Zbiór zdarzeń różnych...



W ostatnim czasie odwiedziłam kilka drogerii - większość z nich to Rossmanny odwiedzone w czasie akcji "tour de Ross" w ramach poszukiwań błota z Morza Martwego na promocji. Odwiedziłam też mniej sieciową drogerię. W czasie mojego latania po Krakowie złapał mnie konkretny deszcz, a jak wiadomo: Kaścysko parasola nie nosi - i musiało ulewę gdzieś przeczekać :P. Moje drogeryjne wycieczki zaowocowały ciekawymi sytuacjami, a o dwóch chciałabym Wam opowiedzieć.

Pierwsza - absolutnie piekielna, o której wspominałam Wam już na Fanpage. Skończył mi się mój ulubiony, różowy bezacetonowy zmywacz Isany, a każda lakieromaniaczka wie, że takie braki należy uzupełniać w trybie pilnym :P. Poniedziałkowego poranka stawiłam się więc w moim najbliższym Rossie, a skoro już przybyłam to udałam się na mały research między półkami (w ten sposób dowiedziałam się, że błotko jest na promocji, ale przywitała mnie świecąca pustką półka).

Truskawka!



Nie jestem wielbicielką lakierów Essence - na moich paznokciach wszystkie egzemplarze tej marki do tej pory wykazywały bardzo nikłą trwałość. Gdy jednak zobaczyłam pierwszy swatche Essence Sparkle Sand Effect nr 182 Hello Rosy wiedziałam, że musi być mój!

Bazę dla efektu stanowi przybrudzony odcień różu przełamany czerwonym brokatem - całość ma piaskowe wykończenie, jednak nie jest ono "ostre" i niebezpieczne dla rajstop ;). Kojarzy mi się z koktajlem truskawkowym (swoją drogą, chyba czas dopieścić nim podniebienie :D).

Kryje całkowicie po dwóch cienkich warstwach, szybko schnie i nie ma super-szerokiego pędzelka: mocne plusy :D. Do tego cena: 6,99zł, niewygórowana jak na lakier piaskowy.

Po trzech dniach widziałam starte końcówki, co i tak bardzo mile mnie zaskoczyło mnie pozytywnie w przypadku tej marki ;). Jak dla mnie zmywa się jak krem ;).

Jak się Wam podoba.


Kaścysko polujące na okazje + idą zmiany...



Jakoś tak wychodzi, że zarówno jeśli chodzi o ciuchy, jak i o kosmetyki największe zakupy robię nie w czasie najkorzystniejszych wyprzedaży, ale poza nimi, polując raczej na pojedyncze okazje. Nie jest wielką tajemnicą, że wielkie tłumy nie działają na mnie dobrze i raczej się ich wystrzegam :P. Po przejrzeniu gazetki promocyjnej Rossmanna wiedziałam, że muszę się wybrać do jakiegoś przybytku tej marki. Spodziewałam się też, że czeka mnie więcej niż jedna wizyta - i oczywiście miałam rację :P

Kupiłam 5 produktów, wśród nich w zasadzie tylko jeden był zakupem kompulsywnym, więc... jest coraz lepiej :D



Algi i błoto z Morza Martwego w maseczce ;)



Błoto z Morza Martwego jest jednym z moich faworytów jeśli chodzi o oczyszczanie skóry. Jego działanie w formie czystej jest jednak zbyt mocne dla wielu cer, dlatego też w kręgu moich zainteresowań są kosmetyki z jego dodatkiem. W ten sposób w ogniu moich testów znalazła się maseczka do twarzy Organic Shop Algi i błoto z Morza Martwego, otrzymana w ramach współpracy ze Skarbami Syberii.


Konkurs na Dzień Matki ;)



Jak już Wam wspominałam na Facebooku - znów mam dla Was konkurs, w którym nagrodami są dwa zestawy kosmetyków Rimmel: szminka Rimmel Moisture Renew i nowy róż do policzków Rimmel Stay Blushed:


24h odpoczynku...



... w świetnym towarzystwie! Czekam na ewentualne poprawki do pracy magisterskiej, a w międzyczasie odsypiam. Muszę przyznać, że ostatni czas w moim życiu kojarzy mi się z jednym - z permanentnymi migrenami. Mam nadzieję, że duża dawka snu i towarzystwo moich przecudownych bratanic pozwoli mi na jakiś czas o nich zapomnieć ;).

Dziewczyny przyjechały do mnie tylko na 24h (cóż, w końcu jest rok szkolny, uczyć się trzeba :P), a z racji, że mój wyjazd powoli się zbliża - trzeba uzupełnić garderobę. Możliwe też, że letnie wyprzedaże mnie ominą, więc i teraz wyławiam ciekawe egzemplarze z morza ciuchów :P.


Problemy włosowe XV: od jakiego oleju rozpocząć olejowanie włosów?



Maile od Was stanowią dla mnie kopalnię inspiracji na posty ;). Pytanie o to, od jakiego oleju rozpocząć olejowanie włosów przewija się w co drugiej wiadomości dotyczącej pielęgnacji włosów. Myślę, że taki wpis pozwoli Wam uzyskać odpowiedź wcześniej, bez czekania na to, aż ogarnę skrzynkę mailową :P.

W wielu miejscach w sieci natknęłam się na hipotezę, że olejowanie należy rozpocząć od oleju kokosowego, by od razu określić swoją porowatość. Nie będę ukrywać, że nie zgadzam się z tym - na porowatość składa się zbiór cech i reakcji włosa na różne czynniki. 

Włosy mogą po prostu nie polubić lub wręcz pokochać dany olej, i to niezależnie od posiadanej porowatości - ot, tacy z nich indywidualiści :P. Znam sporo włosów niskoporowatych, które kokosa nie tolerują i reagują na niego puchem, a i poznałam wysokopory, które ten olej wręcz uwielbiają ;). Gdzie mamy do czynienia z indywidualnych organizmem, tam teorie zaczynają brać w łeb.

Moja rada w takim przypadku jest zawsze jedna - na początku pielęgnacji wypróbuj oleje, które masz już w domu. Rzepakowy, słonecznikowy, kukurydziany, oliwę z oliwek, jakieś mieszanki typu "Olivier" czy "Kujawski", oliwka do ciała i inne - nie musisz od razu (ba, nie musisz w ogóle ;)) wydawać kroci na "specjalistyczne oleje do włosów z mandragory", by uzyskać zadowalające efekty. 

Bardzo możliwe, że wśród tych tanich, dostępnych w każdym spożywczaku tłuszczy roślinnych znajdziecie swój must have włosowy. Pielęgnacja włosów na prawdę nie musi być drogą pasją - perełki można znaleźć w każdej kategorii cenowej ;).

Nie odradzam absolutnie poszukiwań wśród innych, droższych i słabiej dostępnych olei - jednak w przypadku pytań o dobór oleju zawsze radzę wycieczkę do kuchni. Nigdy nie wiadomo, jakie cuda możemy tam znaleźć ;).

Pamiętacie, jakiego oleju użyłyście przy pierwszym olejowaniu? A może nigdy nie próbowałyście tej metody?

Pierwsze doświadczenia z Cassią ;)



Jak już Wam pisałam wcześniej, w wymiankowej paczce od cudownej Kaśki nieoczekiwanie znalazłam opakowanie Cassi z Pola Henny. Moja dobrodziejka, specjalistka w kwestii hennowania i indygowania, twierdzi, że jest to najmocniejsze zioło tego typu dostępne w naszym kraju - i dobrze, bo na moje niskopory byle co nie zadziała :P

Chodziłam wokół niej jak na szpilkach, więc gdy tylko trafił mi się w miarę wolny dzień przystąpiłam do dzieła. A właściwie nawet dzień wcześniej ;).

Wieczorem zalałam 50g Cassi sokiem z połowy cytryny i naparem rumiankowym (dwie torebki ziela w szklance wody) o temperaturze około 80 stopni Celsjusza. Herbaty ziołowej dodałam tyle, by uzyskać konsystencję trochę gęstszą niż śmietany. Miseczkę owinęłam folią spożywczą i zostawiłam na noc w ciepłym miejscu.

Tak wyglądała moja ziołowa papka z sokiem z cytryny i herbatą rumiankową:
 


Nocne odmłodzenie?



Poszukiwań perełek w morzu rosyjskich kosmetyków ciąg dalszy ;). Tym razem przez ogień moich testów przeszedł Krem do twarzy na noc odmładzająco-regeneracyjny Baikal Herbals otrzymany od Skarbów Syberii.


Olejki arganowe dla Was ;)



Jako się rzekło - mam dziś dla Was niespodziankę od Nova Kosmetyki ;).

Uwielbiam niespodzianki ! :D



Działalność blogowa kształci, uczy i rozwija, a ponad pozwala poznać zarówno w sieci, jak i w realu wiele świetnych osób ;). Znajomości takie, oprócz wymiany doświadczeń, poglądów i wiedzy, często owocują w moim przypadku także kosmetycznymi wymianami. Któraś z nas chce czegoś spróbować, coś jest dla nas niedostępne - wtedy wyruszamy na poszukiwania w swoich rejonach ;). W większości przypadków umawiamy się na to, co będzie w paczkach, ale Dziewczyny potrafią zrobić mi niesamowitą niespodziankę ;).

Tak więc w moich zbiorach znalazły się dzięki V.:

Ajurwedyjski tonik do włosów - włosowy powiew świeżości ;)



Wspominałam Wam już, że do moich włosowych zbiorów dołączył w ramach współpracy Ajurwedyjski tonik do włosów marki Orientana. To kolejna nie-domowa wcierka w moich zbiorach, jednak chyba pierwsza, która mnie tak zaskoczyła ;).


Ciekawostka na dziś, czyli "Kallos" czasami nie jest Kallosem ;)



Jedna z najbardziej znanych masek w blogosferze to Kallos z proteinami mlecznymi. Chyba prawie wszyscy o nim słyszeli, prawda? ;) Spotkać go można w "dwóch wersjach" - Kallos Latte, widocznej w biało-fioletowym opakowaniu:

Inny niż wszystkie ;)



Lakiery do paznokci - w tym temacie coraz mniej pozostaje nieodkryte ;). Rodzajów lakierów, wykończeń i połączeń powstaje coraz więcej, a ja mam coraz silniejsze wrażenie, że zbliżamy się "do sufitu" (oczywiście mogę się mylić ;)). Niemniej jednak można mnie jeszcze zaskoczyć, co spotkało mnie przy testach kolejnego produktu od Allepaznokcie.

Lakier One Colour Pro nr 68 daje na paznokciach efekt srebrnej folii. Takie wykończenie to nic szczególnie odkrywczego, jednak kiedy dorzucimy do niego drobny, zielono-czerwony brokat to nagle uzyskujemy efekt dość niespotykany. Sama nie spotkałam się wcześniej z lakierem mu podobnym, a jednak trochę ich w życiu obejrzałam ;).

Na moich paznokciach widoczne są dwie warstwy, jednak pełne krycie uzyskać można już po jednej grubszej. Schnie w normie, ale na pewno nie bardzo szybko, za to trwałość ma całkiem przyjemną - ponosiłam go 4 dni i zmyłam (schodzi trochę gorzej niż kremy) bez uszkodzeń ;).

15ml tego produktu kosztuje 6,90zł.

Jak się Wam podoba taki efekt?


Naukowo-urodowe dwa w jednym ;)



Jeśli szczęście mi dopisze, to za 5 tygodni bez jednego dnia będę mogła Wam napisać, że jestem magistrem chemii ;). Czas obecnie spędzam w większości na poprawianiu pracy i kończeniu badań projektowych, co nie sprzyja wykorzystaniu czasu na własne przyjemności ;). Niemniej jednak staram się połączyć przyjemne z pożytecznym i w dni czy popołudnia, gdy nie muszę nigdzie śmigać tempem rączej gazeli równolegle dopieszczam moje wypociny oraz... dbam o siebie, tak jak dziś ;).

Włosy:
  • Wtarłam w skalp arjuwedyjski tonik Orientany (niedługo recenzja) na jakieś 4-5h.
  • Na zwilżoną długość włosów nałożyłam dwie porcje (wielkości orzecha włoskiego) odżywki Isana Professional do włosów kręconych, a na to zaaplikowałam niebieską oliwkę BD.
  • Umyję włosy szampono-żelem organicznym BioKap Belleza.
  • Jako produktu d/s zostanie użyję maski kokosowej Chantal Pro Salon.
  • Wystylizuję włosy, używając do tego celu starej pianki Isana Locken oraz zielonego żelu rossmannowskiego, a następnie je podepnę

Ulubieniec z gatunku produktów d/s ;)



Rosyjskie włosowe kosmetyki do tej pory nie spowodowały mojego zachwytu - ot, nie były złe, nie były też cudowne, po prostu średniaki. Niemniej oferta naszych wschodnich sąsiadów jest w tym względzie bardzo bogata, więc postanowiłam zaryzykować jeszcze raz. W ten sposób do testów od Skarbów Syberii wybrałam balsam do wszystkich rodzajów włosów Super Blask Eco Hysteria


Nie macajmy pełnowartościowych kosmetyków w drogeriach!



Kilka wpisów poświęciłam promocji -49% na kosmetyki do makijażu w Rossmannie (KLIK! KLIK! KLIK!) postanowiłam podsumować w pewien sposób. Problemy z samymi rabatami (nienaliczanie zniżki na produkt objęty promocją, chowanie nowości do szuflad...) irytują mnie, jednak podstawowym generatorem wkurzenia jest dla mnie otwieranie pełnowartościowych kosmetyków przez klientki i ekspedientki, macanie, a następnie odkładanie je na półkę. 

Temat taki został mi zaproponowany w komentarzach i spotkał się z odpowiedzią, że to nic nie da, a kobiety nadal będą otwierać wszystko jak leci. Nie zamierzam zawracać kijem Wisły ani zbawiać świata, jednak myślę, że jeśli taki wpis zmieni zachowanie chociaż jednej osoby to warto sprawę poruszyć ;).

Neonowy, różowy piasek ;)



Jeśli chodzi o ubiór, to kolor różowy noszę rzadko - mam w zasadzie tylko jedną sukienkę w tym odcieniu, i to bardzo, bardzo neonową ;). Na paznokciach niemniej ostatnio róż u mnie króluje ;).

Kolejny z wypróbowanych przeze mnie lakierów od Allepaznokcie, One Colour Sand nr 2, to neonowy róż o strukturze piasku. Ta różowa landrynka sprawiła mi pewne zaskoczenie przy malowaniu. Nałożyłam pierwszą warstwę: lakier w zasadzie pokrył bez prześwitów całą płytkę, ale po wyschnięciu efektu piasku prawie nie było widać ^^. Dałam mu jednak szansę i nałożyłam drugą warstwę - tego było mu trzeba do rozwinięcia piaskowych skrzydeł ;). Efekt tekstury jest dość delikatny, jednak podoba mi się - miła odmiana od mocno chropowatych lakierów. Przynajmniej nie sposób sobie nim zaciągnąć rajstopy :P.

Schnie w normie, ale nie super szybko, po 3 dniach zarejestrowałam starte końcówki. Zmywa się jak krem i kosztuje 9,90zł/10ml.

Jak się Wam podoba? ;)



Podsumowanie rossmannowskiej promocji z pozycji obserwatora i klienta + wyniki ;)



Czytając komentarze pod dwoma poprzednimi postami (KLIK! KLIK!) dotyczącymi promocji -49% na kolorówkę w Rossmannie nasuwa mi się jedno - nie tylko mnie ona zirytowała, chociaż powody były różne. Pozwolę sobie przytoczyć co lepsze kwiatki, by pamiętać o nich w czasie kolejnej tego typu obniżki: 

  • Macanie. Wszystkiego, niezależnie od tego, czy jest to tester czy pełnowartościowy kosmetyk, czy próbnik jest, czy go nie ma. Oczywiście po macaniu kosmetyk ląduje w większości przypadków znów na półce. Śmiało mogę tą czynność opisać jako stan umysłu - w znakomitej większości przypadków do oceny kosmetyku wystarczą swatche dostępne w internecie (sama kupuję w ten sposób...) i są one bardziej miarodajne niż maźnięcie czymkolwiek na dłoni. Dotyczy zarówno klientek, jak i ekspedientek. Co lepsze - ochroniarze z tego przybytku potrafią stać nad człowiekiem jak kat nad dobrą duszą pilnując, by nic nie podwędził, a na tego typu proceder nie zwracają uwagi.

Promocja na kosmetyki do makijażu w Rossmanie - lakiery i szminki, czyli jak wyprowadzić Kascysko z równowagi



Jak wspominałam Wam już w tym poście, z kolorówkowej oferty drogerii Rossmann w czasie trwania promocji -49% interesowały mnie tylko lakiery do paznokci - alkohol izopropylowy mam, mogę reanimować gluty powstałe po wcześniejszym otwarciu xD. Produkty tego typu nie mają kontaktu z błonami śluzowymi czy skórą, a dodatkowo sam ich skład sprawia, że nie są miłym siedliskiem dla drobnoustrojów. Ustawiłam więc swoje zajęcia dziś tak, by w okolicach godziny otwarcia móc pojawić się pod moim Rossmannem. Spodziewałam się wizyty miłej, łatwej i przyjemnej, a wyszłam zirytowana - dlaczego?

Kolejny "pierwszy raz", tym razem makijażowy ;)



Mój makijaż sprowadza się do użycia korektora, kremu tonującego, tuszu i zmatowienia oraz utrwalenia całości. Do tej pory do ostatniego etapu malowania używałam domowych specyfików: skrobi ziemniaczanej bądź kukurydzianej.

Niemniej jednak - nowości zawsze kuszą, a ja nigdy wcześniej nie miałam okazji używać prawdziwego pudru mineralnego (bo "oszukane" oczywiście znajdowały się w mojej kosmetyczce przed pielęgnacją :P). Do testów od Earthnicity Minerals wybrałam więc Mineralny sypki puder matujący Velvet HD Finishing.


Spokojnie i elegancko ;)



Jak pewnie większość z Was wie - lubię mocne kolory i efekty na paznokciach, wersje stonowane rzadko mają rację bytu w moim manicure ;). Odmiana jednak każdemu się przydaje ;).

Lakiery w odcieniach nude zwykle mnie irytowały swoim słabym kryciem i smużeniem, przez co raczej na półkach sklepowych je ignorowałam. W paczce od Allepaznokcie znalazłam jednak lakier One Colour Pro nr119, który jak najbardziej beżowym nudziakiem jest. Zaopatrzony w pędzelek "prawie maxi brush" pozwala na łatwe malowane bez wkurzania mnie, że nie mogę się ze szczoteczką zmieścić na paznokciu xD.

Pozytywne zaskoczenie - lakier kryje po jednej, średniej grubości warstwie ^^. Schnie może nie superszybko, ale w czasie jego utrwalania nie zapuściłam korzeni w fotelu ;). 15ml kosztuje 6,90zł.


Dlaczego promocja na kosmetyki do makijażu w Rossmannie mnie nie interesuje?





Dziewczyny, najpierw chciałam Wam zbiorczo podziękować za gratulacje pod poprzednim postem - jest mi bardzo, bardzo miło, że tak dobrze odbieracie mojego bloga i osobę. Dziękuję!

Jak pewnie wszyscy wiedzą - w Rossmannie zapanował szał promocyjny: przez trzy tygodnie przecenione o 49% są: podkłady, róże, korektory (pierwszy tydzień), cienie, eyelinery, tusze (drugi tydzień, promocja trwa), lakiery, szminki, kredki do ust (trzeci tydzień). Z całego wymienionego przeze mnie asortymentu interesują mnie tylko lakiery. A dlaczego?

To, co obecnie widuję na tej promocji w Rossmannach to sceny jak dla mnie wręcz dantejskie. Kosmetyki początkowo pełnowartościowe są wymacane, otwierane, próbowane na dłoniach/twarzach/ustach/oczach i odkładane na półkę. To, że potem kupimy widocznie zaschnięty tusz czy macaną szminkę to jeszcze pół biedy - wywalimy, ale co w momencie, kiedy nie zauważymy, że kosmetyk został otwarty wcześniej?