Barwa, Szampon octowy - delikates wśród oczyszczaczy

Uwielbiam naprawdę mocno oczyszczające szampony, co zwykle dość mocno dziwi moje włosomaniacze otoczenie. Wszak mocne oczyszczenie to tylko "co jakiś czas", a już przy włosach kręconych "prawie w ogóle". Natura i lata pielęgnacji obdarzyły mnie jednak mocno niskoporowatymi włosami, które mimo stereotypowej bezproblemowości aż tak kryształowo cudowne nie są. Lubią mnie hejtować niedomyciem czy skróceniem okresu świeżości, gdy tylko nie przyłożę się należycie do mycia, i to zarówno pod względem technicznym jak i doboru produktów. Po skończeniu flachy absolutnie świetnego micelarnego szamponu oczyszczającego Nivei dobrałam się do (podobno) równie dobrze myjącego szamponu octowego Barwy. Jak wyszło?


Plastikowa butelka jest typowym rozwiązaniem - poręczna, z niewielkim otworem, całkiem trwała. Nawet ja nie mam się do czego przyczepić pod względem technicznym. Sama etykieta, w delikatnym, jasnozielonym kolorze jest czytelna i... pozytywna w odbiorze, a do tego trwała. Ta butelka kąpała się już w wannie ciepłem wody i jak widać - nic się nie stało ;).

300ml tego szamponu kosztuje 6-8zł, w zależności od miejsca zakupu (raczej lokalne drogerie i supermarkety są w niego zaopatrzone). Gęstość - typowa dla szamponów, ani za rzadki ani zbyt gęsty. Pachnie dość intensywnie i słodko-kwiatowo, a nuta tytułowego octu nie została przeze mnie namierzona ;).

Skład:


Mocno myjący początek składu z SLES na czele domyka spora dawka soli kuchennej zastosowanej w roli zagęszczacza i wypełniacza. Wysoko w składzie pojawiają się także tytułowy ocet oraz ekstrakty z brzoskwini, moreli i jabłoni. Całość uzupełniają: biotyna, pantenol, kwas linolowy, witaminy A i E oraz bioflawonoidy. Końcówka składu to kompozycja zapachowa oraz dwa konserwanty posądzane czasami o wywoływanie wypadania i świądu skóry głowy - u siebie nie zauważyłam nic niepokojącego. 

Jak na szampon z mocną bazą myjącą dość nieszczególnie się pieni, co niestety znacząco wpływa na jego wydajność. Znika z butli szybciej niż znane mi "rypacze". Włosy są po nim w miarę domyte, ale nie jest to powalający na kolana efekt oczyszczenia. Pierwszym z brzegu szamponem bez przymiotnika "oczyszczający" jestem w stanie osiągnąć podobny efekt przy mniejszym zużyciu produktu (związanym z lepszym pienieniem). Efektu zakwaszającego również nie zauważyłam - włosy nie są bardziej błyszczące, gładsze czy bardziej zdyscyplinowane. 

Jestem trochę zawiedziona. Znam szampony Barwy z przeszłości i kojarzyły mi się z mocniejszym oczyszczaniem...

A Wy jakiego "rypacza" obecnie używacie?

Isana Professional, szampon do włosów mocno zniszczonych i łamliwych - produkt na lato?

Szampony zużywam w sporych ilościach. Zawsze myję włosy dwukrotnie (zwykle co 2-3 dzień), a do solidnego umycia moich (zbyt) niskoporowatych włosów zużywam pokaźną porcję myjadła. Mam swoich faworytów: szampon micelarny Nivea, Joanny Naturie czy też głęboko oczyszczający Stapiz. Pomimo mojego zachwytu niektórymi kosmetykami Isany (choćby kuracją arganową czy serum do rzęs) unikałam szamponów tej marki. Powód był prosty - przy jednym z podejść z przeszłości do myjadeł z serii Isana Med nabawiłam się solidnego świądu skóry głowy, a nie zdarza mi się to za często. W jednej z paczek od drogerii Rossmann znalazłam szampon do włosów mocno zniszczonych i łamliwych Isana Professional i gruntownie przetestowałam go w te wakacje. A wnioski mam naprawdę ciekawe ;).


Niewiele spotkałam do tej pory szamponów w tubie i wolę jednak wersje w butelce ;). Średnio podobają mi się trudności z wydobyciem ostatnich kropel kosmetyku na dłoń. Nożyczki lub nóż często są nieodzowne. Innych uwag nie mam - opakowanie znosi trudy łazienkowego życia bez większych uszczerbków.

250ml tego szamponu kosztuje 9,99zł, a w promocji (obecnie) poniżej 7zł.

Skład:


Jest to szampon bazujący na mocnym detergencie SLES, ale jednocześnie prostym rypaczem ciężko go nazwać. Tuż po betainie kokamidopropylowej znajdziemy dwa nawilżacze (humentanty-H) oraz spory zestaw hydrolizowanych i modyfikowanych protein (P): pszenicznych oraz keratyny. W dalszej części składu pojawia się jeden filmformer (pq) oraz ekstrakt z owsa w parze z lecytyną. Końcówka składu to zagęstnik (chlorek sodu-sól kuchenna) oraz zestaw regulatorów pH, składników zapachowych i konserwujących (wykorzystywanych w żywności).

Przy moim świądzie skalpu związanym ze stosowaniem szamponów Isana Med jako winnego uznałam kwas mrówkowy, który zostały w nich zastosowany jako konserwant. Tutaj go nie uświadczymy, co od razu nastroiło mnie bardziej optymistycznie ;). Omawiany szampon zawiera sporo protein o różnych rozmiarach cząsteczki i nie sprawdzi się dobrze przy włosach podatnych na przeproteinowanie. Z racji dodatków nie spodziewałam się także po nim jakiegoś bardzo oczyszczającego działania.

Perłowo biały żel o średniej gęstości pachnie... kwiatowymi cukierkami, jeśli w ogóle coś takiego istnieje :D. Nie jest zbyt intensywny i nie pozostaje na włosach po myciu.

Stosowałam go standardowo, jak każdy inny szampon. Całkiem dobrze radzi sobie z domyciem włosów nawet potraktowanych różnymi, maskowo-olejowymi dobrociami. Pomimo różnych odżywczych dodatków nie skraca świeżości włosów, za to dodaje im całkiem niezłej objętości przy nasadzie. Skalp po nim nie swędzi ani w żaden inny sposób nie marudzi <3.

Przetestowałam go również solo - czyli bez nakładania odżywki po, co w sumie wyszło mi dość spontanicznie. Przy okazji urlopu nie zajmuję się zbytnio włosami - tylko je myję, a skupiam się głównie na zwiedzaniu i wędrówkach. Efekt po jego stosowaniu był niczym po odżywce: pięknie, zdefiniowane loki, gładkie i mięsiste w dotyku, z fajną objętością i zadowalającą trwałością (bez problemu przeżyły noc jedynie przy odrobinie żelu Taft), bez skróconej świeżości.

Dzięki temu pozytywnemu doświadczeniu z nadzieją spoglądam na kolejny szampon Isany, który posiadam - arganowy (olejowy). Oby sprawdził się tak dobrze jak jego mocno proteinowy braciszek :D.

Macie za sobą jakieś doświadczenia z szamponami Isana? Podzielcie się nimi ;).

P.S. Przy okazji przypominam o zestawach kosmetyków Isana do wygrania na FB i IG ;).

Szampony Barwy (octowy i ryżowy) - włosowe nowości

Najszybciej zużywanym przeze mnie typem kosmetyku jest z całą pewnością szampon. Moje włosy, pomimo wszystkich swoich zalet, są trudne do domycia i łatwe do obciążenia, przez co nie oszczędzam na ilości stosowanych myjadeł. Moim ostatnim odkryciem jest micelarny szampon oczyszczający Nivea - właśnie dobijam do dna tego cuda. W związku z tym postanowiłam uzupełnić zapasy... dość nagle. W pobliskim sklepie typu "szmelc, mydło i powidło" trafiłam na sporą półkę z kosmetykami Barwy, a dwa szampony: octowy i ryżowy wybrały się ze mną do domu.


Z szamponami Barwy miałam przyjemność na różnych etapach pielęgnacji. W początkach stosowałam je raz na kilka kilka tygodni w roli "rypacza", a później, po odświeżeniu wyglądu opakowań, wydawało mi się, że ich moc myjąca spadła. Po pewnym czasie robiłam do nich podchody, ale przeszkadzało mi to, że prawie w każdej wersji są jakieś proteiny. Moje włosy są bardzo proteinolubne (nie udało mi się osiągnąć przeproteinowania), ale ciągłe stosowanie szamponu z proteinami mogłoby zaowocować nieoczekiwanymi, negatywnymi efektami ;). 

Z wybranych przeze mnie wersji jedna nie zawiera protein w ogóle, a druga tylko roślinne (ryżowe), które dużo słabiej oddziałują na moje kudły. Krzywdy mi na pewno nie zrobią, ale... czy zachwycą? ;)

Barwa Szampon Octowy


Skład:


SLES przełamany słabszymi detergentami i modyfikowaną lanoliną, a zaraz potem... sól kuchenna, która może nieprzyjemnie zaskoczyć wrażliwców. Całkiem wysoko w składzie znajduje się tytułowy ocet - dzięki temu mogę liczyć na prawdziwy efekt zakwaszający. Ekstrakty z moreli, brzoskwini i jabłoni na spółkę z biotyną, pantenolem, kwasami tłuszczowymi, witaminami A i E oraz bioflawonoidami uzupełniają ten skład. 

Zastosowane regulatory pH i konserwanty nie wzbudzają moich zastrzeżeń (nie robią mi krzywdy), ale wrażliwcom zwracam uwagę na dwa ostatnie konserwanty, którym często przypisuje się wywoływanie wzmożonego wypadania.

Liczę na naprawdę porządne domycie i pooctowy blask - niedługo rozpoczynam testy ;). I tak, wiem, przepłaciłam, ale łatwa dostępność wygrała z poszukiwaniami niższej ceny ;).

Barwa Szampon ryżowy


Skład:


Baza - absolutnie taka sama jak w octowym bracie, jedynie ekstrakty owocowe zostały wymienione na ekstrakt i proteiny ryżowe. Pojawia się także  glukonolakton i glukonian wapnia - innych zmian próżno szukać, a opis można śmiało skopiować z octowej wersji ;). 

Pomimo lekkiej nieufności do "nieprzeźroczystych" szamponów (które zwykle słabiej radzą sobie z domyciem moich włosów) zdecydowałam się na to cudo pod wpływem chwili. Liczę, że nie będę żałować, ale zawsze mogę go zużyć do prania lub mycia ciała... w ostateczności ;). 

Widziałam również sporo odżywek marki Barwa - macie z nimi jakieś doświadczenia? Jak się na nie zapatrujecie?

Nivea, Głęboko oczyszczający szampon micelarny - perfekcyjny wybór dla fanów mocnego mycia!

Posiadam dość niestandardowe włosy - loki zwykle lubią łagodne mycie i bogate odżywianie, ale moje doszły do etapu, kiedy ani jedno ani drugie im nie odpowiada :D. Czasami używam delikatniejszych myjadeł, ale nic nie wskazuje na to, by miały one wyprzeć rypacze z mojej włosowej pielęgnacji. Powoli testuję też produkty sygnowane jako "głęboko oczyszczające" takie jak szampon Stapiz, a przy okazji jednej z włosowych przecen zakupiłam (za Waszym poleceniem ;)) głęboko oczyszczający szampon micelarny od Nivei.

Głęboko oczyszczający szampon micelarny Nivea

Nie ukrywam, że do produktów Nivea mam dość średni stosunek - składy takie sobie (ale się poprawiają), ceny też takie sobie... . Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam okazję testować coś od nich. 

Szampon micelarny zapakowany jest w przeźroczystą, plastikową butlę z dozownikiem. Nakrętka jest płaska, więc bez problemu można wylać szampon aż do ostatniej kropli, a wąski otwór ułatwia aplikację w rozsądnej ilości ;). Do opakowania i etykiety nie mam zastrzeżeń - minimalistyczne, typowe dla marki, trwałe.

400ml tego szamponu kosztuje 15-18zł, w zależności od miejsca zakupu.

Skład:

Głęboko oczyszczający szampon micelarny Nivea - skład

Woda, dwa detergenty (w tym SLES) i od razu sól kuchenna - ten skład raczej nikogo nie zachwyci xD. Mnie jednak w kwestii szamponów najbardziej interesuje moc efektu myjącego, więc przymykam na to oko - także dlatego, że wrażliwcem nie jestem. Dalej znajdziemy ekstrakt z melisy lekarskiej, alkohol tłuszczowy i olej makadamia. Do tego polyquaternium (filmformer) oraz gliceryna, glikol propylenowy (nawilżacze) i modyfikowany olej rycynowy (emolient). Końcówka składu to konserwanty i kompozycja zapachowa.

Dodatki nawilżająco-natłuszczające mają za zadanie zniwelować mocne działanie oczyszczające i przyznaję - patrząc na sam skład nie spodziewałam się jakichś szczególnych fajerwerków w kwestii domycia. 

Szampon ma konsystencję średnio gęstego, bezbarwnego żelu o absolutnie cudownym, cytrusowo-herbacianym zapachu <3. To chyba najładniej pachnący szampon jakiego używałam!

Włosy myję szamponem dwukrotnie i pierwsze pozytywne zaskoczenie dopadło mnie już przy pierwszej aplikacji - wystarczy naprawdę odrobina do umycia całych włosów i otrzymania naprawdę obfitej piany (wiem, dla większości włosomaniaczek to minus, ale niestety - moje kudły mają swoje wymagania :D). Po spłukaniu daje efekt "skrzypiących", całkowicie oczyszczonych włosów, którego nie odczuwałam od miesięcy! Radzi sobie ze wszystkim - z olejami, maskami i innymi mieszankami przedmyciowymi, parafiną, naftą... . Prawdziwy oczyszczający pewniak, który pozostawia włosy oczyszczone, odbite od nasady, pełne objętości i w moim przypadku - bez przesuszenia (zawsze po myciu nakładam odżywkę). Przy jego używaniu mogę śmiało myć głowę co 3 dni, co rzadko jest dla mnie osiągalne. 

Używam go co mycie od ponad miesiąca, zużyłam pół butelki - za wydajność również daję mu plusa ;). 

Oczywiście - nie jest to produkt dla wszystkich. Ba, u większości nie sprawdzi się do codziennego mycia, bo jest po prostu za mocny. Jeśli jednak Wasze włosy bardzo lubią mocne oczyszczanie lub też szukacie produktu do stosowania co jakiś czas do włosowego detoksu - absolutnie polecam przy bezproblemowych skalpach. Wrażliwcy, ze względu na zastosowane detergenty i sporą ilość soli kuchennej powinni uważać ;). Z typowo drogeryjnych propozycji to z całą pewnością najmocniejszy rypacz jaki miałam okazję testować.

Jaki szampon jest obecnie Waszym ulubionym?

2+2 gratis w Rossmannie: Poczuj wiosnę we włosach! Moje łupy ;)



Każda interesująca kosmetyczna promocja jest fajna, ale te włosowe w Rossmannie chyba najbardziej mnie kuszą. Ani razu nie przeszłam obok nich obojętnie, zawsze coś nowego trafiało do łazienki xD. Tym razem, w dniach 8-19 marca 2019 roku, w systemie 2+2 gratis kupimy produkty właśnie do włosów. 2 tańsze produkty otrzymamy gratis, a rabat jest jednorazowy dla Klubowiczów Drogerii Rossmann. Jeśli potrzebujecie zakupowej pomocy - znajdziecie już na blogu zestawienia ciekawych stylizatorów, odżywek i masek, olejów, wcierek, serum i kuracji oraz szamponów. Jeśli tylko zdążę - podrzucę Wam jeszcze post z nowościami godnymi uwagi w trakcie trwania promocji.


Przytargałam już do domu swoje zakupy. Wydałam dość sporo, bo prawie 39zł, i ewidentnie miałam spory pociąg to masek w zgrabnych słoiczkach ;).


Nivea, Szampon micelarny do włosów przetłuszczających się


Skład:


Kupiony dzięki sugestii jednej z Czytelniczek - ponoć myje srogo, a tego oczekuję od szamponu ;). Skład również to obiecuje: SLES, betaina kokamidopropylowa i zaraz potem... sól kuchenna ;). Dalej znajdziemy ekstrakt z melisy, lanolinę i olej makadamia w towarzystwie jednego filmformeru, a także nawilżacze-humektanty (gliceryna, glikol propylenowy) oraz substancje odpowiedzialne za pH, trwałość i zapach tego szamponu. 

Moje nadzieje z nim związane są bardzo duże ;).

Garnier Fructis, Maska Oil Repair 3 Butter


Nie będę się tutaj nadmiernie rozgadywać - zakupiłam kolejny słoiczek cuda, które już dla Was zrecenzowałam ;). Jeśli producent nie popełni jakiegoś karygodnego błędu i nie wycofa tej maski - zapewne nie będzie to ostatnie opakowanie tego masełka ;). 

Syoss Pure, Maska do normalnych i grubych włosów


Skład:


Skład prosty, krótki, emolientowy i faktycznie bez filmformerów! Na uwagę zasługują zauważalne ilości olejów: makadamia, arganowego oraz masła shea i betainy. Trochę śmiechu pewnie wywołuje u Was fakt, że zabrałam produkt do włosów normalnych i grubych mając kudły liche i cienkie. Cóż, siła wyższa - tylko taka wersja ostała się w moim Rossmannie xD. 

Warta uwagi dla osób CG (unikających filmformerów). Z ciekawością się do niej dobiorę.

L'Oreal Elseve, Maska odżywcza Magiczna Moc Olejków


Skład:


Produkty Elseve mam za dość ciężkie i treściwe, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać ;). Włosy olejuję rzadziej, więc mam nadzieję, że nie zrobi mi przyklapu ;). Emolientowa baza... i zaraz potem, w pierwszej linijce, barwniki :P. Wszystkie dobroci (wśród nich: ekstrakty roślinne, witamina E, oleje) pojawiają się dopiero po pierwszych barwnikach, więc są ich śladowe ilości w tej masce. Nie ma w niej jednak składników szkodliwych, a najważniejszy jest dla mnie efekt wizualny, który może być zacny ;). Zawiera silikon pod koniec składu.

Pochwalcie się swoimi zdobyczami :D. Jeszcze karta mojego męża jest do wykorzystania xD.

Dr Sante, Seria Anti Hair Loss - analiza składów produktów przeciw wypadaniu włosów



Witam po sporej przerwie spowodowanej moim zamążpójściem ;). Na kilka słów na temat tych cudownych dni pewnie Wam jeszcze napiszę, ale dzisiaj wróćmy do kosmetyki ;). Już przed przerwą na Instagramie zapowiedziałam analizy składów serii Anti Hair Loss z linii Dr Sante, z którą się nie wyrobiłam :D. Dwa kosmetyki (maskę i spray) przytargałam już nawet do domu:


Przez chwilę myślałam, że jest ona następcą serii Intensive Hair Therapy również od Elfa Pharm, ale jednak nie - to nowe produkty ;).

Szampon stymulujący wzrost włosów


Skład: Aqua, Ammonium Lauryl Sulphate, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Arginine, Acetyl Tyrosine, PEG-12 Dimethicone, Calcium Pantothenate, Zinc Gluconate, Niacinamide, Ornithine HCL, Polyquaternium-11, Citrulline, Hydrolyzed Soy Protein, Glucosamine HCL, Arctium Majus Root Extract, Panax Ginseng Root Extract, Biotin, Hydrolyzed Lupine Seed Extract, Lepidium Meyenii Root Extract, Dicaprylyl Ether, Lauryl Alcohol, Lauryl Lactate, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Tocopherol, Parfum, Propanediol, Sodium Benzoate, Citric Acid, Sorbic Acid, Sodium Сhloride, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Benzoic Acid, Phenoxyethanol, Disodium Succinate, Butylphenyl Methylpropional

Mocny detergent siarczanowy otwiera litanię składników w otoczeniu łagodniejszych, amfoterycznych i niejonowych braci. Bardzo wysoko w składzie znajdziemy aminokwasy (arginina, modyfikowana tyrozyna, ornityna, cytrulina) i proteiny sojowe, pantotenian wapnia, glukonian cynku, niacynamid, biotynę i glukozaminę. Dobroci uzupełniają ekstrakty z łopianu, żeń-szenia, łubinu i pieprzycy. Zawiera modyfikowany silikon dość wysoko w składzie, a jego koniec uzupełniają substancje zapachowe, regulujące pH i konserwujące, których jest naprawdę sporo.

Mocne detergenty mogą odstraszyć niejednego, ale nie można mu odmówić również bogatego w substancje odpowiedzialne za porost składu. Mimo tego, że sam szampon rzadko kiedy pomaga na wypadanie - ten naprawdę ma szanse dać efekt ;).

Maska stymulująca wzrost włosów
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cocos Nucifera Oil, Behenamidopropyl Dimethylamine, Dipalmitoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Ceteareth-20, Arginine, Acetyl Tyrosine, PEG-12 Dimethicone, Calcium Pantothenate, Zinc Gluconate, Niacinamide, Ornithine HCL, Polyquaternium-11, Citrulline, Hydrolyzed Soy Protein, Glucosamine HCL, Arctium Majus Root Extract, Panax Ginseng Root Extract, Biotin, Hydrolyzed Lupine Seed Extract, Lepidium Meyenii Root Extract, Plukenetia Volubilis Seed Oil, Parfum, Propanediol, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Sodium Benzoate, Lactic Acid, Benzoic Acid, Phenoxyethanol, Disodium Succinate.

Emolientowa baza z dużym dodatkiem oleju kokosowego, wzbogacona podobnym zestawem aminokwasów, protein, witamin i ekstraktów roślinnych jak w szamponie uzupełniona o olej Sacha Inchi (skarb Inków ;)). Całkiem nieźle zbilansowany produkt emolientowo-proteinowy o sporym potencjale. Zamierzam zastosować ją na skórę głowy ;). Zawiera modyfikowany silikon.

Spray stymulujący wzrost włosów


Skład: Aqua, Hydrolyzed Lupine Seed Extract, Lepidium Meyenii Root Extract, Polysorbate 20, Cetrimonium Chloride, Arginine, Acetyl Tyrosine, PEG-12 Dimethicone, Calcium Pantothenate, Zinc Gluconate, Niacinamide, Ornithine HCL, Polyquaternium-11, Citrulline, Hydrolyzed Soy Protein, Glucosamine HCL, Arctium Majus Root Extract, Panax Ginseng Root Extract, Biotin, Parfum, Propanediol, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Sodium Benzoate, Lactic Acid, Phenoxyethanol, Disodium Succinate, Benzoic Acid, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool.

Śmiało można powiedzieć, że każdy z produktów Dr Sante Anti Loss ma praktycznie ten sam zestaw składników dobrze rokujących na porost ;). Tutaj na czoło wysuwa się ekstrakt z łubinu, a całość ma płynną konsystencję. Będę wcierać przed myciem namiętnie :D.

Balsam stymulujący wzrost włosów


Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Dipalmitoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Ceteareth-20, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Palmitate, Arginine, Acetyl Tyrosine, PEG-12 Dimethicone, Calcium Pantothenate, Zinc Gluconate, Niacinamide, Ornithine HCL, Polyquaternium-11, Citrulline, Hydrolyzed Soy Protein, Glucosamine HCL, Arctium Majus Root Extract, Panax Ginseng Root Extract, Biotin, Hydrolyzed Lupine Seed Extract, Lepidium Meyenii Root Extract, Plukenetia Volubilis Seed Oil, Parfum, Propanediol, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Sodium Benzoate, Citric Acid, Benzoic Acid, Phenoxyethanol, Disodium Succinate.

Z racji ilości zastosowanych kondycjonerów i emulgatorów balsam prawdopodobnie będzie miał rzadszą konsystencję od maski z tej samej serii, przez co może być łatwiejszy do wcierania w skórę głowy ;). Zestaw dobroci analogiczny jak u poprzedników zapowiada dobrze ;).

Olejek stymulujący wzrost włosów


Skład: Helianthus Annuus Seed Oil, Arctium Lappa Root Extract, Persea Gratissima Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Plukenetia Volubilis Seed Oil, Parfum, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Citronellol, Eugenol, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone

Oleje: słonecznikowy, awokado i Sacha Inchi wraz z ekstraktem z łopianu oraz witaminami A, C i E i dodatkami zapachowo-konserwującymi może podobać się zarówno do wcierania w skórę głowy jak i do nakładania na długość włosów. Jeśli spray i maska sprawdzą się zadowalająco - sięgnę i po niego ;).

Zamierzam w najbliższym czasie wybrać się do fryzjera, więc obserwacja porostu po tych specyfikach będzie tym łatwiejsza ;).

Jaki środek szczególnie dobrze sprawdził się u Was na porost włosów?

Kosmetyczne nowości - luty 2019



Wyprawy do drogerii ostatnio średnio mi wychodzą. Nawet do pobliskiego Rossmanna jakoś mi nie po drodze xD. Jeden ze świetnych prezentów urodzinowych (bon :D) zmotywował mnie jednak do wizyty w krakowskiej drogerii Pigment. Przytargałam stamtąd, poza maską Kallos Coconut, sporo innych dobroci:

Babuszka Agafia, Szampon ziołowy gęsty do włosów cienkich i osłabionych


Skład:


Szampon ten bazuje na mieszance 17 wodnych ekstraktów z ziół syberyjskich (spodziewam się czegoś w rodzaju hydrolatu) i mocnym, siarczanowym detergencie (MLS) wzbogaconym łagodniejszymi surfaktantami. W drugiej połowie składu znajdziemy sól kuchenną (w roli zagęstnika i wypełniacza), miód, olej łopianowy i żywicę sosny długoigielnej. Całość domykają: guma guar (filmformer), pantenol (nawilżacz) oraz substancje regulujące pH i konserwujące.

Szampon może bez cudownego składu, ale w kategoriach mocnych myjadeł na pewno wart uwagi. Mam pewne wątpliwości co do domycia z powodu miodu, gumy guar i sosnowej żywicy, ale mam również nadzieję, że przyjemnie mnie zaskoczy ;). Jeszcze się do niego nie dobrałam, ale liczę na intensywny, ziołowy zapach.

Łaźnia Agafii, Dziegciowa maska oczyszczająca do twarzy


Skład:


Dużo dobra ;). Na początku składu znajdziemy masło shea, miód, ekstrakt z szałwii, dziegieć, glinkę kaolinową, sól Rapa i olej z ogórecznika lekarskiego. Całość domykają emulgatory oraz substancje konserwujące i zapachowe. Jeśli do tego ładnego składu dodamy naprawdę sporą objętość i niską cenę, to portfel sam rwie się do zakupów ;).

Aż dziw bierze, że nie zrecenzowałam jej wspólnie z niebieską maseczką oczyszczającą na bławatkowej wodzie oraz odmładzającą z glinką białą - jakoś mi umknęła ;). Oczyszczała moją skórę bardzo skutecznie w przeszłości - mam nadzieję, że po przerwie będzie działać równie dobrze ;).

Bielenda #InstaPerfect, Bibułki matujące


Zakup typowo ślubny z myślą o ewentualnym matowieniu makijażu po kilku godzinach. Nigdy nie używałam takich cudów, więc z chęcią przygarnę dobre rady - jak stosować, by było dobrze :D. Jeśli też macie do polecenia jakieś inne bibułki - również przytulę inne typy ;).

Joanna Color, Warm Blond Shades Koloryzująca odżywka


Skład:


Sporo emolientów i emulgatorów przełamanych filmformerem (silikon) ze sporym dodatkiem kwasu mlekowego (zapewne w celu domknięcia łusek) i barwników. To ostatnie nie wywołuje jednak mojego oburzenia, ponieważ z samej nazwy jest to produkt koloryzujący ;). Producent na opakowaniu sugeruje nawet zakładanie rękawiczek do aplikacji i zmywania, jednak u mnie łapek nie zabarwiło ani też nie zauważyłam żadnego uczulenia (hm... na razie? ;)). Kupiłam ją z myślą o szybkim, niedrogim i wygodnym zastępstwie dla Cassii (szczegóły: KLIK!, KLIK!, KLIK!, KLIK!, KLIK!, KLIK!). Zobaczymy, jak się sprawdzi ;).

Jakie nowości zagościły w Waszych kosmetyczkach? ;)

Joanna, Szampon wzmacniający Rzepa (Black Radish) - szampon... prawie z potencjałem



Szampon to chyba najbardziej chodliwy kosmetyk w mojej łazience. Włosy mam z gatunku tych "wymagających inaczej" - problemów pielęgnacyjnych raczej nie sprawiają, za to ich domycie nie zawsze jest ewidentne ;). Z tego względu gustuję w mocno myjących szamponach, a moją absolutnie ulubioną marką jest Joanna. Tutaj znajdziecie kilka przykładów używanych przeze mnie szamponów tej marki: KLIK!, KLIK!, KLIK!, KLIK!, KLIK! i KLIK!. Przy okazji jednej z wizyt w Rossmannie moją uwagę przykuły myjadła tej firmy w czarnych opakowaniach. Nie byłabym sobą, gdybym jednego nie przytargała do domu :D. Padło na Szampon Joanna Rzepa (Black Radish). 


Czarne opakowanie jest całkiem ładne i trwałe, a niewielki otwór odpowiednio dozuje szampon. Kwestia indywidualna - mnie osobiście do produktów myjących (szampony, żele) jakoś bardziej pasują opakowania przeźroczyste, ale to tylko moje widzimisię ;). Etykiety są czytelne, trwałe i niestraszne im nurkowanie w wodzie.

400ml tego szamponu kosztowało mnie jakieś 8zł - niedrogo!

Skład:


Obiektywnie - nie ma się czym zachwycać xD. Jest to mocne myjadło, którego bazę stanowi mieszanka detergentów siarczanowych (ALS i SLES) wzbogaconych łagodniejszymi detergentami amfoterycznymi. Całości dopełniają nawilżacze (gliceryna, alantoina, glikol propylenowy) oraz ekstrakty z rzodkwi, pokrzywy, łopianu, chmielu i winorośli. Zawiera dodatek etanolu - mnie on w produktach do spłukiwania nie razi. Końcówka składu to spory zestaw regulatorów pH, zapachów i konserwantów. Nie zawiera filmformerów.

Na pewno nie jest to opcja dla wrażliwców, ale już dla osób lubiących mocne mycie i mających bezproblemową skórę głowy - czemu nie. W zasadzie zabrałam go ze sobą tylko w nadziei na srogie domycie.

Zapach - absolutnie czarno-rzepny ;). Jeśli mieliście kiedykolwiek do czynienia z najzwyklejszym szamponem z rzepą w wielkim, przeźroczystym opakowaniu - ten pachnie dokładnie tak samo. Gęstość - typowa dla szamponów (ani wodnista, ani gęsta),  a sama formuła jest opalizująca i bezbarwna.

Pieni się naprawdę świetnie, spłukuje również, ale domycie nie jest tak cudowne jak w przypadku serii Naturia :(. Ot, myje dobrze, ale bez błysku. Co do właściwości wzmacniających ciężko jest mi się wypowiedzieć, ponieważ, po odżywce Xpel Tea Tree (recenzja) nie za bardzo jest co poprawiać :D. Loki są domyte, pełne objętości, a jednocześnie nie podsuszone, jednak w żaden sposób nie przedłuża standardowej, dwudniowej świeżości moich włosów. Za plus można mu natomiast poczytać to, że jej nie skraca (a różnie bywa). Moja skóra głowy nie zareagowała na niego w żaden niepożądany sposób.

Gdybyście szukali mocnego szamponu raczej pokierowałabym Was ku szamponom z serii Naturia. Ten szampon również ma potencjał, ale nie jest to ten poziom "zdzierania" ;).

Jakich mocnych szamponów obecnie używacie?

Szampony Oriflame Love Nature - solidne, ale jednak średnio myjące



Zwykle każdy kosmetyk omawiam pojedynczo - na blogu trafiło się do tej pory naprawdę niewiele porównań kosmetycznych. W momencie jednak, gdy testuję kilka kosmetyków tej samej marki (a w dzisiejszym przypadku są to nawet kosmetyki z tej samej linii), a ich działanie jest bardzo zbliżone - nie widzę innej opcji niż zbiorcze omówienie ;). Taka historia przytrafiła mi się z szamponami Oriflame z serii Love Nature.


Plastikowe, przeźroczyste buteleczki z niewielkim otworem sprawdzają się nieźle, i całkiem nieźle też wyglądają ;). Trwałe etykiety, ładne, roślinno-owocowe grafiki i dobrze dobrane kolory podobają mi się.

250ml tych szamponów kosztuje poza promocjami nawet 20zł, ale w różnego rodzaju zestawach ceny wahają się od 7 do 12zł. 

Składy - nawet nie będę ich tutaj wrzucać (bez problemu je wygoglujecie ;)), bo baza w każdym w nich jest podobna: woda + SLES + betaina kokamidopropylowa + chlorek sodu + gliceryna + zapach + odpowiadające za nazwę dodatki + konserwanty (i jest ich sporo, niestety) + barwniki. Co warto zauważyć - każdy z nich jest prawdziwym włosowym "rypaczem", gdyż nie zawierają one filmformerów (więcej o doborze mocno oczyszczającego szamponu przeczytacie TUTAJ). 

Składy zapowiadające się na typowe zdzieraki nie każdemu będą odpowiadać - przy wrażliwej skórze warto przemyśleć sprawę testów ;). Moje kudły natomiast uwielbiają mocne mycie, więc entuzjastycznie weszłam w posiadanie kilku szamponów (w ramach współpracy). 

Po raz kolejny przyszło mi sprawdzić na sobie kosmetyczne porzekadło, że... skład to nie wszystko ;). Naprawdę spodziewałam się konkretnego mycia i włosów świeżych przez przynajmniej 2-3 dni, a tu... klops. Włosy oczywiście były należycie domyte, ale ten efekt utrzymywał się jedynie pierwszego dnia po myciu. Drugiego dnia włosy wykazywały już pierwsze oznaki nieświeżości, a pod koniec dnia naprawdę wołały o mycie. 

Tuż po myciu włosy naprawdę wyglądały dobrze - ładne, mięsiste, odbite od skóry głowy loki to coś, co lubię na swym łbie ;). Ale to skrócenie świeżości jest dla mnie nie do przyjęcia. Skóra głowy w żaden sposób nie skarżyła się na ich użycie.

W ramach ciekawostki powiem Wam, że pod względem odświeżenia lepiej radziły sobie wersje przeźroczyste :D. 

Miało być pięknie, a wyszło - średnio xD. A może Wy mieliście podobną przygodę z szamponami?


Szampon i odżywka HALIER RE:HAB - hitowe nowości!



Pielęgnacja włosów - to od niej zaczęło się moje kosmetykomaniactwo i nadal właśnie kędziorkom poświęcam najwięcej uwagi. Z ochotą i zainteresowaniem testuję kolejne włosowe nowości i tym razem, w ramach współpracy, mam okazję zaprezentować Wam dwa produkty: Szampon do włosów przetłuszczających się HALIER RE:HAB i Odżywkę do włosów przetłuszczających się HALIER RE:HAB. Sama marka HALIER obrała wartą pochwały drogę: ich kosmetyki nie zawierają siarczanów, silikonów, parabenów, SLS, SLES i... SCS! Sama wprawdzie używam kosmetyków zawierających te składniki, jednak wiem doskonale, jak trudno w razie konieczności znaleźć coś bez nich. 


Opakowania kosmetyków HALIER RE:HAB (i całej marki w ogóle) to jedne z najładniejszych, jakie widziałam. Buteleczki z matowego plastiku z solidną pompką (zużyłam już około 2/3 objętości obu produktów i nic złego się z nią nie dzieje) w jasnobłękitnym odcieniu świetnie koresponduje z moim gustem (niebieskości <3) i ładnie prezentuje się na półce.

150ml odżywki i 250ml szamponu kosztują po około 85zł - słono, jednak i o takich kosmetykach warto znać opinie ;). Dostępne są w salonach fryzjerskich i drogeriach, a seria FORTESSE - także w aptekach.

Skład szamponu:


Baza myjąca tego szamponu składa się z delikatnych, niesiarczanowych detergentów wzbogaconych ekstraktami z: torfowca, płucnicy, żurawiny, rukwi, łopianu, szałwii, cytryny, bluszczu, mydlnicy i morszczynu. Zawiera niewielki dodatek pochodnej gumy guar (filmformer), barwników, regulatorów pH, konserwantów oraz kompozycji zapachowej.

Skład naprawdę może się podobać - delikatne mycie połączone z zastosowaniem ekstraktów roślinnych wielu skalpom się spodoba ;). Nawet mój - wielbiciel mocnego szorowania - nie miał do tego szamponu uwag. Ale o tym później ;). 

Skład odżywki:


Tą odżywkę można śmiało zakwalifikować jako nieźle zbilansowany, humektantowo-emolientowy produkt. Nie zawiera protein, natomiast rdzeniem jej składu są gliceryna (humektant - nawilżacz) oraz zestaw estrów i alkoholi tłuszczowych oraz trójglicerydów (emolienty). Po zapachu znajdziemy w niej olej arganowy oraz ekstrakty i oleje z torfowca, płucnicy i żurawiny. Całość domyka barwnik i konserwanty.

Skład wygląda jednocześnie lekko i całkiem konkretnie - pozwala liczyć na dobre ogarnięcie wyglądu i stanu włosów bez nadmiernego obciążenia. Tyle można wywróżyć ze składu - testy sprawdziły resztę ;).

Szampon ma nieco lejącą konsystencję i półprzeźroczysty, opalizujący na błękitno kolor. Odżywka nie jest bardzo gęsta, ale jak widać na ręce - trzyma formę :D. Oba kosmetyki mają ledwie wyczuwalny, kwiatowo-mydlany zapach, który dla mnie jest przyjemny, a dzięki niskiej intensywności - nie będzie inwazyjny. 



Stosunkowo rzadko używam delikatnych myjadeł do włosów. Moje kręcioły są z tych lubiących dokładne mycie ;). Ten zestaw (szampon + odżywka) sprawdza się jednak bardzo dobrze solo - do tej pory w trakcie ich stosowania jeden raz nałożyłam na włosy olej (domyty bez problemów). Moje coraz dłuższe cieniasy jak widać... nie narzekają pomimo spotkania z deszczem :D.

Ładne, świetne skręcone (moje włosy sięgają do piersi w wyproście) i błyszczące loki bez obciążenia - i to po 3 minutach poświęconych na mycie i 1-10 minutach z odżywką :D. Idealny zestaw dla nauczycielki we wrześniu :D. Przetestowałam je nawet w czasie mżawki (na zdjęciu poniżej) - lokom nadal nie stało się nic złego. Włosy wprawdzie wytrzymują w świeżości tylko standardowe u mnie 2 dni, ale jak wspominałam - do delikatnego mycia nie są przyzwyczajone ;).


Nie są to produkty tanie, jednak warte uwagi w planowaniu swojej włosowej chciejlisty ;). Nowa marka z potencjałem - to lubię :D.

A dodatkowo mam dla Was niespodziankę: z kodem kascysko otrzymacie 15% rabatu na cały asortyment (na stronie www.halier.pl). Kod jest aktywny do 31.10.2018 roku ;). 

Szampony Catzy Healing - co w nich siedzi?



Witam Was pourlopowo! Plażowanie i zwiedzanie zamków wciągnęło mnie tak bardzo, że laptop również zaliczył odpoczynek. Wracam już jednak do Was z nowymi siłami do pisania (a może nie tylko...? ;)). Zaraz też siadam do zaległych komentarzy i maili, ale od razu Was przepraszam - jest tego tyle, że dzisiaj raczej nie zdążę odpowiedzieć na wszystko -.-.

Łupież rzadko gości na mojej głowie, ale z tym problemem włosowym miewam często do czynienia. W przeszłości recenzowałam kilka produktów o działaniu przeciwłupieżowym (chociażby szampon od Schaumy TU oraz cudowny peeling trychologiczny Basil Element TU). Warto również przypomnieć, że łupież nie musi być problemem samym w sobie - może wynikać z podrażnienia skóry głowy (więcej TUTAJ).

Mój M. cierpi na łupież (w połączeniu z ŁZS) i wierzcie mi - namówienie go na cokolwiek innego niż H&S graniczy z cudem :P. W jednej z paczek w ramach współpracy trafiły do mnie dwa szampony przeciwłupieżowe marki Catzy z serii Healing. O Catzy słyszałam wiele dobrego i niejeden raz namawiałam moją lepszą połowę na zmianę przyzwyczajeń - a teraz miałam okazję postawić go przed faktem dokonanym :P. Dodatkowo mój fryzjer przy ostatniej wizycie (więcej TUTAJ) zwrócił mi uwagę na delikatne łuszczenie skóry głowy, więc chwilowo widoczna niżej parka testowana jest przez nas oboje. 

szampon przeciwłupieżowy Catzy healing

Ziołowy szampon przeciwłupieżowy do włosów przetłuszczających się (wersja zielona) i Szampon przeciwłupieżowy do każdego rodzaju włosów (wersja czerwona) trafiły do mnie w pudełku pełnym styropianowych kuleczek, które jeszcze zobaczycie na zdjęciach. Całość wygląda w porządku, dość aptecznie i bez nadmiaru opisów. 

Catzy healing szampon

Składowo nie spodziewałam się jakichś zaskoczeń, a tu proszę - chyba znalazłam szampon o jednym z najkrótszych składów na świecie, a już na pewno przodujący pod tym względem wśród środków przeciwłupieżowych xD. 

catzy healing skład szampon

Wersja zielona do włosów przetłuszczających się bazuje na SLES i zawiera końską dawkę pirytonianu cynku, odpowiedzialnego za eliminowanie łupieżu. Całość została wzbogacona glikolem propylowym i etanolem (obydwa zapewne po to, by rozpuścić ekstrakty: z brzozy, rumianku, pokrzywy i rozmarynu). Kompozycja zapachowa, barwnik i dwa konserwanty - oto i koniec składu. Po co ten barwnik... nie wiem.

Wersja czerwona to moje składowe zaskoczenie: SLES + detergent niejonowy, pirytonian cynku, kompozycja zapachowa, barwnik i dwa konserwanty - to jeden z najkrótszych składów szamponów, jakie widziałam w życiu! I tutaj barwnik wydaje mi się niepotrzebny xD.

Oba szampony nastawione są na walkę z problemem skóry głowy, a po składzie można przewidywać, że będą myć srogo. Nie każde włosy na długości się z nimi polubią, ale spodziewam się, że akurat moje, dość odporne i lubiące mocne mycie, mogą piać z zachwytu ;). Niedługo opiszę, jak sprawdziły się w praktyce - bardzo liczyłam na dobre efekty tych szamponów szczególnie u M. Facet naprawdę męczy się z przetłuszczającym i śnieżącym skalpem...

Znacie produkty marki Catzy? Co o nich sądzicie? Chętnie poznam Wasze opinie, bo sama dopiero pierwszy raz mam z nimi kontakt organoleptyczny ;).

Equilibra, Szampon wzmacniający przeciw wypadaniu włosów - hitowy!



W początkach mojej włosowej pielęgnacji aloesowy szampon Equilibra atakował mnie dosłownie z każdej strony - był absolutnie hitem włosomaniaczek ;). Do dzisiaj go nie przetestowałam - ale tak jakoś mam z hitami, że zwykle w ich ocenie mam spore opóźnienia. Inny szampon zagościł natomiast w mojej łazience: Szampon wzmacniający przeciw wypadaniu włosów Equilibra. Dobrałam się do niego ze sporą ciekawością.

Equilibra szampon wzmacniający przeciw wypadaniu włosów

Biała, dość typowa plastikowa butelka z oszczędnymi etykietami i zielone dodatki - całość kojarzy się mocno naturalnie i kupuje ten design, ale ilość produktu trzeba badać "wagowo" ;). Nic się nie odkleja, nie łamie ani nie leje - niewielki otwór dobrze dozuje.

250ml tego szamponu kosztuje od 16 do 20 zł, w zależności od miejsca i czasowej promocji ;).

Skład:

Equilibra szampon skład

Jest to szampon bazujący na silnym detergencie siarczanowym (ALS) wzbogaconym łagodniejszym detergentem amfoterycznym. Już na trzecim miejscu w składzie znajdziemy sok z aloesu, a niedługo później... sól kuchenną. Jej obecność tak wysoko absolutnie jest minusem, jednak moja skóra głowy na chlorek sodu nie reaguje - wrażliwcom natomiast zalecam szeroko rozumianą ostrożność. Dobra wszelakiego w nim pełno: proteiny roślinne (pszeniczne i sojowe), modyfikowana keratyna, oleje: arganowy, z ogórecznika, ekstrakty: z herbaty, rukwi i winorośli, nawilżacze: przytoczony już sok z aloesu, pantenol, witaminy A, E, biotyna, tauryna, lecytyna i glicyna (aminokwas). Zawiera również filmformery: polyquaternium i pochodną gumy guar.

Nie sądziłam, że domyje moje włosy przy takiej ilości dodatków. Skład ma piękny, ale trzeba pamiętać, że stałe stosowanie preparatów zawierających proteiny i aminokwasy może być prostą drogą do przeproteinowania włosów, które objawia się często łamliwością, suchością i rozdwajaniem włosów. Moje kudły są proteinolubne, ale warto zachować ostrożność ;). Nie do końca przekonująco brzmiał też dla mnie ALS, ale postanowiłam się nie uprzedzać ;).

Ma dość rzadką konsystencję (przy czym pieni się świetnie już przy niewielkiej ilości - mocne zaskoczenie!) i dla mnie neutralny, mydlano-roślinny zapach o słabej intensywności.

Equilibra szampon wzmacniający konsystencja

Od kosmetyków aloesowych stroniłam mocno, pomna na alergię, którą ma moja mama. Z czasem jednak zaczęłam je ostrożnie wprowadzać do swojej pielęgnacji i szampon Equilibry pod tym względem mnie nie zawiódł. Pieni się zacnie i świetnie domywa oleje i miksy, a nawet więcej - zastosowany solo (bez odżywiania przed myciem i bez produktu do spłukiwania po), w sytuacji kryzysowej, daje naprawdę spoko loki pełne objętości i bez puchu ;). Pewnie przy dłuższym używaniu tylko jego włosy odczułyby zmianę, ale sporadycznie ratuję się nim w ten sposób - gdy mi się spieszy. 

No i najważniejsze - wpływ na wypadanie. Kudły nie wypadają mi nadmiernie, ale z racji, że są coraz dłuższe to kołtun w odpływie wanny staje się coraz bardziej imponujący (kumulacja co 2-3 dni). Z przeszłości pamiętam może dwa szampony, które faktycznie redukowały wypadanie (jednym z nich był szampon Biokap KLIK!, drugim szampon z granatem Anna New KLIK!), a tu Equilibra też zmniejszyła mi wielkość kołtuna o jakieś 20% po 2 tygodniach stosowania tylko jego do mycia. A szczerze - nawet tego nie oczekiwałam po szamponie ;). 

Wychodzi na to, że nawet tak krótki kontakt odpowiednich dobroci ze skórą głowy może zdziałać cuda przy odpowiednim składzie ;). Ale tak czy inaczej - w przypadku szamponów jest to szukanie igły w stogu siana.

Ten szampon Equilibry polecam (ale niekoniecznie wrażliwcom) i na pewno będę do niego wracać ;). Pochwalcie się Waszymi ulubionymi szamponami - chętnie zrobię sobie ich listę :D.

Buna, Szampon do włosów suchych i zniszczonych Aloes: dokonał niemożliwego... negatywnie



Ilości szamponów zużywane przeze mnie są wręcz niemoralne xD. Cóż jednak zrobić - moje włosy są niezwykle trudne do domycia. Czasami prawie bez powodów dorabiam się jakiegoś przychlastu xD. Ma to jednak swoje plusy - dzięki mojemu szamponowemu przerobowi mogę je często dla Was recenzować ;). 

Marka Buna interesowała mnie od momentu, gdy rzuciła mi się w oczy na jednym z blogów. Przy okazji zakupów na Allegro wciągnęłam więc na listę Szampon do włosów Buna Aloes.


Poręczna buteleczka z pomysłowym zamknięciem bardzo mnie przekonuje. Przynajmniej nie miałam okazji do tradycyjnego urwania zawleczki xD. Ubytek produktu można ocenić jedynie wagowo - szkoda, że nie ma chociażby cieniutkiego, transparentnego "paseczka" ;). Całość wygląda jednak nieźle, kojarzy się też naturalnie... Chociaż sama grafika przedstawiająca aloes przywodzi mi na myśl nieco inną roślinę xD.

280ml (dość niestandardowo) szamponu kosztuje około 6zł. Tanio, a dodatkowo - całkiem łatwo można go znaleźć ;).

Skład:


Składowo - szału nie ma, ale mój prywatny szampon ma tylko porządnie myć. Na to akurat ten egzemplarz rokował ;). Zestaw detergentów z SLES na czele wzbogacony sokiem z aloesu, gliceryną (nawilżacze) i keratyną hydrolizowaną może się podobać, jednak pojawiająca się niezwykle wysoko w składzie sól kuchenna może odstręczać (mnie nie szkodzi). Zawiera również dwa filmformery (polyquaternium i pochodną gumy guar) oraz cały zestaw regulatorów pH, zapachów i konserwantów. Sprawia to, że marka reklamowana z dużym naciskiem na związki z naturą jest od niej bardzo daleko xD. Na pewno nie jest to dobry wybór dla wrażliwców, ale mój panzer-skalp nie marudził ;).

Ma postać bezbarwnego, dość rzadkiego żelu o nijakim zapachu (ni to mydło, ni to zioła), który jednak po myciu nie jest wyczuwalny. Ze względu na konsystencję i bardzo słabe pienienie (co dziwne, przy takich detergentach!) nie grzeszy wydajnością.

Zanim przejdę do właściwej recenzji przyda się malutki wstęp - moich włosów w zasadzie nie da się poplątać. Od wielu miesięcy nie odczuwałam szorstkości czy splątania włosów, nawet po tak hardych produktach jak głęboko oczyszczający szampon Stapiz (którego szczerze polecam - więcej TUTAJ). 

Buną umyłam włosy dokładnie 3 razy. Domywał włosy w miarę przyzwoicie (nie było to jednak jakieś turbo-oczyszczenie), jednak już w czasie spłukiwania włosów czułam na głowie... kołtun. No normalnie jeden wielki dred, którego musiałam rozczesywać grzebieniem (którego od lat prawie nie używam xD). Co on w sobie ma, że powodował takie objawy - nie wiem, ale efekt był stuprocentowo powtarzalny - po trzech razach dałam sobie spokój i zużyłam ten szampon do mycia ciała. Skórze krzywdy nie zrobił, żadne objawy niepożądane nie wystąpiły, a zmiana szamponu od razu zniwelowała problem kołtuna.

Co się wydarzyło - nie wiem, ale, jeśli kiedykolwiek wystąpiły u Was takie historie chętnie posłucham o przyczynach ;). Do tego szamponu nie zamierzam wracać, ale być może zainteresuję się odżywkami Buna ;).