Bielenda Skin Shot, Uniwersalny aktywator do maseczek - totalny brak działania
W moich kosmetycznych wyborach decydujące znaczenie mają skład i... deklarowane zastosowanie. O wadze składników mazidła nie będę teraz pisać elaboratów, bo wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę ;). Czasami do kosmetycznego zakupu przekonuje mnie funkcja kosmetyku, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Tak było przy okazji zakupu uniwersalnego aktywatora do maseczek od Bielendy - nie słyszałam wcześniej o takim produkcie, więc szybko wsadziłam go do koszyka. Jak się okazało - za szybko...
Aktywator zamknięty jest w bardzo poręcznej, niewielkiej butelce z atomizerem. Opakowanie jest estetyczne, a etykiety trwałe i czytelne. Nutkę błękitu oczywiście liczę na plus :D. Zastosowany plastik jest odrobinę elastyczny - jest więc szansa, że przeżyje upadek na łazienkowe płytki. Sam atomizer dozuje rozsądną, odpowiednią ilość produktu.
75ml aktywatora kosztuje bez promocji 12,99zł w Rossmannie (kupiłam go w czasie akcji 2+2 gratis, więc wyszło jeszcze taniej).
Skład:
Jest na co popatrzeć: hydrolat różany, gliceryna, glukonolakton, kwasy: laktobionowy i hialuronowy, pantenol, mleczan sodu, glukonian wapnia... . Dużo nawilżających dobroci dla skóry, które powinny faktycznie stanowić dla niej odżywczy "shot". Nie zawiera kompozycji zapachowej, a końcówka składu to niekontrowersyjne konserwanty.
Wygląda jak woda i ma ledwie zauważalny, różany zapach. Po wchłonięciu pozostawia na skórze minimalne wrażenie lepkości (co nie dziwi w kontekście ilości zastosowanych nawilżaczy) - na tyle małe, że nie przeszkadza w niczym i dość szybko mija.
Stosowałam aktywator pod różne rodzaje maseczek - oczyszczające, nawilżające, odżywcze, a pod koniec testów także solo, bo za nic nie widziałam różnicy w stosowaniu maseczek z jego użyciem i bez niego. Nic się jednak nie zmieniło - aktywator Bielendy nie ma jak dla mnie żadnego działania. Żadnego nawilżenia, odżywienia czy zmiękczenia naskórka, które obiecuje producent. Obawiam się, że zastosowane substancje aktywne zostały tak mocno rozcieńczone, że nie miały okazji zadziałać w jakikolwiek sposób :(. Zużyję go w okładach na maskach bawełnianych, to może się czegoś doczekam.
W żaden sposób nie zaszkodził mojej cerze, jednak od pewnego momentu miałam wrażenie stosowania samej, delikatnie perfumowanej wody na twarz ;).
Macie może jakieś doświadczenia z tym produktem bądź podobnymi aktywatorami do maseczek? Podzielcie się nimi ;).
Może nadałby sie na wcierke :p
OdpowiedzUsuńTrochę obawiam się, że jest zbyt mało skoncentrowany ;)
UsuńJakieś 3 dni temu kupiłam i dopiero zaczęłam używać tego kosmetyku. Jak na razie mam bardzo mieszane odczucia.
OdpowiedzUsuńMoże przynajmniej Ty zauważysz jakąś zmianę po jego stosowaniu -.-
UsuńNie używałam nigdy. Póki co mnie nie przekonał ;)
OdpowiedzUsuńMnie też ;)
UsuńZa Bielendą ogólnie nie przepadam. zawiodłam się już na kilku obiecujących produktach.
OdpowiedzUsuńMam wśród produktów tej marki kilku ulubieńców, ale buble też się zdarzają -.-
UsuńBardzo ciekawy blog, polecę to swojej dziewczynie.
OdpowiedzUsuń