Maseczka Isana Egg White - średniak z nieoczekiwanym działaniem

Linia Isany do cer młodych Egg White wzbudziła moje zainteresowanie już samą zapowiedzią, a potem... były testy ;). Bardzo polubiłam się zarówno z pianką jak i peelingiem z tej serii. Naturalnym więc było, że przy okazji jednej z akcji promocyjnych Rossmanna wrzuciłam do koszyka także maseczkę Isana Egg White - obecnie również możecie kupić ją w promocji 2+2 gratis (moje łupy). Wielkiego zachwytu nie było, ale na etykietę solidnego średniaka na pewno zasłużyła ta jajeczna maseczka ;).


Niewielka tubka to standardowe, maseczkowe rozwiązanie. Zwykle pod koniec rozcinam tego typu opakowania, ale w przypadku Egg White udało mi się zwinąć je jak pastę do zębów i zużyć prawie do ostatniej kropli. Etykieta jest rysunkowa, może nieco przesłodzona, ale w sumie wygląda naprawdę dobrze i co najważniejsze - jest trwała i nie odkleja się z byle powodu. Jajeczko na froncie uznałabym nawet za rozczulające :D. 

40ml tej maseczki kosztuje 7,49zł - niewielka objętość za niską cenę pozwala na testy bez wielkich wątpliwości ;).

Skład:


Emolientowo-glicerynowa baza z dużą dawką glinki kaolinowej oraz odrobiną pantenolu sprawia całkiem przyjemne wrażenie. Maska składowo kojarzy mi się z maseczkami w saszetkach Bania Agafii - oczywiście pod względem rdzenia składu. Po zapachu znajdziemy także białko jaja, witaminę E i kwasy tłuszczowe. Konserwanty całkiem miłe dla oka dopełniania całości na spółkę z kwasem mlekowym (w tak niewielkiej ilości pełniącego rolę regulatora pH). 

Ma mlecznobiały kolor, kremową konsystencję i słodko-kwiatowy zapach, który jest dość intensywny i na pewno nie wszystkim podejdzie. Na szczęście ulatnia się bardzo szybko ;).

Spodziewałam się delikatnego efektu oczyszczającego, a w praktyce jest to mazidło głównie odżywcze z (może) minimalnych efektem matującym. Nakłada i zmywa się bardzo dobrze, ponieważ przy 10-15 minutowej ekspozycji wchłania się w jakiś 80%. Resztę można zmyć wodą lub usunąć chusteczką czy wacikiem. Po opiniach w sieci spodziewałam się pieczenia i zaczerwienionej skóry oraz złagodzenia lub rozognienia zmian trądzikowych, a tu... nic. Czułam się trochę, jakbym się posmarowała bardzo grubą warstwą kremu :D. Nie tego od niej oczekiwałam - gdzie to zmniejszenie porów, oczyszczenie, bardziej widoczne matowienie? Chyba, że moja skóra jest tak gruba, że na tego typu środki już nie reaguje ;).

Efekt odżywczy - bardzo przyjemny: nawilżenie bez tłustej powłoczki, miękka, ale nie lepka skóra, odrobinę wyrównany koloryt. Opakowanie wystarcza na jakieś 7-8 aplikacji, więc wydajność przy tej objętość również jest niezła.

Spodziewałam się czegoś zgoła innego, ale maseczce Isana Egg White nie mogę odmówić widocznego efektu odżywczego (przynajmniej na mojej mordce). Spróbować - można, byle ostrożnie, bo może piec ;).

Jakie są Wasze ulubione niskobudżetowe kosmetyki? ;)

Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) głowy - niedrogie i łatwo dostępne szampony

Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) potrafi naprawdę uprzykrzyć życie swoimi napadami. Przetłuszczona skóra i włosy, "łuska", łupież oraz często swoisty zapaszek nie są objawami, nad którymi da się przejść do porządku dziennego - chociaż mój mąż próbował jak mógł xD. Dwa stosunkowo proste triki dotyczące mycia i stosowanych szamponów pozwoliły opanować te przykre objawy. Zdążyliśmy przetestować trzy różne, niedrogie i całkiem dobrze dostępne szampony, które mój mąż szczerze poleca. Należą do nich również szampony Catzy, które już wcześniej zrecenzowałam. W dobieraniu arsenału szamponowego starałam się żonglować przeciwłupieżowymi substancjami czynnymi, by nie dać szans zakażeniom grzybiczym, które zwykle towarzyszą ŁZS i są przyczyną lwiej części objawów.

Intensywny szampon przeciwłupieżowy Schauma


Skład:


Mała heheszka na początek - byłam święcie przekonana, że ten szampon należy do linii męskiej. Jak bardzo ilustracja na opakowaniu może zmylić :D. Szampon ten jest typowym szamponem mocno oczyszczającym ("rypaczem") bazującym na SLES i betainie kokamidopropylowej. Już na początku składu znajdziemy także sól kuchenną - nie jest to więc żaden delikates i osoby o skórze wrażliwej powinny się mieć na baczności. Zawiera sporo pirytonianu cynku - znanej i skutecznej substancji przeciwłupieżowej i przeciwgrzybiczej. Dalej znajdziemy keratynę (proteina) oraz glicynę (aminokwas) - stosowany często może wywołać efekt przeproteinowania. Pantenol pełni rolę humektantu-nawilżacza.

Skład ma mocny i nie powalający urodą, ale już przy pierwszym zastosowaniu widocznie zmniejszył łupież oraz odczuwalnie zmniejszył przetłuszczanie. I całe szczęście - dzięki temu od razu miałam argument za słusznością proponowanych rozwiązań :D. Brak świądu też zrobił swoje - po prawdopodobnie wielu latach problemów ze skórą głowy taka zmiana jest dość szokująca ;). Myślę, że zaraz po skończeniu tego opakowania kupimy kolejne ;).

Szampon przeciwłupieżowy Isana


Skład:


Pomimo moich własnych, świądowych obaw z przeszłości szampon przeciwłupieżowy Isany też nieźle się sprawdził w walce z ŁZS M. Ponownie SLES, betaina kokamidopropylowa oraz sól kuchenna w szpicy składników nie nastrajają pozytywnie w kwestii łagodności, ale całkiem wysoko w składzie pojawiają się nawilżacze (pantenol, niacynamid) oraz pirokton olaminy - kolejna niezwykle skuteczna i popularna substancja do stosowania przeciwko atakom grzybów i łupieżowi. Końcówka składu (kompozycja zapachowa, regulatory pH i konserwanty) jest mocniej rozbudowana niż w przypadku Schaumy, ale chwalę rezygnację z kwasu mrówkowego w roli konserwantu. Wiele wskazuje na to, że to on wywoływał świąd skóry głowy u mnie ;). Mam na to kolejne potwierdzenie po testach szamponu do włosów zniszczonych z serii Professional.

Śmiesznie niska cena, świetna dostępność i co najważniejsze - również dobre efekty: nic nie swędziało ani się nie sypało :D. Spora dawna ekstraktu miętowego dodatkowo sprawia, że jest to rozwiązanie świetne na upały - dodatkowo chłodzi i odświeża skalp ;).

Szampon oczyszczający Alterra z węglem


Skład:


Do tego srogiego arsenału przeciwłupieżowego dołączyliśmy szampon nieco "zwyklejszy", bo z czasem chciałabym, żeby częstotliwość używania szamponu przeciwłupieżowego się zmniejszała ;). Skład nieco delikatniejszy: nawilżająca gliceryna złamana glukozydami i mocnym detergentem SCS wsparta betainą ;). Dalej znajdziemy argininę oraz zestaw minerałów (po kompozycji zapachowej) oraz tytułowy węgiel wraz z ekstraktami z rumianku i melisy. Jest to produkt naturalny, ale z racji zastosowanych ekstraktów i naturalnych substancji zapachowych warto wykonać domową próbę uczuleniową.

Dobrze myje, nie wywołuje nawrotów łupieżu ani świądu, chociaż jego czarny kolor wywołał początkową konsternację u użytkownika :D. Więcej powiem - nawet ja jestem z niego zadowolona pomimo tego, że w przeszłości szampony Alterra niekoniecznie wystarczająco domywały mi włosy. Chyba to faktycznie oczyszczające myjadło ;).

Poza aptecznym Catzy pozostałe propozycje są dostępne bez większych problemów w Rossmannie za niewielkie pieniądze. Oczywiście zamierzam mężowi podsuwać inne rozwiązania i oceniać je tutaj ;).

Czy z własnego doświadczenia dodalibyście tutaj jakiś szampon? ;)

Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) głowy - pomoc dla opornych

Łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS) to jedna z najczęściej diagnozowanych w gabinetach dermatologicznych przypadłości. Zwykle objawia się występowaniem zaczerwienionych i łuszczących się zmian na skórze (często dających efekt tłustej"łuski"), zwiększoną produkcją łoju i czasami - zmianami ropnymi. Sama nie miałam tego typu problemów, ale mój mąż - jak najbardziej. I, co pewnie część z Was przeszła z męskimi przedstawicielami swojego otoczenia - nic z tym nie robił.


Jedyny dopuszczalny szampon: Head & Shoulders, po którym i tak skrawki łuszczącego się naskórka były widoczne nawet na odzieży. Do tego coraz większy świąd oraz rany na skórze głowy (od drapania). Nie można też pominąć "mądrości" ludowych mówiących o szkodliwości codziennego mycia głowy... i mamy w zasadzie pełen obraz dość nieciekawej i utrudniającej życie sytuacji.

Wszelkiego rodzaju wcierki do skóry głowy, peelingi (mechaniczne, chemiczne czy enzymatyczne), maści czy chociażby złuszczająca oliwka (Salicylol) odpadały na wstępie. Nikt by mojego męża nie zmusił do wyjścia w pielęgnacji włosów poza szampon :D. Pomimo sporego oporu udało mi się wprowadzić dwie zmiany:
  • codzienne mycie włosów (przynajmniej przez jakiś czas lub w miarę potrzeb)
  • korzystanie z 3-4 różnych szamponów przeciwłupieżowych/oczyszczających na zmianę, z eliminacją produktów, które się nie sprawdziły lub wywołały świąd/łupież.
Po ponad 3 miesiącach takiej kuracji mogę szczerze powiedzieć, że jeśli nie da się wprowadzić szerszych metod walki z ŁZS przez upór pacjenta (:D), to nawet tak niewielkie zmiany dają duże efekty. Świąd i sypiący się wszędzie łupież ustąpiły całkiem szybko, natomiast zaczerwienienia i zmiany ropne występują naprawdę sporadycznie i w niewielkiej liczbie, a do tego zwykle wtedy, gdy skóra głowy się nieco "zapoci" - np. pod czapką z daszkiem w upał. Sytuację można uznać za z grubsza opanowaną - komfort pacjenta mocno wzrósł :D.

Oczywiście, chciałabym, żeby dał się namówić chociaż 1-2 razy w miesiącu na peeling skóry głowy, chociażby trychologiczny Basil Element, ale do tego jeszcze sporo wody w Wiśle upłynie :D.

Sposób ten nieźle sprawdza się także przy zwiększonym wydzielaniu sebum oraz zakażeniach drożdżakami (które dość często pojawiają się w okresach przesileń) - sprawdzone tym razem na sobie i znajomych ;).

Mam nadzieję, że u Was występują jak najrzadziej, ale - jak sobie radzicie z problemami skóry głowy?

2+2 gratis w Rossmannie: akcja regeneracja! Moje zakupy ;)

Taaa... znowu mnie poniosło ;). Wykorzystałam dwie Karty Klubu Rossmann (moją i męża xD) i przytargałam do domu 8 kosmetyków w ramach akcji 2+2 gratis na pielęgnację ciała, ust, paznokci, maseczki do twarzy i odżywki do włosów. Akcja trwa od wczoraj, a w moim Rossmannie dzisiaj asortymentowych pustek nie było ;). Listę polecanych przeze mnie kosmetyków oraz moich włosowych i twarzowo-ciałowych chciejstw wrzucałam Wam ostatnio. 


W zasadzie mój arsenał jest w 100% włosowy. Każdy w tych kosmetyków wyląduje na kudłach nawet jeśli nie jest do nich dedykowany :D. Skóra na szczęście też trochę dostanie ;). Wydałam odrobinę ponad 70zł, zaoszczędziłam drugie tyle - jestem zadowolona. Tylko jeden zakupiony przeze mnie kosmetyk nie pojawił się na moich wishlistach - przekonało mnie działanie deklarowane przez producenta :D. Całe moje zakupy prezentują się tak:


Trzy kremy do ciała, dwie odżywki i trzy maski do włosów, prawie wszystko w sporych objętościach - będzie czym dopieszczać włosy i ciało ;). Poza jednym kosmetykiem wszystkie są dla mnie nowościami - spodziewajcie się w przyszłości recenzji ;).

Maski Garnier Fructis Hair Food


Nie będę ukrywać - gdyby nie brak Macadamii w moim Rossmannie zapewne prezentowałabym Wam 4 maski z tej serii w moich łupach :D. Po wielkim zachwycie wersją z jagodami goji nabrałam ochoty na więcej Hair Food'ów ;). Nie wiem od której zacząć: Aloe  kusi mnie chyba najbardziej, ale z drugiej strony mam świetne doświadczenia z przeszłości z wszelkimi maskami bananowymi, a z trzeciej strony (:D) w papajowej, poza tytułowym ekstraktem owocowym, jest naprawdę sporo lubianej przeze mnie amli. Nie wiem, chyba zdam się na Wasze propozycje kolejności testowania albo wylosuję z zamkniętymi oczami :D.

Odżywki L'Oreal Elseve rozplątująca i O'Herbal z lnem


Odżywka O'Herbal z miętą dała u mnie tak dobre efekty, że bez większych wątpliwości zdecydowałam się na testy kolejnego mazidła z tej serii, tym razem z lnem. Emolientowy rdzeń składu w połączeniu z proteinami mlecznymi oraz ekstraktami z lnu i oliwek powinien się moim kudłom spodobać, ale jak będzie w praktyce - zobaczymy ;).

Odżywka rozplątująca Elseve to zakup kompulsywny. Moje włosy zrobiły się długie i czasami mam problemy z ich plątaniem w okolicach karku. Nie mam jakiś szczególnych nadziei na poprawę po tej odżywce, ale emolientowa baza z olejem rycynowym i proteinami roślinnymi daje nadzieję na przyjemne wygładzenie i blask. Sprawdzę te oczekiwania w praktyce ;).

Kremy do ciała Isana


Mam je wszystkie :D. Kakaowy znam jeszcze ze starego opakowania, babassu kusi mnie dzięki dobrym wspomnieniom związanym z nieodżałowaną odżywką z przeszłości (Isana Babassu), a różę... zabrałam nieco naiwnie ;). Nie wszystkie (niby) różane aromaty mi odpowiadają, ale mam nadzieję, że ten mnie nie zabije zapachem :D. Tak czy inaczej liczę, że te przyjemne składy poza fajnymi efektami na włosach nadal dobrze odżywią skórę mojego ciała przy jednoczesnym całkiem szybkim wchłanianiu ;). Chyba zacznę od tego różanego.

Zaopatrzyłyście się już w coś na tej promocji czy też omijacie ją? Pochwalcie się swoimi zestawami ;).

P.S. Zestawy kosmetyków Isana możecie zgarnąć na FB i IG, zapraszam ;).

2+2 gratis w Rossmannie: akcja regeneracja! Propozycje z kategorii twarz i ciało ;)

Moja włosowa wishlista była na tyle szeroka, że nie sposób było dołożyć do niej pozostałe kategorie ;). Od jutra w ramach akcji 2+2 gratis w Rossmannie kupimy taniej produkty do pielęgnacji ciała, ust, paznokci, włosów oraz maseczki do twarzy. Poza włosową kategorią mam nieco mniej typów - jak zwykle zresztą ;). To, co już przetestowałam, znajdziecie w osobnym poście - mam nadzieję, że traficie na coś dla siebie ;).


Przy okazji pomarudzę - wiele produktów na stronie Rossmann nie ma podanych składów, co bardzo utrudnia przeglądanie (szczególnie nowości). Szkoda - więcej świadomych konsumentów wybierałoby zakupy przez internet bez macania opakowań.

Moje propozycje z kategorii ciało i twarz to:

Pomadki Isana


Chodzi mi szczególnie o nowe, nieznane mi jeszcze wersje, takie jak chociażby Coconut - którą przy okazji możecie wygrać wraz z innymi cudami Isany na FB i IG. Solidne mazidła, które odpowiednio chronią i odżywiają naskórek ust - czego chcieć więcej? Może jeszcze niskiej ceny, którą również... mają, jak to Isana ;).

Kremy do ciała Isana


Szczególnie ten widoczny na zdjęciu z olejem babassu oraz różany - tych jeszcze nie testowałam ;). Kakaowy jest moim absolutnym ulubieńcem do włosów i ciała - nawet ciężko mi stwierdzić w którym z tych zastosowań jest lepszy :D. Dobra równowaga między efektem odżywczym, szybkością wchłaniania, trwałością efektu i składem daje naprawdę dobre efekty - czy w przypadku pozostałych dwóch wersji będzie podobnie? Zobaczymy ;).

Aloesowy żel do ciała Alterra


Żel aloesowy Alterry, jak większość kosmetyków tej naturalnej marki, ma dużo etanolu. Z tego względu nie jestem do niego w pełni przekonana, ale z drugiej strony w żadnym innym kosmetyku Alterry nie zauważyłam negatywnych efektów obecności "wódeczki". Z trzeciej strony - może warto zainwestować w większą objętość aloesu od Holiki? Sama nie wiem, a chciałabym w końcu przetestować działanie osławionego żelu aloesowego na moje włosy i skórę. Ustawiam go więc trochę na końcu moich priorytetów zakupowych.

Masła do ciała Bielenda Vegan Friendly


Bogate w oleje i masła emolientowe składy mogą się naprawdę podobać. Do tego 0% substancji pochodzenia zwierzęcego, czyli faktycznie kosmetyki wegańskie ;). Nie są wprawdzie kosmetykami naturalnymi, ale w zasadzie tylko konserwanty nie kwalifikują się w nich pod naturę (a i tak nie są one kontrowersyjne, w większości wykorzystywane są w przemyśle spożywczym). Włosy i ciało mogą być zadowolone po takiej aplikacji ;).

Masła do ciała Efektima


Nieco "gorsze" składowo od wcześniej omawianych (filmformery, więcej konserwantów, mniej olei), ale i tak bardzo interesujące. Obawiam się jednak, że może być nieco trudniejsze w obsłudze poprzez wolniejsze wchłanianie - zestaw alkoholi i kwasów tłuszczowych wspólnie z silikonem oraz zagęstnikami może dać taki efekt. Chętnie jednak zapoznam się z Waszymi doświadczeniami organoleptycznymi związanymi z tym produktem - może w praktyce nie będzie tak źle?

Listy zrobione, pozostaje czekać na północ i zamówienie internetowe :D. Być może potem capnę jeszcze coś stacjonarnie. Zamierzacie skorzystać z tej promocji? ;)

2+2 gratis w Rossmannie: akcja regeneracja! Włosowe propozycje ;)

Nietrudno zauważyć, że największego fioła mam na punkcie włosów, a szczególnie odżywek, masek, olei i innych mazideł ;). Mam oczywiście swoje włosowe must have, takie jak Kallos Multivitamin czy Garnier Goji Hair Food, ale uwielbiam również testować wszelkiego rodzaju nowości. Od 21 sierpnia 2019 roku w Rossmannie rusza kolejna promocja 2+2 gratis, do której zaliczają się również odżywki i maski do włosów. Moje przetestowane typy już Wam podrzuciłam, a dzisiaj pokażę Wam, co kusi mnie włosowo. Jest tego tyle, że postanowiłam oddzielić tą kategorię od reszty :D.


Nie zamierzam oczywiście kupić wszystkiego, mam do wykorzystania maksymalnie dwie karty Rossmann (moją i męża :D). Skala zakupów zależy od dostępności, nie zamierzam odwiedzić więcej niż 1-2 Rossmannów (tych w najbliższej okolicy). Co mnie kusi?

Maski Garnier Hair Food


Po dużym zachwycie wywołanym wersją z ekstraktem z jagód goji bardzo chciałabym spróbować innych opcji. Sama już nie wiem, która najbardziej mnie interesuje: Banana, Macadamia, Papaya czy Aloe. Jest też prawdopodobieństwo, że wrócę z wszystkimi czterema :D. Bogate, emolientowe bazy nasycone ekstraktami roślinnymi obiecują naprawdę mocne odżywienie, potwierdzone wieloma pozytywnymi opiniami ;). Z tego co wiem, maski te w znaczący sposób różnią się działaniem, więc jestem gotowa na testy - oby bez rozczarowań ;). W cenie regularnej nie kupiłabym ich w Rossmannie (ponad 25zł), tylko zapewne szukała w innych lokalizacjach. Akcja promocyjna rządzi się jednak swoimi prawami :D. 

Maski Garnier Botanic Therapy


Sporo krótsze składy niż w przypadku Hairfood'ów i mniej składników aktywnych (w zależności od wersji 2-4) wcale nie stawiają masek Botanic Therapy na straconej pozycji. W połowie składu zawierają dodatek silikonu (amodimethicone), który często dobrze się sprawdza w walce o piękny wygląd włosów. To również produkty głównie emolientowe. Swoją drogą - jeszcze niedawno nie pomyślałabym, że będą mnie kusić włosowe produkty Garnier. Wielki plus dla marki za pójście ze składami w dobrą stronę, to się ceni ;).

Maski i odżywki Nature Box


Bardzo podobne składowo do opisywanych powyżej masek Garnier Botanic Therapy: emolientowa baza z kilkoma dobrociami (ekstrakty i oleje roślinne). Nie zawierają parabenów i silikonów, jednak w ramach filmformerów występuje w nich pochodna gumy guar. Są to także kosmetyki wegańskie ;). Pod koniec składu znajdziemy tez izopropanol (alkohol izopropylowy) - sądzę, że jest go na tyle mało, że włosy nawet przy długim używaniu nie odczują negatywnych efektów jego obecności. Takie splunięcie odparuje tuż po pierwszym otwarciu butelki ;).

Odżywki O'Herbal


Po sporym zachwycie odżywką z ekstraktem z mięty od dłuższego czasu czaję się na przetestowanie kolejnej wersji. Może lnianej? W przypadku linii O'Herbal lekka formuła odżywki nie świadczy o braku odżywienia: do emolientów (syntetycznych oraz olei naturalnych) dołączają ekstrakty roślinne oraz proteiny roślinne, mleczne i keratyna. Taki zestaw może się podobać, a dodatkowo odżywki te mają jedne z najwygodniejszych opakowań kosmetycznych jakie miałam okazję używać ;). Cała seria O'Herbal to udane połączenie składników naturalnych z laboratoryjnymi zdobyczami kosmetologii ;).

Odżywki Vis Plantis


Seria Vis Plantis, podobnie jak O'Herbal, produkowana jest przez Elfa Pharm. Całkiem krótkie składy, w których emolientowa baza połączona jest z całkiem sporymi dodatkami ekstraktów roślinnych to jej znak rozpoznawczy. Duża objętość w połączeniu z pompką - to duże ułatwienie dla użytkownika. Szczególnie interesuje mnie wersja kozieradka & rozmaryn, także w kontekście stosowania na skalp.

Sekwencyjna maska mineralna Jantar


Pomimo nie najlepszego wrażenia, jakie zrobiły na mnie odżywki w piance Jantar, nie mogłam przejść obojętnie obok ich maski sekwencyjnej. Niezwykle bogaty skład, w którym znajdziemy oczywiście ekstrakt z bursztynu, szereg minerałów (cynk, magnez, wapń), ceramidy, lipidy mleczne, oleje naturalne i ekstrakty. Zawiera również filmformery (w tym silikony), ale w dalszej części składu. Pod jego koniec pojawia się też betaina kokamidopropylowa (detergent stosowany chociażby w szamponach), dlatego też nie zalecałabym trzymania jej "godzinami" na włosach - kilka minut powinno wystarczyć, by uzyskać pozytywny efekt bez nieoczekiwanych niespodzianek ;).

Odżywki Petal Fresh


Niezwykle popularne odżywki w społeczności Curly Girls (CG), szczególnie dzięki bogatym, naturalnym składom i brakowi filmformerów. Wielkie ilości ekstraktów roślinnych mogą się podobać, ale wymagają też rozwagi. Zioła stosowane zbyt często potrafią podsuszyć włosy na długości ;). Najbardziej kusi mnie chyba wersja aloes & cytrusy, ale możliwe, że przy półce spodoba mi się co innego :D. Jeśli ją zakupię to może przetestuję ją też na skórze głowy.

Moja lista prawdopodobnie byłaby jeszcze dłuższa, gdyby nie... brak składów na stronie internetowej przy niektórych produktach -.-. Ale może to i dobrze :D.

Macie jakieś włosowe plany związane z akcją w Rossmannie? Chętnie zbiorę więcej inspiracji ;).

P.S. Zestawy kosmetyków Isana mam dla Was do wygrania na FB i IG, zapraszam ;).

2+2 gratis w Rossmannie: akcja regeneracja! Kascysko poleca ;)

Wszelkiego rodzaju promocje w Rossmannie są dla mnie okazją do uzupełnienia sprawdzonych zapasów i przetestowania nowości, na które (w obawie przed efektami) obawiam się wydać większą gotówkę. Co jakiś czas słyszę, że włodarze Rossa mają zrezygnować z akcji 2+2 gratis, ale na razie faktycznego końca nie widać ;). Od 21 sierpnia 2019 roku w ramach promocji kupimy taniej produkty do pielęgnacji ciała, ust, maseczki do twarzy, odżywki włosów i paznokci. Dzisiaj podrzucę Wam propozycje produktów, które sama przetestowałam. Podejrzewam też, że jeszcze przed akcją uda mi się Wam zaprezentować zestawienie kosmetyków, na które poluję :D. 

Maseczki do twarzy Neutrogena


Wpadłam na nie przez wielki, kosmetyczny przypadek. Marka Neutrogena nie była nigdy jakoś szczególnie w kręgu moich zainteresowań, ale jeden komentarz Czytelniczki zmienił wszystko. Nie wiedziałam, że wśród tych kosmetyków można znaleźć składowe, oczyszczająco-złuszczające cudo w wielkiej objętości i rozsądnej cenie. Więcej znajdziecie w recenzji, a na marginesie mogę dodać, że testuję obecnie maskę Detox i również jest naprawdę zacna! Obym zaliczała więcej takich pozytywnych odkryć ;).

White Flower's, maska do ciała (i nie tylko!) z minerałam z Morza Martwego


Sama już nie wiem ile opakowań tego błota zużyłam w swojej pielęgnacyjnej karierze. Jedno jest pewne - odkąd je odkryłam zawsze jest w mojej łazience. Świetnie oczyszcza moją skłonną do zapchania cerę, radzi sobie z objawami rogowacenia okołomieszkowego i wszelkimi innymi stanami zapalnymi - więcej znajdziecie w recenzji. To mój totalny must have, nawet pomimo nieco bardziej uciążliwej aplikacji niż w przypadku typowych gotowców. Maska działa dość mocno, może się nie sprawdzić w przypadku wrażliwej skóry.

Alterra Pomadka do ust z rumiankiem


Jedna z najtańszych pomadek na rynku, a jednocześnie - jedna z najlepszych. Stosunek jakości do ceny ma powalająco wysoki ;). Ratuje moje łatwo przesuszające się i pękające usta zawsze, niezależnie od pory roku i czynników zewnętrznych. Dodatkowo jest to kosmetyk naturalny, co zapewne ma duże znaczenie dla wielu klientów ;). Podobno świetnie wpływa na wzrost rzęs - u mnie niestety skończyło się na niezadowolonych powiekach, więc testujcie ostrożnie ;).

Isana Kremy do ciała


Świetne zarówno do ciała, jak i do kremowania włosów ;). W przeszłości stosowałam krem oliwkowy i kakaowy (recenzje w linkowaniu). Radzą sobie nawet z moją ultrasuchą skórą na rękach i nogach ;). Bardzo interesuje mnie też wersja babassu - ten składnik kojarzy mi się bardzo dobrze z początkami mojej świadomej pielęgnacji. Kto z Was stosował odżywkę Isana z masłem babassu do włosów? :D. Zauważyłam również mniejszą wersję (300ml) o zapachu róży - może również zaryzykuję.

O'Herbal Odżywki do włosów


Wiele wersji, wśród których można znaleźć coś dla siebie - oto linia O'Herbal w telegraficznym skrócie ;). Wariant z miętą dawał świetne efekty zarówno stosowany na skalp jak i na długość moich włosów. To cudowne odświeżenie <3. Pozostałe wersje też mają ładne składy - może skuszę się na jakąś, której jeszcze nie miałam ;). Tak poza promocją - szampony również mają bardzo zacne, zachwalałam już myjadło do włosów kręconych i niezdyscyplinowanych

Isana Odżywki do włosów


Zarówno te najtańsze (5zł za 300ml bez promocji :D) jak i droższe wersje z serii Professional zasługują na uwagę. Znajdziemy wśród nich sporo przykładów mocno emolientowych produktów (wersje najtańsze), a także z dodatkami protein. Oczywiście mogę też zachwalać po raz kolejny kurację arganową, ale jeszcze nie wiem czy znajdzie się ona wśród produktów objetych rabatem. Ale nawet jeśli nie - jest w czym wybierać.

Sally Hansen Odżywka Maximum Growth


Zauważalnie przyspiesza wzrost paznokci i wspomaga ich regenerację w okresach różnego rodzaju osłabień: od tych wynikających z chorób i niedoborów po stosowanie różnego rodzaju trwałych manicure. Pięknie zabezpieczyła moje paznokcie po zdjęciu ślubnej hybrydy i pozwoliła na ich spokojne odrastanie. Nie jest tak kontrowersyjna (czy też agresywna) jak odżywki Eveline, które (pomimo mojego zachwytu) nie są dla wszystkich i mogą w pewnych przypadkach pogorszyć paznokciową sytuację.

Chętnie poczytam też o Waszych typach na tą promocję w Rossmannie - może ponownie się zainspiruję? ;)

P.S. Zestawy kosmetyków Isana do wygrania na FB i IG, zapraszam ;).

Isana Professional, szampon do włosów mocno zniszczonych i łamliwych - produkt na lato?

Szampony zużywam w sporych ilościach. Zawsze myję włosy dwukrotnie (zwykle co 2-3 dzień), a do solidnego umycia moich (zbyt) niskoporowatych włosów zużywam pokaźną porcję myjadła. Mam swoich faworytów: szampon micelarny Nivea, Joanny Naturie czy też głęboko oczyszczający Stapiz. Pomimo mojego zachwytu niektórymi kosmetykami Isany (choćby kuracją arganową czy serum do rzęs) unikałam szamponów tej marki. Powód był prosty - przy jednym z podejść z przeszłości do myjadeł z serii Isana Med nabawiłam się solidnego świądu skóry głowy, a nie zdarza mi się to za często. W jednej z paczek od drogerii Rossmann znalazłam szampon do włosów mocno zniszczonych i łamliwych Isana Professional i gruntownie przetestowałam go w te wakacje. A wnioski mam naprawdę ciekawe ;).


Niewiele spotkałam do tej pory szamponów w tubie i wolę jednak wersje w butelce ;). Średnio podobają mi się trudności z wydobyciem ostatnich kropel kosmetyku na dłoń. Nożyczki lub nóż często są nieodzowne. Innych uwag nie mam - opakowanie znosi trudy łazienkowego życia bez większych uszczerbków.

250ml tego szamponu kosztuje 9,99zł, a w promocji (obecnie) poniżej 7zł.

Skład:


Jest to szampon bazujący na mocnym detergencie SLES, ale jednocześnie prostym rypaczem ciężko go nazwać. Tuż po betainie kokamidopropylowej znajdziemy dwa nawilżacze (humentanty-H) oraz spory zestaw hydrolizowanych i modyfikowanych protein (P): pszenicznych oraz keratyny. W dalszej części składu pojawia się jeden filmformer (pq) oraz ekstrakt z owsa w parze z lecytyną. Końcówka składu to zagęstnik (chlorek sodu-sól kuchenna) oraz zestaw regulatorów pH, składników zapachowych i konserwujących (wykorzystywanych w żywności).

Przy moim świądzie skalpu związanym ze stosowaniem szamponów Isana Med jako winnego uznałam kwas mrówkowy, który zostały w nich zastosowany jako konserwant. Tutaj go nie uświadczymy, co od razu nastroiło mnie bardziej optymistycznie ;). Omawiany szampon zawiera sporo protein o różnych rozmiarach cząsteczki i nie sprawdzi się dobrze przy włosach podatnych na przeproteinowanie. Z racji dodatków nie spodziewałam się także po nim jakiegoś bardzo oczyszczającego działania.

Perłowo biały żel o średniej gęstości pachnie... kwiatowymi cukierkami, jeśli w ogóle coś takiego istnieje :D. Nie jest zbyt intensywny i nie pozostaje na włosach po myciu.

Stosowałam go standardowo, jak każdy inny szampon. Całkiem dobrze radzi sobie z domyciem włosów nawet potraktowanych różnymi, maskowo-olejowymi dobrociami. Pomimo różnych odżywczych dodatków nie skraca świeżości włosów, za to dodaje im całkiem niezłej objętości przy nasadzie. Skalp po nim nie swędzi ani w żaden inny sposób nie marudzi <3.

Przetestowałam go również solo - czyli bez nakładania odżywki po, co w sumie wyszło mi dość spontanicznie. Przy okazji urlopu nie zajmuję się zbytnio włosami - tylko je myję, a skupiam się głównie na zwiedzaniu i wędrówkach. Efekt po jego stosowaniu był niczym po odżywce: pięknie, zdefiniowane loki, gładkie i mięsiste w dotyku, z fajną objętością i zadowalającą trwałością (bez problemu przeżyły noc jedynie przy odrobinie żelu Taft), bez skróconej świeżości.

Dzięki temu pozytywnemu doświadczeniu z nadzieją spoglądam na kolejny szampon Isany, który posiadam - arganowy (olejowy). Oby sprawdził się tak dobrze jak jego mocno proteinowy braciszek :D.

Macie za sobą jakieś doświadczenia z szamponami Isana? Podzielcie się nimi ;).

P.S. Przy okazji przypominam o zestawach kosmetyków Isana do wygrania na FB i IG ;).

Maski do włosów w czepku od Biovene Barcelona? Dlaczego nie!

Maski w płacie na twarz to jedno ze stosunkowo nowych rozwiązań pielęgnacyjnych, które naprawdę przypadły mi do gustu. Stosuję zarówno wersje drogeryjne, jak maseczki Isany, a także nasączam różnymi specyfikami skompresowane maski bawełniane. Propozycja testowania produktów Biovene Barcelona zaskoczyła mnie pod względem przedmiotu testów - maski "w płacie" (a w zasadzie w czepku) do włosów! Przy pierwszej nadarzającej się okazji nie omieszkałam wykorzystać swojego egzemplarza. Trafiła mi się wersja z aloesem, soją i kolagenem.

Hair Wrap Treatment Biovene Barcelona

Produkt otrzymujemy zapakowany w jednorazową saszetkę, którą naprawdę łatwo się otwiera jednym pociągnięciem. Nie przekopywałam sieci przed aplikacją, więc mile zaskoczyła mnie wielkość turbana (wielki - mieści mój duży łeb, na który nie sposób znaleźć czapki :D) oraz pieczołowite umieszczenie produktu pielęgnacyjnego w jego wnętrzu. Zewnętrzna warstwa jest całkowicie czysta, więc przy wyjmowaniu płata nie ma ryzyka zabrudzenia dłoni czy czegokolwiek wokoło. Wnętrze czepka jest równomiernie pokryte produktem w rozsądnej ilości - nic się nie wylewa ;).

Sam zastosowany materiał przypomina mi bardziej silikon niż plastik - jest gładki, przyjemny w dotyku i bardzo wytrzymały. Różowy kolor nie jest moim ulubionym, ale mogę go znieść ;). Zamontowana naklejka z logiem producenta pozwala na dopasowanie turbanu do swojej głowy i fryzury.

30g maski w płacie kosztuje bez promocji 12,99zł w Rossmannie. 

Skład:

Biovene Barcelona Hair Wrap Treatment - skład

P.S. W związku z kilkoma prośbami dla osób szukających równowagi PEH (o której kilka prywatnych słów napiszę niedługo, wprowadziłam skróty P-proteiny, E-emolienty, H - humektanty). 

Jeden z niewielu mocno nawilżających (humektantowych, H) produktów do włosów, jakie miałam okazję spotkać w swojej włosowej przygodzie. Gliceryna, trehaloza i ekstrakt z aloesu to popularne nawilżacze, które zostały uzupełnione niewielkimi dawkami alkoholi tłuszczowych (emolienty, E) oraz saponin (o właściwościach nawilżających i ułatwiających zmywanie). Odrobina hydrolizowanego kolagenu (P) dopełnia całość. Końcówka składu to nie budzący moich wątpliwości konserwant, kwas cytrynowy w roli regulatora pH i kompozycja zapachowa. 

Krótko i naprawdę nawilżająco! Warto jednak, szczególnie na początku pielęgnacyjnej drogi, nieco uważać na humektanty-nawilżacze. Składniki te, szczególnie w warunkach mocno suchych lub wilgotnych, pobierają lub oddają wodę do otoczenia, co może zaowocować puchem.

Wnętrze różowego turbanu pachnie dość perfumeryjnie, ale w czasie zabiegu zapach nie jest wyczuwalny. Nie pozostaje również na włosach po spłukaniu.

Przed aplikacją włosy umyłam dwukrotnie szamponem micelarnym Nivea, osuszyłam je z grubsza ręcznikiem i wszystkie wpakowałam w różowy wór:

Maska w czepku Biovene Barcelona aplikacja

Całkiem łatwo udało mi się dopasować turban do swojej głowy i z racji upału nosiłam go bez dodatkowego ręcznika przez jakieś pół godziny. Nic z niego nie wyciekało w żadnym kierunku, co pozwoliło mi w tym czasie na zajęcie się innymi sprawami. Zmywanie - totalnie bezproblemowe, nawet powiedziałabym, że dość krótkie ;). Po zabiegu moje loki prezentowały się następująco:



I nie ukrywam - jestem zadowolona. Włosy są miękkie (bez efektu "kaczuszki"), mięsiste, całkiem ładnie się ułożyły pomimo wołania o odświeżenie cięcia u fryzjera. A przede wszystkim - to ich 3 dzień od mycia na zdjęciach i nadal nie czuję nurtującej potrzeby ich spięcia :D. Obawiałam się, że dłuższe włosowe posiedzenie pod czepkiem wywoła przyklap na moim czerepie, ale do niczego takiego nie doszło. Uwag ze strony skóry głowy również nie zanotowałam.

Szczerze powiem - nie spodziewałam się aż tak dobrego efektu! Producent zaleca stosowanie maski w czepku 2-3 razy w miesiącu i bardzo możliwe, że będę wracać do tego patentu pielęgnacyjnego. Isana również wypuściła podobny produkt - czyżby szykował się hit na miarę maseczek w płacie? ;)

Jak się zapatrujecie na tego typu wynalazki? ;)

Bielenda Skin Shot, Uniwersalny aktywator do maseczek - totalny brak działania

W moich kosmetycznych wyborach decydujące znaczenie mają skład i... deklarowane zastosowanie. O wadze składników mazidła nie będę teraz pisać elaboratów, bo wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę ;). Czasami do kosmetycznego zakupu przekonuje mnie funkcja kosmetyku, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Tak było przy okazji zakupu uniwersalnego aktywatora do maseczek od Bielendy - nie słyszałam wcześniej o takim produkcie, więc szybko wsadziłam go do koszyka. Jak się okazało - za szybko...


Aktywator zamknięty jest w bardzo poręcznej, niewielkiej butelce z atomizerem. Opakowanie jest estetyczne, a etykiety trwałe i czytelne. Nutkę błękitu oczywiście liczę na plus :D. Zastosowany plastik jest odrobinę elastyczny - jest więc szansa, że przeżyje upadek na łazienkowe płytki. Sam atomizer dozuje rozsądną, odpowiednią ilość produktu. 

75ml aktywatora kosztuje bez promocji 12,99zł w Rossmannie (kupiłam go w czasie akcji 2+2 gratis, więc wyszło jeszcze taniej).

Skład:


Jest na co popatrzeć: hydrolat różany, gliceryna, glukonolakton, kwasy: laktobionowy i hialuronowy, pantenol, mleczan sodu, glukonian wapnia... . Dużo nawilżających dobroci dla skóry, które powinny faktycznie stanowić dla niej odżywczy "shot". Nie zawiera kompozycji zapachowej, a końcówka składu to niekontrowersyjne konserwanty.

Wygląda jak woda i ma ledwie zauważalny, różany zapach. Po wchłonięciu pozostawia na skórze minimalne wrażenie lepkości (co nie dziwi w kontekście ilości zastosowanych nawilżaczy) - na tyle małe, że nie przeszkadza w niczym i dość szybko mija.

Stosowałam aktywator pod różne rodzaje maseczek - oczyszczające, nawilżające, odżywcze, a pod koniec testów także solo, bo za nic nie widziałam różnicy w stosowaniu maseczek z jego użyciem i bez niego. Nic się jednak nie zmieniło - aktywator Bielendy nie ma jak dla mnie żadnego działania. Żadnego nawilżenia, odżywienia czy zmiękczenia naskórka, które obiecuje producent. Obawiam się, że zastosowane substancje aktywne zostały tak mocno rozcieńczone, że nie miały okazji zadziałać w jakikolwiek sposób :(. Zużyję go w okładach na maskach bawełnianych, to może się czegoś doczekam.

W żaden sposób nie zaszkodził mojej cerze, jednak od pewnego momentu miałam wrażenie stosowania samej, delikatnie perfumowanej wody na twarz ;).

Macie może jakieś doświadczenia z tym produktem bądź podobnymi aktywatorami do maseczek? Podzielcie się nimi ;).

Ahoj! ;)

Wróciłam! ;). Pewnie jakoś szczególnie nie odczuliście mojej urlopowej nieobecności (kilka postów zaplanowałam zarówno tutaj jak i na FB), ale mam prawie dwutygodniowe zaległości w odpowiedziach na Wasze maile i komentarze. Obiecuję - jutro robię sobie dzień wewnętrzny i będę się odkopywać ;).

Tym razem wybraliśmy się na zachód Polski. W zasadzie była to nasza odroczona podróż poślubna i powiem Wam tyle - mój mąż jest mistrzem w planowaniu wycieczek i zawsze ma na nie dobrą pogodę xD. Zaczęliśmy od Wrocławia z jego urokliwą starówką, krasnalami, Mostem Pokutnic i Muzeum Farmacji.


Najbardziej jednak czekałam na wizytę we wrocławskim ZOO, które wszyscy nam polecali. I oficjalnie przyznajemy - mieli rację ;). Bite 5h zwiedzania, a ja sama nie wiem co zachwyciło mnie najbardziej - niedźwiedź, terraria czy afrykarium.





Później wylądowaliśmy w Szklarskiej Porębie, gdzie zdobyliśmy Szrenicę, zwiedziliśmy Kolorowe Jeziorka, obejrzeliśmy wodospady Szklarki i Kamieńczyka oraz wybraliśmy się Koleją Izerską do Harrachova. To była dziwna wizyta dla fanki "najnudniejszego sportu świata", jakim są skoki narciarskie. Tam, pomimo krzaków i drzew rosnących na zeskokach i progach skoczni całe życie nadal kręci się wokół nich. Zdobyliśmy nawet Certovą Horę - właśnie w jej stok wkomponowana jest mamucia skocznia. A jeszcze 5 lat temu były tam mistrzostwa świata w lotach...




Mumlawski Wodospad w Harrachowie.





Nie obyło się bez wizyt na zamkach i zameczkach, także w drodze powrotnej przez Środę Śląską (urokliwe miasteczko!), Ustroń i Wisłę. Trzy najbardziej nas interesujące nas zawiodły: zamki Czocha, w Mosznej i Książ nie zrobiły na nas takiego wrażenia jak chociażby Wleń, Grodziec czy Bolczów. Chyba mamy za dużo zamków "na sumieniu" i chyba przestaliśmy się nadawać do masowego zwiedzania. Albo to starość :D.



Dwa lata wcześniej M. mi się oświadczył, a teraz dostałam kolejny pierścień - tym razem historyczną replikę w brązie z zielonym, absolutnie prześlicznym agatem. Zresztą, bardzo go poniosło w biżuteryjno-mineralnych prezentach xD.


Jeśli będziecie w okolicach Wisły i Ustronia to serdecznie polecamy wizytę w Chlebowej Chacie w Górkach Małych. Samodzielnie zrobiony podpłomyk i masło smakują najlepiej :D.


11 dni, a jestem jak nowo narodzona mimo naprawdę intensywnego czasu ;). 

A jak minęły Wasze urlopy lub co dopiero planujecie? ;)