Garnier Fructis Goji Hair Food - maska do włosów: nieoczekiwany hit!
Moja odporność na wszelkiego rodzaju kosmetyczne hity jest... różna :D. Czasami aż się rwę do przetestowania mazidła, które poleca się na grupach, forach i blogach, a innym razem zachwyty spływają po mnie jak po kaczce. W zasadzie nie mam na to żadnego algorytmu, za to mogę powiedzieć, że temat masek Garnier Hair Food był właśnie taki... spływający. Nie pognałam w podskokach do sklepu - maska Garnier Fructis Hair Food z jagodami goi sama mnie znalazła ;).
W jaki sposób? Moja koleżanka - piękna, rudowłosa włosomaniaczka chciała ją wyrzucić do kosza, ponieważ wywołała u niej bardzo mocne podrażnienia skóry głowy. Sama mam "panzerskalp", więc z ochotą przytuliłam opakowanie. Już na przykładzie tej krótkiej historii warto mieć na uwadze domową próbę uczuleniową, szczególnie przy problemach alergicznych.
Maseczka zapakowana jest w solidny, plastikowy słoiczek, który nie ma żadnych dziwnych "zakamarków" - bez problemu można zużyć maskę do ostatniej kropli. Na dodatek jest całkiem ładny, a etykieta (nawet po długim przebywaniu w łazience) nie odpada samoistnie ;). Owocowe grafiki - również na plus. Opakowanie, mimo wielkości, jest naprawdę poręczne i nie stwarza problemów przy użytkowaniu.
390ml tej maski kosztuje różnie: od 15zł na promocji po... 40zł :D.
Skład:
Zanim przejdę do omawiania zawartości tego cuda nie mogę przejść obojętnie nad jednym z najbardziej czytelnych sposobów przekazania INCI, który będzie przystępny nawet dla składowego i kosmetycznego laika. Wielki plus!
To mazidło to z całą pewnością produkt emolientowy z dodatkiem nawilżaczy. Do emolientów syntetycznych dodano oleje: sojowy, słonecznikowy i kokosowy oraz sporą ilość ekstraktu z owoców owoców goji. Zawiera sporą ilość regulatorów pH, konserwantów i substancji zapachowych - stąd pewnie negatywne objawy u mojej koleżanki. Znajdziemy w nim też karmel - w roli zagęstnika oraz substancji nawilżająco-zapachowej :D. Skład ma naprawdę mocno naturalny - nie jest to czcza przechwałka producenta ;).
Skład tego produktu również był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem - Garnier naprawdę przyłożył się do Hair Food'ów ;). W końcu też doczekałam się kosmetyku, na którym producent deklaruje multifunkcjonalność: ta maska to odżywka, maska i produkt bez spłukiwania w jednym (wykorzystywałam ją tylko na dwa pierwsze sposoby).
Gęsta, kremowo-maślana konsystencja dodatkowo pobudza myśli o dogłębnym odżywieniu włosów, ale zapach... to absolutnie najsłabsza strona tego kosmetyku. Słodko-mdlący, ale na szczęście ma niewielką intensywność i nie wyczuwam go na włosach po myciu. Jest to jednak moje subiektywne odczucie - zauważyłam, że większość użytkowniczek tej wersji chwali zapach ;).
Od jakiegoś czasu staram się panować nad ciągotami do nakładania sporych ilości masek na włosy w formie "do spłukiwania" (oczywiście w obawie przed przychlastem :D), dlatego po myciu używałam tej maski oszczędnie :D. Przed myciem natomiast stosowałam ją w miksach, solo, pod olej i jako dodatek do glossa z Cassią. Powiem tyle - stawiam ją na pierwszym miejscu swoich ulubieńców tuż obok Kallosa Multivitamin!
Piękne, mięsiste, błyszczące loki mam po niej jak na zamówienie już po dosłownie minutowym trzymaniu po myciu :D. Nawet obietnica o blasku została spełniona na moich lokach, co ze względu na nieregularną strukturę takiego typu włosów nie jest proste. Spłukuje się szybko i bezproblemowo, a odżywienie i nawilżenie pozostawia na najwyższym poziomie ;).
Włosy w dotyku są gładkie, miękkie (ale nie rozmiękczone - nie cierpię efektu "kaczuszki") i reprezentują sobą nieustający GHD :D. Wersja z jagodami goji przekonała mnie w pełni do przetestowania innych Hair Food'ów - będę czekać na jakąś srogą promocję.
Czy i u Was w łazience zagościły maski Garnier Hair Food? Pochwalcie się efektami ;).