Zielona glinka Cattier w paście - hit czy kit?



Nie wszyscy posiadamy gen małego (albo i większego :P) chemika. Nie każdy z nas ma chęć na mieszanie jakiegokolwiek kosmetyku przed jego użyciem, nawet jeśli ten proces sprowadza się do dodania wody do proszku ;). Sama czasami nie mam na to ochoty - na szczęście dość rzadko. W takich przypadkach z pomocą przychodzą glinki w formie pasty, gotowe do nałożenia na twarz. Przykładem takiego produktu jest Zielona glinka w paście Cattier.


Glinka zapakowana jest w miękką, plastikową tubę. Ze względu na konsystencję samego produktu nie jest to najlepsza opcja. Pastę ciężko wycisnąć, słoik w tym przypadku sprawdziłby się lepiej. Etykiety są ładne, nieprzesadzone i estetyczne, a samo opakowanie - trwałe.
100g kosztuje 18,80zł.

Skład:


Produkt ten nie jest czystą, zieloną glinką w formie pasty. Jej głównym składnikiem jest glinka kaolinowa (porcelanowa), dalej znajdziemy glinkę zieloną, minerał:montmorylonit, humenktant i emolient. Pasta jest produktem naturalnym w pełni.

Pasta jest bardzo gęsta, szarozielona i stosunkowo "sucha". Pachnie ziemiście, typowo jak dla glinek ;).


Nakładałam ją na zwilżoną skórę na 20 minut, po czym zmywałam (łatwa sprawa, jeśli glinka nie wyschła na skórze). Myślę, że ze względu na zawartość glinki porcelanowej pasta wymaga bardzo intensywnego zwilżania w czasie jej trzymania na skórze - zasycha w trymiga, a nie tego jednak oczekujemy ;). 

Ładnie oczyszcza cerę, w przypadku tłuściochów takich jak ja pozwala przez 2-3 dni od aplikacji przedłużyć okres "nie świecenia się". Przyspiesza gojenie niedoskonałości i ogólną regenerację skóry, jednak nie należy spodziewać się po niej szokująco dobrych efektów. Określiłabym ją jako kosmetyk "basic", nie do zadań specjalnych.

Próbowałam też zaaplikować ją na skórę głowy, ale... jest za gęsta. Wszystko zostało mi na włosach xD. Pod tym względem jestem chyba antytalentem.

Nie ukrywam też, że jej cena jest dość wysoka jak na glinkę (zapewne ze względu na w pełni naturalny skład).

A teraz ogr Fiona na dziś :P.


Glinki w paście to ciekawe rozwiązanie, jednak w tym przypadku lepiej sprawdza się u mnie wersja samorobiona: glinka zielona w proszku + woda. Dodatkowo mogę też dobrać rzadszą konsystencję.

Macie jakieś doświadczenia z glinkami? A może planujecie takowe?

Komentarze

  1. Lubię glinki są bardzo korzystne dla skóry twarzy;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię glinki, w paście też miałam okazję stosować i fajnie się sprawdziła

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również wolę wersje robione własnoręcznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię maseczki z glinką :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też miałam żółtą i zieloną w takiej samej formie ale innej marki, nie lubię rozrabiać glinek sypkich.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię glinki i miałam parę w swoim posiadaniu :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę w końcu wypróbować jakąs glinkę, bo nigdy jeszcze nie miałam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam glinki, ale rzadko sięgam po gotowe maseczki. Lubię sobie rozrobić ten proszek, poza tym wtedy taniej wychodzi. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, ale rozumiem tych, którzy mieszać nie chcą ;)

      Usuń
  9. Zielona glinka raczej nie dla mnie. Tej marki mam białą. Z peelingującymi drobinkami. I jestem z niej zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja przygoda z glinkami dopiero się zaczyna, mam glinkę białą w proszku i od niedawna zaczęłam regularne stosowanie. Świetnie koi i uspokaja moją cerę, redukuje świecenie. Na razie same plusy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja jakoś nie lubię maseczek, bo potem tylko mam wypryski :/

    OdpowiedzUsuń
  12. Myslalam ostatnio o glince i chyba zainwestuje xd a jak często jej uzywasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2-3 razy w tygodniu, ale mam tłustą i pancerną cerę ;)

      Usuń
  13. Mi by było szkoda kasy...złotówa się we mnie odzywa :D
    Zdecydowanie wolę dolać wody do proszku i mieć 100% naturalu w cenie paru groszy (dosłownie) :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie stosowałam takiej gotowej glinki. Mam taką w proszku z Mokosh :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo lubię zielone glinki :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja jednak wolę sobie sama pomieszać :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja ostatnio nakładałam glinkę anapską białą wymieszaną z wodą ;) dodałam do niej jeszcze sowitą część sorbitolu, niestety glinka wyschła w swoim standardowym tempie ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Miałam i lubiłam, głównie za wygodę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Odpowiedzi
    1. Przez internet lub na dozie z odbiorem stacjonarnym ;)

      Usuń
  20. Ciekawa glinka! Szkoda tylko, że dużo kosztuje, a w zasadzie nie jest jakaś niebywała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glinki w paście ogólnie drożej wychodzą, ale są alternatywą dla tych, którzy nie chcą mieszać ;)

      Usuń
  21. Wolę puder, maseczka aż tak trudne w przygotowaniu i nawet zdarza mi się mieszać na dłoni :D
    W ogóle przygodę z glinkami zaczęłam od maseczki z glinką z Avonu!

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo lubię glinki, miałam ich już wiele, obecnie używam Ghassoul, ale muszę poprawić swoją regularność. Mieszam ją zazwyczaj z białą i spiruliną, dodaję wit. B3 i all-in-one, czasem coś innego i zalewam hydrolatem.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wolę jednak zwykłe glinki w proszku, najchętniej czerwoną i żółtą. Właśnie, takie glinki mogą zastąpić peeling? Bo nie stosuję i zastanawiam się czy one dostatecznie złuszczają, myślałam, żeby skusić się na Ziaję lub Apis Żurawinowy, masz porównanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezbyt, ale też nie każda cera w ogóle potrzebuje peelingu. Apis Żurawinowy zmienił skład, może zainteresuje Cię Purederm z Hebe ;)

      Usuń

Prześlij komentarz