Wpływ stresu na włosy - moja historia

Tak - pewnie czekaliście na produkt, suplement lub zioło na porost włosów o podobnie świetnym działaniu jak kozieradka, spray Anti Hair Loss, Kaminomoto, serum Radical czy wiele innych preparatów. Okazuje się jednak, że nie wszystko da się załatwić tego typu środkami, lekami czy suplementami. Czasami po prostu trzeba zacząć pracować nad sobą - jak się okazuje także dla swoich włosów. 


Jestem nerwusem od zawsze - nie ma tutaj czego ukrywać. Jak już się zagotuję to ciężko jest mi się uspokoić, choć bardzo często tego po mnie nie widać. W gratisie od czasów podstawówki mam też nerwicę, która daje w zasadzie tylko objawy somatyczne: bóle żołądka, mdłości, problemy ze snem, nerwobóle w klatce piersiowej. Nigdy jednak nie zauważyłam z tego powodu wzmożonego wypadania kudeł (w zasadzie zaliczałam tylko typowe "sezonowe linienie", nie licząc epizodu z szamponem Babydream), ale chyba po prostu nie miałam z czym porównać grubości swojej kitki, bo jako dziecko nie interesowałam się włosami jakoś szczególnie. Nawet pokazywałam Wam w przeszłości moje mizerne owłosienie w tym oraz tym poście. Na szczęście mi się udało - moje kręciołki świetnie maskują mizerną gęstość.

Czy pracowałam nad swoją osobowością, nerwami i nerwicą? A pewnie! Bardzo dobry okres zaliczyłam w liceum, gdzie prawie nie miałam przykrych objawów, a i byłam ogólnie spokojniejsza. W tym okresie jednak namiętnie katowałam włosy prostowaniem i farbami Palette, więc z wiadomych względów nie zauważyłam włosowej poprawy. Potem było gorzej: studia, praca, dom, mieszkanie - ilość stresu tylko wzrastała, a wraz z nią ja czułam się gorzej. 

Ponad rok temu mocno zmieniłam otoczenie (praca pozostała ta sama, więc tutaj poziomu stresu nie zmienię ;)), zaczęłam mocniej pracować nad sobą i swoim opanowaniem, co zaowocowało ustąpieniem mojej koleżanki ze szkolnej ławy. Tak sobie żyłam spokojnie, aż Blondynka zasugerowała mi w komentarzu, że włosy mi zgęstniały. Początkowo sądziłam, że jedynie ułożyły się dość fotogenicznie, ale przy okazji kupiłam gumkę do włosów (nadal nie używam :D). Jakie było moje zdziwienie, gdy przy dość mocnym ściśnięciu zobaczyłam 7cm, a po maksymalnym (gdy już zmarszczki na twarzy zaczęły mi się prostować :D) nie dało się zejść poniżej 6,5cm w obwodzie kucyka! Wiem - dla większości z Was to żaden wynik i żadna zmiana, ale dla mnie to jedno wielkie WOW! 

Mam też spore nadzieje na jeszcze pewną poprawę, bo sporo bejbików ma 10-12cm i nie udało mi się ich złapać. 

Stres, jak widać, potrafi sporo zmienić w naszym życiu i czuprynach, a jego wpływu nie zniweluje najlepsza pielęgnacja czy dieta. Warto o nim myśleć w swojej walce o zdrowe i piękne włosy ;).

Czy udało Wam się zagęścić włosy? Jeśli tak - to w jaki sposób? ;)

Ponad rok temu (w zasadzie to prawie półtora roku temu)

Dr Sante Anti Hair Loss, Spray stymulujący porost włosów - świetny produkt w niskiej cenie i... z najlepszym atomizerem!

Do kosmetyków firmy Elfa Pharm mam duży sentyment. To oni jako pierwsi postanowili wspomóc rozwój mojego bloga - i tak trwa to już 7,5 roku ;). Co pewien czas mam okazję testować ich nowości, i w taki sposób poznałam kilku swoich ulubieńców. Krem na powieki i pod oczy Atopy Tolerance, maski Dr Sante czy płyn micelarny Bishoyo to tylko pojedyncze przykłady kosmetyków Elfa Pharm, które zagościły na dłużej w mojej łazience. Tym razem miałam okazję gruntownie przetestować Spray stymulujący porost włosów z serii Anti Hair Loss.


Butla z atomizerem to rozwiązanie, które w przypadku wcierek szczególnie mi odpowiada - w inny sposób ciężko mi należycie dotrzeć do skóry głowy :D. To najwygodniejszy atomizer na świecie - dzięki rozwiązaniu rodem z płynów do szyb :D. Całość jest trwała, ładna i całkiem czytelna. 

150ml tego sprayu kosztuje... 10zł bez promocji, a obecnie na stronie producenta nawet 7,50zł!. Naprawdę tanio :D.

Skład:

Aqua, Hydrolyzed Lupine Seed Extract, Lepidium Meyenii Root Extract, Polysorbate 20, Cetrimonium Chloride, Arginine, Acetyl Tyrosine, PEG-12 Dimethicone, Calcium Pantothenate, Zinc Gluconate, Niacinamide, Ornithine HCL, Polyquaternium-11, Citrulline, Hydrolyzed Soy Protein, Glucosamine HCL, Arctium Majus Root Extract, Panax Ginseng Root Extract, Biotin, Parfum, Propanediol, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Sodium Benzoate, Lactic Acid, Phenoxyethanol, Disodium Succinate, Benzoic Acid, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool

Bazą dla tego produktu są ekstrakty z łubinu, łopianu, żeń-szenia i pieprzycy peruwiańskiej wzbogacone aminokwasami: argininą, modyfikowaną tyrozyną, cytruliną i ornityną. Do tego zawiera: pantotenian wapnia, glukonian cynku, niacynamid, glukozaminę, biotynę oraz hydrolizowane proteiny sojowe. Koniec składu to regulatory pH, kompozycja zapachowa oraz konserwanty. W drugiej linijce znajduje się modyfikowany silikon - łatwy do zmycia. 

Już sam skład daje spore nadzieje na naprawdę zacny efekt porostowy i przeciw wypadaniu włosów. Nawet do silikonu nie mam uwag - wiele zacnych wcierek zawiera podobny składnik kondycjonujący, by aplikacja nie wywoływała miliona "antenek" przy skórze głowy. 

Bezbarwny płyn o kwiatowym, dość intensywnym zapachu pozostawia delikatne uczucie lepkości. 

Wcierkę, jak każdy inny produkt tego typu, wcieram tylko przed myciem włosów (czyli co 2-3 dni), na 15-60 minut przed nim. Cóż mogę powiedzieć - wypada mi naprawdę minimalna ilość włosów (przy myciu prawie nie ma czego wyciągać z odpływu, a nie czeszę włosów), a kucyk rokuje na dalsze zwiększenie obwodu, bo z bejbików mogę sobie drugą fryzurę zrobić :D. Oczywiście, zmniejszenie wypadania to nie tylko jego zasługa ( o głównym motorze zagęszczenia mojej czupryny napiszę Wam niedługo), ale pozytywna skala tego zjawiska na pewno została przez niego zwiększona. Długość włosów również bardzo dobrze reaguje na niego - po kilkukrotnej aplikacji przed myciem miałam naprawdę megaloki, ale moje włosy lubią bomby proteinowe tego typu. Skóra głowy nie zareagowała na ten spray w żaden negatywny sposób, jednak przed pierwszą aplikacją warto wykonać domową próbę uczuleniową.

Szczerze polecam testy, szczególnie przy tym połączeniu ceny i działania! A jaka jest Wasza ulubiona wcierka?

Vis Plantis 01. Basil Element - analizy składów gorących, włosowych nowości!



Muszę się Wam do czegoś przyznać - o pojawieniu się tej linii kosmetyków produkowanych przez Elfa Pharm pod szyldem Vis Plantis wiedziałam od kilku miesięcy. Nie chciałam psuć Wam niespodzianki (i dodatkowo zaburzać działań promocyjnych firmy ;)). Z niecierpliwością tuptałam w tym czasie nogami, więc podsumowania 2016 roku muszą jeszcze poczekać ;). W końcu włosowe nowości kosmetyczne to to, co lubię najbardziej. Przy tworzeniu tego posta wspomogłam się grafikami i składami ze sklepu producenta.


Linia 01. Basil Element składa się z mleczka, odżywki, maski i szamponu, a całość dedykowana jest walce z wypadaniem włosów. Interesująco, prawda? Jeszcze ciekawiej zrobi się po przejrzeniu składów ;). 

Vis Plantis Basil Element, Szampon przeciw wypadaniu włosów


Skład: AQUA, SODIUM C14-16 OLEFIN SULFONATE, LAURETH-2, GLYCERIN, COCAMIDE DEA, LAURAMIDOPROPYL BETAINE, POLYQUATERNIUM-70, PEG-40 HYDROGENATED CASTOR OIL, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, COCOS NUCIFERA OIL, OCIMUM BASILICUM HAIRY ROOT CULTURE EXTRACT, PARFUM, DIPROPYLENE GLYCOL, GLUCOSE, SORBITOL, SODIUM GLUTAMATE, UREA, SODIUM PCA, GLYCINE, LACTIC ACID, HYDROLYZED WHEAT PROTEIN, PANTHENOL, DISODIUM EDTA, POTASSIUM SORBATE, SODIUM BENZOATE, CITRIC ACID, LINALOOL

Mimo tego, że mnie samej nie jest po drodze z szamponami bazującymi na delikatnych detergentach (problemy z domyciem włosów), doceniam każde nowe, delikatne myjadło na polskim rynku. Ten produkt bazuje na łagodnych, amfoterycznych i jonowych detergentach (sulfonowych zamiast siarczanowych) zaprawionych sporym dodatkiem gliceryny. Znajdziemy w nim także filmformer i morze olejów (uwodorniony rycynowy, słonecznikowy, kokosowy), jednak ufam, że nie pogorszy to mocy myjącej tego szampony. W połowie składu pojawia się lekko tajemniczy ekstrakt z bazylii odpowiedzialny za powstrzymanie wypadania, zagęszczenie i wzmocnienie czupryny. Po zapachu pojawiają się jeszcze humektanty (np. glikole, glukoza, sorbitol, mocznik, pantenol) oraz niewielkie dodatki aminokwasu (glicyny) i protein pszenicznych. Zawiera również konserwanty (bez parabenów) i regulatory pH.

300ml tego szamponu kosztuje 19,99zł. Przyznam, że skład jest naprawdę zacny i mimo wątpliwości dotyczących siły myjącej - chętnie bym go wypróbowała ;). Osoby o wrażliwszych skalpach (szczególnie nie tolerujących mocnych detergentów siarczanowych) powinny mieć go na uwadze.

Vis Plantis Basil Element, Mleczko wzmacniające przeciw wypadaniu włosów

Skład: AQUA, CETEARYL ALCOHOL, BEHENTRIMONIUM CHLORIDE, PARFUM, CYCLOPENTASILOXANE, QUATERNIUM-80, SILK AMINO ACIDS, LINUM USITATISSIMUM SEED OIL, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, COCOS NUCIFERA OIL, OCIMUM BASILICUM HAIRY ROOT CULTURE EXTRACT, PROPYLENE GLYCOL, PANTHENOL, POTASSIUM SORBATE, SODIUM BENZOATE, LACTIC ACID, LINALOOL, GERANIOL, LIMONENE

Mleczko, a w zasadzie mgiełka (sądząc po atomizerze), wg opisu producenta ma służyć zarówno jako wcierka jak i produkt stylizująco-zabezpieczający po myciu. Przed zapachem znajdziemy w składzie emolient syntetyczny oraz kondycjoner, a tuż po nim - dla filmformery (silikon i quaterium). Zawiera również aminokwasy jedwabiu, oleje: lniany, słonecznikowy, kokosowy, ekstrakt z bazylii oraz nawilżacze (humektanty: glikol propylenowy, pantenol). Znajdziemy w nim także regulatory pH i konserwanty (bez parabenów).

150ml mleczka kosztuje 19,99zł. Przy stosowaniu tej mgiełki w roli produktu bez spłukiwania trzeba uważać na obecność aminokwasów - uwaga ta jest skierowana do posiadaczy włosów wrażliwych na obecność tych składników i protein. Mnie natomiast dużo mocniej pociąga w roli wcierki - jeśli będę miała okazję nie omieszkam jej tak przetestować. Niektórych może odrzucać obecność filmformerów - pamiętajmy jednak, że wiele osławionych znakomitymi wynikami wcierek także je posiada.

Vis Plantis Basil Element, Odżywka wzmacniająca przeciw wypadaniu włosów

Skład: AQUA, CETEARYL ALCOHOL, CYCLOPENTASILOXANE, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, CETRIMONIUM CHLORIDE, PROPYLENE GLYCOL, BEHENTRIMONIUM METHOSULFATE, KERATIN AMINO ACIDS, COCOS NUCIFERA OIL, OCIMUM BASILICUM HAIRY ROOT CULTURE EXTRACT, DIMETHICONE, PARFUM, PANTHENOL, DISODIUM EDTA, CITRIC ACID, LINALOOL

300ml odżywki kosztuje 29,99zł. Odżywka jest składowo dość podobna do mleczka, jednak kolejność składników jest inna (a więc i ich zawartość). Tuż po alkoholu tłuszczowym znajdziemy silikon oraz olej słonecznikowy. Dalszą część składu stanowią kondycjonery i glikol propylenowy sowicie doprawione aminokwasami keratyny, olejem kokosowym i ekstraktem z bazylii. Całość zamyka drugi silikon, kompozycja zapachowa i konserwanty (bez parabenów).

300ml tej odżywki kosztuje 29,99zł. Może być ciekawym wyborem na zimę jako produkt mocno emolientowy z rozsądnym dodatkiem aminokwasów. Można także poważnie przemyśleć jej nałożenie na skórę głowy przed myciem po wykonaniu domowej próby uczuleniowej.

Vis Plantis Basil Element, Maska wzmacniająca przeciw wypadaniu włosów

Skład: AQUA, CETEARYL ALCOHOL, QUATERNIUM-80, PHENYL TRIMETHICONE, CETRIMONIUM CHLORIDE, GLYCERIN, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, AMODIMETHICONE, CETYL ALCOHOL, BEHENTRIMONIUM METHOSULFATE, COCOS NUCIFERA OIL, LINUM USITATISSIMUM SEED OIL, PROPYLENE GLYCOL, TRIDECETH-12, OCIMUM BASILICUM HAIRY ROOT CULTURE EXTRACT, C10-40 ISOALKYLAMIDOPROPYLETHYLDIMONIUM ETHOSULFATE, ARGANIA SPINOSA KERNEL OIL, PARFUM, SODIUM BENZOATE, POTASSIUM SORBATE, LACTIC ACID, LINALOOL

200ml maski kosztuje 29,99zł. Doczekałam się w końcu w tej serii produktu typowo emolientowego, bez protein ;). Zestaw emolientów syntetycznych (w tym filmformerów: silikonów i quaterium) wzbogacony został tutaj olejami (słonecznikowy, kokosowy, lniany, arganowy), humektantami (nawilżaczami: gliceryną, glikolem propylenowym) oraz tytułowym ekstraktem z bazylii. Całość zamykają zapachy, regulatory pH i konserwanty (bez parabenów).

Solidny produkt na zimę - zabezpieczy, ujarzmi kosmyki i nabłyszczy. Może sprawdzę, jakie działanie w praktyce na porost włosów będzie miał tak emolientowy skład w połączeniu z ekstraktem z bazylii ;).

Podsumowując - niewiele miałam doświadczeń z ekstraktem z bazylii w kosmetyce ani też (chyba) nie miałam okazji przetestować jego działania na porost włosów. Dlatego też, jeśli zdecydujecie się na zakup jakiegoś produktu z tej serii - chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach ;).

Mleczko, odżywka czy maska - co wybrać na początek? Trudne sprawy pierwszego świata... xD

Kaminomoto Hair Growth Accelerator II - wcierka godna uwagi



Wcierki, wcierki, wcierki - większość z nas miała przynajmniej jedno podejście do produktów tego typu. Kosmetyki te mają za zadanie odżywić skórę głowy (i mieszki włosowe) oraz przyspieszyć przepływ krwi w tym rejonie. Najbardziej pożądanym efektem tych działań jest przyspieszony przyrost i zagęszczenie włosów. Przerobiłam w swoim włosomaniaczym żywocie wiele wcierek. Ostatnią była Kaminomoto Hair Growth Tonic II, a obecnie (również we współpracy z Sachi-Azjatyckie Sekrety Piękna) stosuję Kaminomoto Hair Growth Acelerator II. Ciekawi, jak się u mnie sprawdziła? ;)


Solidna, masywna butelka z ciemnego szkła (ochrona przed światłem) to typowe opakowanie toników Kaminomoto. Kontakt takiej butelki z podłogą może skończyć się niewesoło ;). Opakowanie posiada zakraplacz, aczkolwiek nie mam pojęcia, jak tylko z jego wykorzystaniem ekonomicznie wetrzeć tonik w skórę głowy. Ponownie wspomogłam się strzykawką (można też użyć pipetki czy butelki z atomizerem, wedle życzeń).


Kartonik, w który zapakowana jest wcierka, posiada napisy w języku polskim oraz estetyczny, apteczny wygląd.

180ml tego toniku kosztuje 149zł - sporo, ale nie tragicznie. Dzięki kodowi: KOAL.0816 można uzyskać 10% rabat na wszystkie kosmetyki w sklepie Sachi.pl

Skład:


To wcierka etanolowa, ale jak pewnie wiecie - moja skóra głowy lubi się z "wódeczką" ;). Sole sodowe kwasów fumarowego i bursztynowego wykazują działanie regulujące w procesie złuszczania naskórka (są stosowane chociażby w leczeniu łuszczycy), przypisuje im się także działanie przeciwwrzodowe, przeciwświądowe, detoksykujące i przeciwnowotworowe. Glikol butylenowy wraz z gliceryną i pantenolem odpowiadają za nawilżenie i łagodzenie wszelkich podrażnień skóry. PEG-ylowana pochodna oleju rycynowego jest natomiast składnikiem natłuszczającym (pod koniec składu). Zawiera ekstrakty z: rozmarynu, isodonu i szupinu. Zawiera mentol i witaminę E oraz konserwanty (bez parabenów i kompozycji zapachowej).

Skład dość krótki, ale jest w nim wszystko, co trzeba: promotor przejścia (etanol), substancje nawilżające, antyseptyczne, regenerujące oraz ekstrakty.

Ma postać lekko żółtej cieczy o alkoholowym, ziołowo-męskim, (dla mnie) przyjemnym zapachu. Po kilku chwilach od wtarcia nie jest wyczuwalny na włosach (przynajmniej otoczenie nic na ten temat nie mówiło, a zwykle smrodki komentują ;)).


Wcierałam ten tonik przez 7 tygodni (wcześniej przez ponad miesiąc nie stosowałam nic na skórę głowy) codziennie zużywając jednorazowo 1,5-2ml preparatu. Tak niewielkie zużycie udało mi się osiągnąć dzięki strzykawce ;). Dzięki wyrobionej już wcześniej technice wcierania nie dorobiłam się przyklapu ;). 

Obecnie mam około pół buteleczki tej wcierki - plus za wydajność. 

Obecnie mam dość stresujący okres - nowa praca, egzaminy, cuda na kiju. Wcieranie tego kosmetyku rozpoczęłam w momencie, gdy włosów zaczęło mi wypadać około 1,5 raza więcej niż zwykle (zabawne, akurat miałam wtedy rozmowę o pracę i egzamin na prawko xD), ale trwało to dopiero od kilku dni. 

W dwa tygodnie było po problemie. Włosów znów wypada malutko (chociaż stres nadal jest - ale mniejszy), skóra głowy jest zadowolona (żadnego swędzenia czy też podrażnienia), a na linii czoła ponownie pojawiły się 0,5-1cm bejbiki (podobnie, jak przy stosowaniu wcześniejszej wcierki Kaminomoto). 

Nie wpływa na świeżość włosów - przy wysokich temperaturach niewiele potrafi powstrzymać moje włosy przed potopem xD. Zamierzam wcierać ją także na jesieni, więc wtedy dodam obiektywny dopisek o wpływie na świeżość skóry głowy.

Mój standardowy przyrost to 2cm na miesiąc, więc w ciągu 7 tygodni włosy powinny urosnąć o 3cm. A urosły: wg "odrostu": 4cm (uważam ten pomiar za bardziej miarodajny), wg pasemka: 4,5cm - co daje średnio 4,25cm. Potwierdzam więc - przyspiesza porost, gdyby ktoś z Was był zainteresowany zakupem ;).

Co obecnie wcieracie? ;)
loading...

Esencja Andrea - dlaczego mi z nią nie po drodze?



Zdarzyło się Wam kiedyś, że jakiś kosmetyk Was dosłownie "atakował" - dosłownie z każdej strony? ;). Pewnie tak. Zresztą, także w przeszłości miałam takie historie. 

Tym razem pytaliście mnie o esencję Andrea - specyfik dodawany do szamponu/odżywki/innej wcierki/wcierany przez niektórych solo w skórę głowy (niewłaściwe skreślić ;)). Po otrzymaniu w krótkim czasie kilkunastu wiadomości dotyczących tego kosmetyku (a szczególnie tego, czy zamierzam go stosować) zaczęłam trochę o nim czytać. Koniec końców postanowiłam przygotować post, by w razie potrzeby mieć dokąd odsyłać ;).

Esencja Andrea dostępna jest na Aliexpressie (skąd też pochodzi zdjęcie) i czasami na Allegro (i innych sklepach internetowych) w buteleczkach (20ml) z ciemnego szkła - w niskiej cenie. Jak już wspominałam - wciera się ją po mocnym (zwykle 3ml esencji na 100ml szamponu/wcierki/odżywki/olejku) rozcieńczeniu w skórę głowy.

Nie zamierzam tutaj wątpić w efekty (które w niektórych przypadkach są zacne) ani nikogo odwodzić od jej spróbowania. Sama jej jednak raczej nie przetestuję - chyba, że znajdzie się europejski dystrybutor, który przebada i będzie dostarczał ten specyfik ze sprawdzonego źródła, które zapewni powtarzalność składu.

Przyznaję z żalem, że wzmianki o różnych konsystencjach i kolorach produktu pobudziły moją bujną wyobraźnię. Nigdy nie ukrywałam, że bardziej cenię włosy, które już na głowie mam niż te, które ewentualnie mogłabym mieć ;). Boję się sprawdzić na własnej skórze i włosach co naprawdę jest w środku - a nuż trafię na podróbkę z nie wiadomo czym w środku? Z własnych doświadczeń wiem, że podróbka może nawet wyglądać i pachnieć jak oryginał, a w środku mieć skład absolutnie nieoryginalny. 

Kosmetyki azjatyckie nie obowiązuje konieczność podawania składu wg norm INCI ("other natural ingredients" chociażby), więc nawet przetłumaczenie chińskiego składu mnie nie przekonało. Podobna historia dotyczyła kosmetyków rosyjskich - jednak te, trzeba przyznać, mają dystrybutora na rynek UE (więc podlegają kontroli).

Nie jestem absolutnie źle nastawiona do kosmetyków z Azji: testowałam Kaminomoto (KLIK!), testuję Misshę, jednak używam egzemplarzy, które przeszły przez sito kontroli. Wiadomo - w sicie bywają dziury, ale tak czuję się bezpieczniej i za taki kosmetyk jestem w stanie zapłacić więcej ;).

Używacie tej esencji? A może myślicie o stosowaniu? ;)
loading...

Kaminomoto Hair Growth Tonic II – dla zadowolonej skóry głowy



Wcierki i kuracje dla skóry głowy – temat rzeka. Jedne są bardziej popularne, inne mniej, a jeszcze inne atakują mnie z każdej strony ;). Tak było produktami Kaminomoto – w wielu Waszych wiadomościach przemycany był wątek ich skuteczności. Pokusiliście mnie skutecznie, przez co zdecydowałam się na testy Kaminomoto Hair Growth Tonic II – we współpracy ze sklepem Sachi-Azjatyckie Sekrety Piękna


Tonik zapakowany jest w solidną butelkę z ciemnego szkła – ochrona takich produktów przed dostępem światła zawsze jest mile widziana. Kontakt takiego opakowania z podłożem może się jednak skończyć źle ;). Buteleczka posiada także ładny, zewnętrzny kartonik kojarzący się wyglądem z produktami aptecznymi. Można się przyczepić do otworu – zakraplacz nie sprawdza się przy wcieraniu preparatu w skórę głowy. Wystarczy jednak zaopatrzyć się w butelkę z atomizerem, strzykawkę (z niej sama korzystałam) bądź pipetkę by ułatwić proces aplikacji. 


180ml toniku kosztuje 139zł – sporo, ale jeszcze nie dramatycznie. 

Skład INCI (na potrzeby rynku europejskiego): Aqua, Alcohol, Sodium Fumarate (and) Sodium Succinate, Butylene Glycol (and) Thymus Vulgaris Extract, Glycerin, Isodon Trichocarpus Extract, Sophora Angustifolia Root Extract, Menthol, O-cymen-5-ol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Salicylic Acid, Hinokitol. 

Kaminomoto Hair Growth Tonic II to wcierka etanolowa, jednak moja skóra głowy na tego typu produkty reaguje bardzo dobrze. Widać ten promotor przejścia naskórkowego jej odpowiada ;). Sole sodowe kwasów fumarowego i bursztynowego wykazują działanie regulujące w procesie złuszczania naskórka (są stosowane chociażby w leczeniu łuszczycy), przypisuje im się także działanie przeciwwrzodowe, przeciwświądowe, detoksykujące i przeciwnowotworowe. Glikol butylenowy wraz z gliceryną i pantenolem odpowiadają za nawilżenie i łagodzenie wszelkich podrażnień skóry. PEG-ylowana pochodna oleju rycynowego jest natomiast składnikiem natłuszczającym (pod koniec składu). Zawiera ekstrakty z: tymianku, isodonu i sofory (szupinu). Znajdziemy w nim także mentol, witaminę E, kwas salicylowy oraz dwa konserwanty. 

Skład krótki, ale jednocześnie zawiera wszystko, czego trzeba: promotor przejścia (a nawet dwa – etanol i gliceryna), substancje łagodzące, nawilżające, antyseptyczne i regulujące proces rogowacenia oraz ekstrakty, które mają za zadanie pomóc w zagęszczeniu czupryny. 

Ma postać bezbarwnego, wodnistego płynu o alkoholowo-ziołowo-męskim zapachu, średniej intensywności. Mnie on odpowiada, ale jestem fanką takich nut ;). 



Wcierałam ten tonik systematycznie (codziennie!) od 24 marca (łącznie – 7 tygodni), zużywając codziennie 1,5-2ml preparatu (aplikowałam go po myciu bądź wieczorem w dni „bez mycia”). Masaż palcami po aplikacji trwał około 10-15 sekund. 

Okazało się, że taką ilością można bez problemu pokryć całą skórę głowy, a nakładając w odpowiedni sposób (robiąc „przedziałki” i masując poprzez wsuwanie palców między włosy – jakbyśmy chciały je przeczesać, ale nie do końca ;)) jednocześnie nie dorobić się nieestetycznego przyklapu. Do tej pory korzystałam jedynie z atomizerów – wtedy nakładałam zbyt dużo i przychlast był… za każdym razem ;). 

Obecnie zostało mi około pół buteleczki, więc za wydajność mogę dodać plusa. Zapach toniku jest niewyczuwalny po wchłonięciu/wyschnięciu. 

Początek moich testów złożył się w czasie z sezonowym wypadaniem włosów, które (chyba ze względu na nadmiar pracy) było wyjątkowo intensywne. Włosy na ciuchach, wielkie „kocury” w odpływie – dawno tego nie doświadczyłam w takiej skali. Po około 2 tygodniach stosowania z zadowoleniem zauważyłam, że włosów wypada zauważalnie mniej, a po 3 tygodniach wszystko wróciło do starej normy. W kolejnych tygodniach zauważyłam jeszcze dodatkowe ograniczenie wypadania – obecnie ilość włosów, które wyciągam z sitka odpływu jest o jakieś 20% mniejsza niż normalnie. 

Wspominałam Wam, że obawiałam się obciążenia przy codziennym wcieraniu? Okazało się, że ten tonik wręcz wydłużył czas świeżości włosów między myciami z dwóch do spokojnie trzech, a nawet czasami czterech dni. Skóra głowy jest odświeżona i czysta. Zauważyłam również ładne pokolenie 0,5-1cm babyhair’ów (bejbików), o których ojcostwo nie mogę posądzić nic innego (by zapewnić obiektywność testów nie stosuję od dawna żadnej wewnętrznej suplementacji). Przy mojej mizernej gęstości i objętości kucyka jest to efekt bardzo mnie radujący ;). 

Mój standardowy przyrost to 2cm na miesiąc (specjalnie zmierzony na poczet testów). W ciągu 7 tygodni włosy powinny mi się wydłużyć o 3cm. Po kuracji dokonałam dwóch pomiarów – na pasemku i na „odroście”. Wg pasemka przyrost wynosi 4cm, wg odrostu - 3,5cm (różnice wynikają z tego, że mam włosy kręcone i pomiar pasemkowy jest obciążony pewnym błędem). Na średnio: 3,75cm. Zanotowałam więc przyspieszenie porostu pomimo tego, że producent w przypadku tego kosmetyku tego nie obiecuje. 

Ten produkt Kaminomoto (jak i cała seria) nie jest tani, jednak jeśli kogoś kusi – potwierdzam, działa ;). 

Słyszeliście kiedykolwiek o tej wcierce?
loading...

Nowa, ciekawa wcierka Aloevit (Kosmed) - analiza składu i egzemplarze dla Was ;)



Na samym wstępie szybkie pytanie - jak podoba się Wam upgrade szablonu? ;).

We współpracy z firmą Kosmed będę mieć okazję do przetestowania ich nowej wcierki. Chodzi o Aloevit, płyn odżywczo - wzmacniający do włosów i skóry głowy.


Bardzo zaciekawił mnie fakt, że jest to pierwsza wcierka, którą producent zaleca wcierać 2-3 razy w tygodniu także w opcji "przed myciem". 5-10 minut "trzymania" wydaje mi się wprawdzie zbyt krótkim okresem, ale pół godziny już brzmi dobrze ;).

Pervoe Reshenie, Przepisy babci Agafii, Naturalny ziołowy tonik przeciw wypadaniu włosów - wart uwagi!



Spostrzeżenie wakacyjne: urlop sprzyja u mnie wcieraniu, zaprawdę ;). Wygrzebałam kupiony jakiś czas temu Naturalny ziołowy tonik przeciw wypadaniu firmy Pervoe Reshenie z linii Przepisy babci Agafii i w ostatnim okresie intensywnie go wcierałam. Niedawno dobił dna. Czas więc na recenzję ;).


Wcierka znajduje się w miłej dla oka buteleczce z matowego, ciemnozielonego plastiku z ładnie dobranymi etykietami (pisanymi grażdanką). Z tyłu znajduje się także naklejka polskiego dystrybutora. Butelka zamykana jest "na klik", jednak w przypadku wcierki dużo lepiej sprawdziłby się atomizer lub wyprofilowany aplikator. Przelałam go do butelki po mgiełce.

Niedziela dla włosów: emulgowanie oleju



Dajecie jakoś radę w tym upale? ;) Przyznaję, że sama czuję się nie najgorzej, ale wizja jeszcze ponad tygodnia w takich temperaturach trochę przeraża...

Prawdopodobnie też w związku z upałami moje włosy zaczęły strzelać fochy. Nawet po typowym dla mnie minimum (szampon + odrobina lekkiego produktu d/s) były widocznie obciążone... Przypadek jednak sprawił, że chyba znalazłam metodę na moje niskopory ;).

O emulgowaniu oleju maską czy odżywką wspominałam już niejeden raz na blogu. Schemat tego sposobu jest prosty - na naolejowane włosy nakładamy odżywkę, pozostawiamy na chwilę (pojęcie względne: od kilku minut do kilku godzin ;)) i myjemy. Dostosowałam ten sposób do własnych wymagań i w ten sposób pozbyłam się przychlastu ;).

Wykorzystałam:
  • tonik przeciw wypadaniu włosów Pervoe Reshenie (nałożony na skórę głowy na 3h przed myciem)
  • olej z orzecha włoskiego, nałożony na włosy na 3h przed myciem
  • balsam Romantic Anti-age, nałożony na 10 minut przed myciem na naolejowane włosy, następnie włosy zwilżyłam wodą, balsam "spieniłam" masowaniem (oto i modyfikacja emulgowania) i spłukałam kłaczki
  • szampon Joanna z wrzosem - podwójne mycie
  • odżywkę Balea Figa i Perła nałożyłam na 3 minuty, po czym spłukałam
  • wystylizowałam włosy jak zwykle.

Włosowy produkt, którego nie chciałam kupić, a jednak... kupiłam.



Sytuacja dość ciekawa - w moich zbiorach wylądował produkt, na którym przy każdej możliwej okazji wieszałam psy :P. Co jest tego powodem? Oczywiście - zmiana składu. A tym produktem jest woda brzozowa marki Isana, prosto z Rossmanna. 

Wczorajsze ulewy zmotywowały mnie w pewnym momencie do przeczekania deszczu w jakimś budynku, a że w pobliżu był Rossmann... Finał jest znany :P. Przechadzając się leniwie alejkami natrafiłam na promocję na wodę brzozową Isany (3,99zł) i bezwiednie wzięłam ją do ręki. Odwróciłam butelkę, obejrzałam skład, zrobiłam minę o.O i... wpakowałam do koszyka ;).


Włosowy "coming out" po raz drugi - włosomaniaczka z mizerną gęstością



Gęstość, gęstość, gęstość... większość włosomaniaczek o niej marzy ;). Nie każda jednak ją posiada, z różnych względów: od błędów pielęgnacyjnych, poprzez korzystanie z bardzo ingerencyjnych zabiegów fryzjerskich poprzez względy chorobowe i... geny. U mnie problemem są dwa ostatnie aspekty, więc lepiej zapewne nigdy nie będzie.

Pokazałam Wam już w zeszłym roku mój mizerny kucyk (tutaj post). Kiteczka o obwodzie 5cm (w lepszych momentach około 6cm) absolutnie nie powala niczym, natomiast przy rozpuszczonych włosach nie raz i nie dwa dostaję komplementy na temat "burzy loków". Loki wspaniale oszukują, dzięki czemu mam nadzieję na zapuszczenie dłuższej, ładnej fryzury. Nie byłoby to jednak możliwe bez odpowiedniego cięcia. 

Przypadkiem, przy okazji farbowania maską Inebrya Kromask, wykonałam zdjęcie, które śmiało kwalifikuje się pod włosowy "coming out". Nadal nie zamierzam nikogo czarować - włosy mam cienkie i na dodatek jest ich mało. Na dowód:

Chmiel i proso kontra moja czupryna ;)


 
W ostatnim czasie testuję na swoim czerepie kupne wcierki - ot, taki kaprys i zachciewajka ;). Dziś napiszę kilka słów o produkcie, którego skład został mi dość dawno temu podrzucony przez znajomą Wizażankę i wtedy nie wzbudził mojego zachwytu w stosunku do ceny. Los jednak chciał, że na jednym ze spotkań blogerskich trafił w moje ręce ten właśnie kosmetyk, więc postanowiłam sprawdzić jego działanie w praktyce ;).

Przedstawiam Wam Lotion przeciw wypadaniu włosów Subrina Recept.