Włosowy weekend: Cassia i inne cuda
Od bardzo dawna nie pokazywałam Wam swoich włosów. W tym czasie rosły radośnie, czekając na fryzjera xD. Jak już skończy się najnudniejszy dla nauczyciela czas w roku (czyli pilnowanie na maturach :P) muszę koniecznie odwiedzić Pana Dawida i ogarnąć mój pierdzielnik. Oficjalnie mogę powiedzieć - moje włosy nie były takie długie chyba nigdy xD.
Moja pielęgnacja nie jest zbyt rozbudowana - średnio raz w tygodniu (czyli co 3 mycia) nakładam przed myciem coś odżywczego (olej, maskę, miks), myję włosy dwukrotnie "mocnym rypaczem" i nakładam na kilka chwil niewielką ilość produktu do spłukiwania. Następnie osuszam włosy, plopinguję i ugniatam ze stylizatorem. Zwykle śpię też w mokrych bądź wilgotnych włosach, bo po suszarce nie wyglądają najlepiej, a schną... godzinami xD.
Tym razem postanowiłam kudły dopieścić, a przy okazji ukryć kilka moich siwulców moim ulubionym zielskiem - Cassią ;). Na temat jej barwiącego działania (nie rozjaśniania!) pisałam już więcej TUTAJ, stworzyłam też małe kompendium na jej temat TUTAJ. O moich wcześniejszych efektach po-Cassiowych przeczytać możecie TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ ;). Z Cassi robię nawet maseczkę na twarz, która sprawdza się świetnie i, mimo moich początkowych obaw, nie farbuje mojej skóry - KLIK. Do całego rytuału pielęgnacyjnego wykorzystałam takie oto cuda:
Kopiastą łyżeczkę Cassii zalałam gorącą wodą (nie wrzącą!) w takiej ilości, by osiągnąć konsystencję gęstej śmietany. Zrobiłam to rano (około 8), a około 16 umyłam włosy dwukrotnie Szamponem łopianowym Herbal Care Farmony i nałożyłam pewnego rodzaju gloss, ale nie hennowy, tylko cassiowy ;). Do Cassii dołożyłam łyżeczkę miodu i dwie łyżki maski Aloe Vera Dr Sante. Całość wymieszałam aż do uzyskania jednolitej konsystencji i nałożyłam na włosy. Zawinęłam je w folię spożywczą i paradowałam z turbanem z ręcznika przez 4h (a tak poważnie to przysnęło mi się przy filmie i stąd tak długa ekspozycja ;)).
Na zakończenie spłukałam mieszankę i umyłam włosy jednokrotnie Szamponem aloesowym Equilibra i wystylizowałam jak zwykle. Dawno moje włosy nie wyglądały tak dobrze:
Przyzwyczajam się powoli do mniejszego i mniej regularnego skrętu (ze względu na długość), ale tęsknię za włosami krótszymi. Całe moje zapuszczanie kudeł to ukłon w stronę mojego M. - może wytrzymam z nimi do ślubu, potem zetnę xD. Niemniej jednak teraz widzę w pełni efekty pielęgnacji - kiedyś przy tej długości dół miałabym dosłownie wygryziony, a teraz - jest całkiem mięsisty ;). Niemniej jednak nie planuję mieć włosów po tyłek - wtedy już na pewno widać by było moją pięciocentymetrową gęstość (o taką KLIK) xD. Siwulce się schowały, włosy wyglądają wizualnie na gęstsze i grubsze, a i loki są nieco mocniejsze. To w Cassii uwielbiam <3.
U fryzjera planuję odświeżyć kształt fryzury i być może nieco skrócić całość do dalszego zapuszczania. Mam nadzieję, że ureguluje to nieco mój skręt i nieco go zwiększy na dłużej ;).
Jak się mają Wasze włosy? ;)
Tym razem postanowiłam kudły dopieścić, a przy okazji ukryć kilka moich siwulców moim ulubionym zielskiem - Cassią ;). Na temat jej barwiącego działania (nie rozjaśniania!) pisałam już więcej TUTAJ, stworzyłam też małe kompendium na jej temat TUTAJ. O moich wcześniejszych efektach po-Cassiowych przeczytać możecie TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ ;). Z Cassi robię nawet maseczkę na twarz, która sprawdza się świetnie i, mimo moich początkowych obaw, nie farbuje mojej skóry - KLIK. Do całego rytuału pielęgnacyjnego wykorzystałam takie oto cuda:
Kopiastą łyżeczkę Cassii zalałam gorącą wodą (nie wrzącą!) w takiej ilości, by osiągnąć konsystencję gęstej śmietany. Zrobiłam to rano (około 8), a około 16 umyłam włosy dwukrotnie Szamponem łopianowym Herbal Care Farmony i nałożyłam pewnego rodzaju gloss, ale nie hennowy, tylko cassiowy ;). Do Cassii dołożyłam łyżeczkę miodu i dwie łyżki maski Aloe Vera Dr Sante. Całość wymieszałam aż do uzyskania jednolitej konsystencji i nałożyłam na włosy. Zawinęłam je w folię spożywczą i paradowałam z turbanem z ręcznika przez 4h (a tak poważnie to przysnęło mi się przy filmie i stąd tak długa ekspozycja ;)).
Na zakończenie spłukałam mieszankę i umyłam włosy jednokrotnie Szamponem aloesowym Equilibra i wystylizowałam jak zwykle. Dawno moje włosy nie wyglądały tak dobrze:
Przyzwyczajam się powoli do mniejszego i mniej regularnego skrętu (ze względu na długość), ale tęsknię za włosami krótszymi. Całe moje zapuszczanie kudeł to ukłon w stronę mojego M. - może wytrzymam z nimi do ślubu, potem zetnę xD. Niemniej jednak teraz widzę w pełni efekty pielęgnacji - kiedyś przy tej długości dół miałabym dosłownie wygryziony, a teraz - jest całkiem mięsisty ;). Niemniej jednak nie planuję mieć włosów po tyłek - wtedy już na pewno widać by było moją pięciocentymetrową gęstość (o taką KLIK) xD. Siwulce się schowały, włosy wyglądają wizualnie na gęstsze i grubsze, a i loki są nieco mocniejsze. To w Cassii uwielbiam <3.
U fryzjera planuję odświeżyć kształt fryzury i być może nieco skrócić całość do dalszego zapuszczania. Mam nadzieję, że ureguluje to nieco mój skręt i nieco go zwiększy na dłużej ;).
Jak się mają Wasze włosy? ;)
Dawno już ich nie pokzywałaś :) lubię czytać Twoje "włosowe weekendy " :)
OdpowiedzUsuńCzym teraz stylizujesz? :)
Mam na wykończeniu stary żel z Rossmanna, kupiłam... Syossa xD
UsuńMoje cienkie, gęste i proste domagają się powolutku cięcia i je dostaną - całe 25cm pójdzie na fundację. Wkurza mnie, że same końce są zdrowe, ale na długości mam pełno połamanych końcówek. Ponieważ za 3 miesiące zaczną lecieć garściami - zapuszczę jeszcze dwa cm i ciachnę. Zawsze to mniej do wyciągania z odpływu.
OdpowiedzUsuńPiękna inicjatywa!
UsuńWow! Jakie piękne, gęste loki! Kochana w zestawieniu widzę kosmetyk marki Equilibra, a ja cenię sobie bardzo właśnie tę linię do włosów :)
OdpowiedzUsuńOdkryłam Equilibrę dopiero niedawno (wcześniej tylko o niej słyszałam/czytałam) ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż znalazłam odpowiedź, więc usuwam pytanie :)
UsuńMam nietypowe pytanie - czy twoim zdaniem włosy "przyspieszane" do porostu np. wcierkami są tej samej jakości co włosy, które wyrosły w standardowym dla siebie tempie? Czy są takiej samej grubości, równie mocne? Może z racji zawodu miałaś okazję oglądać takie włosy pod mikroskopem? :)
OdpowiedzUsuńDokładnie takie same, ewentualnie, jeśli geny na to pozwalają - nieco pogrubione ;). Organizm przyspiesza wzrost włosów dopiero, gdy ma tyle budulca i dobroci, by nie oszczędzać na jakości.
UsuńMasz naprawdę piękny kolor włosów.
OdpowiedzUsuńMoje mają się świetnie - odkąd kupiłam fryzjerskie nożyczki i ścina mi je siostra, nie mam rozdwojeń. Odkąd odstawiłam pielęgnację, przerzuciłam się na szampon z silikonami i silikonową odżywkę d/s (raz na dwa tygodnie maska proteinowa) włosy wyglądają jak milion dolarów. Suszę na słońcu, suszę suszarką, rozczesuję mokre, śpię w rozpuszczonych... zapewne w końcu je to skrzywdzi, ale obecnie jakoś mnie to nie obchodzi. :)
Jestem dobitnym dowodem na to, że naturalnym włosom praktycznie nic nie trzeba. xD
Łojej, siostra ścina nie nożyczki, tylko włosy. Ach, ta niezgodność podmiotów.
UsuńŚpię w mokrych i jakoś nie zamierzam tego zmieniać... xD.
UsuńDziękuję!
A nie jest Ci zimno? :D
UsuńNie, wygrzana jestem xD
UsuńMoje- jak już wiesz ;) spotykają się z fryzjerem w ten piątek. Długość przejściowa w pełni i bałagan jak się patrzy :)
OdpowiedzUsuńReszta bez zastrzeżeń, są zdrowe i nadal lubią pielęgnacje minimum.
Powodzenia! :D
Usuńsuper blog
OdpowiedzUsuń