachowanie pracownicy było karygodne! Nie ma ona prawa podważać umiejętności klienta czy jego wiedzy, nie ma prawa nawet tego skomentować. Ochhhh...:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że zbyt miła nie była, ale akurat mnie to rozbawiło. Tyle, że ja mam dziwne poczucie humoru :P

      Usuń
    2. To zazdroszczę, bo ja bym się zdenerwowała.

      Usuń
    3. Życie nauczyło mnie wręcz nadmiernej cierpliwości. W zasadzie to powoli moja wada :P

      Usuń

Prześlij komentarz