Kosmetyki Venita: seria BIO i ziołowe farby do włosów - same hity!

Sezon na kosmetyki bazujące na naturze uważam za nadal otwarty w mojej kosmetyczce :D. Ostatnio, dzięki współpracy z polską marką Venita odkryłam kosmetyki z ich linii BIO oraz... ziołowe farby do włosów, które są de facto są mieszankami naturalnej henny, Cassi i indygo (oczywiście w zależności od wybranego koloru) bez żadnych zbędnych dodatków. Jak dla mnie to bardzo dobry kierunek rozwoju <3. Sama nie zamierzam na razie zmieniać Cassi na prawdziwą, "kolorową" hennę, jednak chętnie posłucham o Waszych doświadczeniach z mieszankami koloryzującymi Venity <3.



Trafiło do mnie całe morze BIO wspaniałości: od szamponów poprzez odżywki, hydrolaty, kremy do rąk, pomadki ochronne aż po kurację przeciw wypadaniu włosów. Niektóre z tych cudów już wytrwale testuję, więc możecie się spodziewać sporych dawek recenzji :D.


Dobrze zbilansowane składy zawierające ponad 90% składników pochodzenia naturalnego nastawiają mnie bardzo pozytywnie i przy okazji budzą duże nadzieje na świetne efekty stosowania. Szczególnie kusi mnie szampon micelarny - mam dobre wspomnienia ze stosowania produktów tego typu i mam nadzieję, że i tutaj się nie zawiodę. Pomadka wylądowała już w kieszeni płaszcza, krem do rąk - w torebce, a hydrolat pod lustrem w łazience jako podkład pod peeling kawitacyjny <3. Również opinie już pojawiające się w sieci podkręcają moje wymagania :D.

Może tak rozszerzenie tej linii o kosmetyki do makijażu? To dopiero byłaby cudowna wiadomość :D. 

Jeśli macie jakieś doświadczenia z linią BIO marki Venita - koniecznie podzielcie się nimi!

Naturalne farbowanie siwych włosów - co nowego?

Zaczęłam mocniej zwracać uwagę na moje siwe włosy - to chyba objaw zbliżających się trzydziestych urodzin :D. Nie rażą mnie jakoś bardzo - mam tak nieokreślony kolor włosów, że na razie nie straszą nikogo, ale są dobrym motywatorem do regularnego, naturalnego farbowania Cassią. O tym zielsku już niejednokrotnie mogliście tutaj przeczytać:


Tym razem jednak, korzystając z fantastycznego zbiegu okoliczności (kupon -20% oraz bon upominkowy :D) odwiedziłam drogerię Pigment z zamiarem wypróbowania czegoś innego niż czysta Cassia. Po tej wizycie moje pudełeczko zawierające specyfiki do farbowania włosów wygląda tak:


Cassia pochodzi ze sklepu Pole Henny, natomiast pozostałe cuda to już nabytki świeże, "Pigmentowe" ;). 

Cassia (Pole Henny)


Przerzuciłam już chyba kontener tego ziółka w różnych kombinacjach i wariacjach. Nadaje moim włosom piękny, miodowy odcień i odrobinę je... przyciemnia ;). Pamiętajcie też, ze efekt po Cassii zależy od wyjściowego koloru włosów i nie ma ona właściwości rozjaśniających - dostarcza żółtego barwnika włosom. 

W wielu miejscach czytałam również, że hennowanie i cassiowanie osłabia skręt włosów kręconych i falowanych. Na swoim przykładzie uważam jednak, że jest to sprawa bardzo indywidualna - u mnie Cassia znakomicie podbija skręt i daje wrażenie grubszych włosów ;). W moich zapasach czekają dwa takie opakowania :D.

Co do moich pozostałych "farb ziołowych" - są to mieszanki Cassi z różnego rodzaju dodatkami. Początkowy plan zakupowy zakładał, że wrócę do domu z pełnowymiarowymi produktami Sattvy (jasny i ciemny blond), ale z uwagi na brak tego pierwszego musiałam zadowolić się próbką.

Sattva Naturalna ziołowa farba do włosów Jasny blond


Skład:


Jest to mieszanka dwóch rodzajów Cassi, rumianku, aksamitki, amli i neem. Piorunujących zmian na moich dość ciemnych włosach się nie spodziewam, ale chcę ocenić moc barwienia siwulców ;).

Sattva Naturalna ziołowa farba do włosów Ciemny blond


Skład:


Dwa rodzaje Cassi, henna, rumianek, aksamitka, amla, neem i kurkuma - po takim zestawie ziół chyba spodziewam się mocniejszego efektu kolorystycznego niż po jej jaśniejszej siostrze ;). Jak będzie w praktyce - zobaczymy.

Uczciwie muszę powiedzieć, że nie miałam w planie zakupu blondów Khadi. Większość z nich zawiera niestety indygo, które może sprawić sporo zielonych niespodzianek podczas chemicznego rozjaśniania i jest bardzo trudne do wypłukania (sposób na jego wypłukanie znajdziecie w tym poście). W obliczu braku mojej upatrzonej Sattvy zaczęłam jednak przeglądać produkty Khadi i... oto jest produkt bez indygo w składzie:

Khadi Naturalna farba do włosów Sunrise


Skład:


Cassia i henna - prostszej mieszanki już chyba nie dało się stworzyć, ale dla mnie to coś nowego ;). Ciekawi mnie tylko, czy dodatki henny sprawią, że na moich włosach pojawi się rudawy poblask - to byłaby kolejna odmiana :D.

Póki się da będę starała się trzymać naturalnych metod farbowania włosów, bo obawiam się wypadania po rozwiązaniach chemicznych :(. A jak farbowanie włosów wygląda u Was?

Cassia po raz nie wiadomo który - bez mycia ;)



Temat Cassii, czyli "neutralnej" henny, która nadaje włosom złotego odcienia przewijał się na moim blogu wielokrotnie. Co by nie przedłużać - zakochałam się w tym zielsku od pierwszej aplikacji :D. Poniżej znajdziecie wpisy doskonale opisujące ten stan:




Schemat do tej pory miałam raczej stały: 
  • przygotowanie Cassii rano na przegotowanej, gorącej wodzie/naparze z rumianku
  • pozostawienie mieszanki na cały dzień w ciepłym miejscu
  • czasami: dodanie soku z połowy cytryny
  • wymieszanie z lekką odżywką w stosunku mniej więcej 1:1 (dla łatwiejszego nakładania)
  • mycie włosów szamponem
  • nałożenie mieszanki pod folię i ręcznik na 2-6h
  • mycie szamponem.
Efekt był zacny - piękny, miodowy poblask pięknie ożywia moje nieco myszowate kudły, a dodatkowo ładnie ukrywa pojedyncze siwulce, które mam. Ostatnio przy zmywaniu mieszanki z włosów nabrałam ochoty za eksperymenty. Zawsze kończyłam farbowanie użyciem szamponu, bo obawiałam się pozostałości papki na włosach. Tym razem stwierdziłam, że w razie potrzeb będę mieć czas na awaryjne mycie kudeł i jedynie je wypłukałam (chociaż muszę przyznać - bardzo obficie xD). Udało się bez wpadek ;).


Włosy po myciu były mocno tępe w dotyku, ale po wyschnięciu to uczucie ustąpiło. Jest trochę nieporządku, ale też zdjęcie zostało zrobione dzisiaj, po 48h od zabiegu, więc już dwa razy zostały przemaglowane poduszką, a nadal nadają się na wersję rozpuszczona ;). Nie zauważyłam osławionego utleniania koloru, ale może dlatego, że mam stosunkowo ciemny blond na głowie.

Wszystkie inne plusy jednak odczuwam - wizualne pogrubienie włosów, utrwalenie loków (za czym świadczy powyższa obserwacja) i miodowy poblask <3. Dzięki niemu siwki są dużo mniej widoczne, a ja sama nabrałam jakiegoś takiego wiosennego nastroju ;).

Obecnie kusi mnie testowanie mieszanek ziół do włosów blond (jasny, słoneczny, miodowy blond) różnych marek. Jakie macie z nimi doświadczenia? Skłaniam się ku Sattvie, ale szukam wszelkich opinii.

Włosowy weekend: Cassia i inne cuda



Od bardzo dawna nie pokazywałam Wam swoich włosów. W tym czasie rosły radośnie, czekając na fryzjera xD. Jak już skończy się najnudniejszy dla nauczyciela czas w roku (czyli pilnowanie na maturach :P) muszę koniecznie odwiedzić Pana Dawida i ogarnąć mój pierdzielnik. Oficjalnie mogę powiedzieć - moje włosy nie były takie długie chyba nigdy xD. 

Moja pielęgnacja nie jest zbyt rozbudowana - średnio raz w tygodniu (czyli co 3 mycia) nakładam przed myciem coś odżywczego (olej, maskę, miks), myję włosy dwukrotnie "mocnym rypaczem" i nakładam na kilka chwil niewielką ilość produktu do spłukiwania. Następnie osuszam włosy, plopinguję i ugniatam ze stylizatorem. Zwykle śpię też w mokrych bądź wilgotnych włosach, bo po suszarce nie wyglądają najlepiej, a schną... godzinami xD.

Tym razem postanowiłam kudły dopieścić, a przy okazji ukryć kilka moich siwulców moim ulubionym zielskiem - Cassią ;). Na temat jej barwiącego działania (nie rozjaśniania!) pisałam już więcej TUTAJ, stworzyłam też małe kompendium na jej temat TUTAJ. O moich wcześniejszych efektach po-Cassiowych przeczytać możecie TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ ;). Z Cassi robię nawet maseczkę na twarz, która sprawdza się świetnie i, mimo moich początkowych obaw, nie farbuje mojej skóry - KLIK. Do całego rytuału pielęgnacyjnego wykorzystałam takie oto cuda:

pielęgnacja włosów zestaw

Kopiastą łyżeczkę Cassii zalałam gorącą wodą (nie wrzącą!) w takiej ilości, by osiągnąć konsystencję gęstej śmietany. Zrobiłam to rano (około 8), a około 16 umyłam włosy dwukrotnie Szamponem łopianowym Herbal Care Farmony i nałożyłam pewnego rodzaju gloss, ale nie hennowy, tylko cassiowy ;). Do Cassii dołożyłam łyżeczkę miodu i dwie łyżki maski Aloe Vera Dr Sante. Całość wymieszałam aż do uzyskania jednolitej konsystencji i nałożyłam na włosy. Zawinęłam je w folię spożywczą i paradowałam z turbanem z ręcznika przez 4h (a tak poważnie to przysnęło mi się przy filmie i stąd tak długa ekspozycja ;)).

Na zakończenie spłukałam mieszankę i umyłam włosy jednokrotnie Szamponem aloesowym Equilibra i wystylizowałam jak zwykle. Dawno moje włosy nie wyglądały tak dobrze:

pielęgnacja włosów kręconych

Przyzwyczajam się powoli do mniejszego i mniej regularnego skrętu (ze względu na długość), ale tęsknię za włosami krótszymi. Całe moje zapuszczanie kudeł to ukłon w stronę mojego M. - może wytrzymam z nimi do ślubu, potem zetnę xD. Niemniej jednak teraz widzę w pełni efekty pielęgnacji - kiedyś przy tej długości dół miałabym dosłownie wygryziony, a teraz - jest całkiem mięsisty ;). Niemniej jednak nie planuję mieć włosów po tyłek - wtedy już na pewno widać by było moją pięciocentymetrową gęstość (o taką KLIK) xD. Siwulce się schowały, włosy wyglądają wizualnie na gęstsze i grubsze, a i loki są nieco mocniejsze. To w Cassii uwielbiam <3.

U fryzjera planuję odświeżyć kształt fryzury i być może nieco skrócić całość do dalszego zapuszczania. Mam nadzieję, że ureguluje to nieco mój skręt i nieco go zwiększy na dłużej ;).

Jak się mają Wasze włosy? ;)

Katha - alternatywa dla indygo w hennie bez ryzyka "glona" (zielonych włosów)?



Czy są wśród Was osoby farbujące włosy henną bądź planujące to w przyszłości? Do tej pory osiągnięcie brązów lub czerni mieszankami hennowymi wymagało dodatku indygo - barwnika, który potrafił być po pewnym czasie bardzo kłopotliwy. Utlenione indygo ma kolor zielony i to właśnie ono w czasie rozjaśniania hennowanych brązami i czernią włosów daje efekt popularnego glona. A z zielonymi włosami trudno jest wygrać...

Wiele z Was próbowało mojej metody wypłukiwania henny i indygo, którą opisywałam TUTAJ. Musicie jednak pamiętać, że najlepiej działa ona na barwnikach nieutlenionych. Na glonie natomiast może nie zrobić najmniejszego wrażenia. Katarzyna podrzuciła mi jednak bardzo interesujące info o innej alternatywie dla ciemnych kolorów, która zwie się katha. Barwnik ten pojawił się ostatnio "na wypróbowanie" w sklepie Pole Henny, skąd też pochodzi poniższe zdjęcie:


Brązowy proszek otrzymywany jest z akacji catechu i suma (obstawiam, że jest to kora bądź ekstrakt  niej i drewna).Wg właścicieli sklepu daje ciepłe, terakotowe brązy i przełamuje brązy już w ilości 20g na 100g mieszanki (czyli może wystarczyć nawet jedna łyżka ;), a im więcej, tym kolor jest ciemniejszy). Ciekawe, jak z uzyskiwaniem bardzo ciemnych kolorów przy jej użyciu - da radę czy też nie? ;)

Na zagranicznych stronach poświęconych farbowaniu henną jest dostępna już od dawna, więc może ktoś z Was ma z nią już jakieś doświadczenia i może podzielić się wrażeniami? Temat zaciekawił mnie bardzo mocno i myślę, że możecie się jeszcze spodziewać wpisów o barwniku katha (p.s. kurczę, Kasiowy barwnik :D).

Gdy już będę musiała farbować włosy raczej będę celować w mój obecny odcień bądź coś jaśniejszego, ale kto wie... może zmienię zdanie i to byłaby naprawdę fantastyczna opcja ;).

Czym farbujecie swoje włosy?

Na pierwsze siwulce - Cassia ;)



Mój naturalny kolor włosów nie przestaje mnie zaskakiwać ;). Mimo tego, że oglądam swoje włosy w lustrze codziennie umknął mi pewien ważny fakt - siwieję coraz mocniej. Widać sztuczne światło w mojej łazience w połączeniu z kolorem moich włosów pozwoliło mi dość długo żyć w nieświadomości ;). Dopiero wcieranie wcierki przy lustrze w domu rodzinnym mnie oświeciło. Płakać nie będę z tego powodu - i tak matka natura długo odwlekała ten moment (kobiety w mojej rodzinie w większości już w okolicach dwudziestki były mocno przyprószone siwizną). Farbowania chemicznego nieco się obawiam z kilku powodów:
  • Sama się go nie podejmę, bo bardzo chciałabym, by dobrana farba bądź ich mieszanka dała efekt jak najbardziej zbliżony kolorystycznie do naturalnego odcienia.
  • Obawiam się nieco także o stan moich kudeł - może i są niskoporowate oraz dość odporne, ale z farbowaniem nie miały do czynienia w czasach świadomej pielęgnacji. Nie wiadomo jak by się to skończyło :P.
Szybko pomyślałam więc o hennie Cassia, która niejeden już raz gościła na moich włosach. Pisałam o niej sporo:


Tutaj natomiast znajdziecie dwie "pigułki" na temat tego zielska:


Tym razem rozrobiłam neutralną hennę z odrobiną wrzątku do konsystencji gęstej śmietany i od razu dodałam dwie łyżki maski Kallos Caviar (recenzja - KLIK!), łyżkę płynnego miodu i sok z połowy cytryny. Nie zostawiłam mieszanki nawet na chwilę "do rozwinięcia/zaparzenia" - akcję przeprowadziłam spontanicznie ;). Mieszankę nałożyłam obficie na suche włosy, owinęłam folią, zabezpieczyłam ręcznikiem i nosiłam około półtora godziny. Później dwukrotnie umyłam włosy szamponem, nałożyłam odrobinę odżywki do spłukiwania, spłukałam całość i wystylizowałam fryzurę jak zwykle.

Liczyłam na ukrycie moich siwulców - nie zawiodłam się ;). Poniżej znajdziecie dwa zdjęcia - pierwsze wykonane w mocniejszym świetle, drugie - przy pochmurnej pogodzie.



Fryzura nabrała pięknego, miodowego poblasku. Na razie, po dwóch myciach, nadal nie widać białych włosków. Znaczy wiecie - wiem, gdzie są, przyglądając się dokładnie nadal mogę pokazać, które włosy nie mają koloru, ale dla kogokolwiek innego są nie do znalezienia. Balejaż gratis xD. Nie mówiąc już o tym, że zapewne większość z Was wie, jak bardzo lubię efekt pogrubienia włosów po Cassi i brak jakichkolwiek efektów ubocznych (na moich włosach oczywiście - należy pamiętać, że Cassia, jak prawie każde zioło, może włosy przesuszyć, stosowana w nadmiarze bądź nieodpowiednio).

Z całą pewnością poprawię regularność stosowania Cassi na moich włosach i póki będzie się dało z jej pomocą będę przeciągać w czasie konieczność farbowania chemicznego. Myślę, że niektóre blondynki i szatynki także mogą wypróbować to zioło w kontekście zastępczego farbowania. Zaznaczam także, że nie mam nic przeciwko chemicznemu farbowaniu - obawiam się jednak, jak moje wychuchane kudły na nie zareagują. Nie chcę wysłać lat pielęgnacji na zieloną trawkę jednym nieprzemyślanym ruchem ;).

Czy dotyczy Was już problem siwych włosów? Podzielcie się doświadczeniami ;).

P.S. Korzystając z okazji życzę Wam wszystkim zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Wielkanocnych ;).