Tisane - w kosmetyczce niezmiennie od lat ;)



Czy ktokolwiek z Was nie słyszał nigdy o balsamie do ust Tisane? Sama poznałam go jeszcze w czasach nastoletnich, przy okazji jednego z pobytów w szpitalu. Dorobiłam się tam dramatycznie spierzchniętych ust, na które żadne znane mi wtedy środki nie pomagały. Jedna z pielęgniarek podsunęła mi wtedy pomysł zakupu balsamu Tisane, który sprawdził się tak świetnie, że przez kolejne lata przewijał się nieustannie przez moją kosmetyczkę. W ramach współpracy z tą marką miałam także okazję poznać ich inne produkty: Balsam do paznokci 2x5 oraz pomadkę ochronną. Balsamik do ust dla dzieci poleciał do mojej małej bratanicy ;).


Klasyk, czyli balsam do ust w słoiczku, pójdzie na pierwszy ogień - z sentymentu ;)

Balsam do ust Tisane (w słoiczku)


Kosmetyk zamknięty jest w malutkim, uroczym słoiczku z zakrętką. Zawartość chroniona jest plombą - mamy pewność, że nikt nie gmerał przed nami w środku ;). Kwestia wygody przy takim rozwiązaniu jest zawsze dyskusyjna, jednak działanie tego balsamu przykrywa płaszczem niepamięci ewentualne niedogodności związane z operowaniem paluchami w kosmetyku - aczkolwiek osoby z dłuższymi paznokciami mogą go przeklinać ;). 

4,7g balsamu kosztuje od 7 do 10zł, w zależności od wybranej apteki - tam właśnie znajdziemy go najłatwiej.

Skład:


Produkt przeznaczony do pielęgnacji i zabezpieczania ust powinien być mocno emolientowy - i tutaj nie jest inaczej ;). Wosk pszczeli połączony z oliwą z oliwek, wazeliną, olejem rycynowym i estrami oraz alkoholami tłuszczowymi zadba o odpowiednie natłuszczenie ust. Miód wraz wraz z glikolem propylenowym odpowiada za działanie nawilżające. Z ciekawych składników zawiera również ekstrakty z melisy i jeżówki, a także cholesterol (emolient) i witaminę E. Pochód składników zamyka naturalna substancja zapachowa. Konserwantów nie stwierdzono ;).

Ma postać żółto-beżowego masełka o delikatnym, nieco waniliowo-orzechowym zapachu, który jednak szybko ulatuje. Po nałożeniu na usta pozostawia cienką, błyszczącą, nieklejącą warstwę.


Sprawdza się w każdej sytuacji - zarówno jako codzienne smarowidło do ust jak i kosmetyk do zadań specjalnych. Nawilża, natłuszcza i chroni delikatny naskórek warg przed działaniem czynników pogodowych (słońca, wiatru, deszczu, mrozu), a jeśli zapomnimy zabrać go z domu i przesuszymy nasze usta - jego aplikacja znakomicie przyspieszy gojenie pęknięć, suchych skórek czy nawet efektów po opryszczce. 

Przy jego gęstej konsystencji wystarczy odrobina, by pokryć całe usta cienką warstwą - wydajność jest również jego mocną stroną. Stosowałam go również jako krem uniwersalny, w przypadku przesuszonej skóry nosa czy policzków w trakcie zimowych wyjazdów oraz jako ratunek na skórne efekty po katarze. Nawet dłonie zdarzało mi się nim smarować z braku kremu pod ręką ;). W każdym z przypadków działał jak swoisty "opatrunek w kremie" na potraktowaną nim skórę. Pomimo mnogości szminek w moich torebkach i płaszczach - nie zamierzam z niego rezygnować ;).

W odpowiedzi na sugestie klientów dotyczące aplikacji powstał również balsam w wersji "pomadkowej".

Pomadka ochronna Tisane Classic


Pomadka zamknięta jest w standardowym, plastikowym opakowaniu. Radzę uważać - może nie przeżyć spotkania z podłogą ;). Działa jednak dobrze, nie zacina się ani nie blokuje przy wsuwaniu i wysuwaniu. Z całą pewnością jest to higieniczniejsze rozwiązanie od słoiczka ;).

4,3g pomadki kosztuje 9-11zł, w zależności od wybranej apteki.

Skład:


Pomadka ta nie ma składu identycznego jak balsam. Tutaj składnikiem bazowym jest oliwa z oliwek wzbogacona estrami tłuszczowymi, olejem rycynowym, glicerydami, parafiną lanoliną i miodem. Znajdziemy w niej również ekstrakty (jeżówka, melisa, ostropest), wosk pszczeli, niewielki dodatek modyfikowanego silikonu, glikol propylenowy (nawilżacz) oraz witaminę E. Pomadka zawiera również konserwanty - parabeny, do których nie mam żadnych zastrzeżeń.

Zmiany składu w stosunku do balsamu mnie nie dziwią - trzeba wszak osiągnąć konsystencję odpowiednią do ulepienia trwałego, mlecznożółtego sztyftu o waniliowo-miodowym zapachu. 

Przy pierwszej aplikacji pomadka wymaga kilkukrotnego przesunięcia sztyftem po powierzchni ust. Przy kolejnych użyciach wystarczy jedno maźnięcie, by pokryć usta błyszczącą, nieklejącą i cienką warstwą kosmetyku - dzięki temu nie musiałam narzekać na wydajność ;). Nawilża i chroni usta niczym topowe pomadki z mojego prywatnego rankingu mazideł do ust, jednak nie ma aż tak intensywnego działania regenerującego jak balsam (do niego ciężko będzie doskoczyć czemukolwiek ;)). Jest dobrym rozwiązaniem, gdy nie chcemy brudzić sobie palców przy użytkowaniu, jednak i tak każdego będę namawiać do spróbowania balsamu w słoiczku ;).

Wychodząc z tematu ust i problemów z nimi przy okazji okresu zimowego chcę nadmienić, że moje paznokcie i ich okolice również nie mają wtedy lekko. Słabe krążenie owocuje rozdwajaniem paznokci i suchymi skórkami wokół nich, które bezmyślnie skubię. Nigdy nie miałam problemu z obgryzaniem paznokci, ale skórki... to niestety co innego xD. Zależy mi więc na tym, żeby skórki wokół paznokci były odpowiednio nawilżone i niezadarte, a przy tym nie cierpię wręcz mieć tłustych rąk. Bez wielkich nadziei spróbowałam jednak Balsamu do paznokci 2x5 Tisane.

Balsam do paznokci 2x5 Tisane


Słoiczek znany nam z balsamu do ust pojawia się tutaj w roli opakowania jedynie ze zmienionym napisem. Zabezpieczany jest dodatkowo plastikowym blistrem z etykietą. W przypadku paznokci ciężko jest sobie wyobrazić lepsze rozwiązanie dla produktu o takiej konsystencji - tubka by nie przeszła. 

4,5g balsamu kosztuje od 7 do 10zł, w zależności od miejsca zakupu (apteki).

Skład:


Emolienty (wazelina, wosk pszczeli, olej rycynowy, estry i alkohole tłuszczowe) wzbogacone glikolem propylenowym i pantenolem (nawilżacze) oraz ekstraktami ze skrzypu, kopru i ostropestu. Zawiera również dodatki: keratynę, witaminy E i C oraz cholesterol. Końcówka składu to konserwanty (w tym parabeny) oraz substancja zapachowa. 

Zanim zobaczyłam skład i zawartość słoiczka obawiałam się nieco, że ten produkt będzie... balsamem nalanym w słoiczek z innym napisem, jednak na szczęście się tak nie stało ;). Żółtawe masełko bardzo podobne w dotyku do masła shea o delikatnie orzechowo-waniliowym zapachu całkiem łatwo się nakłada - wbrew pozorom bez brudzenia i tłuszczenia wszystkiego wokoło. 


Wchłania się zadziwiająco szybko, jednak pozostawia po sobie uczucie odżywionej, dopieszczonej skóry. Dość często nakładam go na całe dłonie pod rękawiczki na noc, dzięki czemu nie widzę jeszcze na nich objawów zimy. Paznokcie również nie ulegają mrozowej defragmentacji z żalu za latem - ba, są zdrowo błyszczące, a skórki - zadbane. Nawet w bardzo stresujących momentach (gdzie mimowolnie skubię przy palcach wszystko, co odstaje) nie mam czego uszkodzić przy palcach. Skórki są gładkie, nawilżone i nieodstające ;). Ze względu na swoją gęstą formułę również (jak balsam do ust i pomadka) starcza na bardzo długo.

Tisane to polska, niedroga marka pełna godnych uwagi produktów. Warto o niej pamiętać przy zakupach w aptece ;).

Opowiedzcie proszę o swoich doświadczeniach z produktami Tisane lub o Waszych ulubieńcach z kategorii pielęgnacja ust i paznokci ;).

P.S. W mikołajkowym konkursie na fanpage (KLIK!) możecie zgarnąć 5 zestawów produktów Tisane - zapraszam!

Komentarze

  1. Nigdy nie miałam, a tyle pozytywnych opinii czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam wszystkie trzy produkty :) plus jeszcze jakiś balsamik z miętą,też był przyjemny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię te balsamy do ust Tisane :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Może warto zakupić na mrozy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałam o tych produktach ale nie miałam okazji ich jeszcze używać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś balsam do ust to również był mój wielki ulubieniec, ostatnio kupiłam i jakoś znów mnie nie zachwycił ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja do ust od lat używam Carmex (ten w żółtym słoiczku). Miałaś go może kiedyś? Tisane nigdy nie miałam, a zastanawia mnie który balsam działa lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzebię w odmętach pamięci i... nie wiem xD Jeśli tak, to bardzo dawno temu chyba.

      Usuń
  8. Jestem testerką,a nigdy nie miałam nic z tej firmy..... jeszcze 😛
    Zachęcający wpis 👍

    ZAPRASZAM
    EvelineRaspberry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój nr 1 w pielęgnacji ust, to Lano-maść Mamma Mia od Ziai. Skład: 100% lanolina. W teorii przeznaczona do pielęgnacji biustu w czasie karmienia piersią, a skoro pielęgnuje popękane brodawki, to postanowiłam dać jej szansę również na popękane usta i od tamtej pory używam tylko tego. Najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suche i pękające usta mam od dziećiństwa. Tisane też stosowałam. Jednak moim niezbędnikiem na cały rok jest Carmex. Mam go zawsze ze sobą, nawet jeżeli nie mam ze sobą torebki to jest w jakiejś kieszeni. Mam ich jednocześnie przynajmniej dwa ( lubię sztyfty: truskawka, granat, limonka)_.
      Carmex nawilża i uspokaja moje suche usta. Polecam go alergiczkom - sama mam bardzo wrażliwą skórę.
      Od 2 lat








      Usuń
    2. Zapisuję jeden i drugi specyfik na listę ;)

      Usuń
  10. od 2 lat chyba? jest w Naturze i Rossmanie, wcześniej sprowadzałam go przez internet. Szczerze polecam, bo rozwiązuje problem ciągle przesuszonych ust

    OdpowiedzUsuń
  11. znam ten balsam i jest spoko, ale po chorobie gdy człowiek jest osłabiony łapie wszystko łacznie z opryszczką :( na szczęście mam Filmogel Urgo i po problemie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz pierwszy słyszę :O Sama na opryszczkę stosuję Heviran ;)

      Usuń

Prześlij komentarz