Obecna zima to mój drugi sezon kwaszenia się - z pewną zmianą ulubieńca, ale o tym kiedy indziej ;)
Kwas migdałowy był pierwszym kwasem, którym z pełną świadomością potraktowałam swoją twarz. Wybór miałam dobrze przemyślany - szukałam jak najdelikatniejszego preparatu, bo nie chciałam się zniechęcić przy pierwszym podejściu. Głównym moim problemem był trądzik, więc ta substancja wpasowała się w moje wymagania - oprócz delikatności jest także antybakteryjny.
Kwas migdałowy ma postać białych kryształków, które cudownie rozpuszczają się w alkoholu etylowym i izopropylowym, za to w wodzie dość słabo.
Jest kwasem AHA, czyli alfahydroksylowym. Cóż to oznacza?
Niebieska strzałka wskazuje położenie atomu węgla grupy karboksylowej (-COOH), natomiast czerwona - najbliższego, sąsiedniego atomu dla grupy karboksylowej - oznacza się go właśnie jako atom węgla alfa (analogicznie kolejny atom węgla byłby atomem beta i tak dalej, lecąc po greckim alfabecie ;)). Przy tym czerwonym atomie znajduje się grupa -OH (hydroksylowa), od której pochodzi część nazwy : "hydroksylowy".
Po połknięciu tego malutkiego wstępu chemicznego przejdźmy do czegoś ciekawszego, czyli praktyki ;)
Zaczęłam od wyprodukowania toniku 5% (zrobiłam go niewiele, przewidziałam, co się stanie - ale o tym niżej): 2 g kwasu + 38 ml wody. Trochę czasu mieszać musiałam, jednak po pewnym czasie kryształki uległy całkowitemu rozpuszczeniu. Sprawdziłam pH papierkami uniwersalnymi, sodą oczyszczoną ustaliłam je na poziomie 4-4,5 i heja do testowania!
I tutaj lekkie niemiłe zaskoczenie, bo... efektów nie było w ogóle. Żadnych, a taka ilość toniku starcza na jakiś niecały miesiąc zabawy raz dziennie.
Pomyślałam więc, że moja cera po prostu jest bardziej odporna na tego typu czynniki, więc postanowiłam poprawić stężenie... dwukrotnie (10%) :P
4g + 36 ml wody - ten roztwór musiałam bardzo długo mieszać, by cały kwas uległ rozpuszczeniu. Jak i wcześniej sprawdziłam pH i ustabilizowałam. Udało się, więc kolejne stężenie poszło do roboty ;)
Po miesiącu stosowania zauważyłam zmniejszenie porów skóry oraz wągrów w okolicy nosowej. Ślady potrądzikowe, jakie gdzieś tam posiadałam także uległy rozjaśnieniu - miło i przyjemnie ;) Kilka razy zdarzyło mi się potraktować tym 10% specyfikiem dwa razy dziennie - co skończyło się na podsuszeniu buźki i odchodzących białych płatkach z twarzy :P Po 1,5 tygodnia pojawił się też wysyp zmian trądzikowych - co tylko mogło - wychodziło na wierzch. Sytuacja uspokoiła się pod koniec buteleczki - po miesiącu.
Ale jak to ze mną bywa ("daj palec, a weźmie całą rękę" :P), postanowiłam zaszaleć i spróbować typowego peelingu kwasowego.
20% poszło na pierwszy ogień (podobno w tym miejscu zaczynają się peelingi tylko do wykonywania przez specjalistę... ) - 2,2 ml kwasu + 3,4 ml spirytusu + 3,4 ml wody. Zaopatrzyłam się w pędzel do nakładania - żeby było wygodniej - i zabrałam się do kwaszenia.
Zaczęłam od trzymania przez 2 minuty, dochodząc z czasem do minut 15 (mam pancerną twarz, nic na to nie poradzę). Skóra na drugi dzień po zabiegu była idealnie gładka, natomiast na 3-4 dzień pojawiało się niewielkie, ledwo dostrzegalne łuszczenie naskórka.
Stworzyłam jeszcze peeling 30%: 3,2 ml kwasu + 3 ml spirytusu + 3 ml wody (łuszczenie było odrobinę większe).
Peelingi robiłam co około 10 dni, pozwalając skórze spokojnie złuszczyć się między zabiegami.
Efekt? Nie pamiętam, kiedy miałam tak czystą cerę (po minięciu początkowego wysypu) i tak mało widoczne zaskórniki na nosie (bo z reszty twarzy po prostu zniknęły!). Nie mówiąc o tym, że śladów potrądzikowych na brodzie i czole (chociaż nie były one zbyt wielkie czy wyraźne) także nie sposób było dostrzec.
Oprócz kwasów stosowałam OCM oraz hydrolaty i kremy Alterry - przy peelingach kwasowych należy dbać o poziom nawilżenia i natłuszczenia cery, by nie obejść ze skóry jak wąż :P
Przez całą kurację używałam także filtrów - to, że kwas migdałowy sam w sobie nie uwrażliwia na promieniowanie słoneczne (nie jest fotouczulaczem) nie oznacza, że można go aplikować na twarz bez żadnej ochrony przeciwsłonecznej - sam fakt złuszczania sprawia, że cera jest wrażliwa na światło słoneczne. Bardzo dobrze sprawdził się u mnie...
balsam firmy Soraya - nie bielił, nie zostawiał megatłustej warstwy oraz nie powodował szybszej migracji makijażu z mej twarzy ;)
Co jest ważne w ogólności w przygodach z kwasami? Przygotowanie skóry, czyli rozpoczęcie kuracji od toniku kwasowego o niskim stężeniu i stopniowe jego podwyższanie (ok, sama przeskoczyłam kilka etapów, ale moja twarz nie łapie się w normalne ramy - jest dość pancerna).
Nie każdy może próbować peelingów kwasem migdałowym. Nie powinno się wykonywać tego typu zabiegu w ciąży, przy widocznej opryszczce, przy widocznych zmianach łuszczycowych i atopowych oraz na skórze podrażnionej. Wrażliwcy także powinni zachować szczególną ostrożność.
Nie powinno się także stosować kwasu migdałowego niedługo przed lub po depilacji, dermabrazji lub elektrolizy.
Często natomiast łączony jest z zabiegiem mikrodermabrazji (łączony w sensie - najpierw mikro, a na to kwas). Dziwne ale prawdziwe (propozycja wprost od dyplomowanej kosmetyczki), jednak chyba dobrze to się kończy tylko na skórach pancernych.
Podsumowując: uważam, że kwas migdałowy jest idealną opcją na "pierwszy kwasowy raz", ze względu na swą delikatność i skuteczność ;)