Kosmetyki Venita: seria BIO i ziołowe farby do włosów - same hity!

Sezon na kosmetyki bazujące na naturze uważam za nadal otwarty w mojej kosmetyczce :D. Ostatnio, dzięki współpracy z polską marką Venita odkryłam kosmetyki z ich linii BIO oraz... ziołowe farby do włosów, które są de facto są mieszankami naturalnej henny, Cassi i indygo (oczywiście w zależności od wybranego koloru) bez żadnych zbędnych dodatków. Jak dla mnie to bardzo dobry kierunek rozwoju <3. Sama nie zamierzam na razie zmieniać Cassi na prawdziwą, "kolorową" hennę, jednak chętnie posłucham o Waszych doświadczeniach z mieszankami koloryzującymi Venity <3.



Trafiło do mnie całe morze BIO wspaniałości: od szamponów poprzez odżywki, hydrolaty, kremy do rąk, pomadki ochronne aż po kurację przeciw wypadaniu włosów. Niektóre z tych cudów już wytrwale testuję, więc możecie się spodziewać sporych dawek recenzji :D.


Dobrze zbilansowane składy zawierające ponad 90% składników pochodzenia naturalnego nastawiają mnie bardzo pozytywnie i przy okazji budzą duże nadzieje na świetne efekty stosowania. Szczególnie kusi mnie szampon micelarny - mam dobre wspomnienia ze stosowania produktów tego typu i mam nadzieję, że i tutaj się nie zawiodę. Pomadka wylądowała już w kieszeni płaszcza, krem do rąk - w torebce, a hydrolat pod lustrem w łazience jako podkład pod peeling kawitacyjny <3. Również opinie już pojawiające się w sieci podkręcają moje wymagania :D.

Może tak rozszerzenie tej linii o kosmetyki do makijażu? To dopiero byłaby cudowna wiadomość :D. 

Jeśli macie jakieś doświadczenia z linią BIO marki Venita - koniecznie podzielcie się nimi!

Naturalne farbowanie siwych włosów - co nowego?

Zaczęłam mocniej zwracać uwagę na moje siwe włosy - to chyba objaw zbliżających się trzydziestych urodzin :D. Nie rażą mnie jakoś bardzo - mam tak nieokreślony kolor włosów, że na razie nie straszą nikogo, ale są dobrym motywatorem do regularnego, naturalnego farbowania Cassią. O tym zielsku już niejednokrotnie mogliście tutaj przeczytać:


Tym razem jednak, korzystając z fantastycznego zbiegu okoliczności (kupon -20% oraz bon upominkowy :D) odwiedziłam drogerię Pigment z zamiarem wypróbowania czegoś innego niż czysta Cassia. Po tej wizycie moje pudełeczko zawierające specyfiki do farbowania włosów wygląda tak:


Cassia pochodzi ze sklepu Pole Henny, natomiast pozostałe cuda to już nabytki świeże, "Pigmentowe" ;). 

Cassia (Pole Henny)


Przerzuciłam już chyba kontener tego ziółka w różnych kombinacjach i wariacjach. Nadaje moim włosom piękny, miodowy odcień i odrobinę je... przyciemnia ;). Pamiętajcie też, ze efekt po Cassii zależy od wyjściowego koloru włosów i nie ma ona właściwości rozjaśniających - dostarcza żółtego barwnika włosom. 

W wielu miejscach czytałam również, że hennowanie i cassiowanie osłabia skręt włosów kręconych i falowanych. Na swoim przykładzie uważam jednak, że jest to sprawa bardzo indywidualna - u mnie Cassia znakomicie podbija skręt i daje wrażenie grubszych włosów ;). W moich zapasach czekają dwa takie opakowania :D.

Co do moich pozostałych "farb ziołowych" - są to mieszanki Cassi z różnego rodzaju dodatkami. Początkowy plan zakupowy zakładał, że wrócę do domu z pełnowymiarowymi produktami Sattvy (jasny i ciemny blond), ale z uwagi na brak tego pierwszego musiałam zadowolić się próbką.

Sattva Naturalna ziołowa farba do włosów Jasny blond


Skład:


Jest to mieszanka dwóch rodzajów Cassi, rumianku, aksamitki, amli i neem. Piorunujących zmian na moich dość ciemnych włosach się nie spodziewam, ale chcę ocenić moc barwienia siwulców ;).

Sattva Naturalna ziołowa farba do włosów Ciemny blond


Skład:


Dwa rodzaje Cassi, henna, rumianek, aksamitka, amla, neem i kurkuma - po takim zestawie ziół chyba spodziewam się mocniejszego efektu kolorystycznego niż po jej jaśniejszej siostrze ;). Jak będzie w praktyce - zobaczymy.

Uczciwie muszę powiedzieć, że nie miałam w planie zakupu blondów Khadi. Większość z nich zawiera niestety indygo, które może sprawić sporo zielonych niespodzianek podczas chemicznego rozjaśniania i jest bardzo trudne do wypłukania (sposób na jego wypłukanie znajdziecie w tym poście). W obliczu braku mojej upatrzonej Sattvy zaczęłam jednak przeglądać produkty Khadi i... oto jest produkt bez indygo w składzie:

Khadi Naturalna farba do włosów Sunrise


Skład:


Cassia i henna - prostszej mieszanki już chyba nie dało się stworzyć, ale dla mnie to coś nowego ;). Ciekawi mnie tylko, czy dodatki henny sprawią, że na moich włosach pojawi się rudawy poblask - to byłaby kolejna odmiana :D.

Póki się da będę starała się trzymać naturalnych metod farbowania włosów, bo obawiam się wypadania po rozwiązaniach chemicznych :(. A jak farbowanie włosów wygląda u Was?

Cassia po raz nie wiadomo który - bez mycia ;)



Temat Cassii, czyli "neutralnej" henny, która nadaje włosom złotego odcienia przewijał się na moim blogu wielokrotnie. Co by nie przedłużać - zakochałam się w tym zielsku od pierwszej aplikacji :D. Poniżej znajdziecie wpisy doskonale opisujące ten stan:




Schemat do tej pory miałam raczej stały: 
  • przygotowanie Cassii rano na przegotowanej, gorącej wodzie/naparze z rumianku
  • pozostawienie mieszanki na cały dzień w ciepłym miejscu
  • czasami: dodanie soku z połowy cytryny
  • wymieszanie z lekką odżywką w stosunku mniej więcej 1:1 (dla łatwiejszego nakładania)
  • mycie włosów szamponem
  • nałożenie mieszanki pod folię i ręcznik na 2-6h
  • mycie szamponem.
Efekt był zacny - piękny, miodowy poblask pięknie ożywia moje nieco myszowate kudły, a dodatkowo ładnie ukrywa pojedyncze siwulce, które mam. Ostatnio przy zmywaniu mieszanki z włosów nabrałam ochoty za eksperymenty. Zawsze kończyłam farbowanie użyciem szamponu, bo obawiałam się pozostałości papki na włosach. Tym razem stwierdziłam, że w razie potrzeb będę mieć czas na awaryjne mycie kudeł i jedynie je wypłukałam (chociaż muszę przyznać - bardzo obficie xD). Udało się bez wpadek ;).


Włosy po myciu były mocno tępe w dotyku, ale po wyschnięciu to uczucie ustąpiło. Jest trochę nieporządku, ale też zdjęcie zostało zrobione dzisiaj, po 48h od zabiegu, więc już dwa razy zostały przemaglowane poduszką, a nadal nadają się na wersję rozpuszczona ;). Nie zauważyłam osławionego utleniania koloru, ale może dlatego, że mam stosunkowo ciemny blond na głowie.

Wszystkie inne plusy jednak odczuwam - wizualne pogrubienie włosów, utrwalenie loków (za czym świadczy powyższa obserwacja) i miodowy poblask <3. Dzięki niemu siwki są dużo mniej widoczne, a ja sama nabrałam jakiegoś takiego wiosennego nastroju ;).

Obecnie kusi mnie testowanie mieszanek ziół do włosów blond (jasny, słoneczny, miodowy blond) różnych marek. Jakie macie z nimi doświadczenia? Skłaniam się ku Sattvie, ale szukam wszelkich opinii.

Katha - alternatywa dla indygo w hennie bez ryzyka "glona" (zielonych włosów)?



Czy są wśród Was osoby farbujące włosy henną bądź planujące to w przyszłości? Do tej pory osiągnięcie brązów lub czerni mieszankami hennowymi wymagało dodatku indygo - barwnika, który potrafił być po pewnym czasie bardzo kłopotliwy. Utlenione indygo ma kolor zielony i to właśnie ono w czasie rozjaśniania hennowanych brązami i czernią włosów daje efekt popularnego glona. A z zielonymi włosami trudno jest wygrać...

Wiele z Was próbowało mojej metody wypłukiwania henny i indygo, którą opisywałam TUTAJ. Musicie jednak pamiętać, że najlepiej działa ona na barwnikach nieutlenionych. Na glonie natomiast może nie zrobić najmniejszego wrażenia. Katarzyna podrzuciła mi jednak bardzo interesujące info o innej alternatywie dla ciemnych kolorów, która zwie się katha. Barwnik ten pojawił się ostatnio "na wypróbowanie" w sklepie Pole Henny, skąd też pochodzi poniższe zdjęcie:


Brązowy proszek otrzymywany jest z akacji catechu i suma (obstawiam, że jest to kora bądź ekstrakt  niej i drewna).Wg właścicieli sklepu daje ciepłe, terakotowe brązy i przełamuje brązy już w ilości 20g na 100g mieszanki (czyli może wystarczyć nawet jedna łyżka ;), a im więcej, tym kolor jest ciemniejszy). Ciekawe, jak z uzyskiwaniem bardzo ciemnych kolorów przy jej użyciu - da radę czy też nie? ;)

Na zagranicznych stronach poświęconych farbowaniu henną jest dostępna już od dawna, więc może ktoś z Was ma z nią już jakieś doświadczenia i może podzielić się wrażeniami? Temat zaciekawił mnie bardzo mocno i myślę, że możecie się jeszcze spodziewać wpisów o barwniku katha (p.s. kurczę, Kasiowy barwnik :D).

Gdy już będę musiała farbować włosy raczej będę celować w mój obecny odcień bądź coś jaśniejszego, ale kto wie... może zmienię zdanie i to byłaby naprawdę fantastyczna opcja ;).

Czym farbujecie swoje włosy?

Na pierwsze siwulce - Cassia ;)



Mój naturalny kolor włosów nie przestaje mnie zaskakiwać ;). Mimo tego, że oglądam swoje włosy w lustrze codziennie umknął mi pewien ważny fakt - siwieję coraz mocniej. Widać sztuczne światło w mojej łazience w połączeniu z kolorem moich włosów pozwoliło mi dość długo żyć w nieświadomości ;). Dopiero wcieranie wcierki przy lustrze w domu rodzinnym mnie oświeciło. Płakać nie będę z tego powodu - i tak matka natura długo odwlekała ten moment (kobiety w mojej rodzinie w większości już w okolicach dwudziestki były mocno przyprószone siwizną). Farbowania chemicznego nieco się obawiam z kilku powodów:
  • Sama się go nie podejmę, bo bardzo chciałabym, by dobrana farba bądź ich mieszanka dała efekt jak najbardziej zbliżony kolorystycznie do naturalnego odcienia.
  • Obawiam się nieco także o stan moich kudeł - może i są niskoporowate oraz dość odporne, ale z farbowaniem nie miały do czynienia w czasach świadomej pielęgnacji. Nie wiadomo jak by się to skończyło :P.
Szybko pomyślałam więc o hennie Cassia, która niejeden już raz gościła na moich włosach. Pisałam o niej sporo:


Tutaj natomiast znajdziecie dwie "pigułki" na temat tego zielska:


Tym razem rozrobiłam neutralną hennę z odrobiną wrzątku do konsystencji gęstej śmietany i od razu dodałam dwie łyżki maski Kallos Caviar (recenzja - KLIK!), łyżkę płynnego miodu i sok z połowy cytryny. Nie zostawiłam mieszanki nawet na chwilę "do rozwinięcia/zaparzenia" - akcję przeprowadziłam spontanicznie ;). Mieszankę nałożyłam obficie na suche włosy, owinęłam folią, zabezpieczyłam ręcznikiem i nosiłam około półtora godziny. Później dwukrotnie umyłam włosy szamponem, nałożyłam odrobinę odżywki do spłukiwania, spłukałam całość i wystylizowałam fryzurę jak zwykle.

Liczyłam na ukrycie moich siwulców - nie zawiodłam się ;). Poniżej znajdziecie dwa zdjęcia - pierwsze wykonane w mocniejszym świetle, drugie - przy pochmurnej pogodzie.



Fryzura nabrała pięknego, miodowego poblasku. Na razie, po dwóch myciach, nadal nie widać białych włosków. Znaczy wiecie - wiem, gdzie są, przyglądając się dokładnie nadal mogę pokazać, które włosy nie mają koloru, ale dla kogokolwiek innego są nie do znalezienia. Balejaż gratis xD. Nie mówiąc już o tym, że zapewne większość z Was wie, jak bardzo lubię efekt pogrubienia włosów po Cassi i brak jakichkolwiek efektów ubocznych (na moich włosach oczywiście - należy pamiętać, że Cassia, jak prawie każde zioło, może włosy przesuszyć, stosowana w nadmiarze bądź nieodpowiednio).

Z całą pewnością poprawię regularność stosowania Cassi na moich włosach i póki będzie się dało z jej pomocą będę przeciągać w czasie konieczność farbowania chemicznego. Myślę, że niektóre blondynki i szatynki także mogą wypróbować to zioło w kontekście zastępczego farbowania. Zaznaczam także, że nie mam nic przeciwko chemicznemu farbowaniu - obawiam się jednak, jak moje wychuchane kudły na nie zareagują. Nie chcę wysłać lat pielęgnacji na zieloną trawkę jednym nieprzemyślanym ruchem ;).

Czy dotyczy Was już problem siwych włosów? Podzielcie się doświadczeniami ;).

P.S. Korzystając z okazji życzę Wam wszystkim zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Wielkanocnych ;).

Topowe tematy 2016 roku!



W blogowaniu jak w życiu - jeden lubi ogórki, a drugi organisty córki ;). Dlatego też dziś w ramach podsumowania mijającego roku przygotowałam dla Was zestawienie postów wartych przypomnienia w mojej opinii. Każdy z nich wymagał sporego nakładu pracy oraz poszukiwania informacji w różnych zakamarkach - mam nadzieję, że wyniesiecie z nich dla siebie coś ciekawego ;). Kolejność jest prawie - chronologiczna ;).


Porowatość włosów w statystykach

Dzięki mojemu testowi porowatości (możecie go w każdej chwili rozwiązać TUTAJ) tysiące z Was poznało swoją orientacyjną porowatość. Zebrane dane wykorzystałam do stworzenia statystycznego podsumowania porowatości włosów osób, które tutaj trafiają. Myślę, że powstało z tego całkiem ciekawe zestawienie, które w całości znajdziecie TUTAJ


Peeling skóry głowy - nieodzowny w pielęgnacji włosów?
Peeling skóry głowy - jak złuszczać naskórek mechanicznie?
Peeling skóry głowy: propozycje chemiczne i enzymatyczne

Trzy posty przybliżające tematykę peelingu skóry głowy - zabiegu przez jednych uważanego za nieodzowny, a przez innych (do których należę ja) polecany w konkretnych sytuacjach. By być bardziej obiektywną w tej kwestii zamierzam wykonać u siebie profesjonalny peeling trychologiczny - może zauważę różnicę ;).


Podstawy pielęgnacji skóry wrażliwej i atopowej

Coraz więcej z Was jest posiadaczami takich wymagających cer i skór. Mam nadzieję, że mój wpis pomoże Wam w ogarnięciu podstaw pielęgnacji tak, by dalsze działania tylko poprawiały efekt ;).

Esencja Andrea - dlaczego mi z nią nie po drodze?

Andrea była chyba jednym z najpopularniejszych środków na porost włosów w minionym roku. Byłam pytana o nią wielokrotnie i postanowiłam, że napiszę Wam dlaczego nie przetestuję jej na sobie ;).


Pielęgnacja twarzy wg Kascysko

W końcu udało mi się dokonać zbiorczego zestawienia moich pielęgnacyjnych pomysłów. Oczywiście - rotuję kosmetykami, ale sam zarys pozostaje bez zmian. Może kogoś z Was zainspiruje ;).



Wpływ czesania na puszenie włosów

Moment, w którym czeszemy nasze kłaczki może mieć niebagatelny wpływ na ich wygląd. Tutaj znajdziecie przykład - moje włosy bez czesania i z nim. Zapewne sporo z Was po przeczytaniu TEGO posta zastanowi się nad tym kiedy i czy w ogóle czesać włosy ;).


Wszystko o hennie Cassia - przygotowanie, aplikacja, efekty

Jedyna henna dająca niewielki efekt kolorystyczny, której głównym zadaniem jest odżywienie włosów. Wiele z Was ma ją na swojej wishliście - w podlinkowanym poście znajdziecie pomysły na jej stosowanie.


Przeszczep włosów - gdy wszystko inne zawodzi

Temat przeszczepu włosów jest traktowany dość po macoszemu. Zabieg jest bolesny, inwazyjny, ale jednocześnie często jest ostatnią alternatywą dla osób, których dotyczy problem łysienia. W takim miejscu jak mój blog nie mogło zabraknąć i tego tematu.


Kosmetyki naturalne - jak nie zostać oszukanym?

Naturalność jest trendy i bardzo dobrze się sprzedaje. Producenci bardzo często wykorzystują obecną modę na "eko" i "natural" - nawet wtedy, gdy ich kosmetyki nie mają nic wspólnego z tymi pojęciami. Warto skorzystać ze sporządzonego przeze mnie spisu-ściągi, by nie zostać oszukanym.

 Znaleźliście dla siebie coś ciekawego w tym zestawieniu? ;)

Wszystko o hennie Cassia - przygotowanie, aplikacja, efekty



Cassia - indyjskie zioło, które chodziło za mną bardzo długo, a gdy już wpadło w moje łapki (a raczej na moje włosy) - zakochałam się w efekcie. Wiele z Was pyta mnie o szczegóły związane z jej stosowaniem - śpieszę więc z pomocą ;). Tym razem wykorzystałam Roślinną farbę do włosów "Neutralna henna" firmy Swati Ajurveda otrzymaną w ramach testów od sklepu Bombay Bazaar. Ten produkt to czysta Cassia ;).


Metalowa, szczelna puszka - takie rozwiązania lubię bardzo. W środku znajdziemy woreczek z próżniowo zapakowanym produktem, foliowe rękawiczki i czepek (niestety nie foliowy - może się nie sprawdzić w tym zabiegu). 

Nie ma przeciwwskazań do używania metalowych łyżek czy miseczek do mieszania tego typu mieszanek ("stainless steel" z nimi nie reaguje, a raczej żeliwne rzadko kto posiada ;)).

150g produktu Swati kosztuje 31zł - rozsądnie ;).


Cassia zwana jest również bezbarwną henną, co moim zdaniem jest trochę mylące. Dostarcza ona żółtego barwnika, którego nałożenie na włosy (w zależności od koloru bazowego) może dać naprawdę różne efekty. Teoretycznie - im jaśniejszy podkład tym mocniejszy efekt kolorystyczny, ale także posiadaczki ciemniejszych włosów może spotkać zaskoczenie ;). Poza tym - Cassia nie jest nawet henną - zawiera inny rodzaj barwnika.

Wspominano także, że rozjaśnia włosy - co również nie jest prawdą. Żółty barwnik może jednak dać efekt rozświetlenia włosów, co może dać mylne wrażenie rozjaśnienia. Typowa iluzja optyczna ;).

Prócz właściwości barwiących Cassia działa również odżywczo na włosy (daje wrażenie pogrubienia włosów, jednak jest to inny efekt niż przy prawdziwej hennie) oraz przeciwgrzybiczo i przeciwbakteryjnie na skórę głowy. Można ją nakładać zarówno na naturalne, jak i na farbowane wcześniej chemią czy prawdziwą henną (także z indygo) włosy. Sama Cassia nie niesie także ze sobą żadnego ryzyka wystąpienia zielonego koloru w przypadku rozjaśniania.

Tyle teorii, czas na praktykę ;).


Obiekt naszego zainteresowania jest zielonożółtym proszkiem (w zasadzie pudrem nawet) o herbaciano-ziołowym, bardzo miłym zapachu.


Przygotowanie Cassi do aplikacji na włosy jest dużo mniej czasochłonne niż w przypadku innych rodzajów henny. Sposób przygotowania zależy jednak od tego jak chcemy ją wykorzystać. Zasadniczo metody są dwie:
  • nałożenie Cassi solo 
  • wykorzystanie glossa (czyli mieszanki Cassi z odżywką w stosunku mniej więcej 1:1).
Od wyboru metody uzależniona jest ilość proszku, który zużyjemy. Na włosy do połowy łopatek o mizernej gęstości potrzeba 2 łyżek Cassi w przypadku zastosowania solo i 1 w przypadku glossu.


Gdy już przygotujemy odpowiednią ilość proszku w miseczce pojawi się kolejne pytanie: jaki efekt chcemy uzyskać? Jeśli Cassię chcemy potraktować jedynie jako odżywkę, to wystarczy, że wymieszamy ją z wodą o temperaturze około 60-80 stopni Celsjusza do konsystencji gęstej śmietany. Po osiągnięciu bezpiecznej temperatury można od razu nakładać mieszankę na włosy ;).

Sprawa jest odrobinę bardziej skomplikowana, gdy chcemy uzyskać efekt kolorystyczny. Wtedy również możemy wykorzystać jedynie gorącą wodę, jednak powinniśmy zostawić mieszankę na minimum godzinę (a maksymalnie 12h). Dzięki temu Cassia wydzieli interesujący nas barwnik.


Poza wodą (lub zamiast niej) możemy również wykorzystać dodatkowe "boostery" koloru: herbatę (czarną, zieloną, czerwoną), rumianek, szałwię, korę dębu, nagietek czy dodatek soku z cytryny. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy. Dla mnie pożądany jest jak najbardziej złocisty i jasny poblask, więc proszek rozrabiam z mocną herbatą rumiankową i dodaję sok z cytryny, gdy całość ostygnie (z ćwiartki owocu). Mieszankę zostawiam na kilka godzin w ciepłym miejscu (parapet, pod kaloryferem - w zależności od pory roku).

Po czasie inkubacji możemy od razu nałożyć papkę - w razie potrzeby można ją rozcieńczyć odrobiną ciepłej wody i w razie potrzeby soku z cytryny. Dla mnie jest to jednak trochę mało wygodne ze względu na konsystencję rozrobionej Cassi. Dlatego korzystam z glossa, dodając odżywki. Może być to także lepsza opcja dla osób o wrażliwszych włosach, które na część ziół reagują przesuszem. Można się również pokusić o dodanie miodu czy półproduktów (gliceryny, pantenolu, kwasu hialuronowego, mleczanu sodu i innych).

W hennowym glossie sprawdzą się odżywki lekkie, niezbyt tłuste (oleje blokują barwnikowi drogę do włosa), nie będące bombami silikonowymi (ale silikony dalej w składzie nie zaszkodzą). Sama wykorzystuję w glossach maski Kallos.


Po wymieszaniu z odżywką w stosunku mniej więcej 1:1 otrzymuję taką oto zielonkawą, gęstą papkę. 


Mieszkankę nakładam gołymi rękami (delikatna żółć, która bardzo szybko wymywa się z dłoni mi nie przeszkadza, a w rękawiczkach mi niewygodnie ;)) obficie umyte wcześniej szamponem włosy. Po nałożeniu wygląda to tak:


Włosy zabezpieczam folią spożywczą i ręcznikiem. Maskę trzymam od 2 do 6h, w zależności od tego ile mam wolnego czasu. Tym razem były to 3h. 

Cassia całkiem łatwo spłukuje się z włosów, jednak ja dla pewności myję włosy jeszcze raz szamponem. Tym razem po nie nałożyłam odżywki. Włosy prezentowały się następująco:


Włosy nie zmieniły znacząco koloru (bo i nie należy się tego spodziewać), jednak ich odcień uległ znacznemu ociepleniu. Odrost przestał być szarawy (jest miodowy), a na długości, noszącej ślady eksperymentów z maską koloryzującą, resztki czerwieni zostały lekko podbite. Ciepłe odcienie dużo bardziej do mnie pasują (mój naturalny kolor to zimny, myszowaty blond), dlatego też Cassia zajmuje poczesne miejsce w moich zbiorach.

Uwielbiam też to wrażenie pogrubienia i zwiększenie objętości fryzury przez 2-3 tygodnie po aplikacji. Cassia dodatkowo podbija mi też skręt, który staje się trwalszy i odrobinę regularniejszy. Efekt kolorystyczny utrzymuje się u mnie ponad 4 tygodnie (ba, po tym okresie jeszcze czasami przy myciu widzę lekko beżową wodę).

Casia to fajne rozwiązanie dla osób, którym chodzi po głowie jakaś zmiana kolorystyczna, a jednak nie czują się gotowi na bardziej trwałe rozwiązania. Aspekt pielęgnacyjny jest jej dodatkowym plusem. W moich zbiorach na pewno pozostanie ;)

Stosowaliście kiedykolwiek naturalne metody zmiany koloru włosów?
loading...

Farbowanie Cassią - ponownie ;)



Okres świąteczny, połączony z niemożliwością wyjścia z domu przez chorobę i czasem spędzanym w łóżku, kuchni oraz na niezbyt ambitnym sprzątaniu sprzyja zabiegom wymagającym poświęcenia większej ilości czasu ;). 

Nie myśląc zbyt długo nad tematem w czwartek wieczorem wsypałam do miski około dwóch "niekopiatych" łyżek Cassi, zalałam mocną herbatą rumiankową o temperaturze jakiś 80 stopni Celsjusza i dodałam sok z połowy cytryny. I tutaj muszę przyznać, że przesadziłam z ilością cieczy - mieszanka była bardzo rzadka :P. Ale zawinęłam całość w folię spożywczą i zostawiłam pod grzejnikiem z myślą, że będę to ratować dopiero rano.

Nadszedł poranek, więc do mojej mieszanki wpakowałam porządną łyżkę maski Kallos Color (wersja bez silikonów) i płaską łyżkę mąki ziemniaczanej, bo niestety całość była po prostu wodnista. Włosy umyłam wrzosową wersją szamponu Joanna Naturia (fioletowy), a moja mama je rozczesała (nie udało się jej przekonać do zaniechania tego czynu :P) i nałożyła równomiernie mieszankę. Owinęłam włosy folią oraz ręcznikiem i całość nosiłam prawie 8h.

Następnie włosy wypłukałam i dwukrotnie umyłam w/w szamponem i nałożyłam na dosłownie minutę borówkowy balsam Alberto. Spłukałam go i wystylizowałam włosy jak zwykle.

Problemy włosowe XVII: jak wypłukać hennę/indygo z włosów?



Wielu z Was zapewne stanęło przed problemem wypłukania z włosów koloru po farbowaniu. W przypadku chemicznej koloryzacji sprawa jest prostsza, gorzej, jeśli efekt kolorystyczny uzyskaliśmy przy pomocy henny (barwniki naftolowe) bądź indygo. W odmętach Internetu można znaleźć wiele metod „wypłukiwania” tych barwników z włosa, jednak nazwa tego procesu jest mu nadana na wyrost – wypłukać cokolwiek można tylko takim środkiem, który rozpuszcza barwnik.

Prawie wszystkie znalezione przeze mnie metody polegały nie na usunięciu barwnika z włosa, a jego utlenieniu (chemicznej modyfikacji jednego barwnika w inny, który ma odmienny kolor od wyjściowego). Proces ten niesie ze sobą jednak pewne ryzyko, np. indygo (kolor niebieski), w zależności od warunków można utlenić do substancji o kolorach: czerwonym, zielonym (popularny efekt „glona” na włosach), a nawet białym.