Pierniczki, wanilia i daktyle ;) + przyrodnicza ciekawostka



Istnieje kilka produktów, których zapach kocham, za to spożywać... niekoniecznie lubię :P. Zalicza się do nich na pewno kawa, a oprócz tego wszelkie wiktuały waniliowe oraz jakże świąteczne pierniczki korzenne. Przyprawę korzenną mogłabym zapachowo "ćpać", tak samo jak wanilię, natomiast spożycia produktów z nimi nie reflektuję ;).

Nie mogłam się powstrzymać przed wzięciem udziału w testach zestawu od Farmony, zawierającego peeling i balsam do ciała o zapachu korzennych pierniczków z lukrem oraz krem do rąk o zapachu wanilii i indyjskich daktyli.

Balsam


Opakowanie: Butelka z twardego plastiku, poręczna, o działającej na kubki smakowe grafice ;). Zamykana na pstryk, dość delikatny - upadek z niewielkiej wysokości spowodował jego uszkodzenie.

Pojemność / cena: 225ml / 12-14 zł.

Skład:


Znajdziemy w nim mieszankę emolientów, z parafiną i masłem shea na czele. Zawiera także silikon oraz kopolimery. Pod koniec składu pojawia się ekstrakt z imbiru oraz miodu, i inulina.

Konserwowany parabenami, zawiera sporo barwników - uwaga wrażliwcy.

Konsystencja:


Gęsty, beżowy krem.

Zapach: Intensywnie pachnie piernikami :D.

Działanie: Dla mnie jest to typowy balsam codzienny - nie do zadań specjalnych ;). Nawilża, natłuszcza, nie pozostawia oślizgłej warstwy, piernikowy zapach na ciele jest delikatny, po godzinie od aplikacji już niewyczuwalny. Z większymi przesuszeniami (takimi, jakie mam obecnie na łokciach) niestety sobie nie radzi, muszę posiłkować się czymś dużo tłustszym.

Jego największymi zaletami są szybkość wchłaniania (mogę się nim nakremować nawet rano, a już po chwili ubrać się) i zapach - osobiście doznaję węchowego orgazmu :D. Nie należy jednak przesadzać z ilością, bo gdy nałożymy bardzo grubą warstwę może plamić odzież.

Krem do rąk:


Opakowanie: Miękka tuba z waniliowo-daktylową grafiką. Ponownie - dość niesolidny pstryczek.

Pojemność / cena: 100ml (+30 ml) / 7-9 zł.

Skład


Znajdziemy tutaj mieszankę emolientów, m. in.: parafiny, masła shea, olejów: kokosowego, słonecznikowego, wosk pszczeli. Oprócz tego silikony oraz ekstrakt z wanilii i daktyli.

Konserwowany parabenami - uwaga wrażliwcy.

Konsystencja


Dość gęsty, biały krem.

Zapach: Mimo intensywnego "niuchania" nie wyczuwam wanilii, jedynie lekko daktylową, słodką nutę.

Działanie: Zapach mnie delikatnie rozczarował - oczekiwałam rasowej wanilii, której zapach mogłabym czuć wokół siebie, a dodatkowo - jest bardzo nietrwały, dłonie pachną może przez 5 minut od aplikacji. Dłonie nawilża i natłuszcza średnio - to także typ codzienniaka szybkowchłanialnego, bez tłustej warstwy, jednak ze spierzchniętą i popękaną skórą dłoni nie da sobie rady. Należy też uważać na wszelkie zaczerwienienia od zimna "na kostkach" - zaaplikowany na podrażniony rejon wywołuje u mnie lekkie uczucie pieczenia.

Niemniej zadomowił się w mojej torebce, bo doskonale wiecie, jak bardzo nie lubię mieć tłustych rąk :P.

Peeling:



Opakowanie: Solidny, plastikowy słoiczek, odporny na upadki :P. Wygląd opakowań całej tej serii jest bardzo w moim guście.

Pojemność / cena: 225ml / 11-13zł.

Skład: Paraffinum Liquidum, Sucrose, Sodium Chloride, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Petrolatum, Caprylic/Capric Trigliceryde, Silica, Propylene Glycol, Ginger Root Extract, Mel Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane), Inulin Lauryl Carbamate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglicerin, BHA, Parfum, Benzyl Alcohol, Eugenol, Cinnamal, Caramel Colour E150d, CI 16255, CI 19140.

Zawiera m.in. parafinę, cukier, chlorek sodu, trójglicerydy, modyfikowany olej rycynowy, ekstrakty z imbiru, miodu i trzciny cukrowej. Zawiera sporo konserwantów i barwników - uwaga wrażliwcy.

Konsystencja:



Wilgotna, ciemnobrązowa galaretka z drobinkami.

Zapach: Pachnie jeszcze mocniej piernikowo niż balsam! :D

Działanie: Dzięki romansowi z tym peelingiem zrozumiałam to, o czym pisało wiele z Was - tak, już wiem, że po peelingu ciała można mieć na skórze śliską warstwę :P. Mi ona niezbyt przeszkadza, bo każda powłoka okluzyjna na moim ciele od szyi w dół jest na wagę złota, ale zapewne dla wielu z Was nie będzie to efekt pożądany. Peeling nie jest szczególnie "drapiący" - spodziewałam się większej ilości soli i cukru. Efekt złuszczenia nie jest zbyt mocny, ale zauważalny ;).

Nawet nie wiecie, jak bardzo musiałam się powstrzymywać przed spróbowaniem go :O

Podsumowując - bardzo rzadki to przypadek, ale balsam i peeling kupię pewnie jeszcze nie raz dla samego, orgazmicznego zapachu pierników <3. Krem do rąk natomiast plasuje się w mocnych, średnich rejonach mojego rankingu.

Gdyby Was pokusił ten zestaw lub cokolwiek innego z oferty Farmony - pamiętajcie o rabacie obowiązującym do końca roku ;)

https://sklep.farmona.pl/


Lubicie takie "jedzeniowe" zapachy? A może nie możecie ich znieść? ;)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pogoda w tym roku jest ciekawa - na Wielkanoc sporo śniegu i arktyczne zimno, a teraz, w Święta Bożego Narodzenia niewiele brakuje, bym rozłożyła leżaczek i wygrzewała ciało w słońcu...

A oto, co ciekawego przyuważyłam dziś w swoim ogródku:






Czyli nie tylko ja uważam, że jest za ciepło :P






Komentarze

  1. już jakiś czas temu zaciekawiły mnie te produkty ale nie miałam ich jeszcze okazji wyprbować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię pierników a tej korzennej przyprawy nienawidzę więc na pewno nie kupię ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, to fiolek?:D miastowa jestem a kocham ogródki i marżę żeby miec:p

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam pierniki ! <3 ten peeling i balsam musi być mój .

    OdpowiedzUsuń
  5. peeling wyborowałabym chętnie dla zapachu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. pierwiosnek w grudniu... tego jeszcze nie widziałam :P ale co się dziwić, jak tak ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam zapachy jakimi otula swoja produkty Farmona. Mam ten peeling o zapachu szarlotki i cynamonu z ostatniego zdjęcia i jest genialny, pachnie obłędnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Na moim podwórku widać już bazie kotki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. pisałam o tych produktach wczoraj :) i mam dokładnie takie samo zdanie

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierniki taaak, wanilia nieeeee :)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja mam z Farmony mleczko do kąpieli czekolodowo-migdałowe :) Pysznie pachnie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ja to bym zjadła te wszystkie kosmetyki :D

    http://takbardzokosmetycznie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. 'Jadalne' zapachy to moje ulubione; mialam kiedys czekoladowe maslo do ciala Farmony, a w tym roku przetestowalam wszystkie kombinacje z kakaowej serii w Yves Rocher.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapachowo jak najbardziej dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten krem do rąk przypadł by mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mój pierwszy Farmonowy umilacz zapachowy to masło do ciała czekolada i pistacja. Do dna musiałam się powstrzymywać smarując ciało, żeby odrobinki nie spróbować. Miałam też truskawki ze śmietaną jako żel pod prysznic. Świetnie komponują te zapachy i mimo że to tylko chemia to ślinka cieknie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja ostatnio widziałam stokrotki w samym centrum miasta! Piękną wiosnę mamy tej zimy. :D

    Takie zapachy "do zjedzenia" są przepiękne, ktoś, kto wymyślił kosmetyki pachnące czekoladą, ciasteczkami, wanilią czy miodem był bez wątpienia geniuszem. :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz