Radical, Serum wzmacniająco-regenerujące do włosów osłabionych i wypadających - porostowy przyjemniak :D
Zwykle jakoś w końcówce sierpnia zaczyna się dla mnie okres przesilenia jesiennego, który swoje apogeum w postaci sennych dwóch tygodni ma właśnie teraz :D. Gdybym mogła to spałabym ciągle i w każdym ułożeniu. Do tego zwykle cierpię na zwiększone, sezonowe wypadanie włosów, które nigdy nie jest niczym miłym. W tym roku, aby przeciwdziałać, wdrożyłam na początku sierpnia do pielęgnacji Serum wzmacniająco-regenerujące do włosów osłabionych i wypadających z serii Radical od Farmony, w które zaopatrzyłam się przy okazji jednej z promocji w Rossmannie. Powiem Wam tyle - warto było :D. Dawno temu używałam innego "radicalnego" cuda na porost włosów - z linii Med (KLIK!).
Miękka tuba jest całkiem znośnym rozwiązaniem, ale bardzo brakuje mi tutaj wąskiego aplikatora, dzięki któremu łatwiej zaaplikowałabym produkt na skórę głowy. Na razie pozostaje mi rozcieranie serum w palcach i wmasowywanie w skórę głowy :D. Same etykiety są ładne, apteczno-roślinne i dopracowane. Bardzo mi się podobają, a dodatkowo - są trwałe.
100ml serum kosztuje od 10 do 12zł w zależności od miejsca.
100ml serum kosztuje od 10 do 12zł w zależności od miejsca.
Skład:
Serum bazuje w głównej mierze na alkoholu tłuszczowym, oleju rycynowym i glicerynie z pięknymi dodatkami: ekstraktem ze skrzypu, pantenolem, argininą, inuliną i mocznikiem - a wszystkie one pojawiają się przed zapachem! Końcówkę składu stanowią pochodna gumy guar (filmformer) oraz konserwanty i kompozycja zapachowa. Przed pierwszym zastosowaniem warto rozważyć zrobienie domowej próby uczuleniowej (KLIK!). Nie zawiera substancji, które zrobiłyby długodystansową krzywdę włosom na długości.
Ma ledwie wyczuwalny, neutralny, może odrobinę mydlany zapach i średnią gęstość.
Serum nakładam przed myciem (na minimum 15 minut, dłuższe, kilkugodzinne posiedzenia robię tylko w przypadku olejowania) w ilości małego orzecha laskowego. Kosmetyk po prostu rozcieram w palcach, którymi masuję skórę głowy ;). Sam skalp po aplikacji jest zadowolony - nie odczuwać żadnego pieczenia, swędzenia czy uczucia ciepła.
Powiem Wam, że wielkość kołtuna w odpływie zmalała mi chyba o połowę, a włosy są znacząco się wydłużyły w ciągu tych 6-7 tygodni (nie uprawiam włosowej geodezji - to moje odczucia ;)). Podejrzewam się, że przyrost zwiększył się o około 30%, bo mniej-więcej taką różnicę mogę wizualnie (przy myciu) zauważyć). Pomimo nieco niewygodnej aplikacji - serum jest całkiem wydajne - nadal mam chyba 1/3 opakowania. A do tego niedrogie :D. Myślę, że można też (dzięki całkiem ładnemu składowi) rozważyć jego stosowanie na długości - ale mnie szczerze było żal zużywać to cudo poza skórą głowy :D.
W taki oto sposób promocja przyczyniła się do poznania cuda porostowego :D. A może Wy macie jakieś własne?