Domowa uprawa imbiru - ależ proszę!


Przez jakieś 28 lat mojego życia uważałam się za ogrodniczy antytalent. Każdą roślinę potrafiłam unicestwić, chociaż nie robiłam tego z rozmysłem :D. Odmieniło mi się mocno, gdy zamieszkałam "na swoim" - o atmosferę i wygląd mieszkania, które współdzielę z mężem zabiegam jakoś bardziej ;). W tej chwili współdzielimy kwadrat z trzema storczykami, miniaturową różą, skrzydłokwiatem, dwoma aloesami, czterema sukulentami nieznanej nazwy (ale z jednej siejki powstały), awokado, draceną, kalanchoe i fiskusem... fikusem znaczy się :D. Jest także spory las w słoiku, i to wszystko w malutkim mieszkaniu ;D. 

Do niedawna był z nami także imbir, ale naszymi rękami dokonał w końcu uprawnego żywota. Jak do tego doszło?

Korzeń imbiru - wyhodowany w doniczce

Kupiliśmy w markecie kawałek świeżego imbiru (do jakiegoś orientalnego dania), ale oczywiście, typowo - było go za dużo :D. Bezpańska pozostałość leżała na regale zawinięta w woreczek, nie niepokojona przez nikogo... . A przy okazji któryś kolejnych porządków moim oczom ukazał się piękny, dorodny, zielony kiełek. Niewiele myśląc wsadziliśmy go do nieszczególnie dużej doniczki (co okazało się sporym błędem...) ze zwykłą ziemią ogrodniczą i umieściliśmy na parapecie. 

Szybko okazało się, że nasz nowy roślinny kolega bardzo lubi duże ilości wody (był obficie podlewany co drugi dzień), a jeśli jego potrzeby są zrealizowane rośnie jak głupi. Nie minęły 3 tygodnie od zasadzenia, gdy musieliśmy szukać nowej, dużo większej doniczki, gdyż stara zaczęła przypominać swoim kształtem jajo i groziła rozerwaniem. W międzyczasie pojawiły się też pędy - w końcowym momencie było ich 5 - cztery o wysokości 1-1,2m (tak, aż tyle!) z liśćmi oraz jeden, typowo kwiatowy, dużo niższy (możecie go obejrzeć na Instagramie).

Z racji, że nie mogliśmy sobie pozwolić na jeszcze większą doniczkę (a ta, całkiem spora, groziła dezintegracją), nadszedł czas na poważną decyzję: jak przekwitnie, go to wykopujemy i oceniamy zbiory :D. W międzyczasie nabijaliśmy się, że którejś nocy w końcu rozerwie swoje domostwo i nas zeżre ;). Nie zdążył.

Po wykopaniu i wielokrotnym stosowaniu naszego korzenia w różnych wariantach mogę powiedzieć tyle - wyhodowany w domowym zaciszu imbir smakuje tak jak "sklepowy". Po wyczyszczeniu i wysuszeniu trzyma się długo w temperaturze pokojowej - wykopaliśmy go końcem grudnia, a reszta korzenia ma się jak najlepiej i nadal dobrze smakuje ;).

Jeśli macie kawałek świeżego imbiru pod ręką - polecam spróbować ;). Naczytałam się trochę w sieci o mozole uprawy imbiru, ale jakoś w ogóle jej nie odczułam ;).

Hodowaliście coś egzotycznego w przeszłości lub obecnie? Pochwalcie się ;)

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Aż do tego przypadku również nic takiego nie robiłam ;)

      Usuń
  2. u mnie było tak samo, odkąd mieszkam sama dbam o wystrój i mam sporo kwiatów, które uwielbiam, dziś nawet kupiłam nową odmianę sansewiery, słyszałam o rozmnażaniu imbiru. używam go codziennie. rano zrobiłam kolejny zapas antygrypiny, której biorę 2-4 łyżeczki dziennie (imbir, czosnek, sok z cytryn, pomarańczy, dużo kurkumy i miód) muszę kupić nowy korzeń i zasadzić w wielkiej donicy na balkonie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogrodnictwo i zielarstwo mam we krwi;) głównie namiętnie hoduje storczyki. Z nietypowych roślin miałam awokado wyhodowane z pestki, teraz także drzewko cytrynowe, również wysiane z pestki. Chyba się skuszę i na imbir:).

    OdpowiedzUsuń
  4. Zainspirowałaś mnie, też muszę zacząć uprawiać imbir!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. O ogrodniczych antytalentach coś niestety wiem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może pojawi się u nich przebudzenie ogrodniczej mocy jak u mnie :D

      Usuń

Prześlij komentarz