Kawa i ja - długa historia burzliwej znajomości ;)



Pytałam Was na fanpage bloga o to, czy czasami mogłabym przemycać tematy lifestyle'owe - dzięki Waszej aprobacie zamierzam czasami to czynić ;). 

Nie raz i nie dwa wspominałam Wam, że nie piję kawy. Nadszedł jednak czas na zaktualizowanie tej informacji ;). Od czasów nastoletnich z kawą nie było mi po drodze. W moim domu, wśród znajomych czy rodziny dominowały dwa "rodzaje" kaw: rozpuszczalna i "fusiara" (albo "zalewajka", jak kto woli), oczywiście do wyboru: z mlekiem bądź bez ;). Napoje te totalnie mi nie smakowały, ale z racji, że czasami odczuwałam efekty spadającego ciśnienia piłam je średnio 3-4 razy w roku. Do tego dochodził jeszcze niemiły efekt mdłości, który dość często występował u mnie po wypiciu kawy. Wolałam już jednak to niż żłopanie "energetyków".

Tak więc prawie nieskalana czarnym napojem dotrwałam do września ubiegłego roku. W szkole, w której pracuję, mamy prosty, ciśnieniowy ekspres do kawy. Pewnego dnia, gdy ciśnienie spadało na łeb i szyję wraz z moimi siłami - pożyczyłam od koleżanki odrobinę kawy i uruchomiłam urządzenie.

Była to chyba pierwsza wypita przeze mnie czarna kawa, i jeszcze na dodatek mi smakowała! Nie zanotowałam też żadnych skarg ze strony żołądka ;). W dniach, w których pracowałam w szkole popijałam sobie więc po jednej kawie, aż w końcu któregoś dnia pochwaliłam się mojemu M., że kawa z ekspresu (co ważne - nie sprecyzowałam jakiego) mi smakuje.

Jakieś 2 lub 3 tygodnie później dostałam taki oto prezent ;).


Ekspres przelewowy Hoffen z Biedronki, ustrzelony za 45zł ;). Wygląda naprawdę nieźle, ale jeśli chodzi o wykonanie radziłabym uważać - już przy pierwszym dotknięciu czuć, że konstrukcja jest delikatna ;). 

Wierzcie lub nie, ale na przetestowanie czekał chyba z miesiąc. Akurat wtedy dość późno wracałam do domu i nie chciałam zaliczyć bezsennej nocy ;). Kiedy już jednak go odpaliłam stwierdziłam, że kawa z przelewówki to jest to! Smakuje mi bardziej niż z ciśnieniowego. Obecnie doszło do tego, że dziennie piję dwie takie kawy - jedną rano, po śniadaniu, i drugą w okolicach 14-16. Czarną czy z mlekiem - to zależy od chęci, mniej więcej rozkłada się to u mnie pół na pół.


Lokowanie bez sponsorowania: może ktoś z Was wybierze się na studia na moim wydziale ;).

W domu rodzinnym nie mam ekspresu, dlatego też zostałam obdarowana kawiarką (z której kawa smakuje mi tak samo jak z ekspresu przelewowego). Doszło nawet do tego, że obecnie nawet moja rodzina pija tylko tak przygotowany napój ;).

Nie jestem (jeszcze, chociaż może nigdy nie będę ;)) ekspertem od rodzajów kaw - obecnie używam Biedronkowej Parany za 8zł za kilogram. Jak dla mnie smakuje wybornie z ekspresu czy kawiarki ;). Próbowałam też mielonej Lavazzy, ale ta akurat mi nie podeszła tak bardzo. Mam jednak takie marzenie na przyszłość, że we własnym mieszkaniu będę mieć młynek i do każdej filiżanki będę używać świeżo zmielonej porcji ;).

Może doradzicie coś świeżutkiemu kawoszowi? 

Hada Labo Tokyo - analizy składów nowości z Rossmanna ;)



Lubicie niespodzianki? Przyznaję, że mnie (ze względu na działalność blogową) kosmetyczne zaskoczenia spotykają dość często. Tak też było z ostatnią paczką z drogerii Rossmann, w której znalazłam kosmetyki japońskiej marki Hada Labo Tokyo. W ramach ciekawostki dodam, że ich importerem (nie mylić z producentem!) jest znana, polska firma: Dax Cosmetics, a producent chwali się, że co 2 sekundy na świecie sprzedaje się jeden ich kosmetyk ;). Cała linia liczy 13 produktów, w mojej paczce znalazłam pięć z nich. Z pomocą strony Rossmann omówię jednak dla Was składy wszystkich japońskich precjozów ;). 


Muszę się Wam też przyznać, że mam umiarkowany stosunek do japońskich metod pielęgnacji "warstwa po warstwie". Nigdy tego nie próbowałam i może dlatego wydaje mi się, że cały rytuał trwałby niezwykle długo, a przecież poza pielęgnowaniem skóry trzeba też żyć ;). Chętnie ocenię mój pogląd w praktyce.


Lećmy więc z tymi analizami ;).

Hada Labo Tokyo, Skin-Plumping Gel, Hydro-żel wypełniający skórę na dzień i na noc



Skład:

Aqua, Hydroxyethyl Urea, Butylene Glycol, Glycerin, Pentylene Glycol, PEG/PPG/Polybutylene Glycol-8/5/3 Glycerin, Squalane, Triethylhexanoin, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Dimethicone, Triethyl Citrate, Arginine, Glucosyl Ceramide, Alpha-Glucan, Hydrolyzed Collagen, Camellia Sinensis Leaf Extract, Sodium Hyaluronate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Sodium Acetylated Hyaluronate, Agar, Citric Acid, Sodium Citrate, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Decylene Glycol.

Skład zapowiada się na mocno nawilżający (za co odpowiedzialne będą humektanty: pochodna mocznika, glikole, gliceryna - także modyfikowana - możliwe też, że po jego użyciu skóra będzie się nieco lepić. Miło jest też zobaczyć w nim sporo skwalanu, argininy i ceramidów wzbogaconych kolagenem i kwasem hialuronowym (tytułowym dla całej serii). Nie podoba mi się jednak to, że żel ten zawiera sporo filmformerów (kopolimer i silikon). Sama nie wiem czy go przetestować przez to xD. Może ktoś z Was chciałby go wypróbować? ;) Na pochwałę zasługuje brak substancji zapachowej i całkiem przyjazne konserwanty.

Hada Labo Tokyo, Lotion No. 1 - Super Hydrator, Intensywny nawilżacz skóry


Skład:

Aqua, Butylene Glycol, Pentylene Glycol, Glycerin, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Hydroxyethyl Cellulose, PPG-10 Methyl Glucose Ether, Sodium Acetylated Hyaluronate, Sodium Hyaluronate, Citric Acid, Sodium Citrate, Iodopropynyl Butylcarbamate, Phenoxyethanol.

Typowo nawilżający produkt, zawierający sporo glikoli, gliceryny, kwasu hialuronowego i hialuronianów (humektanty), doprawiony jedynie regulatorami pH i miłymi dla oka konserwantami. Na uwagę, jak w całej linii, zasługuje brak substancji zapachowych ;).

Myślę, że przetestuję go kiedyś na sobie (po wakacjach może?), jednak obawiam się, że jest produktem mocno rozcieńczonym. Obawiam się też ponownie uczucia lepkości na twarzy. Sprawdzę w praktyce ;).

Hada Labo Tokyo, Gentle Hydrating Cleanser, Kremowy żel oczyszczający do mycia twarzy


Skład:

Sodium Cocoyl Glycinate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Butylene Glycol, Potassium Cocoyl Glycinate, Hydroxypropyl Starch Phosphate, Decyl Glucoside, PEG-400, Aqua, Sodium Lauroyl Aspartate, PEG-32, Polyquaternium-52, Sodium Stearoyl Glutamate, Glyceryl Stearate SE, Hydroxypropyltrimonium Hyaluronate, Sodium Acetylated Hyaluronate, Hydroxypropyl Methylcellulose, Lauric Acid, Polyquaternium-7, Stearic Acid, Disodium EDTA, BHT, Citric Acid, Titanium Dioxide, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Decylene Glycol, Mica.

Żel do twarzy bazujący na delikatnych, nie-siarczanowych detergentach jest zawsze miły dla mojego oka, chociaż tutaj mogłabym się przyczepić dodatków filmformerów (dwa polyquateria) i nieco mniej miłego dla oka zestawu konserwantów (w tym BHT). Z ciekawych składników mogę wyróżnić zestawy glikoli i hialuronianów oraz kwas laurynowy. Myślę, że znajdzie sporo zwolenniczek - ciekawe, czy i ja się wśród nich znajdę ;). Kompozycji zapachowej ponownie nie zarejestrowałam, jednak zastanawiam się, po co w żelu do mycia znajduje się dwutlenek tytanu (barwnik i fizyczny filtr przeciwsłoneczny) oraz mika (składnik kosmetyków mineralnych). Pozostanie to słodką tajemnicą producenta ;). 

Hada Labo Tokyo, Moisturizing Facial Sheet Mask, Głęboko nawilżająca maska na tkaninie


Skład:

Aqua, Dipropylene Glycol, Glycerin, Alcohol, Sodium Acetylated Hyaluronate, Sodium Hyaluronate, Glycosyl Trehalose, Hydrogenated Starch Hydrolysate, Xanthan Gum, Carbomer, Methylparaben, PEG-80 Hydrogenated Castor Oil, Disodium EDTA, Triethanolamine.

Recenzji tego produktu doczekacie się niedługo - już ją przetestowałam ;). Tkanina nasączona jest mieszanką humektantów-nawilżaczy: glikoli, gliceryny i hialuronianów zagęszczonych gumą ksantanową i karbomerem. Wśród jego konserwantów znajdziemy także jeden paraben, co przez wiele klientek nie będzie mile widziane.

Hada Labo Tokyo, Concentrated Water Serum Lock-In-Moist, Wodne serum na dzień i na noc


Skład:

Aqua, Glycerin, Butylene Glycol, Pentylene Glycol, PPG-10 Methyl Glucose Ether, Caprylic/Capric Triglyceride, Sodium Hyaluronate, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Squalane, Limnanthes Alba Seed Oil, Polysorbate 60, Disodium Succinate, Sodium Acetylated Hyaluronate, Disodium EDTA, Methylparaben.

Mieszanka glikoli wzbogacona trójglicerydami, hialuronianami, skwalanem i olejem Meadowfoam może się niejednej klientce spodobać. Szkoda, że moja cera ma średni stosunek do trójglicerydów, chociaż może w tak niewielkiej ilości nie zrobiłyby mi szczególnej krzywdy. Może ten kosmetyk też poleci do Was ;). Brak kompozycji zapachowej to oczywiście spory plus, jednak obecny w składzie paraben nieco psuje cały obraz sytuacji dla osób unikających ich.

Hada Labo Tokyo, Krem nawilżająco-wygładzający na dzień i na noc

Hada Labo Tokyo, Moisturising Cream, krem nawilżająco-wygładzający na dzień i na noc, 50 ml, nr kat. 260909

Skład:

Aqua, Glycerin, Dipropylene Glycol, Diglycerin, Squalane, Caprylic/Capric Triglyceride, Carbomer, Dimethicone, PEG-20 Sorbitan Isostearate, Triethanolamine, Stearyl Alcohol, Sodium Hyaluronate, Behenyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Phytosteryl/Octyldodecyl Lauroyl Glutamate, Sodium Acetylated Hyaluronate, Disodium EDTA, Methylparaben, Propylparaben.

Glikol, gliceryna i digliceryna tworzą nawilżający rdzeń tego kosmetyku, który został uzupełniony o skwalan, trójlicerydy, karbomer i silikon. W dalszej części składu znajdziemy alkohole tłuszczowe, hialuroniany i parabeny w roli konserwantów. Przyznam, że ten produkt nie jest w sferze mojego zainteresowania - obawiam się, że trójglicerydy i silikon tak wysoko w składzie zrobiłyby z mojej twarzy jesień średniowiecza ;).

Hada Labo Tokyo, Ochronny krem nawilżający na dzień SPF 20

Hada Labo Tokyo, Protecting & Hydrating, ochronny krem nawilżający na dzień, SPF 20, 50 ml, nr kat. 260811

Skład:

Aqua, Homosalate, Ethylhexyl Salicylate, Butylene Glycol, C12-15 Alkyl Benzoate, Dicapryl Carbonate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Benzophenone-3, PEG – 8 Dimethicone, Glycerin, Octyldodecyl Neopentanoate, Octocrylene, PPG-10 Methyl Glucose Ether, Tribehenin, Behenyl Alcohol, Carbomer, Dipropylene Glycol, Ethylene Brassylate, Ethyl Undecylenate, Methyldihydrojasmonate, Methyl Undecylenate, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Hydrolized Hyaluronic Acid, Hydrolyzed Wheat Protein/PVP Crosspolymer, Octyldodecanol, Retinyl Palmitate, Silica, PEG-20 Sorbitan Isostearate, Phytosteryl/Octyldodecyl Lauroyl Glutamate, Sodium Acetylated Hyaluronate, Sodium Hyaluronate, Stearyl Alcohol, Tetrahexyldecyl Ascorbate, Tocopheryl Acetate, Sorbitol/Sebatic Acid Copolymer Behenate, BHT, Disodium EDTA, Triethanoloamine, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Decylene Glycol.

Pewnie nie zdziwi Was fakt, że wzmianka na opakowaniu "SPF 20" wzbudziła moje szczere zainteresowanie ;). Od czasu dużych zmian w rossmannowskiej linii Rival de Loop tęsknię za kremem na dzień o SPF 10-20 i niezapychającym składzie. Ten kosmetyk, poza sporą dozą emolientów syntetycznych (w tym także silikonu) i filtrów przeciwsłonecznych zawiera również glicerynę, glikole, kwas hialuronowy i hialuroniany, proteiny pszeniczne, witaminy A i E oraz sorbitol. Nawilżaczy więc także w nim nie brakuje ;). Bez BHT się nie obyło, ale nie znajdziemy w nim parabenów i kompozycji zapachowej. Spróbowałabym go - daje nadzieje na brak niemiłych efektów zapchania przy stosowaniu, ale też nie jestem w pełni zadowolona z jego składu.

Hada Labo Tokyo, Anti-Aging Day Cream, Przeciwzmarszczkowo-nawilżający krem na dzień

Hada Labo Tokyo, Anti-Aging Day Cream, przeciwzmarszczkowo-nawilżający krem na dzień, 50 ml, nr kat. 260911

Skład:


Aqua, Glycerin, Butylene Glycol, Caprylic/Capric Triglyceride, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Caprylic/Capric/Myristic/Stearic Triglyceride, PPG-10 Methyl Glucose Ether, Behenyl Alcohol, PEG-20 Sorbitan Isostearate, Sorbitan Stearate, Limnanthes Alba Seed Oil, Carbomer, Triethanolamine, Pullulan, Sodium Hyaluronate, Hydroxyethylcellulose, Phytosteryl/Behenyl/Octyldodecyl Lauroyl Glutamate, Tocopherol, Hydrolyzed Soy Protein, Retinyl Palmitate, Helianthus Annuus Seed Oil, Hydrolyzed Collagen, Sodium Acetylated Hyaluronate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Zea Mays Oil, Beta-Carotene, Sodium Hyaluronate Crosspolymer, Pentylene Glycol, Thioctic Acid, Disodium EDTA, Methylparaben, Propylparaben.

Trójglicerydy, trójglicerydy - dlaczego moja skóra musi na ich większą ilość w kosmetyku reagować wysypem? xD. Gdyby tak nie było, to wybór kremu do mojego pyszczka byłby bardzo ułatwiony. Nawilżająca baza (gliceryna, glikole, hialuroniany, kwas hialuronowy) została wzbogacona właśnie trójglicerydami oraz olejami jojoba, słonecznikowym, kukurydzianym czy Meadowfoam i emolientami syntetycznymi. Warto zauważyć, że znajdziemy w nim tylko jeden filmformer (kopolimer) - i to na dodatek pod koniec składu. Całość uzupełniają witaminy A i E, proteiny soi, kolagen, beta karoten oraz kwas liponowy. Konserwowany parabenami - a szkoda, wielu klientów nie kupi go z tego powodu.

Całkiem przyjemny ten skład (poza trójglicerydami), więc jeśli Wasza cera nie ma problemów z zapychaniem - można próbować ;).

Hada Labo Tokyo, 3D Lifting Mask, 3D maska na twarz i szyję, nawilżająca, liftingująca

Hada Labo Tokyo, 3D Lifting Mask, 3D maska na twarz i szyję, liftingująca, nawilżająca, 50 ml, nr kat. 260923 

Skład:

Aqua, Glycerin, Pentylene Glycol, PPG-10 Methyl Glucose Ether, PEG-240/HDI Copolymer Bis-Decyltetradeceth-20 Ether, Polysorbate 60, Beheneth-30, Sodium Citrate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Gnetum Gnemon Seed Extract, Sodium Hyaluronate, Sodium Hyaluronate Crosspolymer, Butylene Glycol, Sodium Acetylated Hyaluronate, Dextrin, Ammonium Acrylates Copolymer, Aphanothece Sacrum Exopolysaccharides, Resveratrol, Disodium EDTA, Citric Acid, Phenoxyethanol, Methylparaben.

Dwa nawilżacze zostały uzupełnione o emolienty syntetyczne, kwas hialuroniowy i hialuroniany wszelkiego rodzaju. Ciekawostką jest ekstrakt z rośliny zwanej... gniotem ;). Zawiera trochę kopolimerów (filmformery) oraz dekstryny i resweratrol. Konserwowana m. in. parabenem. 

Ta maska podoba mi się mocno, pytanie tylko, czy rzeczywiście efekt liftingu będzie jakiś mocny (skład nieszczególnie na to wskazuje, ale może... życie zaskoczy? ;)).

Hada Labo Tokyo, Special Repair Treatment Night Cream, Głęboko odbudowujący krem-zabieg na noc

Hada Labo Tokyo, Special Repair Treatment Night Cream, głęboko odbudowujący krem-zabieg na noc, 50 ml, nr kat. 260921

Skład:

Aqua, Glycerin, Butylene Glycol, Dimethicone, Pentylene Glycol, Squalane, Trehalose, Triethylhexanoin, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Alcohol, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone Crosspolymer-3, Dimethiconol, Glycine Soja Seed Extract, Hydrolyzed Collagen, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Hydrolyzed Soy Protein, Kjellmaniella Crassifolia Extract, Lonicera Japonica Flower Extract, Pancratium Maritimum Extract, Physalis Angulata Extract, Sodium Acetylated Hyaluronate, Sodium Hyaluronate, Tetrapeptide-5, Pullulan, PVP, Tocopheryl Acetate, Titanium Dioxide, Laureth-4, Laureth-23, PEG-8 Methyl Ether Triethoxysilane, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Decylene Glycol.

Gdyby tak wyrzucić z tego składu ten zestaw filmformerów (głównie silikonów) oraz trójglicerydy, to poleciałabym po niego do Rossmanna w podskokach ;). Gliceryna i glikole uzupełnione, skwalanem, trehalozą, kwasem hialuronowym, hialuronianami, ekstraktami: z soi, alg, wiciokrzewu japońskiego, pankracjum i miechunki naprawdę mogą się podobać, a przecież jest jeszcze kolagen, proteiny soi, tetrapeptydy oraz witamina E. Nie zawiera także parabenów. Naprawdę szkoda, że producent tak przesadził z filmformerami.

Hada Labo Tokyo, Deep Wrinkle Corrector, Krem na najgłębsze zmarszczki do okolic oczu i ust, na dzień i na noc

Hada Labo Tokyo, Deep Wrinkle Corrector, krem na najgłębsze zmarszczki do okolic oczu i ust, na dzień i na noc, 15 ml, nr kat. 260931

Skład:

Aqua, Glycerin, Butylene Glycol, Squalane, Triethylhexanoin, Dimethicone, PEG-20 Sorbitan Isostearate, Pullulan, Glyceryl Stearate, Hydroxypropyl Methylcellulose, PPG-10 Methyl Glucose Ether, Carbomer, Stearyl Alcohol, Sodium Hyaluronate, Triethanolamine, Cetyl Alcohol, Hydrolyzed Soy Protein, Tocopheryl Acetate, Retinyl Palmitate, Helianthus Annuus Seed Oil, Hydrolyzed Collagen, Sodium Acetylated Hyaluronate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Zea Mays Oil, Beta-Carotene, Pentylene Glycol, Sodium Hyaluronate Crosspolymer, Tocopherol, BHT, Thioctic Acid, Disodium EDTA, Propylparaben, Methylparaben.

Tutaj dla odmiany filmformerów jest nieco mniej - dobrze, że moje podoczne okolice nie mają nic przeciwko nim ;). Nawilżający zestaw glicerynowo-glikolowy uzupełniony o hialuroniany i kwas hialuronowy, emolienty syntetyczne. proteiny soi, oleje słonecznikowy i kukurydziany, witaminy A i E, kwas liponowy oraz beta karoten naprawdę mi się podoba! Czy jest potencjał na wyprasowanie głębokich zmarszczek? Nadzieje zawsze mieć można ;). Konserwowany parabenami.

Hada Labo Tokyo, Anti-Aging Facial Sheet Mask, Przeciwzmarszczkowa maska nawilżająca na tkaninie

Hada Labo Tokyo, Anti-Aging Facial Sheet Mask, przeciwzmarszczkowa maska nawilżająca na tkaninie, 1 szt., nr kat. 260941

Skład:

Aqua, Butylene Glycol, Glycerin, Diglycerin, Squalane, Polyglyceryl-10 Isostearate, PPG-10 Methyl Glucose Ether, Methylparaben, Sodium Hyaluronate, Pullulan, Carbomer, Triethanolamine, Hydrolyzed Collagen, Hydrolyzed Soy Protein, Disodium EDTA, BHT, Tocopheryl Acetate, Retinyl Palmitate, Helianthus Annuus Seed Oil, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Sodium Acetylated Hyaluronate, Zea Mays Oil, Thioctic Acid, Beta-Carotene, Pentylene Glycol, Sodium Hyaluronate Crosspolymer, Tocopherol.

Druga linijka składu i już... konserwant (paraben). Przed nim znajdziemy jedynie glikol butylenowy, glicerynę, diglicerynę, skwalan oraz dwa emolienty syntetyczne. Za parabenem mamy jedynie śladowe ilości dobroci: kolagen, hialuroniany, kwas hialuronowy, proteiny soi, witaminy A i E, oleje słonecznikowy i kukurydziany czy kwas liponowy. Nie polecam więc tej wersji maski - druga składowo wygląda dużo lepiej.

Hada Labo Tokyo, Smoothing Anti-Fatigue Eye Cream, Krem pod oczy przeciw oznakom zmęczenia

Hada Labo Tokyo, Smoothing Anti-Fatigue Eye Cream, krem pod oczy przeciw oznakom zmęczenia, na dzień i na noc, 15 ml, nr kat. 260813

Skład:

Aqua, Hydroxyethyl Urea, Butylene Glycol, Glycerin, Pentylene Glycol, PEG/PPG/Polybutylene Glycol- -8/5/3 Glycerin, Squalane, Triethylhexanoin, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Mica, Albizia Julibrissin Bark Extract, Dimethicone, Triethyl Citrate, Caffeine, Darutoside, Glucosyl Ceramide, Alpha-Glucan, Hydrolyzed Collagen, Arginine, Sodium Hyaluronate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Sodium Acetylated Hyaluronate, Physalis Angulata Extract, Caprilic/Capric Triglyceride, Agar, Sodium Citrate, Citric Acid, Aluminum Hydroxide, Titanium Dioxide, Silica, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Decylene Glycol.

Baza jest już chyba wszystkim znana - zestaw humektantów wzbogacony skwalanem ;). Wysoko w składzie znajdziemy też kopolimer i silikon, a pod koniec składu - trójglicerydy (co nie przeszkadza mi w produkcie pod oczy). Ekstrakty z albicji i miechunki, kofeina, modyfikowany ceramid, alfa-glukan, kolagen, arginina, kwas hialuronowy i hialuroniany dają nadzieję na efekt przeciwobrzękowy. Może faktycznie ograniczy efekty zmęczenia, takie jak sińce i worki pod oczami ;).

To zapewne przypadek, ale wydaje mi się, że najlepsze składowo kosmetyki Hada Labo Tokyo dostałam w swojej paczce xD. Nie omieszkam niektórych z nich dla Was przetestować, natomiast całą linię oceniam raczej średnio. Japońska pielęgnacja w tym wydaniu nie rzuciła mnie na kolana ;).

Jak się zapatrujecie na azjatyckie kosmetyki pielęgnacyjne? ;)

Schwarzkopf BC Repair Rescue, Regenerująca maska do włosów zniszczonych - produkt... na lata? ;)



Profesjonalne kosmetyki fryzjerskie nie znajdują jakiegoś bardzo poczesnego miejsca w mojej łazience. Nie odżegnuję się od nich, ale na razie jakoś nieszczególnie mi z nimi po drodze ;). Podczas jednej z wizyt u mojego fryzjera (o ostatniej możecie poczytać TUTAJ) zabrałam ze sobą do domu profesjonalny produkt fryzjerski Schwarzkopf BC Repair Rescue - Regenerującą maskę do włosów zniszczonych.


Maska zamknięta jest w bardzo solidnym, plastikowym słoiczku. Przy moich dość nieforemnych dłoniach (krótkie palce, szerokie śródręcze) gwarantuję problemy z wygrzebaniem produktu w momencie, gdy zużyjemy ponad połowę ;). Otwór jest trochę za wąski - miło by było, gdyby był szerokości słoika, a nie ulegał zwężeniu jak obecnie. Brzegi etykiet niestety nie wytrzymują konfrontacji z wilgocią.

200ml maski kosztuje od 25zł (sklepy internetowe - cena do zniesienia) do ponad 60zł (w salonach fryzjerskich - tłuściutka marża, prawda? ;)). 

Skład prezentuje się następująco:



Emolienty syntetyczne (z dużą dawką filmformerów: silikonów i pochodnej gumy guar) wzbogacone keratyną oraz jej modyfikowanymi pochodnymi - tak w telegraficznym skrócie można opisać produkt Schwarzkopf. Całość domykają: spora ilość kwasu mlekowego (odpowiedzialnego za niskie pH kosmetyku, typowe w produktach fryzjerskich do spłukiwania), konserwanty (w tym paraben) oraz kompozycja zapachowa. Zawiera również alkohol izopropylowy (izopropanol, IPA), nielubiany przez wiele włosomaniaczek, i ciut pantenolu pod koniec składu.

Skład nie wywołał mojego zachwytu, ale z drugiej strony - od silikonów nie uciekam, proteiny lubię, szkodliwego działania IPA na swoich włosach jeszcze nie zauważyłam ;). Postanowiłam więc ją przetestować.

To absolutnie najbardziej gęsty kosmetyk do włosów z jakim miałam do czynienia. Dosłownie masło :D. Zapachu nie zaliczę do najbardziej udanych - połączenie czegoś orzechowego z nutami mocno pudrowymi może zmęczyć ;).


Maskę stosowałam po myciu na 1-5 minut, bez czepka i ręcznika, rozpoczynając aplikację mniej więcej 5cm od skóry głowy. Trzymana dłużej lub nałożona od nasady wywoływała na mojej głowie efekt "smalec of nature" (albo też "3xP: przyklap, przetłuszcz, przychlast", kto co woli ;)) niezależnie od innych zastosowanych specyfików. 

Zresztą, nie tylko przedłużony czas trzymania generował problemy ;). Sprawdza się u mnie stosowana w mikroskopijnych ilościach najwyżej 2 razy w miesiącu w opcji solo, czyli mycie szamponem + maska. Inaczej mam powtórkę z obciążenia ;). Żadnych dobroci przed i najlepiej żadnych dobroci przez dwa kolejne mycia od jej zastosowania - moja fryzura ma wtedy dużo większe tendencje do obciążenia.

Jeśli jednak uda mi się spełnić wszystkie warunki udanego użycia tej maski Schwarzkopf to efekt jest naprawdę zacny: mięsiste, wyglądające na gęstsze i grubsze włosy o zacnym skręcie i pięknym blasku. Szkoda tylko, że ten stan wymaga ogarnięcia miliona czynników - dlatego też nie planuję zakupu kolejnych opakowań tego specyfiku ;). Ze względu na konsystencję będę ją jeszcze zużywać pewnie z rok xD.

Używacie bądź używaliście profesjonalnych kosmetyków fryzjerskich? Co się u Was sprawdziło? Od czego będziecie się trzymać z daleka?

Tołpa Specialist, Krem-maska do twarzy na noc "Odnowiona skóra" - nie dla mnie



Monitoruję na bieżąco preferencje swojej skóry. Czasami sprawdzam też składniki, które wcześniej się nie sprawdzały - a nuż się coś zmieniło ;). W przeszłości byłam głównym bohaterem takiej właśnie przemiany: moja cera z etapu wielbienia OCM (oil cleansing method) pod każdą postacią (dwa ważne posty znajdziecie TUTAJ i TUTAJ) do stanu "no nie da rady" (dlaczego zrezygnowałam z OCM - KLIK!). 

Podczas jednego ze spotkań blogerek otrzymałam Krem-maskę do twarzy na noc "Odnowiona skóra" od Tołpy z linii Specialist. Producent na opakowaniu obiecywał ujednolicenie kolorytu i regenerację skóry. 1% kwasu fitowego ogłaszany na opakowaniu kusił dodatkowo - nie miałam z nim wcześniej przyjemności i byłam ciekawa jego efektów. Jeśli całość uzupełnimy jeszcze o fakt, że z kremomaskami na noc mam mizerne doświadczenia to pewnie nikogo nie zdziwi moje zainteresowanie tym kosmetykiem ;).


Produkt dostajemy w poręcznej tubie z fajnym, cieniutkim aplikatorem. +10 do higieny i precyzji dozowania ;). 


Całość kojarzy mi się z maściami bądź dermokosmetykami aptecznymi (i taki był chyba zamysł producenta, gdy nazwał serię "specialist"). Szkoda tylko, że etykiety nie są zbyt dobrze dopasowane do tuby i na wszelkich zagięciach się odklejają. 

40ml kremu-maski kosztuje około 25zł. Nie ma też problemu z dostępnością - znajdziecie to mazidło chociażby w Rossmannie. 

Skład prezentuje się następująco:
Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, C12-15 Alkyl Benzoate, Hydroxyethyl Urea, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Glyceryl Stearate Citrate, Cetearyl Alcohol, Peat Extract, Cetyl Alcohol, Parfum, Ceteareth-20, Phytic Acid, Sodium Polyacrylate, Eryngium Maritimum Callus Culture Filtrate, Magnesium Aluminium Silicate, Xanthan Gum, Tetrasodium EDTA, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol. 

Trójglicerydy, czyli składnik, którego moja skóra nie lubi, pojawił się już na drugim miejscu. Idealne mazidło do sprawdzenia, czy coś się zmieniło w preferencjach mojej cery :D. Produkt ten jest mocno emolientowy: poza trójglicerydami zawiera masło shea i zestaw emolientów syntetycznych. Z nawilżaczy - humektantów znajdziemy w nim sporo gliceryny. Innych ciekawych składników znajdziemy w nim sporo: ekstrakt z torfu i mikołajka nadmorskiego, a także tytułowy kwas fitowy. Całość domyka kompozycja zapachowa i konserwanty.

Tłusto, tłusto, bardzo tłusto ;). Po tym składzie można spodziewać się działania regeneracyjno-odnawiającego, ale czy taka ilość kwasu fitowego zadziała wybielająco - nie wiem. Szukam powoli kosmetyków o mocniejszym działaniu, bo latka powoli lecą i trzeba przeciwdziałać ;).

Krem-maska ma gęstą, masełkową konsystencję. Zapach (absolutnie niepodobny do niczego i niezbyt przyjemny) nie jest intensywny w temperaturach poniżej 20 stopni, ale nakładanie go w cieplejsze dni było naprawdę męczące. Kwestia kompozycji zapachowej jest na pewno do dopracowania w tym kosmetyku.


Krem-maskę wykorzystywałam wieczorem po gruntownym oczyszczeniu cery. Nakładałam niewielkie ilości specyfiku, ale i tak czasami po godzinie od nałożenia daleko było do jego wchłonięcia ;). Nie poczytywałabym tego jednak za jakiś wielki minus - tego typu produkty regeneracyjne często mają z wchłanianiem problemy. Niemniej jednak bez upinania włosów na noc bądź chociaż opaski się nie obędzie, bo przetłuszczone pasma przy twarzy o poranku to nic dodającego urody ;).

Moje testy potrwały tylko około 3 tygodni. Niestety, z taką ilością trójglicerydów moja skóra nadal się nie lubi ;). Wysyp kaszki na policzkach i czole nastąpił po jakiś 10 dniach używania. Gdy w ciągu kolejnych kilku dni sytuacja się pogarszała - zrezygnowałam z dalszego używania. Dlatego też nie jestem w stanie ocenić jego działania deklarowanego przez producenta.

Od razu utnę też dywagacje na temat tego, że może cera się oczyszczała - produkt ten nie ma właściwości złuszczających, więc nie ma takiej opcji ;). Poza tym jestem po typowej zimowej kuracji kwasowej, więc ciężko by było szukać na mojej cerze takich ilości zanieczyszczeń ;).

Kosmetyk ten u mnie się nie sprawdził, jednak sądzę, że znajdzie sporo zwolenników wśród posiadaczy cer mniej skłonnych do zapychania. Niemniej jednak jego zapach jest do zmiany ;). Moje pierwsze spotkanie z Tołpą było niezbyt udane, ale w zanadrzu mam już dużo lepszy specyfik ;).

Korzystacie z coraz popularniejszych kremo-masek na noc? Co jest teraz u Was na topie?

Farmona Radical, Szampon Wzmocnienie i Regeneracja - i co tu o nim myśleć?



Kolejne butle szamponów pękają w mojej łazience w tempie sprinterskim :P. Moje włosy pod względem mycia są niezwykle wymagające i niestety, nie da się ich oszukać. Dlatego też nie oszczędzam na ilości zużywanego myjadła ;). Dzisiejszego głównego bohatera przytargałam ze sobą pewnego razu z Biedronki (swoją drogą - czy Wy też uważacie, że Biedra bardzo rozwija się kosmetycznie?). Przed Wami Szampon Radical Wzmocnienie i Regeneracja od Farmony.


Buteleczkę określiłabym jako prawie przezacną - jest wprawdzie plastikowa, ale jej stylizacja na produkt z babcinej apteczki robi swoje ;). Niewielki otwór pozwala na dokładne dozowanie szamponów, a zakrętka jest trwała i nie ulega "przekręceniu" przy byle okazji (taaa... mam wrodzoną tendencję do niszczenia gwintów w butelkach i słoikach). Cały nastrój psują jednak etykiety niezbyt odporne na wilgoć - co jest widoczne nawet na zdjęciach. 

330ml tego szamponu kosztuje w Biedronce od 6 do 8zł, w zależności od aktualnej promocji. Przyznaję też, że tej wersji nie widziałam nigdzie poza Biedrą.

Skład prezentuje się następująco:


Typowy, SLES-owy szampon przełamany łagodniejszymi detergentami i wzbogacony sporymi ilościami nawilżaczy (glikol propylenowy, pantenol, glikol dipropylenowy) oraz ekstraktu ze skrzypu. W połowie składu znajdziemy też chlorek sodu (sól kuchenną), czyli popularny zagęstnik i wypełniacz w tego typu produktach - wrażliwcy powinni mieć się na baczności. Nie jest to typowy "rypacz" (czyli szampon z mocnymi detergentami nie zawierający filmformerów) - znajdziemy w nim modyfikowane quaterium. Zestaw przyjemnych dla oka składników zamyka niewielki dodatek inuliny. Zawiera również bogaty zestaw konserwantów i substancji zapachowy - kolejne ostrzeżenie dla alergików i posiadaczy skóry wrażliwej.

Skład nie powala swoją urodą, ale z racji moich niskich wymagań dotyczących tego środka (ma porządnie myć i nie szkodzić - tak w skrócie :D) dawał nadzieję na ich spełnienie ;). 

Ma postać mocno wodnistego żelu o lekko zielono-żółtej barwie i ziołowym zapachu. Niestety jego konsystencja jest też przyczyną jego niezbyt dobrej wydajności. Muszę go zużyć naprawdę sporo, by pokryć całe włosy - a nie mam ich przecież za wiele (o czym mogliście się przekonać TUTAJ - choć fragment o podcinaniu mocno się przedawnił ;)).


Użyłam go standardowo, jak każdego mojego szamponu - traktowałam nim dwukrotnie włosy przy każdym myciu ;). Nie potrafię sobie przypomnieć kosmetyku w swoich zbiorach, którego nie umiałabym ocenić, jednak z tym szamponem Radical mam dokładnie taki problem. Domycie nim włosów było niczym rosyjska ruletka - "są dwa uda: uda się albo się nie uda" (xD). I co najlepsze - w żaden sposób nie było to skorelowane z tym, czy nałożyłam coś na włosy przed myciem czy też myłam "gołe" kudły. 

Raz po myciu nim miałam piękne, świeżutkie kręciołki odbite od nasady, a przy kolejnym razie - czysty i niczym nieskalany"smalec of nature", jakbym kudeł długo nie myła xD. Taka sytuacja zdarzyła mi się chyba po raz pierwszy i nie udało mi się wyłapać czynnika, który mógłby rządzić tym procesem xD. Sprawdzałam nawet to, czy jakiś inny produkt stosowany w międzyczasie nie robi mi włosowego kuku - niestety, nie o to chodziło.

Oddając sprawiedliwość muszę przyznać, że nie zaszkodził w żaden sposób skórze mojej głowy.

Ze względu na nieobliczalność jego działania ciężko mi go ocenić, ale z racji, że czasem się sprawdzał - wrzucam go do wora średniaków, ale bez wielkiego przekonania :P.

Czy mieliście kiedykolwiek do czynienia z kosmetykiem, którego działanie było podobnie dziwne? Opiszcie proszę swoje historie ;).

Niespodzianka z Meet Beauty Conference ;)



Uwielbiam wszelkie spotkania blogerskie lub konferencje, jednak rzadko mam okazję do uczestniczenia w takich imprezach poza Krakowem czy w ogóle Małopolską. Praca nie wybiera ;). Dlatego też z dużym żalem po raz kolejny musiałam zrezygnować z wydarzenia jakim było Meet Beauty Conference - wielkie spotkanie blogerów kosmetycznych w Warsaw Ptak Expo. Wiecie, jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy organizatorzy po zakończeniu wydarzenia napisali do mnie z informacją, że mimo mojej nieobecności mają dla mnie niespodziankę? 

Gdy w piątek wróciłam do domu, złożona przeziębieniem i zmęczeniem, czekała na mnie wielka i ciężka paczka. Oto co w niej znalazłam ;)


Byłam w megapozytywnym szoku! Część tej paczki trafi do Was już niedługo ;). Poniżej pokażę Wam precjoza, które szczególnie mnie zainteresowały:


Zabawna torba - jestem fanką tego typu siat, więc pewnie od września będę dźwigać w niej sprawdziany do szkoły xD.


Produkty Eveline:
  • Kolejna z wersji odżywki 8w1 do paznokci, tym razem Sensitive - moje paznokcie bardzo lubiły wcześniejsze warianty, zobaczymy co będzie tym razem ;).
  • Balsam multiodżywczy Bomba Witaminowa - bardzo mnie ciekawi, czy będzie rzeczywiście aż tak odżywczy :P.
  • Serum-żel na noc dające efekt 8h snu - skład ma całkiem przyjemny, więc chętnie sprawdzę, jakie będzie jego działanie. Wolałabym jednak po prostu te 8h przesypiać xD

Suplement diety Regital - od dłuższego czasu nie stosowałam żadnej suplementacji, więc z ciekawością podejdę do tego preparatu. Widzę jednak już jeden jego minus - konieczność przyjmowania dwóch tabletek zamiast jednej ;).


Soraya Ideal Beauty Złoty krem-esencja na dzień - kolejny miły dla mego oka skład, który może się sprawdzić ;). Szkoda tylko, że nie ma chociaż filtra przeciwsłosnecznego pokroju SPF10-20.


Nivelazione: dezodorant do stóp i butów oraz krem w sprayu do stóp - szczególnie jestem zainteresowana tym drugim produktem, bo stopy traktuję dość po macoszemu. Może krem w sprayu zmotywowałby mnie do regularniejszej pielęgnacji tych okolic - jeśli oczywiście się sprawdzi ;).


Cosnature: masło do ciała, maska do włosów i maseczka. Marka kusi mnie od dawna, ich produkty czekają w mojej kolejce do spróbowania. Może macie z nią jakieś doświadczenia? ;)


Z Sylveco do tej pory używałam tylko peelingującej pomadki do ust (która nota bene mnie nie zachwyciła...). W paczce znalazłam natomiast odżywczy krem do rąk Biolaven i maseczkę do cery naczynkowej (czy pękające naczynka obok nosa się kwalifikują? :D) - mam nadzieję, że sprawdzą się lepiej. Do Was natomiast poleci szampon Sylveco - delikatne detergenty na moich włosach się nie sprawdzają, a wiem, że wśród Was jest sporo fanek ;).


Z Tołpą właśnie tracę "kosmetyczne dziewictwo" - używam płynu micelarnego i kremu-maski na noc z kwasem fitowym, a teraz do moich zbiorów dołączy żel do mycia twarzy i oczu oraz dwuetapowy zabieg oczyszczający. 


Fluid matujący od Bielendy nie ma wprawdzie ładnego składu, ale jego idealny dla mnie kolor mnie przekonał ;). Nada się na większe wyjścia, gdy się maluję. Mocno ciekawi mnie natomiast Esencja Multi Essence 4w1 tej samej firmy, ponieważ ma zastępować kilka kosmetyków pielęgnacyjnych. Póki co jestem do niej sceptycznie nastawiona (w myśl zasady, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego xD), ale jej działanie ocenię dopiero po testach.

Bardzo dziękuję Blogmedia i portalowi Zblogowani za niespodziankę - jest mi naprawdę miło ;).

Co wziąć najpierw na warsztat testowy? :D

P.S. Na fanpage bloga znajdziecie konkurs, w którym możecie zgarnąć paletki My Secret i Kobo ;)