Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) głowy - niedrogie i łatwo dostępne szampony

Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) potrafi naprawdę uprzykrzyć życie swoimi napadami. Przetłuszczona skóra i włosy, "łuska", łupież oraz często swoisty zapaszek nie są objawami, nad którymi da się przejść do porządku dziennego - chociaż mój mąż próbował jak mógł xD. Dwa stosunkowo proste triki dotyczące mycia i stosowanych szamponów pozwoliły opanować te przykre objawy. Zdążyliśmy przetestować trzy różne, niedrogie i całkiem dobrze dostępne szampony, które mój mąż szczerze poleca. Należą do nich również szampony Catzy, które już wcześniej zrecenzowałam. W dobieraniu arsenału szamponowego starałam się żonglować przeciwłupieżowymi substancjami czynnymi, by nie dać szans zakażeniom grzybiczym, które zwykle towarzyszą ŁZS i są przyczyną lwiej części objawów.

Intensywny szampon przeciwłupieżowy Schauma


Skład:


Mała heheszka na początek - byłam święcie przekonana, że ten szampon należy do linii męskiej. Jak bardzo ilustracja na opakowaniu może zmylić :D. Szampon ten jest typowym szamponem mocno oczyszczającym ("rypaczem") bazującym na SLES i betainie kokamidopropylowej. Już na początku składu znajdziemy także sól kuchenną - nie jest to więc żaden delikates i osoby o skórze wrażliwej powinny się mieć na baczności. Zawiera sporo pirytonianu cynku - znanej i skutecznej substancji przeciwłupieżowej i przeciwgrzybiczej. Dalej znajdziemy keratynę (proteina) oraz glicynę (aminokwas) - stosowany często może wywołać efekt przeproteinowania. Pantenol pełni rolę humektantu-nawilżacza.

Skład ma mocny i nie powalający urodą, ale już przy pierwszym zastosowaniu widocznie zmniejszył łupież oraz odczuwalnie zmniejszył przetłuszczanie. I całe szczęście - dzięki temu od razu miałam argument za słusznością proponowanych rozwiązań :D. Brak świądu też zrobił swoje - po prawdopodobnie wielu latach problemów ze skórą głowy taka zmiana jest dość szokująca ;). Myślę, że zaraz po skończeniu tego opakowania kupimy kolejne ;).

Szampon przeciwłupieżowy Isana


Skład:


Pomimo moich własnych, świądowych obaw z przeszłości szampon przeciwłupieżowy Isany też nieźle się sprawdził w walce z ŁZS M. Ponownie SLES, betaina kokamidopropylowa oraz sól kuchenna w szpicy składników nie nastrajają pozytywnie w kwestii łagodności, ale całkiem wysoko w składzie pojawiają się nawilżacze (pantenol, niacynamid) oraz pirokton olaminy - kolejna niezwykle skuteczna i popularna substancja do stosowania przeciwko atakom grzybów i łupieżowi. Końcówka składu (kompozycja zapachowa, regulatory pH i konserwanty) jest mocniej rozbudowana niż w przypadku Schaumy, ale chwalę rezygnację z kwasu mrówkowego w roli konserwantu. Wiele wskazuje na to, że to on wywoływał świąd skóry głowy u mnie ;). Mam na to kolejne potwierdzenie po testach szamponu do włosów zniszczonych z serii Professional.

Śmiesznie niska cena, świetna dostępność i co najważniejsze - również dobre efekty: nic nie swędziało ani się nie sypało :D. Spora dawna ekstraktu miętowego dodatkowo sprawia, że jest to rozwiązanie świetne na upały - dodatkowo chłodzi i odświeża skalp ;).

Szampon oczyszczający Alterra z węglem


Skład:


Do tego srogiego arsenału przeciwłupieżowego dołączyliśmy szampon nieco "zwyklejszy", bo z czasem chciałabym, żeby częstotliwość używania szamponu przeciwłupieżowego się zmniejszała ;). Skład nieco delikatniejszy: nawilżająca gliceryna złamana glukozydami i mocnym detergentem SCS wsparta betainą ;). Dalej znajdziemy argininę oraz zestaw minerałów (po kompozycji zapachowej) oraz tytułowy węgiel wraz z ekstraktami z rumianku i melisy. Jest to produkt naturalny, ale z racji zastosowanych ekstraktów i naturalnych substancji zapachowych warto wykonać domową próbę uczuleniową.

Dobrze myje, nie wywołuje nawrotów łupieżu ani świądu, chociaż jego czarny kolor wywołał początkową konsternację u użytkownika :D. Więcej powiem - nawet ja jestem z niego zadowolona pomimo tego, że w przeszłości szampony Alterra niekoniecznie wystarczająco domywały mi włosy. Chyba to faktycznie oczyszczające myjadło ;).

Poza aptecznym Catzy pozostałe propozycje są dostępne bez większych problemów w Rossmannie za niewielkie pieniądze. Oczywiście zamierzam mężowi podsuwać inne rozwiązania i oceniać je tutaj ;).

Czy z własnego doświadczenia dodalibyście tutaj jakiś szampon? ;)

Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) głowy - pomoc dla opornych

Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) to jedna z najczęściej diagnozowanych w gabinetach dermatologicznych przypadłości. Zwykle objawia się występowaniem zaczerwienionych i łuszczących się zmian na skórze (często dających efekt tłustej"łuski"), zwiększoną produkcją łoju i czasami - zmianami ropnymi. Sama nie miałam tego typu problemów, ale mój mąż - jak najbardziej. I, co pewnie część z Was przeszła z męskimi przedstawicielami swojego otoczenia - nic z tym nie robił.


Jedyny dopuszczalny szampon: Head & Shoulders, po którym i tak skrawki łuszczącego się naskórka były widoczne nawet na odzieży. Do tego coraz większy świąd oraz rany na skórze głowy (od drapania). Nie można też pominąć "mądrości" ludowych mówiących o szkodliwości codziennego mycia głowy... i mamy w zasadzie pełen obraz dość nieciekawej i utrudniającej życie sytuacji.

Wszelkiego rodzaju wcierki do skóry głowy, peelingi (mechaniczne, chemiczne czy enzymatyczne), maści czy chociażby złuszczająca oliwka (Salicylol) odpadały na wstępie. Nikt by mojego męża nie zmusił do wyjścia w pielęgnacji włosów poza szampon :D. Pomimo sporego oporu udało mi się wprowadzić dwie zmiany:
  • codzienne mycie włosów (przynajmniej przez jakiś czas lub w miarę potrzeb)
  • korzystanie z 3-4 różnych szamponów przeciwłupieżowych/oczyszczających na zmianę, z eliminacją produktów, które się nie sprawdziły lub wywołały świąd/łupież.
Po ponad 3 miesiącach takiej kuracji mogę szczerze powiedzieć, że jeśli nie da się wprowadzić szerszych metod walki z ŁZS przez upór pacjenta (:D), to nawet tak niewielkie zmiany dają duże efekty. Świąd i sypiący się wszędzie łupież ustąpiły całkiem szybko, natomiast zaczerwienienia i zmiany ropne występują naprawdę sporadycznie i w niewielkiej liczbie, a do tego zwykle wtedy, gdy skóra głowy się nieco "zapoci" - np. pod czapką z daszkiem w upał. Sytuację można uznać za z grubsza opanowaną - komfort pacjenta mocno wzrósł :D.

Oczywiście, chciałabym, żeby dał się namówić chociaż 1-2 razy w miesiącu na peeling skóry głowy, chociażby trychologiczny Basil Element, ale do tego jeszcze sporo wody w Wiśle upłynie :D.

Sposób ten nieźle sprawdza się także przy zwiększonym wydzielaniu sebum oraz zakażeniach drożdżakami (które dość często pojawiają się w okresach przesileń) - sprawdzone tym razem na sobie i znajomych ;).

Mam nadzieję, że u Was występują jak najrzadziej, ale - jak sobie radzicie z problemami skóry głowy?

Basil Element, Trychologiczny peeling oczyszczający przeciw wypadaniu włosów - pewniak na problemy ;)



Rozpakowałam wczoraj ostatni wór z dobytkiem na nowym mieszkaniu - co nie oznacza oczywiście, że całkiem się rozpakowałam xD. Kosmetyki nadal czekają w kartonach na ogarnięcie xD. Niemniej jednak brakowało mi bloga i pisania dla Was, dlatego też mam dzisiaj dla Was recenzję produktu, który uważałam za niepotrzebny w mojej pielęgnacji. Peelingów skóry głowy nie robiłam w zasadzie w ogóle - miałam może dwa podejścia do takiego zabiegu (w wersjach cukier + szampon i kawa + szampon) i niestety - mieszanki nie chciały dotrzeć do skóry głowy przez moje dość mało gęste włosy (potwierdzenie TUTAJ). Nie było czym masować skóry głowy xD. Ten zabieg nie był mi jednak bezwzględnie potrzebny - problemów z zanieczyszczoną skórą głowy prawie nie miałam... No właśnie, prawie.

Przesilenia jesienne i wiosenne, poza nieszczególnie dobrym samopoczuciem, zawsze owocowały u mnie około trzytygodniowymi problemami z nadmiernym przetłuszczaniem skóry głowy. Podejrzewam, że ma ono związek ze zmianami temperatur - mój wewnętrzny termostat ciężko się przestawia ;). W tym okresie musiałam włosy myć praktycznie codziennie. W jednej z paczek od Elfa Pharm znalazłam Peeling Trychologiczny Basil Element, który czekał na okazję do użycia - postanowiłam go przetestować w trakcie obecnego przesilenia. I to nie tylko na skórze głowy :D. Wspominałam Wam o nim już TUTAJ.


Peeling zamknięty jest w poręcznej tubie z fajnie rozwiązanym zamknięciem (z którym bawiłam się przy pierwszym podejściu kilka minut - żeby ogarnąć, jak działa :D). Wydłużona i wąska końcówka przy przekręceniu zamyka i otwiera dozownik, a dodatkowo ułatwia dostanie się do skóry głowy. Całość wygląda ładnie, czytelnie i może nawet nieco ascetycznie, ale prezentuje się świetnie ;).

125ml tego peelingu kosztuje 29,99zł na stronie producenta. Stacjonarnie można go dorwać taniej (m. in. w drogeriach Pigment).

Skład:


Działanie tego peelingu opiera się na zastosowaniu kwasu glikolowego przełamanego humektantami (nawilżaczami: propanediol, gliceryna, niacynamid, pantenol), ekstraktami z: marakui, cytryny, bazylii oraz olejami: słonecznikowym i kokosowym. Warto również zauważyć obecność substancji przeciwłupieżowej (przeciwgrzybiczej) - piroktonu olaminy. Pozostałe składniki odpowiedzialne są za konsystencję, pH oraz trwałość i zapach kosmetyku. Zastosowane konserwanty nie budzą niepokoju, jednak ze względu na obecność substancji zapachowych oraz składników pochodzenia naturalnego - warto wykonać domową próbę uczuleniową (KLIK!).

Ma postać nieco mętnego żelu o cytrusowo-ziołowym, mało intensywnym zapachu, który wietrzeje po kilku chwilach od aplikacji. Po myciu również nie jest wyczuwalny na włosach.


Jego stosowanie zaczęłam przy pierwszych włosowych objawach przesilenia wiosennego, czyli wtedy, gdy włosy po 24h od mycia już wyglądały nieświeżo. Wąska i wydłużona końcówka świetnie się sprawdziła (nawet przy moim braku zdolności do wcierania czegokolwiek w skórę głowy xD) - pozwala na równomierną aplikację peelingu w kolejne przedziałki, potem tylko małe masowanie skóry opuszkami palców, 10 minut oczekiwania i można zmywać całość szamponem ;). Stosuję go na razie raz w tygodniu i... objawy nadmiernego, sezonowego przetłuszczania minęły jak ręką odjął po pierwszej aplikacji i do dzisiaj nie wróciły ;). Włosy myję co 3 dni (zwykle robiłam to co 2 dni) i nie wykazują one w tym okresie objawów nieświeżości.

Skóra głowy wykazuje wszelkie objawy zadowolenia z pielęgnacji (żadnych podrażnień, pieczenia czy swędzenia nie zanotowałam). Nie zamierzam wprawdzie korzystać z niego regularnie (moja skóra poza tymi dziwnymi okresami nie woła o peeling), ale przy problemach z zanieczyszczoną skórą głowy absolutnie go polecam... także na twarz :D.

Nie byłabym przecież sobą, gdybym jego właściwości nie przetestowała także w tym rejonie. Nie zwracam zbytniej uwagi na dedykowanie produktu do danych rejonów - jeśli skład na to pozwala stosuję kosmetyki "wielofunkcyjnie" ;). Sprawdza się równie dobrze jak mój ulubiony peeling enzymatyczny Purederm (recenzja TUTAJ) - pozostawia skórę oczyszczoną, odświeżoną i gotową na przyjęcie maseczki, serum lub kremu ;). Zaskórniki się z nim nie lubią - znacząco je zmniejsza, a egzemplarze na policzkach i czole wręcz usunął ;). 

Z całą pewnością będę do niego wracać - w różnych zastosowaniach ;). Peelingujecie skórę głowy? Jeśli tak - to czym? ;)

Ampułki Kallos - analizy składów. Czy są warte uwagi?



Kallos - marka (przede wszystkim, ale nie tylko) włosowa, która swego czasu szturmem zawojowała blogosferę. Wciąż jednak można znaleźć niezbyt popularne produkty tej firmy. Do takich należą ampułki do włosów - chociaż pytania o ich składy były dość częste. Występują one w 3 rodzajach: przeciw wypadaniu włosów (Hair Pro-tox), przeciwłupieżowe (Hair Botox zielone) i  regeneracyjne (Hair Botox czerwono-miętowy). Nie sposób wypowiedzieć się łącznie o ich składach - każdy jest z innej parafii ;). Zapraszam więc na post rozkładający ich wnętrze na czynniki pierwsze ;).

Kallos, Hair Pro-tox Anti Hair Loss Ampoule(Ampułki przeciw wypadaniu włosów)


Skład:


Ampułki te mają przeciwdziałać wypadaniu włosów, dlatego też miejscem ich aplikacji jest skóra głowy. To produkt etanolowy - wysuszający potencjał tego środka (który mnie osobiście nie szkodzi, ale skalpy są różne) ograniczony został przez dodatki propanediolu i glikolu butylenowego. Kompozycja zapachowa wysoko w składzie zapewne niejednego zniechęci, ale warto zauważyć, że produkt ten zawiera składniki przeciw wypadaniu włosów, które działają już w niewielkich ilościach (modyfikowane peptydy i apigenin). Kwas oleanolowy dodatkowo dba o zdrowie i regenerację skóry głowy. 

Całość dopełniają: modyfikowany (w celu łatwiejszego zmywania) olej rycynowy, arginina (aminokwas), kwas mlekowy i ekstrakty z: soi, pszenicy, grochu i tarczycy bałkajskiej.  Nie znajdziemy tutaj żadnych dodatkowych konserwantów poza etanolem (który jednocześnie jest popularnym promotorem przejścia, umożliwiającym składnikom wcierki odpowiednie działanie).

Przyznam, że jest to dla mnie najciekawsza ampułka firmy Kallos. Nie wykluczam jej przetestowania w przyszłości :D.

Kallos, Hair Botox Anti-Dandruff Ampoule (Ampułki przeciwłupieżowe)


Skład:


Ponownie mamy do czynienia z produktem dedykowanym do skóry głowy bazującym na etanolu (w roli promotora przejścia), jednak tym razem absolutnie nie ma się czym zachwycać. Jedynie modyfikowany olej rycynowy może tutaj zmniejszyć ryzyko przesuszenia (które to nota bene jest czasami przyczyną łupieżu). Kwas salicylowy i pirokton olaminy potrzebują troszkę wyższych stężeń niż np. apigenin do efektywnego działania, więc ich występowanie w INCI po kompozycji zapachowej nie wróży najlepiej dla działania tego kosmetyku. Ponownie nie zawiera żadnych dodatkowych konserwantów prócz etanolu.

Te ampułki nie wzbudziły mojego zachwytu i nie przewiduję ich zakupu.

Kallos, Hair Botox Ampoule Keratin, Collagen, Hyaluronic Acid (Ampułki Hair Botox regenerujące)


Skład:


Najpierw "pozaskładowa" dygresja - produkty firmy Kallos w większości bardzo lubię, ale drażni mnie polityka nazywania kilku produktów prawie tak samo. Potem czuję się zagubiona xD.

Tym razem mamy do czynienia z ampułkami do stosowania na długość włosów i skórę głowy (z dużą dozą ostrożności). Znajdziemy w nich sporo humektantów (gliceryna, glikol propylenowy, pantenol, hialuronian sodu), morze protein (keratyna, kolagen) oraz dwa filmformery. Całość uzupełnia kompozycja zapachowa, modyfikowany olej rycynowy oraz konserwanty (bez parabenów). 

Te ampułki mogą się spodobać fanom bomb i kuracji proteinowych, natomiast osoby o włosach wrażliwszych na te składniki powinny przemyśleć ich stosowanie ;). Być może skuszę się na nie w przyszłości. 

Z czystym sumieniem mogę napisać, że mamy tutaj do czynienia z trzema rodzajami produktów: ciekawym, dobrym i nieszczególnie dobrze skomponowanym. Po raz kolejny sprawdza się zasada, że całościowe ocenianie marki może być nie do końca obiektywne ;).

Stosowaliście kiedykolwiek ampułki do włosów? Jeśli tak - jak je wspominacie?

loading...

O'Herbal, Odżywka do włosów przetłuszczających się z ekstraktem z mięty - na długość i skórę głowy



Ci z Was, którzy są Czytelnikami mojego bloga od dłuższego czasu wiedzą, że bardzo rzadko nakładam odżywki przeznaczone na długość włosów na skórę głowy. Dlaczego? Zwykle przemawia za tym bilans zysków i strat: obawiam się zwiększenia wypadania po takich eksperymentach. Widać bardziej zależy mi na włosach które już mam niż na tych, które mogłabym mieć ;). Niemniej jednak czasami zdarza się, że skład przekonuje mnie do nakarmienia skalpu daną odżywką. Tak było w przypadku Odżywki do włosów przetłuszczających się O'Herbal. O kosmetykach z tej serii opowiadałam już wcześniej TUTAJ i TUTAJ.


Duża, miękka butla z plastiku to niezbyt fortunne rozwiązanie - odżywka jest średnio gęsta, przez co wydostanie jej z tego opakowania jest mocno utrudnione. Dodatkowo niewielka zakrętka uniemożliwia postawienie butelki do góry nogami (by ułatwić wydobycie kosmetyku). Niemniej jednak wizualnie (etykiety, kolory, trwałość opakowania i naklejek) mi się podoba ;).

500ml odżywki kosztuje 14-19zł, w zależności od miejsca zakupu (produkty z tej serii są dostępne na doz.pl oraz w drogeriach Jasmin i Kosmyk: tam widziałam je osobiście).

Skład:


 Jest to produkt emolientowy (emolienty syntetyczne). Na uwagę zasługuje spora ilość glinki kaolinowej oraz ekstraktu z liści mięty pieprzowej. Oprócz nich zawiera również  modyfikowany olej rycynowy, humektanty (glikol propylenowy, glicerynę, mocznik), kwas mlekowy oraz zestaw substancji zapachowych i konserwujących. Nie zawiera parabenów.

Skład dość krótki, konkretny i faktycznie kojarzący się z zastosowaniem do tłustej skóry ;). Glinka kaolinowa na spółkę z miętą przekonały mnie do zastosowania jej na skórę głowy.

Ma postać białego, średnio gęstego kremu o delikatnie miętowym zapachu, absolutnie niepodobnym do kropli żołądkowych (ktoś mnie już o to pytał ;)). Dzięki gęstości - wydajna.


Stosowałam ją w różnych konfiguracjach: na 20-30 minut przed myciem na skórę głowy, przed myciem w miksach (na 20 minut - 8h) oraz po myciu na 3-10 minut. Zacznijmy może od skalpu ;).

Skóra głowy po jej użyciu jest odświeżona i ba, zachowuje ją zadziwiająco długo (3-4dni przy normie 2-3 dni). Dodatkowo jest ukojona i nie zdradza żadnych niepożądanych objawów pokroju zaczerwienienia, pieczenia, swędzenia czy łupieżu. Ogranicza przetłuszczanie skóry głowy. Nie zauważyłam jednak żadnego jej wpływu na porost włosów - ani nie rosły szybciej, ani bejbików więcej nie było.

Długość włosów również dobrze reagowała na ten produkt. Nie sposób z nim przesadzić (a wierzcie mi, nieświadomie próbowałam ;) - nie dorobiłam się po niej syndromu 3xP (przychlast, przetłuszcz, przyliż). Włosy za każdym razem układały się w całkiem ładne loki o normalnej trwałości i fajnej objętości. Trochę żałuję, że zapach nie pozostaje na włosach po myciu.

Myślę, że nadal będę praktykować jej używanie na skórze głowy - zmniejszenie przetłuszczania zawsze na propsie ;). A w same włosy również będą zadowolone.

Znacie kosmetyki z tej serii? Może któreś konkretnie Was kuszą?

loading...

Peeling skóry głowy: propozycje chemiczne i enzymatyczne



Kontynuuję jakże popularny w ostatnim czasie temat peelingów skóry głowy. Wcześniej wspominałam już o:

Czy peeling skóry głowy jest nieodzowny w pielęgnacji włosów? (KLIK!)

Mechaniczny peeling skóry głowy - co wybrać? (KLIK!)

Nie wszyscy użytkownicy peelingu skóry głowy mogą jednak złuszczać te okolice w sposób mechaniczny - z różnych powodów: od niesatysfakcjonujących efektów po wygodę stosowania (problemy z dotarciem z drobinkami do skóry). Dla Was również mam inne opcje - peelingi chemiczne i enzymatyczne.


Do chemicznego/enzymatycznego peelingu skóry głowy możemy wykorzystać:
  • ulubiony szampon/produkt do mycia (mydło rosyjskie, żel do higieny intymnej etc. -  pozostawione na 3 do 10 minut na skórze)
  • mydło (szare, Aleppo, węglowe, marsylskie i inne - pozostawione na 3 do 10 minut na skórze)
  • sodę oczyszczoną (wymieszaną z wodą lub szamponem/kremem/żelem - pozostawioną na 3 do 10 minut)
  • mocznik (w stężeniach 10-30%, w postaci toniku/kremu przygotowanego w domu bądź gotowych produktów: Cerkogel, Cerkoderm, Squamax, SynchroUrea, Pilarix etc.)
  • bromelainę (w stężeniu od 2 do 5%, w postaci toniku lub wymieszana z innym środkiem - kremem bądź żelem)
  • papainę (w stężeniu od 2 do 8%, w postaci toniku lub wymieszana z innym środkiem)
  • kwas salicylowy (w stężeniu 1-5%, preferowany w formie roztworu olejowego: np. Salicylol, nie alkoholowego - lub domowy odpowiednik) 
  • kwas mlekowy (w stężeniu 3-10%)
  • kwas migdałowy (w stężeniu 3-10%)
  • kwas glikolowy (w stężeniu 3-10%)
  • kwas jabłkowy (w stężeniu 3-10%)
  • glukonolakton (w stężeniu 5-10% - środek bardzo delikatny)
  • kwas laktobionowy (w stężeniu 2-8%)
  • LHA - kwas lipohydroksylowy (w stężeniu 0,3-1%).
Dobór środka oraz jego stężenia to sprawa wysoce indywidualna, zależna od preferencji naszej skóry. Niemniej jednak myślę, że taka podręczna ściąga pomoże wielu z Was - szczególnie tym, którzy poszukują w miarę bezpiecznych zakresów stężeń do stosowania na skórę głowy. Przydatnym będzie również małe przypomnienie ze szkoły na temat stężenia procentowego:


Czy ktoś z Was peelinguje (bądź peelingował) skórę głowy chemicznie lub enzymatycznie? Podzielcie się doświadczeniami w komentarzach ;).
loading...

Problemy włosowe XXVIII: peeling skóry głowy - jak złuszczać naskórek mechanicznie?



W pierwszej części niewielkiego cyklu o peelingach skóry głowy (KLIK!) wspominałam, że mój skalp peelingowania nie wymaga (choć w przyszłości - kto wie, co się z nim podzieje). Nie oznacza to jednocześnie, że jestem zielona w tym temacie ;). Wasze pytania często dotyczą właśnie peelingu skóry głowy, a ja zawsze staram się w miarę możliwości Wam pomóc.

Peelingi skóry głowy możemy podzielić na: mechaniczne (drobinki ścierające + masaż) oraz enzymatyczne/chemiczne (rozpuszczanie martwego naskórka). Dzisiaj skupię się nad pierwszą grupą.

Peelingi mechaniczne są najpopularniejszym rozwiązaniem. Można je bez większych problemów sporządzić z dostępnych w każdym domu produktów. Z drugiej strony - skórom wrażliwym mogą nie odpowiadać i często powodują problemy natury technicznej: trudności z dotarciem z drobinkami do skóry głowy (pod tym podpisuję się i ja) oraz z ich wypłukaniem z włosów (w niektórych przypadkach).


Peeling mechaniczny składa się ze składnika odpowiedzialnego za ścieranie (drobinki) i płynnego medium gwarantującego poślizg. 

Jako bazę płynną możemy wykorzystać:
  • szampon
  • odżywkę 
  • krem/żel stosowany do pielęgnacji (należy pamiętać, że w przypadku oleju efekt oczyszczenia jest mniejszy)
  • żel do mycia twarzy
  • żel do mycia ciała (należy pamiętać, że te produkty zawierają większe stężenie detergentów niż produkty do włosów i twarzy)
  • dowolny olej (rafinowany bądź nie - należy pamiętać, że w przypadku oleju efekt oczyszczenia jest mniejszy)
  • wodę (problemy z nałożeniem i rozprowadzeniem gwarantowane)
oraz mieszanki tych produktów.

Do ścierania możemy wykorzystać:
  • cukier (często za szybko się rozpuszcza, przez co efekt peelingu nie jest zadowalający, ale jednocześnie - nie mam problemów z jego wypłukaniem) - najlepiej komponuje się z olejem (przez wolniejsze rozpuszczanie
  • sól kuchenna - w różnych wersjach, lub sól epsom (spore ryzyko podrażnienia, subiektywnie - nie polecam, również często zbyt szybko się rozpuszcza, ale jednocześnie nie ma problemów z jej całkowitym usunięciem)
  • korund (nie rozpuszcza się, gwarantuje mocne ścieranie - czasami nawet zbyt mocne, mogą wystąpić problemy z jego wypłukaniem)
  • mielona kawa (nie rozpuszcza się, mogą wystąpić problemy z wypłukaniem)
  • mielone: ryż, migdały, orzechy, siemię lniane etc. (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem)
  • pestki malin/truskawek, sproszkowane łupiny orzechów i pestki innych owoców, np. moreli (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem, efekt peelingu może być zbyt mocny)
  • zioła (susz, bardzo delikatny efekt peelingu)
  • wiórki kokosowe (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem)
  • glinki i błoto z Morza Martwego (bardzo delikatny efekt peelingu) 
  • mielone/niemielone płatki/otręby: owsiane, orkiszowe, gryczane, kukurydziane etc. (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem).
Jeśli kiedykolwiek wykonywaliście mechaniczny peeling skóry głowy - pochwalcie się czego użyliście ;).

Problemy włosowe XXVII: peeling skóry głowy - nieodzowny w pielęgnacji włosów?



Peelingowanie skóry głowy jest obecnie tematem niezwykle modnym. Prawie chciałoby się rzec: "Wszyscy peelingują skalpy!" ;). Coraz częściej spotykam się również ze stwierdzeniem, że jest to zabieg nieodzowny w pielęgnacji włosów. Czy aby na pewno?


Rozpocznę może od małej opowieści. Włosomaniaczką jestem od lipca 2011r., więc już od 4,5 roku. W tym czasie peeling skóry głowy wykonałam... raz, z ciekawości. Podobnie jak nie wszystkie cery wymagają peelingów w pielęgnacji, tak i wiele skalpów się bez nich obywa w dobrym zdrowiu ;).

Absolutnie nie odbierajcie mojego tekstu jako negatywnie opisujący ten zabieg. Chcę Wam tylko nadmienić, że peeling skóry głowy to zabieg nieodzowny wtedy, gdy jest konieczny. Jeśli skóra głowy nie wykazuje tego typu potrzeb jest jedynie... kosmetycznym bajerkiem ;).

Kiedy peeling skóry głowy może się sprawdzić?
  • Przy problemach z domyciem włosów, szczególnie u nasady.
  • Przy problemach łojotokowych. (np. ŁZS, nadmierne przetłuszczanie skóry głowy).
  • Przy problemach z "łupieżem" - jeśli nie wynikają one z przesuszenia skóry głowy, a jedynie z nadmiernego rogowacenia naskórka.
  • Przy nadbudowaniu środków odżywczych/stylizujących (szczególnie często spotykane u osób olejujących skórę głowy).
Należy natomiast zachować szczególną ostrożność, gdy:
  • na skórze głowy widoczne są zmiany chorobowe (od zaczerwienienia poprzez zmiany ropne) - istnieje ryzyko ich rozniesienia przy wykorzystaniu peelingu mechanicznego. Wyjątkiem są zmiany wynikające z nagromadzenia martwego naskórka, jednak i w tym przypadku należy je najpierw zaleczyć (wyeliminować stany zapalne), a następnie wdrożyć profilaktykę.
  • mamy podejrzenie prawdziwego łupieżu (który jest związany z nadkażeniem grzybiczym - bakteryjnym) - również istnieje ryzyko rozsiania (wcześniejsze leczenie zalecane).
  • jesteśmy posiadaczami wrażliwej skóry głowy.
Bardzo mnie ciekawi, czy peelingujecie skórę głowy. Jak to jest u Was? ;)

Planuję rozszerzenie tematyki peelingów dla tych z Was, dla których jest to zabieg nieodzowny ;).

Niedziela dla włosów - na bogato! Wcierka, maska na skalp, olejowanie i odżywkowanie ;)



Tym razem - Niedziela dla włosów na bogato ;). Wyjątkowo miałam okazję rozpocząć włosową pielęgnację już dzień wcześniej - wprawdzie bardzo delikatnie, ale zawsze to coś ;).


Niedziela dla włosów - maska na skórę głowy ;)



W końcu udało mi się w pełni dopieścić moje włosy ;). Pokusiłam się nawet na nałożenie sklepowej maski do włosów na skórę głowy, co u mnie jest dość niespotykane ;).


Problemy włosowe XXIV: nadmierne wypadanie włosów - od czego zacząć?



Temat rzeka i koszmar każdej włosomaniaczki - nadmierne wypadanie włosów. Znakomita większość z nas doświadczyła na pewnym etapie swojego życia tego zjawiska lub obecnie się z nim boryka. Od czego zacząć walkę z tym problemem?

Źródło: onet.pl

Najważniejszym (w mojej opinii) etapem jest uświadomienie sobie, że nadmierne wypadanie włosów nie jest jednostką chorobową samą w sobie. To objaw innych schorzeń bądź zmian ustroju. A wiadomo - najlepiej jest zwalczać przyczynę, nie objaw - jak uczą nawet reklamy środków farmaceutycznych ;).

Problemy skórne V: domowa próba uczuleniowa - tak ważna, tak zaniedbywana



Dziś chciałabym poruszyć temat niezmiernie ważny: dlaczego próba uczuleniowa jest tak ważna i dlaczego nie powinniśmy jej zaniedbywać. Większość niepożądanych reakcji ze strony skóry można byłoby uniknąć wykonując prosty zabieg w warunkach domowych. 


Wykonanie domowej próby uczuleniowej jest bardzo proste: próbkę kosmetyku/preparatu/domowej mieszanki nakładamy na skórę (czystą, niepokrytą żadnym kremem/balsamem, czymkolwiek: za uchem, w zgięciu łokcia/kolan, w pachwinie lub na szyi poniżej linii włosów) i obserwujemy reakcję skóry przez 48h. Jeśli nie zauważymy żadnego podrażnienia/pieczenia/przesuszenia/zaczerwienienia/swędzenia itp. w tym czasie - możemy przystąpić do użycia tego kosmetyku zgodnie z przeznaczeniem ;). 

Nanobiocare Silver Derm Cure, czyli nanocząstki srebra w walce o piękną skórę ;)




Stosunkowo niedawno poczyniłam mały wstęp do dzisiejszej (i nie tylko) recenzji. Szeroko rozumiana nanotechnologia to w zasadzie centrum mojego zawodowego życia i jak widać nadszedł czas, by ta dziedzina zagościła również na mojej toaletce ;). Jednym z nano-kosmetyków, które do mnie trafiły w ramach współpracy, jest Nanobiocare Silver Derm Cure, czyli preparat zawierający nanocząstki srebra.




Czeskie mydło do włosów + rumiankowa sól do kąpieli




Ciężko mi nawet czasowo ocenić, jak długo składałam się do umycia włosów prawdziwym mydłem (różnica między mydłem a "mydłem"). W końcu jednak miałam okazję ku temu - weekend bez konieczności wyglądania wyjściowo, z dodatkową możliwością ponownego wymycia włosów. Dodatkowo w moje łapki wpadło po blogerskim spotkaniu czeski, naturalny mydlany szampon dla brunetek od sklepu Kremuś, więc i powodów do testów było więcej ;). W zestawie znalazła się również sól do kąpieli z Morza Martwego z rumiankiem i krwawnikiem.



Naturalny, uniwersalny kosmetyk - żel lniany.



Najpierw - jak go wyprodukować?

Ja gotuję sporą łyżkę siemienia w szklance wody przez 15 minut na maleńkim ogniu, i zaraz po zdjęciu z gazu cedzę przez sitko. Jak mi się zdarzyło nie przelać od razu - to dolewałam wody i znów przez chwilę podgrzewałam.

Do czego stosować?

Do włosów:

  • jako maseczkę - nałożony solo na minimum 15 minut;
  • jako stylizator - glucik rozcieramy w dłoniach i wgniatamy w mokre włosy - śmialutko może zastąpić piankę do włosów ;
  • jako płukanka - żel rozcieńczamy w około litrze wody i taką mieszanką płuczemy włosy - zyskujemy wygładzenie i uporządkowanie włosów oraz cudowne nawilżenie. Możemy także dodać sok z cytryny czy ocet jabłkowy, dla zakwaszenia i dodatkowego zamknięcia łusek włosa.
  • jako maseczka na skalp - nałożony obficie łagodzi podrażnienia, które często są głównym powodem wypadania włosów.

Do twarzy:

  • jako maseczko - serum - nałożony na noc na twarz działa supernawilżająco, i nie powoduje zapychania mojej bardzo skłonnej do niespodzianek skóry.

Do ciała:
  • kąpiel z dodatkiem glucika nawilża, wygładza, i opanowuje moje chroniczne zapalenie mieszków włosowych na skórze ramion i nóg ;)
  • na popękane pięty - cud nad cuda, wymoczenie w płukance lnianej stop daje prawie natychmiastowy efekt zmiękczenia i nawilżenia.

Może znacie inne jego zastosowania? ;):*