Jedwabnie, ale czy fajnie?
Moje włosy naprawdę lubią proteiny, i to w całkiem sporych ilościach - zwykle jednak moje "bomby proteinowe" zawierają głównie keratynę bądź kolagen. Z pewną ciekawością przetestowałam serię Joanny Jedwab: maskę (150 ml), odżywkę(200 ml), szampon(200 ml_ i spray ułatwiający rozczesywanie (150 ml). W zależności od miejsca każdy z tych produktów kosztuje 5-9 zł.
Wszystkie kosmetyki tej serii posiadają wspólną, jak dla mnie kwiatowo - słodką nutę zapachową (chociaż widziałam też sugestie o proszku do prania - mi się tak nie kojarzy ;)), która lekko mnie męczy.
Spray:
Opakowanie: Butelka z atomizerem o nieprzesadzonej grafice. Na pewno ją w przyszłości wykorzystam, bo wykonana jest bardzo solidnie ;).
Skład:
Dużo gliceryny, jeden filmformer i sporo alkoholu izopropylowego, na który moje włosy nie reagują. Tytułowy jedwab znajduje się w połowie składu. Zawiera długą litanię środków zapachowo-konserwujących.
Działanie: Przyznam szczerze, że bardzo rzadko widuje puch na swoich włosach. Jednak ten produkt jest najbardziej puchorodnym spray'em jakiego w życiu miałam - chyba nic mnie tak nie puszyło, jak on. Wypróbowałam go wraz z jego innymi jedwabnymi braćmi oraz po zestawie, który nigdy nie generował u mnie grzywy lwa - efekt jest identyczny, włosy nadają się jedynie do spięcia lub do ponownego mycia. Pewnie to wina dużej ilości gliceryny.
Opakowanie: Kształt typowy dla produktów Joanny. Wygodne zamknięcie, pozwalające na dokładne dozowanie produktu oraz możliwość postawienia szamponu do góry kołami - jak najbardziej na plus.
Skład:
Gdyby nie polyquaterium oraz pochodna gumy guar mógłby zostać uznany za szampon mocno oczyszczający. Tytułowy jedwab znajduje się niewiele przed zapachem.
Konserwowany m.in. DMDM-Hydantoiną - uwaga wrażliwcy.
Konsystencja: Dość lejąca, ale nie na tyle, by kosmetyk uciekał nam przez palce.
Działanie: Moje włosy w ostatnim czasie polubiły się z filmformerami, dzięki którym są bardziej zdefiniowane i ujarzmione. Szampon ten naprawdę przypadł mi do gustu - myje (może nie na poziomie skrzypienia, ale całkiem zacnie), nie kołtuni, nie powoduje świądu mojej skóry głowy ani zwiększonego wypadania. Dzięki niemu chyba wpadłam na to, że moje włosy w sezonie jesienno-zimowym oczekują ode mnie sporej ilości oblepiaczy.
Odżywka:
Opakowanie: Mogę powiedzieć dokładnie to samo, co przy szamponie ;).
Skład:
Emolientów oblepiających mamy tutaj całkiem spore grono: silikon, quaterium i parafina. Jedwabiu niewiele, za to znów mamy do czynienia z bogatą kompozycją zapachowo - konserwującą.
Konserwowana DMDM Hydantoiną - uwaga wrażliwcy.
Konsystencja: Dość gęsta, jednak nie utrudnia wydobycia produktu z opakowania.
Maska:
Opakowanie: Miękka tuba, całkiem poręczna i łatwa w obsłudze, chociaż wyciśnięcie kosmetyku do ostatniej kropli może sprawiać pewien problem (bez rozcinania opakowania :P).
Skład:
Ponownie: filmformery(parafina, polyquaterium, silikony) w otoczeniu innych emolientów i substancji ułatwiających zmycie maseczki. Gliceryna i jedwab pojawiają się w niewielkich ilościach.
Zawiera IPA i DMDM - Hydantoinę: uwaga wrażliwcy.
Konsystencja:
Bardziej gęsta od odżywki.
Działanie: Odżywkę i maskę podsumuję wspólnie, gdyż ich działanie jest bardzo podobne - maska posiada jedynie większy potencjał obciążający (jak dla mnie). Obie całkiem nieźle spisywały się na moich włosach - poprawiały skręt, utrwalały go bez nadmiernego obciążenia (chyba, że przesadziłam z ilością, co zdarzyło mi się raz). Wszystko jednak do czasu...
Widać nawet niewielkie ilości jedwabiu używane do każdego mycia oddziałują na moje włosy. Po trzecim odżywkowaniu z serią Jedwab spotkałam się z dość dawno nie widzianym na moim głowie efektem kaczuszki: włosy były nadmiernie miękkie i fruwające, ze sporą dawką puchu. Jedno mycie "bez jedwabiu" sprawiło, że wszystko wróciło do normy.
Tak więc - fajne produkty, ale stosowane... w niezbyt wysokiej częstotliwości :P.
Miałyście coś z tej serii?
P.S. Odpowiem na Wasze maile najpóźniej w weekend, za co przepraszam - pakuję się i kompletuję papierologię do praktyk ;).
Każdy włos co innego chce, jakoś musimy sobie z tym radzić :D
OdpowiedzUsuńja nie używałam nic z tej serii i jakoś mnie nie kusi ;P
To prawda ;)
UsuńZupełnie mnie te kosmetyki nie kuszą.
OdpowiedzUsuńZresztą mam spory zapas produktów do włosów, więc omijam je w drogeriach.
Mój zapas też próbuje mnie powstrzymać, ale niezbyt mu to wychodzi :P
UsuńMam te produkty co ty i ja najbardziej lubie szampon:)
OdpowiedzUsuńTo jak ja :D
UsuńSkłady bardzo nieciekawe, a szampon mnie trochę kusił :P
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu nie zwracam aż takiej uwagi na składy kosmetyków "nie do twarzy" ;)
UsuńNie miałam żadnego z tych kosmetyków, więc teraz wiem na co zwrócić uwagę :) Co prawda moje włosy nie potrzebują wygładzania, ale idzie zima, będzie suche powietrze, włosy będą się elektryzować- odżywka się przyda ;)
OdpowiedzUsuńSuche powietrze już odczuwa mój nos :/
UsuńNie stosowałam żadnego i sama nie wiem czy będę, bo póki co kocham się w Yves Rocher ;-)
OdpowiedzUsuńMam z wymianki dwie ich maski, ale jeszcze nie wiem, co o nich sądzić ;)
UsuńNo jeszcze nie miałam nic z Joanny, ale chciałabym w końcu coś spróbować :)
OdpowiedzUsuńKoszt tych prób będzie niewielki ;)
Usuńmam szampon i nie jestem zbytnio zadowolona ;/
OdpowiedzUsuńMi akurat podpasował ;)
UsuńNie przepadam za produktami Joanny. Zawsze mnie rozczarowywały. Po Twojej recenzji, na pewno po nie sięgnę...
OdpowiedzUsuńJa kocham kilka ich szamponów odżywki bez spłukiwania na pewno ;)
UsuńCiekawa recenzja - czy zdjecia mialy wygladac tak trupio w celu zniechecenia konsumenta?
OdpowiedzUsuńOprócz tego, że moje ręce wyglądają trupio ( w rzeczywistości - i pewnie będą tak wyglądać do maja :P) to nieszczególnie widzę, żeby te zdjęcia odbiegały od innych.
UsuńNadal nie mam fotograficznych zdolności, nadal mam cienki jak barszcz aparat i dodatkowo na światło też nie mogę liczyć ;).
Nie miałam absolutnie nic z tej serii ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie interesowała mnie ta seria, zawsze dokraplalam sobie proteinek do maski i bylo ok. protein w psikaczu nie lubie
OdpowiedzUsuń