Kosmetyki Orientana przemykały przez moją kosmetyczkę dość rzadko, a obecnie powinnam rzec - za rzadko! Produkty tej polskiej marki charakteryzują się bogatymi, naturalnymi składami oraz pięknymi zapachami - szczególnie balsamów do ciała w kostce. Jeden z nich, "Cynamon i Paczula", trafił w moje ręce, a zestaw został uzupełniony o Naturalny krem do rąk ze śluzem ślimaka oraz Bogaty krem z szafranem dostępne w sklepie internetowym Bee, we współpracy z którym powstał ten wpis. Same testy tych kosmetyków przypadły już na okres jesienno-zimowy, więc moja skóra była na etapie corocznego kapryszenia. Czy udało się ją udobruchać? ;)
Naturalny krem do rąk ze śluzem ślimaka Orientana
Krem otrzymujemy w niewielkiej, poręcznej tubce, jednak w tym rozwiązaniu trudno jest wycisnąć produkt do ostatniej kropli ;). Zmieści się nawet w mikroskopijnej torebce, by ratować dłonie w kryzysowych sytuacjach. Całość jest bardzo trwała - etykiety nie ścierają się ani nie emigrują w niewyjaśnionych okolicznościach.
50ml tego kremu kosztuje 36,99zł.
Skład:
Prościej byłoby chyba napisać czego w nim nie ma ;). Propanediol (substancja nawilżająca) z masłem mango, gliceryną, emolientami oraz tytułowym filtratem ze śluzu ślimaka robi bardzo dobre wrażenie. Całość uzupełniona jest również olejami: ryżowym, awokado i jojoba, oraz sporą dawką soku z aloesu. Końcówka składu to substancje odpowiedzialne za utrzymanie konsystencji i trwałość produktu oraz substancja zapachowa.
Ma średnio gęstą konsystencję i zapach niczym pudrowe cukierki, jednak po kilku chwilach jest on niewyczuwalny na skórze. Rozprowadza się lekko i łatwo się wchłania, dzięki czemu świetnie nadaje się do stosowania w codziennym, życiowym rozgardiaszu. Nie pozostawia nieprzyjemnej warstwy.
Skład obiecuje równowagę pomiędzy działaniem nawilżającym a odżywczo-ochronnym, co w praktyce faktycznie udaje się osiągnąć. Moje dłonie nie zdradzają (jak miały w zwyczaju od zawsze) negatywnych objawów kontaktów z mrozem pomimo tego, że rękawiczki odnalazłam dopiero w tym tygodniu :D. Zarówno skórki jak i cała powierzchnia dłoni są idealnie nawilżone, miękkie i niepodrażnione. I do tego ta łatwa aplikacja i szybkie wchłanianie - jestem bardzo na tak!
Bogaty krem z szafranem Orientana
Krem ponownie otrzymujemy w niewielkiej tubce - w tym przypadku wolałabym jednak jakąś pompkę typu airless w celu zapewnienia bardziej higienicznej i wygodniejszej aplikacji. Nie można jej jednak odmówić urody ani trwałości, jednak końcówkę produktu trzeba będzie wyciskać siłą (albo rozcinać) ;).
30g tego kremu kosztuje 29,99zł.
Skład:
Ponownie możemy się zapoznać z niezwykle bogatym we wszelkie dobroci składem. Znajdziemy w nim masła: shea, kakaowe i kokumowe oraz oleje: migdałowy, sezamowy, pszeniczny, jojoba i winogronowy, a do tego moc ekstraktów roślinnych: z witanii, aloesu, kurkumy, lukrecji, szafranu, marzanny i wetiwerii. Całości dopełniają emulgatory, witamina E oraz substancje odpowiadające za zapach, konsystencję i trwałość finalnego produktu.
Krem ma gęstą konsystencję i dość perfumeryjno-kwiatowy zapach, który wietrzeje po kilku chwilach. Jest naprawdę bogaty, dlatego też od razu postanowiłam stosować go jedynie na noc. Pozostawia skórę miękką, odżywioną i nawilżoną, ale wchłania się dość długo i "nie do zera", co na szczęście w nocy nie ma znaczenia. Stosuję go także na okolice oczu, dzięki czemu nawet w tych szczególnie delikatnych rejonach nie zaliczyłam typowego co-zimowego podrażnienia. I co najważniejsze - nie spowodował u mnie wysypu nieprzyjaciół, co poczytuję mu za dodatkowy plus.
Balsam do ciała w kostce Cynamon i Paczula Orientana
Balsam ma formę muffinki zapakowanej w ochronną folię. Nie ukrywam, że forma balsamu w kostce jest dla mnie nieco mniej wygodna w stosowaniu niż forma tradycyjna, jednak cenię sam pomysł oraz efekt na skórze po stosowaniu takowych ;).
60g balsamu kosztuje 29,99zł, a starcza na kosmicznie długo.
Skład:
Balsam swoją stałą zbitą strukturę zawdzięcza woskowi pszczelemu i masłom: kakaowemu i kokumowemu. Całości dopełniają oleje, w tym: kokosowy, rycynowy, słonecznikowy, migdałowy, winogronowy, oliwa z oliwek, sezamowy i pszeniczny. Do tego ekstrakty z brodźca, fenkuła i lukrecji oraz spora dawka cynamonu i kropla witaminy E - to może się podobać ;).
Aplikacja polega na stopniowym rozpuszczaniu babeczki pod wpływem ciepła naszego ciała. Stosuję go głównie wieczorem, po kąpieli lub prysznicu, ponieważ ze względu na mocno olejowy skład wchłania się powoli i na pewien czas pozostawia pewną tłustość na skórze. Ale za to jakie piękne efekty <3. Po żadnym innym kremie, balsamie czy mleczku moja skóra nie była tak bardzo zimą zadowolona. Nawet z moich niezwykle krnąbrnych łydek (które zwykle zimą po prostu obłażą z naskórka ciągle) zrobił połać całkiem zadowolonej i odżywionej skóry ;).
Dlaczego kosmetyki Orientany tak rzadko nawiedzały moją kosmetyczkę? Do końca nie wiem, ale na pewno muszę to zmienić ;). Może wśród kosmetyków tej marki macie swoich pewniaków? Pochwalcie się! ;).