Żel do włosów Taft (różowy) - solidny średniak bez błysku
Zaliczyłam chyba najdłuższą przerwę w mojej blogowej karierze i niestety mogę powiedzieć, że posty z całą pewnością będą pojawiały się rzadziej. Mówią, że nie można mieć wszystkiego - i w pełni potwierdzam to porzekadło. Jak pewnie wiecie z mojego FB i IG, postanowiłam spełnić marzenie sprzed 20 lat i zostać... matematykiem ;). Przy wszystkich innych moich zajęciach pojawienie się tych studiów podyplomowych w moim grafiku sprawiło, że na bloga nie starcza mi czasu. Nie zarzucę go całkowicie, bo studia się skończą, a moja kosmetyczna pasja - pewnie nigdy (;)), dlatego mam nadzieję, że jakoś przeżyjecie ze mną ten mega intensywny czas.
Pielęgnację swoich włosów i ciała mam opanowaną na tyle, że w zasadzie problemy kosmetyczne u mnie nie występują - albo przynajmniej nie tak duże, żeby o nich trąbić. No właśnie... od jakiegoś czasu nie jest to całkowita prawda. Od czasu wycofania żółtego żelu do włosów Rossmann w wielkim słoju nie potrafię dobrać sobie stylizatora, który chociażby w ułamku procenta dorównywał mojemu nieodżałowanemu ulubieńcowi. Zachwalany na zakręconych grupach pomarańczowy żel Syoss prawie wyrzuciłam przez okno, a zastąpił go w mojej łazience produkt Taft.
Przeźroczysta tuba o średniej miękkości i niewielkim otworze dobrze dozuje produkt, ale zapewne utrudni zużycie żelu do ostatniej kropli ;). Nie zliczę, ile razy wpadła mi do wanny z wodą, a etykiety nadal wyglądają jak nietknięte. Całość jest czytelna, funkcjonalna i charakterystyczna w wyglądzie dla marki Taft. Nie udało mi się też urwać zawleczki (:D), co też poczytuję temu opakowaniu na wielki plus ;).
Za 150ml tego żelu zapłaciłam około 7zł na jednej z przecen w Rossmannie.
Skład:
Ten żel to głównie mieszanina kilku kopolimerów i innych filmformerów (w tym silikonu i pq) z niewielkimi dodatkami dobroci pokroju modyfikowanego oleju rycynowego, pantenolu, kofeiny i tauryny. Końcówka składu to srogi zestaw substancji zapachowych, konserwujących i barwnika - polecam jego stosowanie w rozsądnym oddaleniu od skóry głowy.
Nie jest to absolutnie produkt zgodny z metodą CG, ale też na takowym mi nie zależało. Ważny był trwały efekt ładnie zdefiniowanych i odpornych na wszystko loków. Szkoda tylko, że uzyskany efekt nie do końca mnie zachwyca.
Żel nakładam na odciśnięte z nadmiaru wody włosy - każde inne podejście zabiera mi niezwykle pożądaną objętość. Nie wydłuża czasu schnięcia włosów i daje łatwe do odgniecenia sucharki, jeśli nie zastosuje się go w nadmiarze. W pierwszy dzień po myciu włosy wyglądają naprawdę dobrze i nic nie jest im straszne, ale po kolejnej nocy nawet nie ma czego reanimować xD. Mój wcześniejszy stylizator mocno mnie pod tym względem rozwydrzył, bo kudły potrafiły się trzymać w wyjściowym stanie przez 3-4 dni, a co tyle myję włosy. Zużywam go jednak w obawie, że nic lepszego na moje włosy nie znajdę ;). Chętnie jednak przejrzę Wasze typy stylizatorów do włosów, bo koniecznie muszę znaleźć coś lepszego. W planach mam eksplorację różnego rodzaju słoiczkowych cudów z marketu za grosze, ale może podsuniecie mi jakiś swój włosowo-stylizujący Graal.
Tego Tafta klasyfikuję jako średniaka. Co u Was sprawdziło się lepiej?