Zielona glinka Cattier w paście - hit czy kit?
Nie wszyscy posiadamy gen małego (albo i większego :P) chemika. Nie każdy z nas ma chęć na mieszanie jakiegokolwiek kosmetyku przed jego użyciem, nawet jeśli ten proces sprowadza się do dodania wody do proszku ;). Sama czasami nie mam na to ochoty - na szczęście dość rzadko. W takich przypadkach z pomocą przychodzą glinki w formie pasty, gotowe do nałożenia na twarz. Przykładem takiego produktu jest Zielona glinka w paście Cattier.
Glinka zapakowana jest w miękką, plastikową tubę. Ze względu na konsystencję samego produktu nie jest to najlepsza opcja. Pastę ciężko wycisnąć, słoik w tym przypadku sprawdziłby się lepiej. Etykiety są ładne, nieprzesadzone i estetyczne, a samo opakowanie - trwałe.
Skład:
Produkt ten nie jest czystą, zieloną glinką w formie pasty. Jej głównym składnikiem jest glinka kaolinowa (porcelanowa), dalej znajdziemy glinkę zieloną, minerał:montmorylonit, humenktant i emolient. Pasta jest produktem naturalnym w pełni.
Nakładałam ją na zwilżoną skórę na 20 minut, po czym zmywałam (łatwa sprawa, jeśli glinka nie wyschła na skórze). Myślę, że ze względu na zawartość glinki porcelanowej pasta wymaga bardzo intensywnego zwilżania w czasie jej trzymania na skórze - zasycha w trymiga, a nie tego jednak oczekujemy ;).
Ładnie oczyszcza cerę, w przypadku tłuściochów takich jak ja pozwala przez 2-3 dni od aplikacji przedłużyć okres "nie świecenia się". Przyspiesza gojenie niedoskonałości i ogólną regenerację skóry, jednak nie należy spodziewać się po niej szokująco dobrych efektów. Określiłabym ją jako kosmetyk "basic", nie do zadań specjalnych.
Próbowałam też zaaplikować ją na skórę głowy, ale... jest za gęsta. Wszystko zostało mi na włosach xD. Pod tym względem jestem chyba antytalentem.
Nie ukrywam też, że jej cena jest dość wysoka jak na glinkę (zapewne ze względu na w pełni naturalny skład).
A teraz ogr Fiona na dziś :P.
Glinki w paście to ciekawe rozwiązanie, jednak w tym przypadku lepiej sprawdza się u mnie wersja samorobiona: glinka zielona w proszku + woda. Dodatkowo mogę też dobrać rzadszą konsystencję.
Macie jakieś doświadczenia z glinkami? A może planujecie takowe?
Lubię glinki są bardzo korzystne dla skóry twarzy;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że u Ciebie się sprawdzają ;)
UsuńLubię glinki, w paście też miałam okazję stosować i fajnie się sprawdziła
OdpowiedzUsuńA jakie "kolory" konkretnie stosowałaś?
UsuńJa również wolę wersje robione własnoręcznie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem ;)
UsuńBardzo lubię maseczki z glinką :)
OdpowiedzUsuńOoo, to podobnie jak ja :D
UsuńTeż miałam żółtą i zieloną w takiej samej formie ale innej marki, nie lubię rozrabiać glinek sypkich.
OdpowiedzUsuńI ja w początkach miałam problem ;)
UsuńBardzo lubię glinki i miałam parę w swoim posiadaniu :-)
OdpowiedzUsuńJakie? ;)
UsuńMuszę w końcu wypróbować jakąs glinkę, bo nigdy jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę? ;)
UsuńUwielbiam glinki, ale rzadko sięgam po gotowe maseczki. Lubię sobie rozrobić ten proszek, poza tym wtedy taniej wychodzi. ;D
OdpowiedzUsuńPrawda, ale rozumiem tych, którzy mieszać nie chcą ;)
UsuńZielona glinka raczej nie dla mnie. Tej marki mam białą. Z peelingującymi drobinkami. I jestem z niej zadowolona.
OdpowiedzUsuńZ drobinkami na twarzy mi nie po drodze ;)
UsuńMoja przygoda z glinkami dopiero się zaczyna, mam glinkę białą w proszku i od niedawna zaczęłam regularne stosowanie. Świetnie koi i uspokaja moją cerę, redukuje świecenie. Na razie same plusy :)
OdpowiedzUsuńCzuję, że na tej jednej nie poprzestaniesz ;)
Usuńja jakoś nie lubię maseczek, bo potem tylko mam wypryski :/
OdpowiedzUsuńPo wszystkich?
UsuńMyslalam ostatnio o glince i chyba zainwestuje xd a jak często jej uzywasz?
OdpowiedzUsuń2-3 razy w tygodniu, ale mam tłustą i pancerną cerę ;)
UsuńMi by było szkoda kasy...złotówa się we mnie odzywa :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę dolać wody do proszku i mieć 100% naturalu w cenie paru groszy (dosłownie) :))
Mi czasami jednak mieszanie działa na nerwy xD
Usuńja jakoś za glinkami nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńMalinowe Ciasteczka
Rozumiem, nie wszystko jest dla wszystkich ;)
UsuńNie stosowałam takiej gotowej glinki. Mam taką w proszku z Mokosh :)
OdpowiedzUsuńI jak się sprawdza? ;)
UsuńBardzo lubię zielone glinki :-)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńJa jednak wolę sobie sama pomieszać :)
OdpowiedzUsuńRozumiem i to podejście ;)
UsuńJa ostatnio nakładałam glinkę anapską białą wymieszaną z wodą ;) dodałam do niej jeszcze sowitą część sorbitolu, niestety glinka wyschła w swoim standardowym tempie ;)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam xD
UsuńMiałam i lubiłam, głównie za wygodę :)
OdpowiedzUsuńO to to :D
Usuńgdzie można ją kupić?;)))
OdpowiedzUsuńPrzez internet lub na dozie z odbiorem stacjonarnym ;)
UsuńCiekawa glinka! Szkoda tylko, że dużo kosztuje, a w zasadzie nie jest jakaś niebywała!
OdpowiedzUsuńGlinki w paście ogólnie drożej wychodzą, ale są alternatywą dla tych, którzy nie chcą mieszać ;)
UsuńWolę puder, maseczka aż tak trudne w przygotowaniu i nawet zdarza mi się mieszać na dłoni :D
OdpowiedzUsuńW ogóle przygodę z glinkami zaczęłam od maseczki z glinką z Avonu!
Początki mamy podobne ;)
UsuńBardzo lubię glinki, miałam ich już wiele, obecnie używam Ghassoul, ale muszę poprawić swoją regularność. Mieszam ją zazwyczaj z białą i spiruliną, dodaję wit. B3 i all-in-one, czasem coś innego i zalewam hydrolatem.
OdpowiedzUsuńWolę jednak zwykłe glinki w proszku, najchętniej czerwoną i żółtą. Właśnie, takie glinki mogą zastąpić peeling? Bo nie stosuję i zastanawiam się czy one dostatecznie złuszczają, myślałam, żeby skusić się na Ziaję lub Apis Żurawinowy, masz porównanie?
OdpowiedzUsuńNiezbyt, ale też nie każda cera w ogóle potrzebuje peelingu. Apis Żurawinowy zmienił skład, może zainteresuje Cię Purederm z Hebe ;)
Usuń