Planeta Organica, Ocean Clay Face Mask (Głęboko oczyszczająca maseczka do twarzy) - cudo nad cuda!



Powoli wracam z niebytu, spowodowanego akcją organizowaną w mojej szkole i otwieraniem przewodu doktorskiego ;). Po odkopaniu się z tego wszystkiego przypomniało mi się o pewnym zielonym, glinkowym, rosyjskim cudzie, który trafił do mnie już sporo czasu temu. Planeta Organica i jej Ocean Clay Face Mask (Głęboko oczyszczająca maseczka do twarzy) będą dziś w rolach głównych na blogu ;).


Maska zamknięta jest w ślicznym, brązowym słoiczku z solidnego plastiku. Opakowanie jest naprawdę dopracowane zarówno pod względem funkcjonalności jak i trwałości - wygląda jak kosmetyk mocno górno półkowy, a kosztuje... około 16zł za 100g. Wielki plus za dbałość o detale ;). Znajdziemy je zarówno w sklepach internetowych jak i stacjonarnie (np. drogerie Kosmyk czy Pigment).

Skład prezentuje się następująco: Aqua enriched with Maris Clay, Camelia Sinensis Leaf Extract, Glycerin, Laminaria Digitata Extract*, Fucus Vesiculosus Extract, Citrus Medica Limonum Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Нippophae Rhamnoides Oil*, Cetearyl Alcohol, Calendula Officinalis Oil, Angelica Acutiloba Root Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil*, Chamomilla Recutita Oil, Gingko Biloba Extract, Tocopheryl Acetate, Sodium Ascorbyl Palmitate, Panthenol, Retinyl Palmitate, Rubus Caesius Oil, Rosa Canina Flower Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Lavandula Officinalis Oil, Salvia Officinalis (Sage) Oil, Echinacea Purpurea Extract, Oreganum Vulgare Extract, Curcuma Longa (Turmeric) Root Extract , Eucalyptus Citriodora Oil , Salix Alba Bark Extract, Salicylic Acid, Caprylyl Glycol, Chlorophull, Benzyl Alcohol.

Bazą dla tego produktu jest woda wzbogacona (analog "aqua with infusion of", o którym pisałam szerzej TUTAJ) glinką morską, ekstraktami lub oleja z herbaty, alg, morszczynu, cytryny, oliwek, rokitnika, nagietka lekarskiego, arcydzięgla, awokado, rumianku, żeń-szenia, jeżyny, dzikiej róży, migdałów, lawendy, szałwii, jeżówki, lebiodki (oregano), kurkumy, eukaliptusa i wierzby. Uff, można się zmęczyć przy ich wymienianiu. Całość została doprawiona gliceryną (humektant-nawilżacz), alkoholem tłuszczowym (emolient), witaminami E, A i C, pantenolem, kwasem salicylowym, i chlorofilem. W roli konserwantu występuje alkohol benzylowy.

Z racji ilości składników roślinnych może stać się dla wielu łakomym kąskiem ;). Pamiętajmy jednak, że natura uczula (oczywiście statystycznie) częściej i mocniej od syntetyków, dlatego przez pierwszą aplikacją warto wykonać domową próbę uczuleniową (więcej o tym TUTAJ). Niemniej jednak skład jest ładny, a na dodatek - jest faktycznie mocno oczyszczający ;). Osobiście bardzo lubię, gdy obietnice producenta mają odzwierciedlenie w składzie (wbrew pozorom nie jest to zbyt częsta praktyka...).

Maseczka ma postać ciemnozielonego (efekt Shreka gwarantowany ;)), mazistego błotka z drobinkami. Ma nienachalny, mentolowy zapach.


Nakłada się łatwo dzięki nierozwodnionej konsystencji, a i zmywanie nie jest trudne. Ze względu na dodatek olejów maseczka nie zasycha w twardą skorupę ani też nie ma konieczności jej zwilżania w czasie jej trzymania (15-20 minut). Niewielka ilość wystarcza do równomiernego pokrycia całej twarzy,

Już przy pierwszym użyciu czułam, że się polubimy ;). Moja twarz należy raczej do tych pancernych ("panzerface", jak mówią moje koleżanki z forum ;)) i rzadko zdarza się, by aplikacja czegokolwiek wywołała na niej zaczerwienienie (w przeszłości zdarzało mi się to z inną oczyszczającą maseczką - na bazie błota z Morza Martwego: TUTAJ i TUTAJ) - tutaj spotkało mnie zaskoczenie w postaci lekkiej czerwieni na licu, które zniknęło w przeciągu kilkunastu minut. Jednocześnie zauważyłam też zmniejszenie porów skóry na nosie i widoczności zaskórników w tymże rejonie (z nimi chyba nigdy w pełni nie wygram...). Miałam wrażenie, jakby maseczka "wyciągała" zanieczyszczenia i nadmiar sebum z porów skóry. Wiele wskazuje na to, że nie była to iluzja ;).

Te jakże pożądane efekty utrzymały się przez 3 dni po aplikacji, dlatego stosowałam ją 2 razy w tygodniu. Powiem Wam tyle - to naprawdę świetny produkt ;). W czasie jej stosowania ciężko było znaleźć jakąkolwiek ropną niespodziankę na mojej twarzy (nawet tuż przez @, kiedy zawsze jakiś krater mi się trafiał), zaskórniki z brody zniknęły, a te na nosie stały się prawie niewidoczne. 

Powiem tyle - z całą pewnością kupię ją jeszcze nie raz i będę trzymać kciuki, by producent nie zabrał się za grzebanie w jej składzie ;).

Chętnie poznam Waszych maseczkowych ulubieńców ;)
.

Nowości i ich składy: Barwa, Schauma, Joanna, Planeta Organica



W ostatnim czasie trochę rozpasałam się zakupowo ;). Niektóre z moich nabytków to nowości danych marek, których składów jeszcze nie widziałam w sieci. Myślę, że wielu z Was mogą one zainteresować ;).

Omówienie składów rozpocznę jednak od dwóch produktów, których nie kupiłam, ale na pewno nabędę w przyszłości ;). Opóźnienie wynika stąd, że zapas wcierek mam naprawdę spory ;).

Barwa wypuściła "odżywki do włosów" w spray'u, które jednak, ze względu na skład, należałoby nazwać wcierkami albo odżywkami do skóry głowy.

Barwa Ziołowa, Odżywka pokrzywowa