Podkład, puder i kabuki - makijaż mineralny ;)



Wątek makijażu mineralnego pojawił się w moim pielęgnacyjnym życiu dość dawno temu. Początki były jednak ciężkie i zniechęcające - ze względu na totalny brak techniki i odpowiedniego sprzętu (czytaj - pędzla) efekt po aplikacji minerałków pozostawiał bardzo wiele do życzenia :/. Gdy otrzymałam od sklepu Costasy propozycję testowania kosmetyków Lily Lolo wzbraniałam się rekami i nogami przed testami podkładu ("bo nie umiem go nakładać, nie wychodzi mi..."). Po otrzymaniu "złotych filmików instruktażowych" oraz pomocy w doborze odcienia doszłam jednak do wniosku, że byka trzeba brać za rogi ;).




Krem BB czy baza pod makijaż?




Kremy BB są w zasadzie podstawą mojego makijażu. Na dzień są dla mnie idealnym rozwiązaniem: wiele do ukrycia nie mam, potrzebuję wyrównania kolorytu, a one mi to zapewniają ;). Poszukuję produktów o odpowiednim składzie, które nie pogorszą stanu mojej cery. Czy BB Cream Light Lily Lolo otrzymany od Costasy spełnił te wymagania?




Mineralne cienie do powiek - wybór dla wymagających ;)



Rozwijam się makijażowo ;). Bardzo długo etapem nie do przejścia dla mnie był makijaż oczu ambitniejszy niż tylko "eyeliner + tusz". Dlaczego? Moje powieki należą do tych wybitnie tłustych i wszystkie cienie, których używałam do tej pory w maksymalnie dwie godziny wyprowadzały się z rejonów im przynależnych (nawet przy wykorzystaniu bazy). Zniechęciło mnie to do dalszych prób na długo, jednak nie mogłam się oprzeć chęci przetestowania palety Laid Bare Eye Palette Lily Lolo od Costasy.




Produkt świetny, ale...



Maskara - moja nieodłączna przyjaciółka. Mam "blond rzęsy", których końcówek w wersji naturalnej nie widać, bo... są białe :P. Warstwa tuszu sprawia, że "mam firanki" i zwyczajnie lepiej się czuję ;). Sprawdzam wiele różnych tego typu produktów, a w ostatnim czasie w mojej kosmetyczce zawitała Naturalna maskara Lily Lolo w ramach współpracy z Costasy.






Odżywienie ust z delikatnym kolorem ;)



Zima, zima, zima, pada, pada... deszcz? :P. Niezależnie od tego, jak bardzo niezimową pogodę mają niektórzy z nas za oknem (w tym ja), to jednak moje usta wiedzą, jaka jest pora roku. Bardzo ciężko jest mi je utrzymać w dobrym, niewysuszonym stanie, a i korzystanie z kosmetyków kolorowych jest w tym przypadku utrudnione. Obecnie bardzo dobrze sprawdza się u mnie szminka Lily Lolo, a dzięki Costasy miałam także okazję spróbować ich błyszczyka w odcieniu Clear.




Brzoskwiniowa miłość ;)



Moja relacja ze szminkami innymi niż ochronne śmiało mogłaby mieć status "to skomplikowane". Usta me są jednym z najbardziej wymagających rejonów mojego ciała. Niestety, sporo"sztyftowych" kolorowych kosmetyków przeznaczonych do tych rejonów w dłuższej perspektywie pogarszało ich wygląd. Tak bardzo jednak chcę w końcu znaleźć pomadki, która nie zrobią mi z ust jesieni średniowiecza, że mimo sporej dozy sceptycyzmu podejmuję próby odkrycia perełek w tej materii. W ten oto sposób moją kosmetyczkę w ramach testów ze sklepem Costasy zasiliła szminka Lily Lolo Demure.