Twarzowe nowości w kosmetyczce - openbox z Triny.pl!

Zwykle dzięki współpracom blogowym poznaję całkowicie nowe dla mnie marki i sklepy. Ostatnio jednak poznałam, jak miło jest otrzymać propozycję od sklepu, w którym regularnie dokonuję zakupów kosmetycznych (głównie glinek i kosmetyków rosyjskich). Triny.pl to miejsce dobrze znane kosmetykomaniaczkom. Sklep ten wyspecjalizował się w kosmetykach naturalnych oraz zdrowej żywności - trzeba przyznać, że ma naprawdę imponujący asortyment. Nigdy nie miałam u nich problemów z zamówieniem, ba, zawsze (niezależnie od wartości paczki), znajdowałam w niej miły gratis (próbki czy krówki). Tym razem nie było inaczej ;)



Krówki i ekotorba były miłym dopełnieniem solidnie zapakowanych cudowności, które zdecydowałam się przetestować. Poszłam zdecydowanie w nowości - żadnego z tych produktów nie próbowałam wcześniej ;). Mój wybór to dwa produkty EO Laboratorie i maseczka Cafe Mimi.




Skład:


Cera tłusta i problematyczna to absolutnie świetny opis skóry mojej twarzy - stąd też wybór kosmetyków nie powinien Was zaskoczyć ;).

Przyjemnie jest patrzeć na kolejny produkt do mycia twarzy bazujący na delikatnych detergentach. Czekam z niecierpliwością, aż ten trend w większej skali obejmie kosmetyki do mycia ciała :D. Składniki myjące zostały uzupełnione o bogactwo ekstraktów, olejków eterycznych i hydrolatów roślinnych z: irysa, mięty, wrzosu i pomarańczy bergamotki. Do tego gliceryna (nawilżacz), guma ksantanowa dla zagęszczenia i substancje konserwujące z gatunku tych stosowanych do żywności. Jest naprawdę zacnie! Liczę na delikatne i skuteczne mycie z wyczuwalnym efektem odświeżającym dzięki mięcie :D.



Skład:


Gliceryna rozpuszczona w wodzie morskiej z ekstraktami z irysa, oczaru i lawendy wzbogacone łagodną substancją powierzchniowo czynną (skądinąd znaną z częstej obecności w płynach micelarnych) dopełniona konserwantami spożywczymi - ten skład również może się podobać ;). Produkt ten został przez producenta zakwalifikowany do toników, jednak nie zdziwię się jeśli jego działanie będzie bardzo zbliżone do płynów micelarnych - i na to liczę ;). Połączenie działania tonizującego z chociażby lekkim oczyszczeniem bardzo cenię w demakijażu i pielęgnacji.



Skład:


Już na początku INCI znajdziemy oba tytułowe składniki: glinkę zieloną i ekstrakt z owoców acai. Dalej pojawiają się: gliceryna (nawilżacz), olej z pestek moreli, tlenek cynku oraz witamina E. Dwa niekontrowersyjne konserwanty i kompozycja zapachowa dopełniają formulację. Szansa na efekt oczyszczający (detoksykujący) jak najbardziej jest, a jednocześnie można oczekiwać delikatnego odżywienia i nawilżenia cery. Jak dla mnie - połączenie miodzio :D.

Możecie się spodziewać recenzji tych produktów - może któryś z nich ciekawi Was szczególnie?

Selfie Project Terapia Uderzeniowa #Esencja - zacny substytut kuracji kwasowych!

Nie mam jakichś szczególnych problemów ze swoją cerą, chociaż właściwiej byłoby napisać - z niektórymi nauczyłam się żyć ;). Skóra mojej twarzy jest dość gruba, odporna na czynniki zewnętrzne i moje pielęgnacyjne pomysły (;)), jednak nie można odmówić jej tłustości i łatwości zanieczyszczania. Dlatego też w swojej pielęgnacji regularnie wprowadzam serum czy toniki kwasowe, by złuszczać zaskórniki i inne niedoskonałości. 

Latem jednak staram się je odstawiać, by zmniejszyć ryzyko ewentualnych przebarwień. Wtedy stosuję inne rozwiązania, które mają za zadanie utrzymać moje lico w ryzach - jednym z nich jest Terapia Uderzeniowa #Esencja od Selfie Projekt.

Selfie Project Terapia uderzeniowa esencja

Tubka z wydłużoną końcówką może kojarzyć się z preparatami punktowymi na wypryski - i jest ono prawidłowe, bo to główne zastosowanie tej esencji. Pozwala ona na bardzo dokładne dozowanie produktu bez wylewania go na boki, a jednocześnie (dzięki dość miękkiemu tworzywu także w okolicach dozownika) na wyciśnięcie kosmetyku do ostatniej kropli. Wiem, co mówię - to już moje drugie opakowanie ;). Całość jest całkiem ładna - design dość młodzieżowy, ale nie razi w żaden sposób nieczytelnością czy pstrokacizną. 

25ml esencji kosztuje bez promocji 17,99zł w Rossmannie.

Skład:

Selfie Project Terapia uderzeniowa skład

To serum (bo tak możemy je nazwać) to mieszanka substancji rozjaśniających, antyseptycznych i przeciwbakteryjnych. Wśród nich znajdziemy ekstrakty z: oczaru, mięty, lukrecji, jojoby, soi i pochrzynu, azeloglicynę, cynk, kwasy: m. in. mlekowy, glikolowy i salicylowy. Do tego dołożono nieco nawilżaczy w formie glikoli i niacynamidu, skwalan, masło shea czy ceramidy. Koncówka składu to konserwanty - w większości stosowane w żywności. Odrobina etanolu pod koniec składu raczej nie będzie stanowić problemu dla większości cer. Zawiera polyquaternium i trójglicerydy, chociaż mojej skórze chyba coś się pozmieniało i ich potencjalnego komedogennego działania tym razem nie odczułam. 

Ma żelową, średnio gęstą konsystencję i ledwie wyczuwalny, nieco mydlany zapach - chwilę po aplikacji jest już niewyczuwalny na skórze.


Nie stosowałam tej terapii punktowo - typowe, zapalne wypryski pojawiają się u mnie jedynie w okolicy menstruacji. Aplikowałam je na całą powierzchnię twarzy w celu walki z zaskórnikami. Ba, czasami z roztargnienia nakładałam je także w okolicach oczu - nie wywołało ono żadnych negatywnych skutków w tych delikatnych okolicach. Wchłania się dość szybko, a jedna kropelka wystarczy na pokrycie całej powierzchni twarzy. Tuż po aplikacji można wyczuć delikatny efekt chłodzenia, a po wchłonięciu skóra jest matowa i nawilżona - bez uczucia śliskości i lepkości. Bez problemu można nakładać na nie krem i makijaż - nie ogranicza jego trwałości. Powiedziałabym nawet, że ją przedłuża dzięki ograniczaniu przetłuszczania.

Poza zmatowieniem znakomicie ogranicza ilość zapalnych niespodzianek i przyspiesza gojenie już powstałych. Kwasów nie używam już ponad 2 miesiące, a zwiększenia ilości zaskórników nie zauważyłam ;). Nawet moje nosowe wredoty, z którymi pewnie nigdy nie wygram, są mniejsze i dzięki temu - mniej widoczne. Do tego esencja delikatnie nawilża skórę i ma naprawdę lekką formułę, co w cieplejszym okresie roku jest naprawdę zbawieniem. Sprawdza się też w zimie pod bardziej odżywczy krem.

Jak dla mnie - nie ma żadnych minusów :D. Chętnie kupowałabym większe opakowanie (np. 50ml) w butli z pompką. Często tego typu produkty mają bardzo ostre, wysuszające składy - esencja Selfie Project absolutnie przeczy temu stereotypowi ;).

Obecnie kusi mnie maska na noc z tej serii - macie z nią jakieś doświadczenia?

Najprostsze ciasto kruche z rabarbarem i bezą!

Uwielbiam piec ciasta, ale odkryłam to stosunkowo niedawno ;). W domu rodzinnym ciężko było przebić się w tym względzie w kuchni, bo moja mama tworzy naprawdę cukiernicze cuda, a ja zdolności dekoratorskie odziedziczyłam po tacie (czyli nie było czego dziedziczyć xD). Później nie było ku kucharzeniu warunków, a teraz mam kuchenne eldorado :D. Preferuję ciasta proste i smaczne (wymieszanie składników i buch na blachę), przed bardziej skomplikowanymi czuję respekt i obawę. Mój M. miał w zeszłym tygodniu urodziny, a że uwielbia rabarbar - postanowiłam stworzyć coś na jego podstawie. Połączyłam dwa przepisy - ciasto kruche + beza, i wyszło cudnie i zniknęło w mgnieniu oka ;). Do tego wyglądało całkiem nieźle, a to moim wypiekom rzadko się zdarza :D.


Ciasto kruche:

  • 1,5 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • kostka masła (zimnego)
  • 4 łyżki cukru
  • szczypta soli
  • 4 żółtka
(jeśli macie jakiś swój ulubiony przepis na ciasto kruche - możecie je śmiało wykorzystać zamiast tego)


Nadzienie

  • niecałe 2 pęczki rabarbaru (zwykle mają po pół kilo, mnie zostały 2 gałązki, czyli obstawiam, że zużyłam 800g około, ale śmiało możecie wykorzystać jeden pęczek, bo moje ciasto było bardzo rabarbarowe i nie każdy takie lubi)
  • słoik ulubionego dżemu lub konfitury (truskawkowej, malinowej, wiśniowej, owoce leśne etc, 180-250g)
  • cynamon wedle uznania - u nas 2 łyżeczki, ale lubimy mocno cynamonowe ciasta
  • 3-4 łyżki mąki ziemniaczanej (tak, aby masa nie była "płynąca")
Beza:
  • 4 białka
  • pół szklanki cukru (jeśli lubicie słodsze wypieki możecie dodać nawet 2 razy tyle cukru)
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • ewentualnie: migdały do posypania



Pokrojone, zimne masło zagniatam wraz z mąką pszenną, ziemniaczaną, solą i cukrem na kruszonkę, a potem wyrabiam z żółtkami na ciasto. Muszę tu wspomnieć, że w ręcznym wyrabianiu ciasta jestem cienka jak barszcz - niestety różnego rodzaju dziwy dotknęły obu moich nadgarstków i dłuższe wyrabianie ciasta po prostu sprawia mi ból, dlatego... to ciasto kruche nie było szczególnie jednolite, a i tak się udało :D. 

Ciastem wylepiłam dno dużej formy (na oko 25x35cm, i każda o zbliżonych wymiarach też się nada) posmarowanej masłem i zabezpieczonej papierem do pieczenia (mniej mycia :D). Ciasto ponakłuwałam widelcem, wsadziłam do lodówki i włączyłam piekarnik na 170 stopni (grzałki góra/dół). 

W międzyczasie pokroiłam rabarbar na kawałki (niezbyt drobno, kawałki miały 1-2 cm szerokości) i wymieszałam z dżemem, mąką ziemniaczaną i cynamonem. W międzyczasie piekarnik się nagrzał, więc wsadziłam do niego kruche ciasto na 20 minut. W tym czasie zrobiłam bezę: białka ubiłam na sztywno z cukrem, a pod koniec ubijania dodałam mąkę ziemniaczaną. 

Podpieczony spód wyjęłam z piekarnika, wyłożyłam na niego nadzienie i z grubsza wyrównałam, a na to wyłożyłam bezę (nierówno, a jakże :D) i posypałam płatkami migdałów. Ciasto wsadziłam do piekarnika na 20 minut (dalej 170 stopni góra/dół), a po tym czasie zmniejszyłam temperaturę na 50-60 stopni, włączyłam termoobieg i dosuszałam bezę przez 15 minut.

Ciasto po wyjęciu z pieca chwilę postało, ale nie doczekałam jego całkowitego wystygnięcia - musiałam spróbować ;). Obawiałam się, ze przy cięciu i wyjmowaniu będzie się mocno rozpadać, ale na szczęście, z użyciem łopatki, porcjowanie poszło gładko :D. To ciasto, stosując różne dżemy, można wykonać w wielu wariantach, a dodatkowo, stopniując wykorzystany cukier, można operować jego kwaskowością i poziomem słodkości. Chyba jutro będzie powtórka, może domieszam nieco truskawek ;).

Jakie owoce sezonowe i ciasta z nimi lubicie najbardziej?


2+2 gratis na pielęgnację twarzy w Rossmannie: moje zakupy

O twarzowej promocji w Rossmannie nagadałam się sporo, by w końcu osobiście z niej skorzystać ;). Do 31 maja również i Wy możecie z niej skorzystać ;). Nie obyło się bez małego "oszustwa" z mojej strony, które może może usprawiedliwić jedynie fakt, że obok promocji na mazidła włosowe akcja twarzowa jest dla mnie najbardziej pociągająca ;).


 O moich typach możecie przeczytać poniżej:


Finalnie przytargałam ze sobą taki piękny zestaw:


Rabat jest oczywiście jednorazowy, więc teoretycznie zakupić można jedynie 4 produkty, ale mój mąż w geście dobrej woli także założył sobie Kartę Klubu Rossmann ;). Na zakupy wydałam niecałe 73zł - nie jest to mało, ale jak za 8 produktów chyba do przeżycia ;). Bez problemu można zauważyć mój (bardzo aktywny ostatnio) pociąg do maseczek do twarzy: kupiłam ich aż 5 i do tego jeszcze aktywator maseczkowy. Całość uzupełnił fluid nawilżający i pianka oczyszczająca. Co konkretnie wylądowało w moim koszyku?

Biotaniqe Węglowy peeling-żel-maska 3w1


Skład:


Marka Biotaniqe, w początkach swojej bytności w Rossmannie dość mocno przesadziła z marketingiem, o czym pisałam TUTAJ. Po tej akcji z domniemaną naturalnością nie zwracałam na tą markę szczególnie dużej uwagi, ale przy okazji stacjonarnej eksploracji drogerii ten multifunkcyjny kosmetyk węglowy wpadł mi w oko. 

Emolientowa baza (z dodatkiem oleju słonecznikowego) z drobinkami krzemionki odpowiedzialnymi za efekt peelingujący z gliceryną, węglem aktywnym, glinką kaolinową, alantoiną, papainą  i ekstraktem z rozmarynu robi całkiem pozytywne wrażenie. Niewielki dodatek etanolu i zastosowane konserwanty nie wzbudzają moich wątpliwości. Zamierzam stosować ren produkt głównie w formie maseczki, ale nie wykluczam testów peelingowo-żelowych ;).

Neutrogena Matująca maska pod prysznic


Skład:


Niby wiedziałam, że Neutrogena znacząco poprawiła składy swoich kosmetyków, ale o tych maskach usłyszałam dopiero dzięki Oldze. Po dokładnym sprawdzeniu składów w sieci te produkty od razu wylądowały na samym początku listy moich promocyjnych chciejstw. Musiałam wykonać mały tour po Rossmannach, ale udało mi się złapać obie. 

W wersji matującej, poza emolientowo-kaolinową bazą znajdziemy naprawdę zacną dawkę kwasu glikolowego oraz ekstrakty z cytryny i soi. Duża objętość, rozsądna cena, skład dający nadzieję na dobry efekt ;).

Neutrogena Skin Detox Maska oczyszczająca 2w1


Skład:


Glicerynowo-kaolinowo-bentonitowa baza ze sporą dawką kwasów: salicylowego i glikolowego przełamanych nawilżaczami. Z racji różnic składowych sądzę, że będzie mieć mocniejsze działanie od matującej siostry (z bazą emolientową) i być może faktycznie jakiś "detox" skóry się odbędzie. Będę meldować ;). Szczególnie ilość kwasu salicylowego napawa mnie optymizmem pod względem walki z zaskórnikami.

Isana Young Egg White Maska z białkiem jaja


Skład:


Po piance i peelingu z serii Isana Young Egg White nadszedł czas na testy maseczki z białkiem jaja ;). To maleństwo (ledwie 40ml) jest połączeniem gliceryny, emolientu tłuszczowego, glinki kaolinowej i oleju słonecznikowego z dodatkami pantenolu, witaminy A, kwasu mlekowego i tytułowego białka jaja. Daje nadzieję na efekt odżywczo-matujący, który ogólnie rzadko daje się osiągnąć. Pójdzie na pierwszy ogień (właśnie mam ją na licu :D), bo zużyję ją pewnie dość szybko ;). 

Isana Maska peelingująca z glinką i ekstraktem z alg


Skład:


Do zakupu słoiczka maski Isana przekonała mnie obietnica efektu peelingującego ;). Emolientowa baza (z olejem słonecznikowym) wzbogacona glinką kaolinową wzbogacona glinką marokańską, innymi nawilżaczami oraz ekstraktem z alg broni się nawet w obliczu obecności etanolu. Szkoda tylko, że z niewiadomych dla mnie powodów zawiera spory zestaw barwników. Po co? :(. Ten dodatek pewnie będzie miał wpływ na wybory wrażliwców, a w przypadku maseczki glinkowej nie ma żadnego sensu. Obiecuję sobie jednak po niej wiele ;).

Bielenda Uniwersalny aktywator do maseczek


Skład:


Skoro przytargałam ze sobą kontener maseczek to ten zakup nie dziwi ;). Albo inaczej - nieco dziwi, bo niedawno nawet nie wiedziałam o istnieniu tego typu cudów. A jest na co popatrzeć: hydrolat różany, gliceryna, glukonolakton, kwasy: laktobionowy i hialuronowy, pantenol, mleczan sodu, glukonian wapnia... . Prawdziwym, energetyczny shoot dla cery! Wystarczy rozpylić na skórze, wmasować, poczekać do wchłonięcia i zaaplikować ulubioną maseczkę. Pierwsze zastosowanie za mną właśnie :D.

Alterra Fluid nawilżający Oczar&Kwiat Lotosu


Skład:


Nawilżający fluid Alterry znajdował się na mojej kosmetycznej chciejliście od dawna, ale jakoś... zawsze znajdowało się coś z podobnej kategorii, co kusiło mnie jeszcze bardziej. Tym razem jednak się udało, i glicerynowo-olejowy fluid bogaty w całe może roślinnych ekstraktów i lecytynę wylądował w mojej kosmetyczce. Zastanawiam się, jak podziała na moją cerę spory dodatek etanolu, który Alterra stosuje w roli konserwantu. Pamiętam, że uwielbiałam kremy Alterry w początkach pielęgnacji i "wódeczka" nie robiła mi krzywdy - ciekawa jestem jak będzie po tych kilku latach przerwy. 

Soraya Plante Roślinna pianka myjąca do twarzy


Skład:


Nie mogło być inaczej - wiele zapowiadało, że przynajmniej jeden kosmetyk z serii Soraya Plante trafi do mojej łazienki. Padło na piankę myjącą, chociaż czekam, aż ta linia rozwinie się o kremy, maseczki i peelingi <3. Łagodne detergenty z dodatkiem gliceryny, glikolu butylenowego (nawilżacz) i glukonolaktonu oraz ekstraktów z: pomarańczy gorzkiej, szydlicy i alg dają naprawdę spójną, interesującą całość o bardzo ładnym składzie. Testy rozpoczynam na dniach, bo pianka Isany chyba się kończy ;).

Jestem bardzo zadowolona z moich zakupów w ramach Rossmannowej akcji, a Wy? Wybraliście się po coś? Pochwalcie się ;).

P.S. Mam dla Was również 4 zestawy kosmetyków Alterra do zgarnięcia w akcjach na FB i IG - zapraszam, zabawa trwa do północy!

Avon Mark Big&Style, Pogrubiająco-modelujący tusz do rzęs - kit roku!

Mam całkiem niezłe, kosmetyczne szczęście - w swoich wyborach rzadko wpadam na pielęgnacyjne czy upiększające buble. Opisywany dzisiaj produkt został mi jednak przysłany w ramach paczki-niespodzianki od Avon, ale nie byłam do niego źle nastawiona. Kilka lat temu namiętnie używałam tuszy SuperShock i naprawdę je lubiłam, później problem z dostępnością wygrał z chęcią zakupów. Tusz Mark Big&Style to jednak mazidło, które w ogóle ciężko nazwać mascarą. Dlaczego? 

Avon Mark Big&Style, Pogrubiająco-modelujący tusz do rzęs

Lekko pękate opakowanie tuszu nie budzi moich zastrzeżeń - to dość popularne obecnie rozwiązanie. Łatwo się otwiera, jest szczelne, a szczoteczce pomimo sporej wielkości nie brakuje poręczności. Szkoda tylko, że nie jest silikonowa - od zwykłych grzebyczków totalnie odwykłam i pierwszy kontakt był technicznie dość trudny ;). Kolejne (jak się okazało) nie były lepsze, ale z innych powodów. 

10ml tego tuszu kosztuje bez promocji 39,99zł - dostępny u konsultantek.

Avon Mark Big&Style, Pogrubiająco-modelujący tusz do rzęs

Tusz do rzęs Avon ma stosunkowo rzadką konsystencję, natomiast zapachu w nim nie wyczułam. Szczoteczka nabiera go wyjątkowo dużo (co można zauważyć na zdjęciu), więc często konieczne jest usunięcie nadmiaru. Na plus można policzyć producentowi publikację składu tego kosmetyku kolorowego i... to w zasadzie koniec plusów.

Po pojedynczym pociągnięciu rzęs szczoteczką miałam piękny zestaw owadzich odnóży na powiekach. Nigdy, NIGDY wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam :O. Ilość tuszu, która wylądowała na włoskach skleiła je na amen i nic poza zmyciem płynem micelarnym nie mogło uratować sytuacji. Zrzuciłam to na karb mojego braku umiejętności operowania zwykłą szczoteczką, więc postanowiłam sprawdzić sam tusz przy użyciu czystej szczoteczki silikonowej...

Jeśli poszukujecie tuszu, który nie wysycha (!) i dzięki czemu ciągle odbija się malowniczo na powiekach, to będziecie zadowoleni :D. Ba, nawet przy silikonowej szczoteczce posklejał mi rzęsy (w mniejszym stopniu niż przy oryginale i mogłam to uratować grzebyczkiem), a gdy w końcu nieco zastygł zaczął się kruszyć i osypywać, brudząc skórę wokoło. 

Niedopasowana szczoteczka, dramatycznie rzadka konsystencja i tragiczne właściwości - tak najkrócej można zdefiniować tusz do rzęs Avon Mark Big&Style. Pogrubienie, wydłużenie, stylizacja? Można o tym zapomnieć. Ten produkt jest dla mnie ponurym, makijażowym żartem, za który producent chce pieniędzy... . Nadaje się tylko do kosza.

Pamiętacie może swój największy makijażowy bubel? Podzielcie się historiami w komentarzach ;).

2+2 gratis na pielęgnację twarzy w Rossmannie: serum, maseczki i kuracje

Pielęgnację wychodzącą poza schemat "coś do mycia" + "ewentualnie krem" poznałam dość późno, bo w zasadzie na studniach. Był to kolejny etap świadomego dbania o siebie po zachłyśnięciu włosomaniactwem :D. Obecnie bez maseczki czy serum nie wyobrażam sobie moich rytuałów pielęgnacyjnych, a i po różnego rodzaju kuracje sięgam ze sporym zainteresowaniem, a czasem i z nadziejami ;). Nadchodząca promocja w Rossmannie może być świetną okazją do przetestowania nowości :D.


W przeszłości podrzucałam Wam już różnorakie, rossmannowskie typy zakupowe:

Maseczki i kuracje

Postanowiłam połączyć dwie ostatnie grupy przy aktualizacji, by przed rozpoczęciem akcji zakończyć cały cykl. Tym razem zainteresowały mnie poniższe nowości:

Janda Serum i odżywki


Szeroki skład pełen zarówno substancji ochronnych i wygładzających, jak i odżywczych pokroju olei, peptydów czy ekstraktów roślinnych. Wersji do wyboru jest sporo (faktycznie różniących się składem). Po początkach działalności tej marki nie spodziewałam się tak szybkiego progresu w stronę poprawy składów - niektórzy producenci powinni szybko wziąć z Jandy przykład ;).

Lirene Lab Therapy


W zarysie składy podobne do wyżej omówionej Jandy, jednak tutaj możemy zauważyć mocniejszy nacisk na oleje w składzie. W beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu - konserwowane są parabenami. Mnie to nie przeszkadza, jednak wiem, że ich brak jest dla sporej części z Was ważnym czynnikiem przy wyborze kosmetyku. 

Alterra Fluid nawilżający


Alterra do perfekcji doprowadziła stosowanie etanolu jako składnika konserwującego, jednak sporo użytkowniczek nie odczuwa jego negatywnego działania. Zapewne ma to związek z tym, że poza "wódeczką" w składach kosmetyków tej marki własnej Rossmann znajdziemy całe bogactwo olei i ekstraktów roślinnych połączonych ze sporymi dawkami humektantów. W większość przypadków takie otoczenie niweluje efekty etanolu. Tym fluidem również jestem zainteresowana - lista puchnie, a miejsca: tylko 4 lub 8 xD.

Isana Egg White Maska z białkiem jaja


Wszystko, czego jeszcze nie testowałam z linii Egg White kusi mnie mocno ;). Maseczka, dzięki kaolinowi, olejowi słonecznikowemu, białku jaja i nawilżaczom daje nadzieję na połączenie efektu matującego z odżywczym, co może być nie lada gratką dla posiadaczy cer tłustych. Peeling i pianka sprawdziły się się u mnie świetnie, więc może i ta maska spełni pokładane w niej nadzieje ;).

Bielenda Smoothie Mask


Bezsprzecznie Smoothie Mask od Bielendy są maskami odżywczymi. Początek składu to zestaw emolientów zarówno syntetycznych (estry i alkohole tłuszczowe) jak i naturalnych (np. oleje: migdałowy, awokado, masło babassu) uzupełnione sokami owocowymi (np. aloesowym czy arbuzowym). Do tego wszystkiego dodano witaminy A i E, co daje naprawdę piękny i bogaty składowo koktajl dla skóry ;). Warto zauważyć, że jedna saszetka wystarcza na minimum dwa zastosowania (jednak odrobinę obawiam się o kwestie higieniczne...).

W swoim zestawieniu pozwoliłam sobie pominąć maski w płacie ze względu na ich słabsze działanie w porównaniu z produktami o tradycyjnej formule. Sama stosuję te pielęgnacyjne czasoumilacze, ale zdaję sobie sprawę, że duża część z Was uważa je za zbędny wydatek ;).

Jakie maseczki do twarzy stosujecie obecnie?

2+2 gratis na pielęgnację twarzy w Rossmannie: kremy

Kremy do twarzy - doskonale pamiętam ile zachodu kosztowało mnie znalezienie odpowiedniego mazidła tego typu. Moja cera, chociaż tłusta i odporna, z każdego możliwego powodu ulega zapchaniu, co skutkuje wysypem niedoskonałości. Niewiele kremów zwycięsko wyszło z testów na moim licu :D. W ramach najbliższej promocji na pielęgnację twarzy w Rossmannie możemy się wspólnie rozejrzeć za nowościami ;).


W przeszłości podrzucałam Wam już różnorakie, rossmannowskie typy zakupowe:

Maseczki i kuracje

Pierwowzór listy kremów znajdziecie TUTAJ - poniżej dorzucam Wam nowe, interesujące pozycje ;).

Kremy Janda


Mogą być świetnym rozwiązaniem w przypadku cer dojrzałych, wymagających mocnego natłuszczenia czy ochrony, a także suchych. Należy jednak uważać - większość z nich zawiera sporo substancji potencjalnie komedogennych, więc przy cerach łatwo ulegających zanieczyszczeniu nie będą dobrym wyborem.

Lirene Mezo Collagene Kremy


Kremy mocno natłuszczająco-nawilżające ze sporym dodatkiem olei czy protein perły. Na uwagę zasługuje obecność filtrów przeciwsłonecznych na poziomie SPF 15, co nadal jest zbyt rzadkie ;).

Kremy Celia


Marka Celia również przechodzi etap zmian składowych na lepsze. W kremach znajdziemy oleje, humektanty i ekstrakty roślinne, które zadowolą cery wymagające mocniejszego odżywienia. Dobra, polska marka z tradycjami ;).

Isana Egg White Krem z białkiem jaja


Nawilżająco-natłuszczający skład z masłem shea, witaminą E i białkiem jaja uzupełnia całą zacną serię. Nie wykluczam przytargania do domu zarówno tego mazidła jak i maseczki z tej serii ;).

Jakich kremów używacie obecnie w swojej pielęgnacji? ;)

P.S. Mam dla Was również 4 zestawy kosmetyków Alterra do zgarnięcia w akcjach na FB i IG - zapraszam!

2+2 gratis na pielęgnację twarzy w Rossmannie: peelingi

Kolejną kategorią kosmetyków, którą w ramach promocji na pielęgnację twarzy zakupimy taniej w Rossmannie od 21 maja 2019 w ramach akcji 2+2 gratis są peelingi do twarzy. Podrzuciłam Wam już aktualizację żeli i pianek oczyszczającychtoników i płynów micelarnych.


W przeszłości podrzucałam Wam już różnorakie, rossmannowskie typy zakupowe:

Maseczki i kuracje

Bez peelingu nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacyjnej egzystencji z tłustą, skłonną do zanieczyszczenia skórą. Zwykle wybieram peelingi enzymatyczne lub gommage (np. absolutnie cudowny peeling Balance T-zone Floslek <3), jednak czasami sięgam ten po wersje mechaniczne. Poniżej znajdziecie uzupełnienie listy peelingów wartych uwagi w Rossmannie o nowe pozycje - pierwowzór znajdziecie TUTAJ ;).

Isana Egg White Peeling z białkiem jaja


Jego pełną recenzję znajdziecie TUTAJ. Mechaniczny zdzierak o fajnym składzie i zacnym efekcie złuszczania zadowoli niejednego użytkownika ;).

Peelingi Neutrogena


Mechaniczne propozycje Neutrogeny także mogą pozytywnie zaskoczyć - delikatne środki myjące wzbogacone ekstraktami roślinnymi, kwasami AHA i BHA oraz nawilżaczami (np. kwasem hialuronowym) sprawiają bardzo pozytywne wrażenie. Również Neutrogena poprawia swoje składy w dobrym kierunku ;).

Peelingi Lirene


Mechaniczne i enzymatyczne - wszystkie wyglądają całkiem nieźle składowo, a przy wersjach drobinkowych możliwy jest wybór mocy ścierania poprzez wybranie poziomu ziarnistości. Jestem bardzo na tak ;).

Peelingi Perfecta


Perfecta wypuściła naprawdę fajną linię peelingów do każdej cery, w której pojawia się także wersja enzymatyczna - zamierzam przynieść ją do domu jeśli tylko będzie dostępna. To chyba najlepsza recenzja składu :D.

Jakie peelingi do twarzy rządzą w Waszych łazienkach? U mnie obecnie Floslek i Isana Egg White <3

P.S. Mam dla Was również 4 zestawy kosmetyków Alterra do zgarnięcia w akcjach na FB i IG - zapraszam!