Pokuszona nowymi Kallosami ;)



Jak pewnie większość z Was wie - jestem nieuleczalną maniaczką włosowych produktów do spłukiwania. Żaden inny zbiór (nie licząc oczywiście lakierowego :P) nie może się z nim równać :P. Siedzę sobie teraz w Skandynawii z podstawowym włosowym arsenałem, jednak... bywam na Wizażu. W ten oto przecudowny sposób zostałam pokuszona nowymi maskami firmy Kallos, a mianowicie wersjami bananową i algową.

Wersja algowa (zdjęcie z Wizażu):

Trzy lata minęły jak jeden dzień ;)



Wiecie, że w ostatnich dniach stuknęło mi trzy lata włosomaniactwa? Czas faktycznie szybko leci i nawet... trochę zatoczył koło ;). Włosomaniaczyć zaczęłam 3 lata temu, niewiele przed wyjazdem nad morze, a w tym roku po raz kolejny miałam okazję obejrzeć tę okolicę (<3). Na jubileusz wypadałoby strzelić małe podsumowanie mijającego roku ;)

  • Przez moją łazienkę nadal przetaczają się pierdyliardy różnych włosowych kosmetyków :P. Moim największym nałogiem, obok lakierów do paznokci, są produkty do spłukiwania.
  • Główne odżywianie włosów przeniosłam prawie całkowicie na etap przed myciem (ultraniskoporowatość). Ba, ten etap coraz częściej zdarza mi się pomijać.
  • Myję włosy jedynie mocnymi, oczyszczającymi szamponami, zawsze dwukrotnie (ultraniskoporowatość).
  • Produkty do spłukiwania po myciu nakładam na maksymalnie 10 minut i nigdy pod folię i ręcznik (j.w.).
  • Zrezygnowałam z odżywki bez spłukiwania na rzecz silikonowego serum.
  • Bawię się niegroźnie kolorem (gencjana , Cassia: KLIK! KLIK!) i myślę, że ten trend się jeszcze pogłębi w przyszłości.
  • Rozwijam cykl Problemy włosowe, a także rozpoczęłam Perypetie włosów niskoporowatych.
  • Podcięłam dość mocno włosy w listopadzie, co wyszło im wybitnie na zdrowie, a po pół roku od tamtego wydarzenia też poleciało kilka centymetrów. I taka częstotliwość podcinania chyba na razie się utrzyma ;). Ale do fryzjerów nadal mam uraz i już ponad 4 lata nie byłam u żadnego - podcina mnie mama ;).
  • Nadal nie czeszę w zasadzie włosów, nie licząc odosobnionych przypadków :P. 

Jak zmywam lakiery z paznokci?



Tyle razy zostałam przepytana z tego tematu, że nadszedł czas opisać moją technikę zmywania paznokci - dzięki temu nie będzie w przyszłości problemów z odsyłaniem Was do odpowiedniego posta ;).

Metoda absolutnie nie jest moja i od dawna funkcjonuje w blogosferze. Przerzuciłam się na nią w trakcie zmywania lakieru całkowicie w momencie, kiedy zauważyłam, że pocieranie płytki wacikiem nasączonym zmywaczem bardzo źle wypływa na moje paznokcie. Zmywam tak zarówno lakiery kremowe i piaskowe (bezproblemowo), jak i brokatowe (tutaj czasami muszę czynności powtórzyć dwukrotnie, by usunąć całość emalii.

Standardowy, okrągły wacik kosmetyczny rozrywam na 10 części (to zależy od wielkości płytki - ja mam malutką) i każdą z nich moczę w zmywaczu i dociskam do pojedynczego paznokcia. Tak trzymam w zależności od lakieru: krem 1-2 minuty, piasek do 5, brokaty - do mniej-więcej 8. Po tym czasie łapię za wacik, dociskam i zdejmuję z paznokcia zwykle z całym lakierem (ewentualnie powtarzam cały zabieg przy brokatach). 

"Kosmetyki, które zrobisz w domu"



Gdy zaproponowano mi zrecenzowanie książki Klaudyny Hebdy "Kosmetyki, które zrobisz w domu", autorki bloga Ziołowy Zakątek, potrzebowałam trochę czasu do namysłu. Zastanawiałam się, czy jestem właściwym recenzentem dla takiej pozycji. Nie jestem, nie byłam i nie będę ekomaniaczką z różnych względów: poglądów, wykonywanego zawodu, wygody... Pewnie znalazłabym sporo takich powodów. Po konsultacji z otoczeniem postanowiłam jednak propozycję przyjąć - zawsze to nowe doświadczenie ;).

Książka ta wydana jest absolutnie przepięknie!


Już w drodze...



Gdy będziecie czytać ten post, ja prawdopodobnie będę już oglądać Morze Bałtyckie z portu w Gdańsku. Jeju, nie byłam nad morzem od 3 lat <jara się jak pochodnia>! Wieczorem zapakujemy się na prom do Szwecji i przez najbliższe 1,5-2 miesiące będę oddawać się pracy na odludziu, wśród przyrody...

Już wiem, że będę mocno tęsknić - nie mam pojęcia, jaki będzie tam internet i jak często będę mieć okazję oraz siłę z niego korzystać, ale na pewno będzie mi brakować regularnego blogowania i możliwości kontaktu z Wami, moimi ukochanymi Czytelnikami. Mam nadzieję, że przez ten okres (który minie pewnie jak z bicza strzelił) nie porzucicie czytania mojego bloga (bo i wpisy ustawione na harmonogramie są... ;)) mimo tego, że odpowiedzi na komentarze będą zapewne bardzo nieregularne, a w większości zapewne zostaną ogarnięte dopiero po moim powrocie (ale obiecuję, będę się starać wywalczyć zarówno czas, jak i dostęp do sieci ;)).

Hair Medic kontra moje włosy ;)



Jakiś czas temu otrzymałam do testów preparat Hair Medic, który skierowany jest do osób walczących z wypadaniem włosów oraz chcących przyśpieszyć ich porost. Po sześciu tygodniach używania mogę napisać coś więcej na jego temat ;). Jak sprawdził się u mnie?


Cielisty pył + kto zgarnia paletę Sleek ;)



Dawno nie pisałam nic o żadnym lakierze, prawda? ;). Dziś będzie o jednym, którego zdobyłam tylko i wyłącznie dzięki pomocy przecudownej Kasi ;).

Rimmel Space Dust Aurora to piękny cielisty piasek z roziskrzonym wykończeniem. Żaden ze mnie mistrz wyszukiwania różnych odpowiedników danych lakierów, ale ten jest dla mnie bardzo niespotykany ;). I taki elegancki oraz spokojny - tak sobie pomyślałam, że gdybym miała brać ślub to chyba właśnie nim pobłogosławiłabym na chwilę obecną paznokcie xD.

Kryje w zasadzie po jednej, średniej grubości warstwie, schnie szybko, a zmywany odpowiednią techniką znika z moich paznokci jak krem ;). W nienaruszonym stanie wytrzymuje około 4 dni, potem widać u mnie starte końcówki.

Jego samego nigdy nie widziałam w żadnej drogerii, ale jego bracia z serii Space Dust kosztują około 9zł ;)

I jak się Wam podoba? ;)


Mały przegląd produktów wykorzystywanych do przeciwsłonecznej ochrony włosów ;)



Dzisiejszy post także jest pokłosiem tego, że kolejki w NFZ są długie, a wizyty w drogeriach są bardzo dobrą metodą zabicia czasu :P. Pomyślałam wtedy, że temat ochrony przeciwsłonecznej włosów, poruszony w tym poście i podparty spisem olei zawierających filtry UV, wart jest kontynuacji. A w jakiej formie? 

Po wejściu do drogerii zastanawiałam się, w jakiej formie szukałabym kosmetyku do ochrony włosów przed działaniem ultrafioletu, gdyby mi ich jaśnienie na słońcu nie odpowiadało. Odpowiedź była szybka: oczywiście w sprayu, bez spłukiwania! Nie jest też dla mnie konieczne, by kosmetyk takowy był dedykowany do włosów, ale by był po prostu łatwy w obsłudze. 

Zaczynajmy więc ;)

Początek prezentów dla samej siebie :D



Ogólnie postanowiłam przerzucić nagradzanie siebie na okres po powrocie z północy (a znalazłam sobie dość konkretny prezent, na który muszę dopiero zarobić monety xD), jednak z racji, że wybrałam się dziś po kartę EKUZ, a przede mną w kolejce o 8 rano było... 112 osób, to wybrałam się w międzyczasie na miasto. 

W ten oto sposób zaliczyłam Rossmanna i Hebe, gdzie w zasadzie nic mnie nie podnieciło (a nie, wróć, w Rossie byłam bliska kupienia Elizabeth Arden Green Tea EDP, ale powstrzymałam się całą siłą woli :P), a następnie skierowałam swoje kroki do drogerii Firlit. 

Tutaj "niestety" nadziałam się na promocję małych masek do włosów Kallos (275ml za 4,89zł), więc w moim koszyku znalazły się:


Deadline już znany, więc do pracy rodacy!



Kochani moi - 20 lipca (za tydzień) wyjeżdżam, to już pewne. Zapewne na około 2 miesiące - w tym czasie moja bytność w blogosferze zostanie ograniczona okolicznościami do minimum. Mam nadzieję, że pozwoli mi to też naładować akumulatory i wrócić z wielkim worem nowych pomysłów ;)

Na razie jestem przerażona ogromem przygotowań i tym, w jaki sposób się zapakuję z całym tym bajzlem, ale postaram się to jakoś ogarnąć. Zakupy już w 85% poczyniłam, mam nadzieję, że w miarę o niczym nie zapomnę. Arsenał pielęgnacyjny będzie bardzo ubogi, ale mam plan prowadzić kurację kwasową w Szwecji. Ciekawe, jak mi się to uda wykonać :P

Jak postanowiłam, tak też zamierzam uczynić - na harmonogramie zostaną ustawione posty, które mam nadzieję zdążę napisać w ciągu tego tygodnia. Was jednak proszę o pomysły - mam ich sporo, ale może sami wolicie jakiś temat bardziej od innych? ;)


Arganowa malina + wyniki ;)



Olej arganowy jest obecnie chyba najbardziej znanym olejem w kosmetyce - gdzie nie spojrzymy na półki w drogerii tam jest ;). Dziś mam dla Was kilka słów o mieszance, której bazę stanowi właśnie ten surowiec: GoArgan+ Malina olejek do ciała otrzymany do testów od Nova Kosmetyki.



Małe posłowie do moich włosowych "grzechów głównych" ;) || Przypominajka!



Mój ostatni wpis spotkał się z dość jednoznacznym przyjęciem, które trochę mnie zaskoczyło, przez co po krótkim odpoczynku (dziękuję za wszystkie kciuki, prawie na pewno się udało! :D) chciałabym jeszcze podjąć ten temat ;).

Mój wpis nie miał na celu samobiczowania się, bo nie jest mi źle z powodu tego, że nie obchodzę się z moimi włosami czasami zbyt delikatnie. Ważnym w pielęgnacji jest to, by zlokalizować czynniki, które szkodzą w jakikolwiek sposób naszym własnym włosom, a nie by unikać wszystkiego, co potencjalnie może zaszkodzić ;).

W moim przypadku takimi czynnikami na pewno są wysoka temperatura (prostownica, lokówka) i farbowanie chemiczne (włosy wypadają na bogatości), dlatego też nie korzystam z tych dobrodziejstw ;). Wam może szkodzić czesanie na mokro/sucho/spanie z mokrymi włosami/metalowe akcesoria do włosów etc. Wyłapanie takiego szkodzącego zachowania zwykle pozwala zrobić milowy krok w pielęgnacji, jednak wymaga poświęcenia czasu na obserwację - bo któż inny zna nasze włosy lepiej niż my same ;).

Na najbliższe dwa miesiące do mojego zbioru "włosowych grzechów głównych" jeszcze na pewno dołączy kilka punktów. Lubię zajmować się włosami, relaksuje mnie ich pielęgnacja, jednak nie rządzą moim życiem i na pewno nigdy do tego nie dojdzie ;). Gdy włosy nie reagują na czynności, które potencjalnie mogłyby im zaszkodzić nie ma sobie po co dokładać roboty ;).

Ciekawi mnie jednak bardzo, jak zniosą tak długi okres permanentnego spięcia (swoją drogą - nie cierpię spinać włosów, ale będę się musiała do tego przyzwyczaić -.-).

P.S. Pamiętajcie o rozdaniach: kosmetyków Rimmel (trwa do północy!) i palety Sleek (do 16 lipca ;)).


Kaścyskowe włosowe "grzechy główne" ;)



Kiedyś jedna z moich znajomych (też włosomaniaczka) uświadomiła mi przy herbacie, że chyba nie zasługuję na to miano, a może nawet powinnam się smażyć we włosomaniaczym piekle ;). Cała rozmowa była oczywiście bardzo wesoła i na luzie, ale zmotywowała mnie do pewnych przemyśleń. 

W różnych miejscach można znaleźć dość ciekawe dekalogi dotyczące tego, jakich krzywd nie należy włosom czynić. Po przeglądnięciu kilku artykułów o takim przesłaniu faktycznie zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam siebie nazywać włosomaniaczką ;).

Cóż robię swoim włosom złego lub "złego"?

Ciekawe miejsce na internetowej mapie kosmetycznej ;) || Na dwa tysiace ;)



Obroniłam magistra, przede mną jeszcze jeden ważny egzamin (tak bardzo bym chciała, żeby była już środa, tak godzina 12:30...), a ja... jeszcze nie zrobiłam sobie nawet konkretnego prezentu z tej pierwszej okazji :P. Pokuszona skutecznie przez koleżankę pomadkami Golden Rose Velvet Matte wiedziałam, że jedną z nagród będą właśnie one ;). Zbieg okoliczności sprawił, że w tym samym czasie otrzymałam propozycję przetestowania sklepu internetowego Top Drogeria, gdzie znalazłam w/w mazidła (9,90zł :O), więc... długo się nie zastanawiałam xD.

Sklep ten dla Was także przygotował niespodziankę, ale o tym pod koniec postu ;).


Włosy w owocowej masce ;)



Muszę przyznać, że mam nieskrywany pociąg do litrowych, stosunkowo tanich masek/odżywek do włosów - w mojej pielęgnacji duży baniak to po prostu to! :D. Onego czasu kilka takich wiader stało się moją własnością, a jedno z nich właśnie sięga dna - Scandic Fruit Mask - Maska nawilżająca z ekstraktem z owoców.


Perypetie włosów niskoporowatych II: jestem "niskoporowatką", chociaż to podobno mało prawdopodobne o.O



Na Wizażu określam przybliżoną porowatość w wątku dotyczącym tego tematu i mam jedno, poparte już dość długim doświadczeniem spostrzeżenie: mamy tendencję do określania swojej porowatości na wyższą (czasem dużo wyższą) niż jest w rzeczywistości. Wiadomo - siebie rzadko oceniamy obiektywnie, jednak akurat do oceny kwestii porowatości włosów przydaje się spora dawka obiektywizmu. 

Przyznaję, że widząc opis włosów ewidentnie niskoporowatych z dopiskiem na końcu "Sama myślę, że są wysokoporowate, ale chcę się upewnić" bywam dość mocno zaskoczona. Potrafię to jednak zrozumieć, bo... moja porowatość mnie również zaskoczyła ;).

Coś dla Was ;)



Znów mam dla Was dwie małe niespodzianki - zestawy kosmetyków Rimmel, tak przedwyjazdowo ;)