Kosmetyki Tahe - zacna, włosowa opcja ;)



Rzadko zdarza mi się, że jakiejś marki nie znam kompletnie - jest to dla mnie jednoznaczne z faktem, że nigdy o niej nie słyszałam. Przy kosmetycznym blogowaniu jednak siłą rzeczy kolejne nazwy firm obijają się o uszy ;). Tym razem jednak propozycja współpracy testowej dotyczącej produktów Tahe mocno mnie zainteresowała. Wyszukałam więcej informacji, poprosiłam o składy INCI, przeglądnęłam je i tak oto zdecydowałam się na testy trzech produktów Tahe: 


Jak można zauważyć produkty mają jednolitą szatę graficzną, w której niezły klimat robi użyty szary, szorstki papier na etykietach. O dziwo, mimo moich obaw, nie zmniejszyło to ich trwałości, ale nie polecam wrzucania opakowań do wody - tego naklejki nie zniosą ;).  

Szampon kosztuje około 70zł (300ml), maska - 50zł (300ml), a krem - 50zł (100ml). Ceny są więc dość wysokie, ale jeszcze nie poza granicami percepcji ;).

Każdy z produktów jest mocno gęsty (na tyle, na ile pozwala zastosowane opakowanie), dzięki czemu ich wydajność jest naprawdę godna podziwu. Nieco zaskoczyło mnie to, że kosmetyki z jednej linii nie mają spójnej nuty zapachowej. Szampon ma zapach roślinny, kojarzący mi się ze skoszoną trawą, maska jest bardziej mydlana, a krem ma mocno ziołowy aromat. Każdy z tych zapachów ma średnią intensywność i nie jest wyczuwalny na włosach po myciu (w przypadku kremu zapach wietrzeje po kilkunastu minutach od nałożenia).

Nie omieszkam również rozłożyć ich składów na czynniki pierwsze ;)

Szampon


Skład:


Jak na mnie to duża zmiana - szampon bazujący na łagodnych, niesiarczanowych detergentach nie gościł na moich kudłach od bardzo dawna. Powodem takiego stanu rzeczy była oczywiście moja galopująca niskoporowatość, jednak zapragnęłam ostatnio sprawdzić, czy może coś się nie zmieniło ;). Poza fajnymi składnikami myjącymi zawiera też sól kuchenną (informacja dla wrażliwców) oraz glicerynę i pantenol. Niewielkie ilości oleju arganowego i keratyny uzupełniają zestaw włosowych dobroci. Pod koniec składu znajdziemy jeden filmformer oraz olej Pracaxi (dla mnie nowość ;)). Zawiera splunięcie izopropanolu oraz kompozycję zapachową i konserwanty (niekontrowersyjne). 

Skład naprawdę może się podobać i sama podeszłam do niego z dużą dozą ciekawości. Świetnie sprawdził się do mycia solo (sam szampon, bez odżywiania po czy przed myciem, zastosowany dwukrotnie w jednym cyklu) oraz w duecie z maską Tahe nałożoną w naprawdę niewielkiej ilości (jednak do kolejnego mycia w takiej sytuacji koniecznie musiałam użyć czegoś silniejszego). Nie skracał świeżości włosów, one same wyglądały jak po całym, długim, włosowym rytuale (a nie po dwuminutowym myciu samym szamponem :P). Żadnego puszka okruszka nie zanotowałam ;). Osoby o włosach wrażliwych na proteiny powinny mieć jednak na uwadze to, że on takowe zawiera - i mieć baczenie na ewentualne przeproteinowanie. 

Maska


Skład:


Typowo emolientowa maska bazująca na alkoholach tłuszczowych i olejach (z Pracaxi i sojowym). Zawiera także sporo nawilżaczy: pantenol, glicerynę, propolis oraz ekstrakty i olejki eteryczne z: jasnoty, cytryny, pomarańczy i pomelo. Końcówkę składu uzupełniają konserwanty i kompozycja zapachowa. Nie zawiera filmformerów - jest to produkt zgodny z restrykcyjnym Curly Girl ;).

Skład ciekawy i warty do rozważenia w przeróżnych konfiguracjach: przed myciem, po myciu, w miksach. Sama wypróbowałam wszystkie trzy ;). Po myciu staram się nakładać ją w niewielkich ilościach - jest to naprawdę treściwy produkt i może obciążyć (a jakże, zdarzyło mi się to :D). Po opracowaniu właściwej ilości pozostawia moje włosy miękkie (ale nie rozmiękczone - bez efektu kaczuszki) z ładnym, pogodoodpornym skrętem i blaskiem. Przed myciem sprawdza się zarówno jako podkład pod olej jak i maska do emulgowania oleju czy podstawa miksów (dodawałam do niej głównie proteiny: kolagen i keratynę). Dodając do tego znaczącą gęstość i płynącą z tego wydajność dostajemy włosowy produkt naprawdę wart wszelkiej uwagi.

Krem - pomada


Skład:


W składzie tego cuda do stylizacji loków znajdziemy zarówno nawilżacze (glikol propylenowy, gliceryna), jak i emolienty, w tym także kilka filmformerów i wosk pszczeli. Z ciekawostek: zawiera ekstrakt z jałowca oraz olejek miętowy (chyba on właśnie jest odpowiedzialny za jego ziołowy zapach). Końcówkę składu stanowią konserwanty i kompozycja zapachowa. Nie zawiera więc w składzie nic co mogłoby włosom zrobić krzywdę ;).

Gdy trafił do mnie ten produkt byłam w trakcie poszukiwań nowego stylizatora (została mi odrobina ulubionego żelu, który został wycofany, a nowe zakupy nie sprawdzały się). Kremów w tym zastosowaniu używałam rzadko - uważałam, że zbyt słabo utrwalają fryzurę. Tutaj jednak napis "strong hold" na opakowaniu mnie przekonał :D. Nakładam go w ilości mniej więcej orzecha laskowego na wilgotne włosy i ugniatam moje loki w pozycji głową w dół. Po wyschnięciu nie ma co oczekiwać "sucharków" do odgniecenia, jednak loki i bez tego są zacnie utrwalone do kolejnego mycia. W zastosowanej przeze mnie ilości nie obciąża włosów w żaden sposób i ba - dobrze się sprawdza także teraz, przy mocno deszczowej pogodzie w moich stronach. 

By nie być gołosłowną - poniżej zdjęcia moich loczy po zastosowaniu całego zestawu (dwukrotne mycie szamponem, maska, stylizacja na kremie):




Koniecznie muszę odwiedzić fryzjera, żeby nieco uregulować ten mój skręt ;).

Kosmetyki Tahe zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Okazuje się, że czasami (z naciskiem ;)) mogę nawet użyć myjadła opartego na delikatniejszych detergentach, jeśli tylko nie odżywiałam włosów przed myciem. I ba - taka opcja bardzo fajnie sprawdza się w myciu "na szybciocha" ;). Maska odżywia na bogato i dba o locze, a krem (mimo obaw) jest stylizatorem, do którego śmiało mogę wrócić. 

Z ciekawostek muszę koniecznie Wam przekazać, że Tahe ma też maski dedykowane do nakładania przed myciem - obecnie myślę o wypróbowaniu którejś ;).

Chętnie poznam Wasze obecne kosmetyki pielęgnacyjne do włosów ;)

Komentarze

  1. Cała seria wydaje się być bardzo interesująca, muszę wypróbować szczególnie szampon i maskę, bo po lecie moje włosy przypominają siano ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam tej marki, będę musiała trochę poszperać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również pierwszy raz słyszę o tej marce ale wydaje się być bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam marki, trochę droga, ale może ktoś kiedyś mi kupi takie produkty na prezent to byłabym zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe kosmetyki , ne znałam tej marki, ceny troszke wysokie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, ale może kiedyś, jak się rozhulają, to ceny spadną ;)

      Usuń
  6. Super ;) Ja o nich czytałam tylko u Ciebie i Karoliny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. jestem bardzo ich ciekawa, nie słyszałam o nich wcześniej

    OdpowiedzUsuń
  8. Podobają mi się Tw0je loczki ;-) a tej firmy nie znam ;-(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz