DIY: Cassia - maseczka na twarz ;)



Zdarza się Wam czasami narobić czegoś za dużo? Mnie się zdarza to notorycznie z miksami przedmyciowymi na włosy. Jak się rozpędzę, to wychodzi mi ponad dwie łyżki mazidła i dobroci wręcz nie mieszczą się na włosach :P. Ba, zdarza mi się to nawet wtedy, gdy dany rytuał mam opracowany w pełni. 

Niby wiem, że płaska łyżeczka Cassii wystarczy mi do jednej porcji glossa (o Cassii znajdziecie sporo TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ), ale zdarzyło mi się nabrać czubatą i... wyszło z tego coś fajnego ;).


Cassię do włosów przygotowałam zalewając proszek gorącą wodą (do konsystencji gęstej śmietany) i pozostawiłam do ostygnięcia. Po jakiś 10 minutach dodałam do całości sok z połowy cytryny i... stwierdziłam, że powstałą papką obdzieliłabym jeszcze drugą włosomaniaczkę :P. Przypomniało mi się jednak, że kiedyś czytałam o stosowaniu Cassii na twarz. Szybciutko odświeżyłam więc swoją wiedzę i nadmiar mieszanki zaaplikowałam dość niestandardowo. Trzymałam całość przez 20 minut:


Oczywiście - miałam obawy co do zostania "żółtą twarzą" po zmyciu mieszanki, jednak do niczego takiego nie doszło ;). Mieszanka zmyła się zacnie, a w przeciwieństwie do glinek - nie wymaga spryskiwania w czasie noszenia (nie zasycha w tym czasie w skorupę). Pozostawia skórę odświeżoną, matową i bardzo przyjemną w dotyku, a na dodatek przyspiesza gojenie wszelkich zmian zapalnych. To całkiem wygodne rozwiązanie - Cassia pozwala uzyskać efekty jak po glince zielonej bez konieczności zraszania maski i bez groźby wysuszenia (nawet z dodatkiem soku z cytryny ;)). 

Ciekawa jestem, czy z czasem, dzięki dodatkowi cytryny, moje pojedyncze piegi ulegną rozjaśnieniu ;). Próbowałam także tej mieszanki bez cytryny i efekty po zmyciu były bardzo podobne. Podoba mi się kilkudniowy efekt zmatowienia  po jej zastosowaniu - pomaga mi w opanowaniu świecenia mojej tłustej cery i przedłuża dzięki temu trwałość makijażu.

Obecnie za każdym razem, gdy planuję zabawy włosowe z Cassią (co 2-3 tygodnie) nakładam ją też na twarz - niemniej jednak osobom o bardzo jasnej cerze polecam ostrożność - możliwe są zażółcenia skóry nawet pomimo tego, że ja ich nie doznaję ;). W zasadzie jestem tym faktem bardzo zaskoczona ;).

Obecnie myślę o przetestowaniu innych indyjskich ziółek na twarzy: Hesh z płatków róży, skórki pomarańczy, cytryny, Skin Life czy Neem Tone. Macie z nimi jakieś doświadczenia i polecicie mi coś podobnego na początek? ;)

Komentarze

  1. Jeszcze nie miałam styczności :) Ale ja mam właśnie mega jasną cerę, więc może nie powinnam iść w tym kierunku :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za zbieg okoliczności - właśnie czytałam u Aliny o kosmetykach z Neem, zaciekawił mnie temat, a w oko wpadła antybaketryjna maska Khadi z neem właśnie, ale jak zerknęłam na cenę, to pomyślałam, że może po prostu poszukam neem w formie proszku i dodam do glinki albo spiruliny. Po poszukiwaniach w necie znalazłam właśnie tę Neem Tone i mam ochotę spróbować :)
    Obawiam się nie tyle zmiany koloru twarzy, ile podrażnienia taką ilością ziół... Ale coś, co działa podobnie do glinek (czy spiruliny) a zmywa się dużo łatwiej i nie zasycha brzmi zacnie, chyba się skuszę :)

    Gdybyś miała jakieś doświadczenia z tą Neem Tone daj znać, chętnie poczytam. Jak się odważę i kupię, to też się podzielę wrażeniami :)

    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie dziel się wrażeniami ;) Mam ostatnio jakąś fazę na maseczki ;)

      Usuń
  3. Wyglądasz... zjawiskowo-przerażająco ale wierze, że takie maski sa właśnie najlepsze

    OdpowiedzUsuń
  4. Dostałam od cioci glinkę z Morza Martwego (pure natural), która była na wycieczce w tamtych rejonach. Kascysko, jak mam ją rozrabiać i do czego nadaje się najlepiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozrabiasz z wodą, nadaje się do cery mocno zanieczyszczonej, ale uważaj - to środek naprawdę mocny i potrafi podrażnić ;)

      Usuń
    2. Hihi, właśnie przeczytałam swój komentarz i nadaje się on do humoru zeszytów. Niezgodność podmiotów! Oczywiście miałam na myśli, że ciocia była na wycieczce, nie glinka, a w dalszej części chcę rozrabiać glinkę, nie ciocię. :P

      Usuń
  5. A ja głupia nakładałam całą hennę na włosy, bo nie miałam pojęcia co zrobić z resztą, która mi została, a żal mi było wyrzucić! dobrze wiedzieć, że mogę ją nałożyć na ryjka!:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Też bym się bała, zafarbowania skry. Ale skoro już przetestowane, to why not? Strasznie twarzowe zdjęcie z tą maską. Też sobie takie trzasnę ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czy inaczej uważaj - mnie się udaje, ale nie wiem co będzie u innych xD

      Usuń

Prześlij komentarz