Prosto, prosto, prościej... Po fryzjerze ;)



Nie ukrywam - zapuszczałam włosy do ślubu. Moim marzeniem nie były długie, rozpuszczone włosy do pasa, ale też potrzebowałam nieco dłuższych kudeł, by móc spokojnie spiąć jakiś w miarę zgrabny kok. Zadanie zostało wykonane i przyszedł czas na skrócenie fryzury ;). O poranku przed cięciem moje włosy prezentowały się tak:


Do ich kondycji nie miałam większych uwag, ale wraz z długością złapały przeprost i piórkowanie. Poza tym... chyba nie potrafię funkcjonować w takich długich kudłach, wiecznie je sobie przytrzaskuję paskami, ręką przy spaniu... xD. Nie ukrywam też, że łatwiej się plątały i coraz częściej w użyciu przed myciem był grzebień. Chciałam je ściąć do ramion, jak w przeszłości, ale mój fryzjer (to już prawie 5 lat współpracy!) - Pan Dawid z salonu Trendy Hair Fashion na Karmelickiej w Krakowie (mają możliwość rezerwacji online <3) odwiódł mnie od tego pomysłu. 

Poleciało i tak pewnie dla niektórych sporo, bo 8cm, ale... jakoś mocno tego nie odczuwam ;). Włosy, pomimo prostowania na szczotce, całkiem nieźle poddały się stylizacji:


Cięte na mokro jak zawsze, z cieniowaniem cegiełkowym, które nie odbiera gęstości moim końcówkom. 

Zdjęcia w lokach jeszcze nie mam, ale pewnie pochwalę się pełnym efektem w najbliższym czasie. A powiem tyle - jest mega, jak zawsze! Pomimo tego, że są dłuższe, niż chciałam. Swojemu fryzjerowi i jego poradom ufam jednak w 100% i wszystkim Wam życzę, abyście poznały takiego mistrza nożyczek jakim jest Pan Dawid ;).

A co gości obecnie na Waszych głowach albo... chodzi po głowie w sprawach włosowych? ;)

Loki po fryzjerze ;)



Po miesiącu od wizyty u Pana Dawida z Trendy Hair Fashion Kraków (więcej TUTAJ) przetestowałam swoją fryzurę już chyba we wszystkich konfiguracjach:  ;). Jak pamiętacie - zmiana nie była duża: odświeżony kształt fryzury z minimalnym skróceniem, żeby było z czego zrobić jakieś upięcie. Za jakieś pół roku planuję powrót do krótkiej fryzury, jeśli nic mi się nie odmieni ;).


U fryzjera notorycznie proszę o wyprostowanie włosów na szczotce - w domu nie chce mi się w ten sposób bawić, a odmiana każdemu z nas jest potrzebna... czasami ;). Cięcie oceniam dopiero po kilku myciach, a tym razem, ze względu na urlop, minęło trochę więcej czasu. Nic nowego jednak nie powiem - jestem jak zwykle zachwycona efektem :D.


Moje włosy przy takiej długości reprezentują radosny pierdzielnik. Skręt mam w miarę regularny tylko przy długości do ramion, potem jest już istna wariacja, gdzie każdy z loków ma inny typ skrętu :P. Cięcie sprawiło, że kudły układają mi się w zasadzie same, nawet przy zastosowaniu jedynie mycia szamponem. Fryzura stała się bardziej obliczalna, a loki bez problemu trzymają się przez 2 dni, czasami nawet trzeciego dnia (czytaj - po trzeciej nocy od mycia) mogę wyjść w rozpuszczonej fryzurze. Jeśli nie - posiłkuję się moimi ukochanymi spinkami Flexi8 (KLIK!).

Mam też coraz więcej siwych włosów od spodu - na razie radzi sobie z nimi Cassia (TUTAJ znajdziecie sporo o moich farbowaniach tym ziołem), ale możliwe, że niedługo będę musiała pomyśleć o bardziej inwazyjnych rozwiązaniach. Jeśli jednak mam być całkiem szczera - nie mam pomysłu na ten etap swojej przygody włosowej...

Marzę też, żeby moje włosy osiągnęły taką długość, bym mój lichy warkoczyk mogła oddać na fundację - nie wiem jednak gdzie jest moja graniczna długość włosów, a czuję, że długości przybywa jakoś wolniej ;).

Jak się mają Wasze włosy po wakacjach? ;)

Wizyta u fryzjera - po długiej przerwie ;)



Ostatnio byłam u fryzjera... w październiku zeszłego roku xD. Nie planowałam tak długiego rozbratu z nożyczkami, jednak niewiele później obiecałam mojemu M. zapuszczenie dłuższych włosów na ślub, resztę zrobił brak czasu i... tak jakoś wyszło. Z dużą ulgą jednak umówiłam się po raz kolejny do pana Dawida w Trendy Hair Fashion na ul. Karmelickiej 33 w Krakowie. Zapuściłam się srodze - moje proste włosy sięgały zapięcia stanika.

włosy kręcone cięcie na mokro

Do drastycznych zmian jednak nie doszło - nadal zapuszczam, żeby było z czego urzeźbić jakieś ładne upięcie ;). Tak w ogóle - bardzo chętnie przytulę Wasze inspiracje na upięcia z włosów półdługich. 

Końcówki zostały lekarsko podcięte, a cieniowanie - delikatnie odświeżone. Nawet łagodniej niż zwykle - pan Dawid stwierdził, że skoro długość jest "zadaniowa", to i kształt cięcia powinien takowy być ;). Moje włosy zostały podcięte na mokro (nic się nie zmieniło przez te 4 lata mojego uczęszczania do tego salonu) - w kwestii strzyżenia ufam mojemu fryzjerowi w 200%, bo:
  • dla niego x cm to dokładnie x cm;
  • nie namawia na drastyczne cięcia przy braku przekonania/potrzeby u klienta;
  • kształt fryzury jest zawsze przedyskutowany przed - i trzyma się ustaleń;
  • fryzury po domowych myciach układają się wręcz same;
  • jest otwarty na nowinki - przy okazji tej wizyty opowiadał mi o tym, jak próbował żel lniany na włosach kuzynki (by móc go potem polecać klientom :D);
  • uwielbia to, co robi - już od 13 lat, jak się okazało w rozmowie ;).
Nowe cięcie ocenię po 2-3 myciach, bo jak zawsze pokusiłam się o wyprostowanie włosów na szczotce. Samej nie chce mi się tego robić, a odmiana kilka razy w roku każdemu się przyda ;). Pomyślałam też, że na poprawiny wyprostuję sobie włosy (może nawet prostownicą) - czy macie jakieś własne patenty na to, żeby prosta fryzura się utrzymała przy "dzikich densach"?

Po cięciu i prostowaniu moje włosy wyglądały... jak nie moje ;).


włosy kręcone prostowanie na szczotce

U fryzjera byłam w czwartek, dzisiaj jest sobota - a one nadal takie same :O. Miła odmiana, ale jakoś bardziej przemawiają do mnie loki na mojej głowie ;). Fryzurę ocenię w pełni jak już się same ułożą ;).

Jak się mają Wasze włosy? Jakieś podcinania, zmiany koloru i... inne? ;)

Loki po cięciu ;)



Skleroza to ostatnio moje drugie imię ;). Nie pokazałam Wam wszak moich lokowanych włosów po cięciu, które miało miejsce 1,5 miesiąca temu xD. Tak jak wspominałam już TUTAJ (wersja prostowłosa) straciłam jakąś farmaceutyczną ilość włosów, odświeżyłam kształt fryzury i cieniowanie. Możecie się śmiać - ja, osoba bardzo praktycznie podchodząca do długości swoich kudeł, postanowiłam zapuszczać włosy do ślubu. Powody są dwa: oczywiście mój przyszły mąż (jak chyba większość przedstawicieli jego płci) od zawsze namawia mnie na długie pukle, a poza tym... lepszej okazji i motywacji już nie będę mieć. Jak nie teraz - to kiedy? ;). 

Włosów na głowie mam sporo, ale są one bardzo cienkie - najlepiej świadczy o tym mój kucyk o mikroskopijnym obwodzie (więcej TUTAJ). Nie wiem więc jak długo potrwa moje zapuszczanie - gdy będą mi smętnie wisiały pojedyncze pasma to bez żalu skrócę je do kręconego boba. Obecnie jednak moje kudły bardzo mi się podobają. Poniższe zdjęcia zostały wykonane tego samego dnia, ale o różnych porach.

  • Tuż po wyschnięciu.


  • Po odgnieceniu żelu:


  • Po powrocie wieczorem i zdjęciu kaptura:


  • Wygląd wyglądem, ale łyżkę dziegciu też już mam - dłuższe włosy są trudniejsze w obsłudze i "współżyciu". Włażą pod swetry, żakiety i kurtki, muszę je wygrzebywać spod paska torebki i plecaka, a i stylizacja stała się jakaś bardziej skomplikowana. Łatwiej też jest sprawić, by wyglądały z jakiegoś powodu nie najlepiej - a to jedno pasmo mi się przy schnięciu wyprostuje, a to jedna połowa mocniej skręci albo odstaje xD. Dłuższe włosy są jednak dużo łatwiejsze do spięcia - mam większe pole do popisu z moimi spinkami Flexi8 (KLIK! i KLIK!). Plusy "dodatnie" i "ujemne" na razie się równoważą ;).

    Wytrwam czy nie wytrwam - oto jest pytanie ;). Jak Wam idzie zapuszczanie? A może opowiecie mi o swoim zapuszczaniu na jakąś ważną okazję? ;)

    U fryzjera: kolejna, potrójna wizyta ;)



    Marudziłam długo o konieczności podcięcia kudeł, aż w końcu udało mi się umówić do mojego fryzjera ;). Ba, po raz kolejny umówiłam się na zbiorowe cięcie z moimi bratanicami (o naszej pierwszej wspólnej akcji możecie poczytać TUTAJ). Ostatni raz traktowałyśmy włosy nożyczkami w lutym - szmat czasu, ale jakoś wcześniejsza wizyta nam z różnych powodów nie wyszła ;). Każda z nas ma inny typ włosów i różne oczekiwania - zobaczcie więc co powstało na naszych głowach dzięki Panu Dawidowi z Trendy Hair Fashion (Kraków, ul. Karmelicka 33).

    Na pierwszy ogień poszła J. - najhojniej obdarzona włosowo z naszej trójki ;).


    Jej włosy falują się tylko czasami i tylko na końcach, które chciała zagęścić oraz ułatwić sobie ich codzienne układanie odpowiednim cięciem. Miało być ładnie i bez zbytniego kombinowania ;). Efekt po wyglądał tak:


    Delikatne skrócenie i nadanie całości kształtu delikatnego U, bez cieniowania. Strata w długości niewielka, a jaki efekt zagęszczenia ;). Czasami niewiele trzeba (zwykle zmiany kształtu cięcia), by wygląd fryzury zmienił się diametralnie. Włosy nie były traktowane prostownicą. Klientka zadowolona bardzo ;).

    Falowana Z. natomiast (jak zwykle zresztą) miała ochotę na większą metamorfozę ;).



    Fryzjer zaproponował jej long boba z krótszym tyłem i przedłużonymi przednimi partiami włosów przy twarzy, na co ochoczo przystała. Nie skończyło się tak krótko jak za pierwszym razem - ale zmiana i tak jest mega!



    Podbicie skrętu widoczne jest wręcz gołym okiem ;). Odpowiednie cieniowanie (cegiełkowe) połączone z płynną linią dolnych partii włosów zrobiło naprawdę kawał świetnego efektu ;). Wydłużone przednie partie w żaden sposób nie odstają od szablonu. Klientka bardziej niż zadowolona :D.

    Pewnie będziecie się śmiać, ale najmniej mam do powiedzenia o sobie xD. Z jednego prostego powodu - nie zdążyłam jeszcze po fryzjerze umyć włosów ;).

    Włosy przed fryzjerem:


    A po cięciu standardowo poprosiłam o wyprostowanie na szczotce. Samej mi się nie chce takich cudów robić, a włosowa odmiana 2-3 razy w roku należy się nawet mnie - niezależnie od tego, że swoje loki kocham ;).


    Żadnych ekscesów nie było ;). Poprawiłam kształt cięcia, cieniowanie (cegiełkowe) i minimalnie podcięłam końcówki, bo... robię prawdopodobnie ostatnie podejście do zapuszczania kudeł. Lepszej motywacji niż obecnie już raczej nie będę mieć, ale bądźmy szczerzy - jak mnie włosy zaczną irytować długością to i za miesiąc mogę je standardowo obciąć na krótko ;). Więcej informacji i zdjęć przekażę po 2-3 myciach, jak włosy zapomną o przyjętej dawce czesania ;).

    Chętnie poczytam też o Waszych ostatnich cięciach ;).

    Kascysko u fryzjera: "potrójne" cięcie ;)



    Uwielbiam wizyty u fryzjera ;). Oczywiście, nie zawsze tak było - zaliczyłam w przeszłości wielu partaczy, którzy wygenerowali u mnie np. sześcioletni rozbrat z tymi fachowcami. Odkąd jednak mam swojego niezastąpionego pana Dawida z Trendy Hair Fashion (Karmelicka 33, Kraków) każde cięcie jest przyjemnością ;). Tym razem od ostatniego skracania futra minęło sporo - ponad 5 miesięcy. Przyznaję, że po prostu nie udawało mi się wizyty wepchnąć w grafik. W okolicach swoich urodzin postanowiłam jednak, że należy mi się chwila dla siebie. Jak pomyślałam - tak zrobiłam, a dodatkowo skłoniłam moje rozmyślające o cięciach bratanice do wizyty razem ze mną. Dla pewności zapisałam nas razem - żeby nie uciekły ze strachu :P. 

    Mam więc dziś dla Was trzy zmiany fryzury, zaczniemy od J.

    J. ma długie włosy... od zawsze i każde cięcie sporo ją kosztuje. Tutaj jednak mój fryzjer zaproponował wyrównanie przerzedzonych końcówek (-10cm) i stworzenie krótszego pasma z przodu, które dodałoby fryzurze lekkości. 

    Włosy J. przed wizytą:



    Po cięciu:



    Różnica jest spora. Podcięcie końcówek spowodowało, że włosy się wyprostowały i tworzą ładną, pełną i regularną całość. Włosy zostały tylko wysuszone - żadnej prostownicy nie użyto ;).

    Włosy mojej drugiej bratanicy - Z. - są natomiast w gęstości i grubości podobne do moich - mają jedynie luźniejszy, falowany skręt. Z powodu problemów zdrowotnych fryzurze oberwało się dość mocno, czego efektem były mocno przerzedzone końce. Tutaj zmiana była dużo większa.

    Włosy przed cięciem:


    Włosy po cięciu, wysuszone dyfuzorem:




    Tak oto Z. została posiadaczką przedłużonego boba. Zyskała dzięki temu mocniejszy skręt i większą objętość fryzury. Kolejna zadowolona klientka ;).

    Moja wizyta przebiegła dość niestandardowo. Przyczyna była jedna - przed wizytą wahałam się między skrajnymi opcjami: ścinamy "w opór" i "podcinamy tylko końcówki". Podzieliłam się moim niezdecydowaniem z Dawidem i... zaproponował kompromis. Zaczynam dążyć do innej fryzury ;).

    Standardowo na moich włosach wylądowała jedna z masek Schwarzkopf z mielonymi orzechami (mocno emolientowy, godny uwagi skład), którą trzymałam pod sauną 15 minut. Później nadszedł czas na cięcie - pasma przy twarzy zostały skrócone minimalnie (0,5-1cm), natomiast tył odszedł do włosowego nieba. Zapowiada się, że przy kolejnym cięciu zrealizujemy w pełni nowy zamysł mojej fryzury, czyli bob z krótszym tyłem i dłuższymi partiami przy twarzy. 

    Przed cięciem moje włosy wyglądały tak:


    Po cięciu musiałam dać włosom czas na powrót do ich naturalnego kształtu. Czesanie w czasie wizyty tak na nie wpływa ;). Po 2-3 myciach od cięcia wróciły do siebie i teraz prezentują się tak (mój telefon od pół roku nie ogarnia zdjęć włosów xD):



    Cięcie (jak zwykle) poprawiło skręt i ułatwiło mi codzienne życie z lokami. Nawet idąc spać z mocno mokrymi kudłam mam rano na głowie taką fryzurę, że bez spinania mogę wyjść między ludzi ;). Za to cenię mojego fryzjera - potrafi stworzyć fryzurę, która nie wymaga długiej stylizacji. U mnie wystarczy jakieś 5 minut raz na 2-3 dni (przy myciu) i jest cudnie ;). Oby każdy z Was znalazł kogoś takiego ;).

    Z zabawnych spostrzeżeń - mimo, że z tyłu ścięłam sporo mało kto zauważył różnicę - pasma z przodu stworzyły iluzję długości xD.

    Chodzicie do fryzjera czy też podcinanie włosy same? Jakie są Wasze doświadczenia? ;)

    Po fryzjerze - od razu lepiej ;)



    Jak pomyślałam tak zrobiłam ;). Ochota na większe cięcie utrzymywała się na tyle długo (pisałam Wam o tym TUTAJ), że postanowiłam w końcu wcielić je w życie. W miarę szybko udało mi się zapisać do mojego fryzjera (pan Dawid z salonu Trendy Hair Fashion, Karmelicka 33, Kraków). Pozostało tylko poczekać na wizytę ;).

    Mój fryzjer był mocno zaskoczony tym, że od razu pozwoliłam mu robić co zechce ;). Oczywiście, przed jakimikolwiek działaniami opisał mi całą swoją wizję mojej fryzury i po mojej akceptacji przystąpił do pracy. Najpierw (po umyciu) na moich włosach wylądowała maseczka regenerująca. Po kilkunastu minutach trzymania jej pod sauną i spłukaniu przyszedł czas na nożyczki.

    Straciłam z długości 10cm "na prosto", włosy zostały też wycieniowane metodą "cegiełkową". Przed cięciem wyglądały tak:


    Poprosiłam o prostowanie na szczotce - w czasie wizyt u fryzjera prawie zawsze korzystam z tej opcji, by zobaczyć swoje kudły w innej wersji niż loki. Tuż po wizycie wyglądałam tak (w tle - sprawca mojego włosowego zadowolenia :D):


    Długość moich włosów w prostej wersji to około 2-3cm za ramiona. Lob (long bob) jak się patrzy ;). Po samodzielnym myciu kłaczki pokazały cały potencjał. Cóż mam rzec - jest przepięknie! Takiego skrętu, wrażenia gęstości i większej objętości mi brakowało :D.



    Takie loki wyszły mi praktycznie bez większego zaangażowania (gdy były dłuższe musiałam się trochę napocić). Po raz kolejny polecam usługi mojego fryzjera - jest mega :D.

    A jakie Wy macie plany fryzjerskie i pielęgnacyjne? ;)

    P.S. W konkursie na FB możecie zgarnąć paletkę FREEDOM  (KLIK!) ;)
    loading...

    Po fryzjerze ;)



    Bardzo lubię chodzić do mojego fryzjera. Wiem, że to dość rzadkie wśród włosomaniaczek (;)), jednak typ włosa i fryzura, jaką noszę wymagają częstego odświeżania. Tym razem jednak od ostatniego cięcia minęło bardzo dużo (jak na moje standardy) czasu - prawie 5 miesięcy (wpływ na to miały najpierw moje przypadłości, a później urlop mojego fryzjera). 

    Na szczęście udało się i 7 czerwca w końcu trafiłam na fotel pana Dawida w Trendy Hair Fashion na Karmelickiej 33 w Krakowie. Nie miałam jakiegoś szczególnego włosowego planu - chciałam, żeby fryzjer ocenił stan moich włosów i skonfrontował go z kształtem twarzy oraz doradził, czy zapuszczamy dalej czy zatrzymujemy się na tej długości.

    Nie zależy mi szczególnie na posiadaniu długich włosów - chcę po prostu wyglądać dobrze i nie chcę, żeby mnie kudły denerwowały ;). Dostałam jednak zielone światło dla zapuszczania, więc na podłogę poleciał około 1cm końcówek. Wcześniej włosy zostały potraktowane kuracją pielęgnującą (Schwarzkopf), wyczesane TT i dopieszczone pod sauną. 

    Samo cięcie, jak zawsze, zostało wykonane na mokro. Włosy mam pocieniowane - Dawid twierdzi, że jest to tzw. cieniowanie cegiełkowe. Gdy mam włosy wysuszone na prosto absolutnie nie widać, że końce są wycieniowane czy przerzedzone, natomiast włosy dostają kopa do skrętu. Jak dla mnie - magia i czarodziejstwo, muszę go w końcu dopytać, jak się takie cudo w praktyce robi.

    Tradycyjnie - poprosiłam o suszenie na prosto na szczotce. Tuż po modelowaniu wyglądało to tak:



    Po pierwszym samodzielnym myciu włosy jeszcze odczuwały zastosowanie TT (nie lubią czesania, oj nie lubią xD), ale i tak można było zauważyć podbicie skrętu:


    Po kolejnym myciu mogę powiedzieć tyle - wielkie wow! Dawno nie miałam tak regularnego skrętu przy takiej długości włosa ;). Dół jest "pełny", wysiepania brak - w końcu mam możliwość sprawdzenia jak moje włosy wyglądają w dłuższej wersji ;). Wykorzystałam wcześniej zestaw O'Herbal: szampon (KLIK!) i odżywkę (KLIK!).



    Po raz kolejny jestem bardzo zadowolona i każdemu życzę znalezienia fryzjera, któremu można w pełni zaufać ;)

    Opowiedzcie o Waszych fryzjerskich historiach ;)

    loading...

    Włosowa niedziela - długość przejściowa



    Większość włosów posiada taki etap długości, przy którym (nawet mając dobrane najlepszy możliwy kształt cięcia dla danych włosów) wyglądają one gorzej. Zaczynają się problemy z układaniem, dziwne fochy, a spinki częściej są w użyciu. Przez jakieś 2 tygodnie miałam wątpliwości, ale teraz mogę powiedzieć to oficjalnie - moje włosy weszły w stadium długości przejściowej.


    Po ostatnim zestawie wyglądają dobrze, ale od jakiegoś czasu szału nie ma.

    Włosom brakuje regularności (bardziej niż zwykle ;)). Zdarzają się nieregularne przeprosty/baranki, włosy są bardziej roztrzepane, a sama fryzura mniej trwała. Po spaniu miewam częściej kokodżambo ;). Myślę o podcięciu, jednak zamierzam trochę odczekać. Nie mam parcia na długość, ale jestem ciekawa, czy za np. 2cm wszystko minie. Zobaczymy, fryzjera i tak odwiedzę najpóźniej w kwietniu ;). 

    Przeszliście kiedykolwiek na własnym przykładzie etap długości przejściowej?

    Niedziela dla włosów: po fryzjerze - na prosto i nie tylko ;)



    W ostatnim wpisie wspominałam Wam, że wybrałam się do fryzjera. Od ostatniego cięcia minęło 2,5 miesiąca, włosy straciły trochę kształt (zdziwiło mnie, że tak szybko - ale o tym później), więc nie namyślając się długo umówiłam się do mojego fryzjera (Kraków, Karmelicka 33, Trendy Hair Fashion). W czwartek rozsiadłam się na fotelu i... przedstawiłam swoje wymagania xD.

    Nie chciałam stracić nic (nic - czytaj: do 2 cm) z długości, natomiast chciałam odświeżenia kształtu fryzury. Pan Dawid podumał, pomacał moje włosy, pochwalił jakość włosów i zabrał się za ich mycie. Przed cięciem skusiłam się tradycyjnie na zabieg pielęgnujący (maska + sauna na włosy) - lubię wizytę u fryzjera traktować jako relaks, a tam mam to zapewnione ;).

    Jeśli chodzi o cięcie - z długości nie straciłam nic (nie bawię się we włosową geodezję, centymetra straty nie jestem w stanie zanotować ;), natomiast górne warstwy straciły 3-4cm na poczet lepszego skrętu. Nadal mam na głowie "cieniowanie cegiełkowe" (którego przy wyprostowanych włosach nie widać w ogóle - żadnych przerzedzeń na końcach), natomiast w wersji lokowej świetnie podbija skręt. 

    Sekret szybkiej utraty kształtu został szybko zdiagnozowany - włosy w ciągu 2,5 miesiąca urosły naprawdę znacząco! Podejrzewam, że przyczyną tego jest picie pokrzywy (z innej okazji - problemy z układem moczowym).

    Poprosiłam fryzjera o wyprostowanie włosów na szczotce. Taka odmiana - wyglądam jak nie ja ;).



    Wczoraj umyłam włosy po raz pierwszy po wizycie u fryzjera. Zastosowałam Szampon zakwaszający Leo Activia (dwukrotnie), a następnie nałożyłam maskę Allwaves Pantenol i Rumianek. Włosy spłukałam i wystylizowałam jak zwykle.


    Widać, że włosy u fryzjera dostały sporą dawkę czesania i do swojego normalnego wyglądu wrócą po 2-3 myciach. Z czesaniem chyba nigdy się nie polubię ;). Już jednak widzę poprawę skrętu dołu - zobaczymy, co będzie dalej ;).


    Kiedy byliście ostatnio u fryzjera? ;)

    Po fryzjerze - trochę prościej ;)



    W końcu! Jestem po fryzjerze ;). Po raz kolejny odwiedziłam Trendy Hair Fashion na Karmelickiej 33. Mój fryzjer - Pan Dawid - był zadowolony ze stanu włosów i samego cięcia, ale sam potwierdził to, co i ja wiedziałam: lepiej odświeżać fryzurę co 3 miesiące xD. Poradził, by tył podciąć mocniej, boki słabiej. W efekcie tylne partie straciły około 2 cm, boki i przód: 0,5-1cm. 

    Podpytałam go również o swoje cięcie dokładniej, bo wielu z Was dziwiło się, że mając włosy wycieniowane nie mam "wysiepanych końców". Otóż wykonał na moich włosach "cieniowanie cegiełkowe", gdzie wycieniowane pasma nachodzą jedne na drugie - dzięki czemu nawet w prostej wersji nie widać przerzedzeń na końcach. 

    Prócz cięcia miałam wykonaną kurację pielęgnującą połączoną z czesaniem Tangle Teezerem i sauną. Przyjęłam kwartalną dawkę czesania xD. 

    Na razie mam dla Was zdjęcia w wersji prostszej (bo prostą się tego nie da nazwać :P), bo zażyczyłam sobie prostowania na szczotce a jeszcze nie zdążyłam ich umyć po swojemu. Odmiana 3-4 razy w roku nawet mnie się przydaje ;).


    Końcówki podkręcały się już w salonie. Matkę oszukasz, ojca oszukasz, natury moich włosów - nie oszukasz :P.

    Dlaczego podcinasz włosy, skoro zapuszczasz?



    To pytanie, zadawane w różnych formach, ostatnio dosłownie mnie nęka :)). Jak nie mój partner, to koleżanki lub Czytelnicy zadają mi to pytanie. Nadszedł czas na pełną odpowiedź ;).

    Źródło: polki.pl

    Zostałam włosową nazistką i nie wstydzę się tego - brzmi trochę jak wyznanie anonimowego nałogowca, ale coś w tym jest. Nie wyznawałam tego podejścia od początku włosomaniactwa - długo nosiłam mniej lub bardziej niedorobioną fryzurę (równocześnie: mniej lub bardziej pasującą do mojej urody), męczyłam się z przerzedzonym dołem i myślałam, że stopniowanie/cieniowanie to zło przerzedzające i tak smętne końce (wina doświadczeń z przeszłości).

    Czym podcinam włosy?

    Krótki urlop od bloga naprawdę dobrze mi zrobił, ale wracam już, bardzo stęskniona :D.

    Jak wiecie obecnie nie podcinam już włosów sama. Chodzę do fryzjera, który nadaje moim kudełkom odpowiedni kształt, cieniuje je i stopniuje. Sama nie mam na tyle zdolności manualnych, by obciąć włosy inaczej niż na prosto :P. Jednak bardzo długo podcinałam końce w domu, a obecnie obcinam włosy moim bratanicom. 

    Czego używam do tego celu (już od kilku lat)?

    Myślę, że będzie to dla wielu z Was zaskoczenie i być może kontrowersyjny wybór, ale... używam zwykłych nożyczek do papieru, kosztujących 4-5zł i używanych jedynie do włosów. Do tej pory miałam dwa egzemplarze, bo jeden... zgubiłam :P.


    4 lata włosomaniactwa - jubileusz ;)



    Niewiele brakowało, żebym w natłoku zajęć zapomniała o jakże ważnej rocznicy - w kontekście blogowym. Końcem lipca 2011 zostałam włosomaniaczką ;). Ten etap rozpoczął się u mnie od mycia włosów odżywką, który, wraz ze spadkiem porowatości, przerodził się z czasem w uwielbienie dla szamponów opartych na mocnych detergentach.

    Wcześniejsze wpisy jubileuszowe możecie obejrzeć tutaj:
    W ciągu ostatniego roku odkryłam, jak ważne w przypadku moich włosów jest dobre cięcie i regularne jego odświeżanie (w moim przypadku są to odstępy trzymiesięczne - po tym czasie odczuwam, że fryzura traci kształt). Podcinałam się w ciągu ostatniego roku trzykrotnie:

    Porzuciłam więc domowe cięcie na prosto na rzecz fryzjerskiego cięcia warstwami (bo sama bym tego nie ogarnęła xD). Jestem zadowolona, włosy układają się w zasadzie same. BHD wynikają raczej z mojej galopującej niskoporowatości i związanej z tym tendencji do obciążenia włosów. 

    Mała zmiana - świetny efekt ;)




    Jak powiedziałam tak i zrobiłam ;). W minioną środę trafiłam pod nożyczki w salonie Trendy Hair Fashion na ulicy Karmelickiej 33 w Krakowie (drugi salon mają na Starowiślnej 47). Poszłam z już wcześniej powziętą decyzją o zapuszczaniu, jednak byłam szczerze ciekawa zdania mojego fryzjera na ten temat. Po jego słowach "Obcinamy 0,5-1 cm końcówek i zapuszczamy dalej" moją twarz przyozdobił uśmiech nr 5 :D. Boki fryzury mam ścięte odrobinę krócej, całość układa się w domniemane U.

    Dodatkowo poskarżyłam się mistrzowi nożyczek, że walczę z przedziałkiem. Chciałam go mieć po lewej stronie, ale jakkolwiek bym włosów nie ułożyła to cały czas miałam go na środku -.-. Radą na to miało być mocniejsze przycięcie prawej strony. Potwierdzam - faktycznie zadziałało! :D. Widać warto takie problemy stylizacyjne zgłaszać fachowcom.

    Właściwą część wizyty stanowiła kuracja pielęgnująca i późniejsze cięcie oraz modelowanie na szczotce - chciałam chwilowej, mocniejszej odmiany ;). Z ciekawostek: "razem ze mną" w salonie poprawiał fryzurę pan Makłowicz, a tuż po mnie przyszła moja koleżanka z pracy (o jej wizycie nie wiedziałam).

    Włosy mam nadal pocieniowane (i tak zapewne pozostanie), ale w tak umiejętny sposób, że moje włosy w najmniejszym stopniu nie wyglądają na "wysiepane dołem". Ba, dzięki temu, że chciałam zobaczyć moje kłaczki w formie wyprostowanej upewniłam się, że moje cieniowanie faktycznie optycznie dodaje gęstości moim nie grzeszącym bujnością włosom (6cm w kucyku w porywach).

    Czas na zdjęcia :D

    Włosy przed wizytą:


    Po fryzjerze ;)




    W miniony czwartek w końcu miałam okazję usiąść na fotelu fryzjerskim ;). Mogę uznać go za dzień zaskoczeń obopólnych - mnie zaskoczył (pozytywnie!) nowy wystrój salonu Trendy Hair Fashion przy Karmelickiej 33, a Pan Dawid prawie padł gdy zobaczył, ile urosły moje włosy ;). Sam stwierdził, że są prawie tak długie jak przed grudniowym cięciem (a przecież poleciało wtedy bahato centymetrów, dobrze ponad 10!), ale dodatkowo są w dużo lepszej kondycji.

    Włosy zostały obcięte ma mokro, z czesaniem, po wcześniejszym zabiegu kuracji pielęgnującej. I po raz drugi została ze mną skonsultowana co do centymetra ilość włosów do ścięcia ;). I fakt - po rozczesaniu na mokro miałam oczy jak dwa talerze obiadowe bo naprawdę... porost zaliczyłam zacny ;).

    Cała sytuacja z powrotem do fryzjerskiego podcinania nauczyła mnie jednego - moje włosy muszą mieć odtwarzany kształt fryzury co 3 miesiące (ba, w zasadzie częściej). Prawdopodobnie jest to u mnie uwarunkowane tempem przyrostu (i tym, że włosy nigdy i u nikogo nie rosną z tą samą prędkością na całej głowie) i bardzo finezyjnym cieniowaniem. Końcówki przed cięciem były w stanie ocenianym na 5+, więc nie one motywują mnie do odwiedzin ;).

    Włos na dziś - przed zmianami ;)



    Tak się jakoś dziwnie złożyło, że już od dawna nie pokazywałam Wam swoich włosów ;). Nie ma ku temu jakiegoś szczególnego powodu, po prostu tak wyszło ;). Niemniej dziś spieszę do Was ze zdjęciem mojego wesołego pierdzielnika, bo... jutro idę do fryzjera :D.

    Na dzień dzisiejszy włosy me prezentują się następująco:


    Życie kształci, życie uczy... obsługi nowej fryzury ;)



    Perypetii pocięciowych ciąg dalszy ;). Moja nowa, krótsza fryzura w wersji wystylizowanej przez fryzjera podobała mi się bardzo. Nadszedł czas na pierwsze samodzielne mycia, które okazały się czasem włosowej przygody. Tak krótkich włosów nie miałam od 6 lat - muszę się nauczyć z nimi obchodzić ;).

    Pierwsze mycie zaowocowało pierdzielnikiem większym niż zwykle z prostego powodu - zasnęłam z mokrymi włosami :P. Po kolejnych było już coraz lepiej i teraz mogę się pochwalić kręconym bobem. Albo inaczej - chyba mogę się pochwalić kręconym bobem, bo nie wiem, czy ta fryzura spełnia wymagania na "bycie bobem" ;). 


    Dobra decyzja - dobre cięcie ;)



    Jak powiedziałam tak też zrobiłam - na podłodze Trendy Hair Fashion na Karmelickiej 33 zostało jakoś ponad 10 cm moich włosów. A zostałoby pewnie więcej, gdyby sam fryzjer nie powstrzymał mojego cięciowego rozochocenia (i chwała mu za to!) :P.

    Po myciu i kuracji pielęgnującej (o której już pisałam) nadszedł czas na spotkanie z fryzjerskimi nożyczkami po prawie pięciu latach separacji (w tym czasie włosy podcinałam w domu). Po raz pierwszy fryzjer pokazał mi ile dokładnie włosów obetnie na pasemku. I co więcej, powstrzymał mnie przed rozstaniem się z większą liczbą centymetrów ;). Nie mówiąc już o tym, że każda składowa fryzury została ze mną dokładnie omówiona. Mimo moich wielkich oporów przed cieniowaniem uległam, jednak w ten sposób zostały potraktowane jedynie końce ;).

    Po cięciu włosy zostały wysuszone na dyfuzorze po wcześniejszym potraktowaniu ich kremem do loków i olejkiem-serum. Bez lokówek, szczotek i tym podobnych precjoz (tym razem). Wybaczcie jakość i tło zdjęć, ale robiłam je wczoraj przy sztucznym świetle. Kolor jest "nie mój", ale tym razem bardziej chodzi o sam kształt ;). Skręt też nie do końca mój (standard po suszarce), ale i tak jest niezmiernie zacnie :D.

    Czy blogerka-włosomaniaczka musi mieć długie włosy? + kto zgarnął vouchery do fryzjera ;)



    Pochwaliłam się wczoraj na Fanpage planem zmiany fryzury. Cięcie bardziej profesjonalne chodziło za mną już od dawna (moja mama wszystkiego nie potrafi), a teraz postanowiłam wprowadzić myśli w życie. Wasze komentarze były w większości dobrymi radami bądź sygnałami zaciekawienia ;). Ale nie wszystkie.

    Otrzymałam wiadomość prywatną, której myśl przewodnią mogę streścić następująco: "jeśli zetniesz włosy, przestaniesz być dla mnie wiarygodna jako włosomaniaczka i blogerka". Zwykle podobne opinie spływają po mnie jak po kaczce, jednak akurat ta wiadomość skłoniła mnie do refleksji. Czy włosomaniaczka-blogerka naprawdę musi mieć długie (półdługie) włosy, by móc pełnoprawnie dzierżyć te tytuły bez posądzania o brak wiarygodności? 

    Jestem blogerką, ale nie chcę, by teraz czy w przyszłości moja pasja zaczęła rządzić moim życiem chociażby w kwestii image'u. Nie jestem w żadnym stopniu wyznawczynią poglądu, że "włosy muszą być długie, inaczej nie są kobiece". Włosy "kobiece" to takie, które dodają urody właścicielce, a na to składa się ich kondycja oraz kształt ;).