Kosmetyki DLA, Zestaw Niszcz Pryszcz - niedoskonałości nie mają szans ;)



Widzę już w niedalekiej perspektywie trzydzieste urodziny, ale trądzik nie jest mi obcy. Jestem posiadaczką cery tłustej, a ta, oprócz profitów (zwiększonej grubości, odporności na czynniki zewnętrzne, spowolnionego starzenia) gwarantuje mi problem z łatwym zanieczyszczaniem ujść porów skóry. Moim najtrudniejszym problemem są zaskórniki otwarte, do których obecności się przyzwyczaiłam, ale i tak ciągle próbuję je eksterminować ;). Zwykle zmniejszam ich ilość poprzez terapie kwasowe, jednak z uwagi na stosowane zabiegi (depilacja laserowa m. in. brody i wąsika) nie wszędzie mogę je stosować. W tym sezonie wspomagam się więc Kremem na dzień i Płynem do mycia twarzy (bez użycia wody) z serii Niszcz Pryszcz od Kosmetyków DLA.


Kremy Niszcz Pryszcz znam z początków mojej świadomej pielęgnacji (7 lat temu! :D), a teraz, w ramach współpracy, mam okazję odświeżyć sobie ich działanie na mojej nieco "dojrzalszej" cerze ;). Miałam już okazję sporządzić dla Was analizy składów kosmetyków marki DLA (KLIK!), a także zrecenzować balsam ziołowy do ust (KLIK!)serum pod oczy (KLIK!) i krem wybielający (KLIK!).

Oba kosmetyki zapakowane są w solidne, plastikowe butelki z nieco aptecznymi etykietami. Buteleczka airless do kremu oraz niewielki otwór w zakrętce płynu zapewnia higieniczne dozowanie. Nie mam uwag ;).

30g kremu lub 180g płynu kosztują około 25-30zł, w zależności od miejsca.

Skład płynu: Infusion of herbs, Silver, Glycerin, Mandelic Acid , Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid. 

Napary roślinne (bez skonkretyzowania składu) w połączeniu z koloidalnym srebrem, gliceryną i kwasem migdałowym sugerują dokładne oczyszczanie, jednak bez eliminowania naturalnej warstwy ochronnej skóry. Nie miałabym jednak nic przeciwko temu, by w składzie zostały dokładnie podane wykorzystane zioła - byłoby to bardziej transparentne, bo dla laika wygląda to jak jeden produkt w różnych butelkach ;). 

Moją uwagę szczególnie przykuł fakt, że są to płyny do oczyszczania cery stosowane "bez użycia wody" - byłam niezwykle ciekawa, czy tego typu produkt oczyści należycie moją cerę, przyzwyczajoną do dwuetapowego oczyszczania.

Skład kremu: Infusion of Achillea Millefolium, Deoctum Salix Alba Bark, Cetearyl Alcohol, Borago Officinalis Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Glycerin, Helianthus Annus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Titanium Dioxide, Ceteareth-18, Butyrospermum Parkii Butter, Kaolin, Allantoin, Panthenol, Ascorbic Acid, Alumina, Simethicone, Parfum, Citronellol, Limonene, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Linalool, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid.

Baza w przypadku kremu na dzień jest bardzo podobna do kremu na noc Niszcz Pryszcz. Napary z krwawnika i wierzby, zestaw emolientów (w tym olei: słonecznikowego, jojoba oraz masła shea) zaprawione gliceryną, alantoiną i pantenolem wzbogacone tlenkiem tytanu (w celu matowienia i ochrony przeciwsłonecznej) i glinką kaolinową (matowienie). Zawiera filmformer, ale dopiero w okolicach kompozycji zapachowej (złożonej ze składników naturalnie występujących w olejkach eterycznych). 

Krem z dobrym składem i jeszcze w dodatku obiecujący chociażby niewielką ochronę przeciwsłoneczną to produkt, na który zawsze zwracam uwagę ;). 

Krem ma białe zabarwienie i średnio gęstą konsystencję, a płyn to nieco herbaciana ciecz ;). Oba kosmetyki mają ziołowo-miodowy zapach, niewyczuwalny na skórze po aplikacji i dla mnie - neutralny. 

Najwięcej obaw miałam co do płynu - nie do końca byłam przekonana, że wacik nasączony płynem dobrze poradzi sobie z usunięciem makijażu i innych zanieczyszczeń z powierzchni skóry. Moje uprzedzenia okazały się bezzasadne - jednym wacikiem jestem w stanie oczyścić całą twarz z BB kremu, korektora i tuszu do rzęs. Skóra po jego zastosowaniu jest naprawdę czysta, a jednocześnie zadowolona - nie ma bezwzględnej konieczności nałożenia czegoś odżywczego tuż po. Idealne rozwiązanie dla zabieganych lub... zaspanych ;). Moich oczu nie podrażnia w żaden sposób.

Krem aplikowałam natomiast zgodnie z przeznaczeniem tylko rano (wieczorem stosowałam inny specyfik, o którym również przeczytacie niedługo ;)), pod makijaż. Wchłania się szybciutko bez pozostawiania tłustej warstwy, dzięki czemu dobrze współpracuje z makijażem. Efekt po aplikacji jest wręcz nieco matowy, co widocznie przedłuża trwałość makijażu na mojej twarzy ;).

Najważniejszym efektem stosowania tego zestawu jest utrzymanie zadowalającego stanu dolnych okolic mojej twarzy pomimo braku stosowania kwasów. Od kilku lat w tym okresie (jesienno-zimowym) stosuję kwasy, by ogarnąć skórę po lecie bez nich. Tym razem nie było takiej potrzeby - nowe stany zapalne się nie pojawiają, a i nowych zaskórników brak ;). Te, które były już wcześniej siedzą cicho, ładnie obkurczone do nie rzucających się w oczy rozmiarów.

Seria Niszcz Pryszcz śmiało może wylądować na Waszych listach "do spróbowania" przy cerach zanieczyszczonych. Ja, po latach, nadal jestem zadowolona :D.

Czym oczyszczacie cerę i jakiego kremu na dzień obecnie używacie?

Tess, żel do higieny intymnej Tymianek - mało znany hit!



Czy wiecie, że właśnie mija mi 7 lat blogowania? ;) O jubileuszu napiszę więcej niedługo, a dzisiaj skupmy się na kosmetykach - konkretnie na jednym. Nieszczególnie zwracam uwagę na dedykację danego produktu do określonego celu. Omawiałam już produkty mało znanej marki Tess (KLIK!, a szkoda!), w międzyczasie zaznajomiłam się z nimi wszystkimi, a teraz mam dla Was wątek mocno tymiankowy: omówienie działania Żelu do higieny intymnej Tess Tymianek. Od razu zaznaczę, że poza zapachem, pozostałe żele tej marki mają analogiczne działanie i właściwości ;).


Solidna flacha z bezawaryjną pompką to świetne połączenie w przypadku dość rzadkiego żelu. Proste, estetyczne etykiety kojarzące się naturalnie i aptecznie - na plus.

270ml tego żelu kosztuje od 20 do 30zł, dostępność to głównie Allegro i inne sklepy wysyłkowe (a szkoda!).

Skład:


W przypadku żeli Tess mamy do czynienia ze stałą bazą, składającą się z dwóch detergentów amfoterycznych (pochodnych betainy), glikolu propylenowego (humektant - nawilżacz), estrowych pochodnych oliwy z oliwek, hydroksypropylocelulozy (zagęszczacz) oraz regulatorów pH i konserwantu. W wersji tymiankowej znajdziemy... ekstrakt z tymianku ;).

Krótko, zwięźle, fajnie ;). Jeden konserwant (EDTA) i regulator kwasowości (kwas cytrynowy) - nawet te składniki zostały przemyślane i dopracowane. 

Ma dość rzadką konsystencję i ledwo co się pieni, ale przepięknie pachnie - niczym  świeżo roztarty w palcach tymianek. 


Żel ten, wraz z produktami z Biedronki (KLIK!) i Rossmanna (KLIK!) o tym samym przeznaczeniu, uzupełnił listę moich wielofunkcyjnych hitów ;). Poza stosowaniem zgodnie z przeznaczeniem myłam nim ciało i twarz. Należycie oczyszcza skórę, jednocześnie nie wysuszając jej na wiór. Po myciu balsam nie był mi koniecznie potrzebny, a to bardzo, bardzo rzadkie :D. Moja tłusta twarz również była zachwycona - dobry poziom domycia przy jednoczesnym zmniejszeniu widoczności moich zaskórników to jest to ;). 

Jestem już przyzwyczajona do mało pieniących się myjadeł, więc nie nadużywam ich ilości. Podejrzewam jednak, że większość użytkowników może mieć pewien problem z jego wydajnością. 

Trzymam kciuki, aby marki firmy Idea25, w tym Tess, zostały poznane przez szerszą rzeszę klientów. Naprawdę warto!

2+2 gratis w Rossmannie: zadbaj o swoją cerę! Polecane żele oczyszczające ;)



Promocja 2+2 w Rossmannie: zadbaj o swoją cerę! zbliża się wielkimi krokami ;). Interesuje mnie ona szczególnie dlatego, że mogę wziąć w niej udział bez najmniejszych wyrzutów sumienia - moja rodzina i znajomi urodzinowo zaopatrzyli mnie w karty upominkowe do tego przybytku xD. Więcej informacji na temat akcji znajdziecie TUTAJ.

żele oczyszczające do twarzy Rossmann

Miałam w planach w jednym poście ująć wszystkie kosmetyki do demakijażu, ale przy przeglądaniu samych żeli oczyszczających stwierdziłam, że już jest ich za dużo ;). Nadmieniam jednak, że regulaminu promocji jeszcze nie ma - a w związku z tym brak także listy produktów objętych akcją. Wszystko, jak zwykle, wybieram "na czuja" ;). Poniżej znajdziecie więc zestawienie żeli do mycia cery, które uważam za składowo warte uwagi.

Żele oczyszczające Tołpa

żel oczyszczający do twarzy Tołpa

Delikatne (w znakomitej większości, jednak wersja matująca zawiera SLES) składy bazujące na łagodnych detergentach z ciekawymi dodatkami: kwasami AHA i BHA oraz ekstraktami roślinnymi mogą się podobać. No i wiadomo: dobre, bo polskie :D.

Żele oczyszczające AA

żel oczyszczający AA

Produkty firmy AA zawsze orbitowały w zakresie moich chciejstw, a tym razem mam okazję wzbogacić się o jeden z delikatnych składowo polskich żeli (łagodne detergenty, kwasy, ekstrakty i witaminy - czego chcieć więcej?). Warto też docenić to, że mają serię wegańską.

Żele Neutrogena 
(Visibly Clear Spot Proofing, Visibly Clear kremowy, Hydro Boost nawadniający)

żel do mycia twarzy Neutrogena

Produkty do mycia twarzy Neutrogena zaczęłam przeglądać w zasadzie przez... nieuwagę xD. Przyzwyczaiłam się jakoś, że ta marka składami nie powala, a tu zaskoczenie. Trzech przedstawicieli wygląda naprawdę nieźle - brałabym!

Różany żel do mycia twarzy Evree Magic Rose

różany żel Evree Magic Rose

Prosty i niezbyt długi skład: nawilżacze, łagodne surfaktanty i rozsądna ilość ekstraktów -  to niezłe połączenie. Zawiera jednak dodatek soli kuchennej (uwaga wrażliwcy), a ja sama obawiam się jego zapachu. Jeśli będzie to aromat "różańcowy" - podziękuję xD.

Żele Perfecta 
(Hydro Magnetic, Your time is green, Fenomen C)

Perfecta żel oczyszczający do twarzy

Kilka niezłych propozycji wypuściła również kolejna polska, nieco zapomniana przeze mnie firma - Perfecta. Czas odświeżyć sobie z nią znajomość - za czasów nastoletnich namiętnie używałam ich produktów.

Żel micelarny do cery wrażliwej Delia Dermo System

żel micelarny Delia Dermo System


Jeden z najkrótszych składów w całym zestawieniu, z ledwie jednym, różanym ekstraktem ;). Oceniam go jako niezwykle łagodny składowo i wart uwagi szczególnie wrażliwców - ryzyko reakcji alergicznej jest małe ;).

Oczyszczający żel węglowy Bielenda Carbo Detox

oczyszczający żel węglowy Bielenda Carbo Detox

Miałam pewne opory przeciwko umieszczeniu w tym zestawieniu węglowego żelu od Bielendy - swego czasu irytowała mnie mikroskopijna ilość węgla w składach tej serii xD. Temu produktowi nie sposób odmówić jednak prostego, krótkiego i łagodnego składu (z nawilżaczami i niacynamidem), więc odstawiłam swoje uprzedzenia na bok xD.

Kremowy żel oczyszczający Hada Labo Tokyo

żel oczyszczający kremowy Hada Labo Tokyo

Delikatne mycie gwarantowane - z tego zresztą słyną produkty wzorujące się na pielęgnacji japońskiej. Jedynym minusem może być tutaj cena - to najdroższy produkt w zestawieniu.

Oczyszczający żel do mycia twarzy Soraya Care Control

żel do mycia twarzy Soraya Care Control

Przyzwyczaiłam się, że większość produktów myjących przeznaczonych do cer zanieczyszczonych to składowe "Domestosy": mocne detergenty w nich zawarte domywają skórę do zera, przez co często wywołują uczucie ściągnięcia i przesuszenia. W konsekwencji skóra zaczyna produkować więcej sebum by się przed tym bronić - i koło się zamyka. Soraya zadbała jednak o wypuszczenie produktu wręcz... łagodzącego (delikatne detergenty, nawilżacze, alantoina, ekstrakty roślinne) z małym dodatkiem kwasu mlekowego. Jestem na tak!

Czy któryś z żeli wzbudził Waszą ciekawość? ;)

Bishojo Płyn Micelarny - demakijażowy przyjemniaczek ;)



Piękna sprawa - rozchorować się w upały :D. Klimatyzacja nie jest moim sprzymierzeńcem ;). Pomiędzy jedną chusteczką a drugą aspiryną chcę Wam opowiedzieć o fajnym płynie micelarnym, który produkuje jedna z moich ulubionych marek: Elfa Pharm. Wiecie, że linia Bishojo także jest przez nich produkowana? ;). Jest ona dedykowana problemom... cywilizacyjnym, wynikającym głównie z zanieczyszczenia środowiska. Płyn micelarny Bishojo powoli dobija dna na mojej półeczce, więc mogę go już rozłożyć na czynniki pierwsze ;).


Biała, nieco ascetycznie zaprojektowana butelka z bezawaryjnym dozownikiem to naprawdę świetne rozwiązanie. Jedno lub dwa naciśnięcia idealnie zwilżają płatek kosmetyczny. Zużycie można ocenić jedynie "wagowo" ;). Niemniej całość podoba mi się bardzo - wizualny Orient nie zawsze się sprawdza ;).

200ml płynu kosztuje 21,99zł na stronie producenta. Stacjonarnie można je znaleźć w drogeriach Pigment - na pewno ;)

Skład:


Nawilżacze: gliceryna, glikol propylenowy i pantenol zmieszane z łagodnymi środkami powierzchniowo czynnymi wzbogacone ekstraktami z kukułki plamistej (rośliny ;)) i perełkowca japońskiego i domknięte dwoma konserwantami oraz kompozycją zapachową - całkiem zwięźle i na temat ;). Wrażliwcy, ze względu na ekstrakty oraz kompozycję konserwantów i zapachów, powinni wykonać domową próbę uczuleniową ;).

Ma postać żółtawej, lekko pieniącej się cieczy o ledwie zauważalnym, kwiatowym zapachu. Wydajność - całkiem w porządku ;).

Bardzo nie lubię pocierania powiek, szczególnie przy demakijażu - dlatego zawsze zależało mi na tym, żeby tusz, po wcześniejszym przyłożeniu wacika na kilka chwil, schodził jednym pociągnięciem ;). Maskara to najbardziej problematyczna w usuwaniu część mojego makijażu, więc jeśli to się uda - z resztą zwykle nie ma problemu ;). Sprawdziło się to także w przypadku Bishojo - po pozostawieniu płatka na oku przez jakieś 5-10 sekund moja maskara z Eveline dawała za wygraną bez buntów ;). Oczyszczenie całej twarzy wymagało ode mnie zwykle użycia jednego lub dwóch wacików, przy czym kończyłam właśnie na oczach. 

Po jego użyciu skóra jest odpowiednio oczyszczona, a jednocześnie delikatnie nawilżona bez lepkiej czy oślizgłej warstewki. Na krótkie wyjazdy zabierałam tylko ten płyn - w ciągu 1-3 dni sprawdzał się jako jedyny kosmetyk oczyszczająco-pielęgnacyjny świetnie ;). Co dla mnie szczególnie ważne - nie podrażnia moich oczu ani nie wywołuje wysypu niedoskonałości (na ich ilość w ogóle nie wpływa, ale też - nie od tego jest ;)). Wiem jednak, że wrażliwość okolic oczu to kwestia mocno indywidualna - przez wypróbowaniem nowego kosmetyku w tych rejonach zalecam wzmożoną ostrożność ;).

Nabrałam ochoty na kolejne kosmetyki Bishojo, a Wy? :D

Radha, Płatki do demakijażu - błogosławieństwo dla zabieganych ;)



Wyjazdy to moja codzienność - czasami są zaplanowane, a innym razem nagłe, niespodziewane i spontaniczne ;). Niezależnie od ich typu bardzo nie lubię podróżować jako obładowany wół juczny - im mniej wszystkiego tym lepiej, więc jeśli tylko mogę na czymś oszczędzić miejsca w torbie to natychmiast to czynię. Z wielkim zainteresowaniem przyjęłam więc propozycję testowania Płatków do demakijażu (i nie tylko ;)) Radha.


Płatki te nie mają jednak nic wspólnego z wacikami - to produkt myjący w formie cieniusieńkich plasterków, które w dotyku absolutnie nie przypominają ani waty, ani "mydła". Zamknięte są w bardzo eleganckim opakowaniu chroniącym zawartość przed wilgocią, które kojarzy mi się z pudrami w kamieniu droższych marek. Kartonik kryje również pojemnik z zapasem płatków - łącznie mamy ich więc 100 (2 x 50), a ich koszt to około 60zł - sporo, jednak w przeliczeniu na płatek to 60 groszy. A jednym płatkiem można zdziałać wiele ;).


Skład prezentuje się następująco:


Nie jest to typowe, składowe mydło - nie znajdziemy tutaj soli sodowych wyższych kwasów tłuszczowych. Zamiast nich mamy delikatniejsze sodowe detergenty i betainę kokamidopropylową, sporą ilość nawilżaczy (gliceryna, glikol butylenowy, hialuronian sodu) i inne cuda, takie jak ekstrakty z mleczka pszczelego, róży pomarszczonej, propolisu, aloesu, oczaru, arniki, dziurawca, ogórka czy winorośli. Zawiera również modyfikowany (dzięki czemu jest zmywalny wodą) kopolimer - wykorzystany zapewne do uformowania płatków ;).

Skład oceniam jako ładny, delikatny i całkiem wart uwagi. Ze względu na jego delikatność zastanawiałam się jednak, jak sprawi się w praktyce - czy faktycznie usunie makijaż? Czy będzie się choć delikatnie pienił? Pierwsze użycie szybko rozwiało moje wątpliwości:


Płatki już po minimalnym zwilżeniu wodą pienią się świetnie. Nie dowąchałam się w nich zapachu, co poczytuję na plus - brak kompozycji zapachowej zawsze zmniejsza ryzyko wystąpienia uczuleń. Producent sugeruje użycie 1-3 płatków w czasie demakijażu, ale powiem Wam, że mnie jeden płatek wystarcza aż nadto (podkład + puder + korektor + tusz), a przy użyciu drugiego bez większych problemów myję całe ciało pod prysznicem w czasie wyjazdów ;). Szczerze powiem, że chyba tylko prawdziwą "szpachlę" trzeba byłoby molestować aż trzema płatkami.

Na mojej tłustej cerze sprawdza się to rozwiązanie nawet w wersji solo - nie muszę nakładać po użyciu tych płatków kremu (dodatkowa oszczędność miejsca :D), aczkolwiek do takich sytuacji dopuszczam tylko sporadycznie. Nie wywołuje pieczenia oczu, przesuszeń czy podrażnień (nawet powiek!), a skórę pozostawia czystą, odświeżoną i miękką. 

Nie użyłam ich jeszcze do mycia włosów, ale muszę się przyznać, że chodzi mi to po głowie - pewnie wtedy zużyję więcej niż jeden płatek :D. 

Wielofunkcyjność, działanie, piękne opakowanie i oszczędność miejsca - jestem bardzo na tak ;)

Jakie niezbędniki można znaleźć w Waszej podróżnej kosmetyczce?

Tołpa Specialist, Płyn micelarny "Oczyszczona Skóra" - betainowy przyjemniaczek



Któż z Was nie słyszał o marce Tołpa? Spotykam się z nią od początku mojej pielęgnacyjnej przygody, jednak z jej testowaniem jakoś nie było mi po drodze. Dopiero ostatnio wypróbowałam ich krem-maskę do twarzy na noc "Odnowiona Skóra", która, jak możecie przeczytać w recenzji, nie powaliła mnie na kolana. Nie powstrzymało mnie to jednak przed kolejnymi testami - tym razem na tapecie znalazł się płyn micelarny Tołpa Specialist "Oczyszczona Skóra".


Plastikowa, przeźroczysta buteleczka z trwałymi, aptecznie wyglądającymi etykietami byłaby naprawdę świetnym rozwiązaniem dla produktu tego typu, gdyby nie... zamknięcie. Wierzcie lub nie, ale już przy pierwszym otwarciu prawie urwałam wieczko xD. Później już się pilnowałam, ale erozja nadal postępuje -.-. Warto byłoby to dopracować.


200ml płynu kosztuje od 10 (Rossmann) do 18zł (sklep firmowy :O), a jego dostępność jest bardzo dobra. 

Skład:

Aqua, Betaine, Poloxamer 184, Disodium Cocoamphodiacetate, Propylene Glycol, Peat Extract, Buddleja Davidii Meristem Cell Culture, Glycerin, Polysorbate 20, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Citric Acid, Sodium Citrate, Sodium Hydroxide, Xanthan Gum, Parfum, Benzyl Alcohol, Salicylic Acid, Sorbic Acid.

Ten skład pewnie od razu kojarzy się Wam z kultowym, niebieskim płynem micelarnym Be Beauty z Biedronki. Nic dziwnego - wszak obie marki (Tołpa i Be Beauty) produkowane są przez jedną firmę - TORF Company ;). Producent na etykiecie chwali się 3% zawartością betainy (humektant-nawilżacz), która pojawia się w składzie już na drugim miejscu - tuż po wodzie. Wielu z Was pomyśli teraz, że skład jest słaby, skoro już drugiego komponentu w INCI jest ledwie 3%, więc wszystkiego innego nawet ciężko będzie szukać ;). Musimy być jednak świadomi, że w płynach micelarnych i tonikach woda stanowi ponad 90% gotowego produktu i nie da się tego przeskoczyć ;).

Łagodne substancje powierzchniowo czynne wzbogacone zostały glikolem propylenowym (humektant-nawilżacz), ekstraktem z torfu, komórkami macierzystymi z motylego krzewu i gliceryną (humektant-nawilżacz). Szkoda, że producent nie ustrzegł się dodatku popularnego wypełniacza, jakim jest chlorek sodu. Całości dopełniają konserwanty (w niewielkiej ilości - produkt po otwarciu należy zużyć w ciągu 3 miesięcy), kompozycja zapachowa i regulatory pH. 

Poza wspomnianą malutką wpadką z solą kuchenną nie ma się w zasadzie do czego przyczepić, aczkolwiek wrażliwcom polecam próbę uczuleniową i dużą ostrożność w okolicach oczu ;).

Produkt pachnie delikatnie, nieco męsko, jednak tuż po aplikacji zapach jest niewyczuwalny na skórze. Po wstrząśnięciu pieni się szatańsko, jednak bąbelki szybko znikają.

Stosuję go głównie standardowo - rano i wieczorem po umyciu twarzy żelem przecieram nim skórę. Zdarzało mi się również usuwać nim mocniejszy makijaż - radzi sobie z tym świetnie ;). Moje patrzałki nie odczuły w żaden sposób chlorku sodu w składzie - żadnego zaczerwienienia czy szczypania nie zanotowałam ;). Odświeża, oczyszcza i tonizuje bez pozostawiania śliskiej warstwy. Nie pogarsza (ani też nie poprawia) stanu skóry skłonnej do zanieczyszczenia i zaskórników.

Z pełnym przekonaniem daję mu plusa. A jakie są Wasze doświadczenia z Tołpą? ;)

Farmona Herbal Care: maseczki, płyn dwufazowy, olejek - analizy składów



Analizy składów stanowią szczególną serię na moim blogu. Bardzo lubię rozkładać wnętrze kosmetyków na czynniki pierwsze i porównywać je z obietnicami producenta i własnymi (czasami zbyt wygórowanymi ;)) oczekiwaniami. Tuż przed świętami trafiła w moje ręce paczka z kosmetykami z linii Herbal Care Farmony. 


Znalazłam w niej trzy maseczki, peeling, olejek arganowy i dwufazowy płyn do demakijażu oczu. Czas umieścić je pod lupą ;). Zaczniemy od absolutnie najciekawszego składowo kosmetyku z tego zestawu - olejku.

Farmona Herbal Care, Olejek arganowy do włosów, skóry i paznokci


Skład:


Gdy na półce widzę "olejek" jakiejkolwiek firmy kosmetycznej jestem prawie pewna, że produkt ten będzie mieszanką olei, a nie czystym mazidłem (sprawdzalność do tej pory: 99% ;)). Bardzo często w tego typu miksach olei składnik tytułowy (zwykle drogi) znajduje się gdzieś w szarym ogonie składu, a bazę dla kosmetyku stanowią oleje tańsze (co nie znaczy oczywiście, że gorsze): słonecznikowy czy sojowy. 

Tutaj spotkało mnie naprawdę miłe zaskoczenie - głównym składnikiem faktycznie jest olej arganowy ;). Skład uzupełniają inne oleje: migdałowy, słonecznikowy, awokado, z pestek winogron oraz sezamowy. Końcówkę składu uzupełniają: emolient syntetyczny, witamina E, beta-karoten (w roli barwnika), kompozycja zapachowa oraz trzy konserwanty.

Z całą pewnością niedługo go wypróbuję ;). Moje włosy uwielbiają olej arganowy (takie burżuje xD) i bardzo mnie ciekawi, jak sprawdzi się on w mieszance z innymi olejami. Oczywiście - taki miks można by było stworzyć bez konserwantów, ale jego trwałość byłaby mocno zmniejszona. Idealne wręcz rozwiązanie dla osób, które mają problem z wykończeniem oleju do olejowania włosów przed terminem ważności ;).

Farmona Herbal Care Kwiat Migdałowca, Dwufazowy płyn do demakijażu oczu


Skład:


Mały dopisek "pozaskładowy" - bardzo podoba mi się buteleczka. Etykiety i kolorystyka - mistrzostwo świata w moim guście ;).

Każda dwufazówka składa się z dwóch nie mieszających się w sobie cieczy: polarnej (roztwór wodny) i niepolarnej (olej naturalny wraz z mieszanką silikonów i innych emolientów syntetycznych). W tym przypadku w fazie wodnej znajdziemy glicerynę, ekstrakt z kwiatu migdałowca, niacynamid (witamina B3), inulinę i glikol propylenowy. Fazę olejową stanowi natomiast zestaw silikonów przełamany olejem rycynowym i niewielkim dodatkiem oleju słonecznikowego. Do tego momentu wszystko wygląda dobrze - oleje i silikony sprawdzają się przy usuwaniu makijażu (szczególnie wodoodpornego), a stosowanie tego kosmetyku jedynie w okolicach oczu sprawia, że ryzyko działania komedogennego jest niewielkie. 

Szkoda tylko, że w składzie znalazły się też składniki nieprzyjazne dla oczu: sól kuchenna (całkiem wysoko w składzie) oraz nieszczególnie przyjazne dla tak wrażliwych okolic konserwanty. Zalecam dużą ostrożność przy używaniu. Sama może zrobię próbę uczuleniową i wypróbuję.

Farmona Herbal Care Kwiat Migdałowca, Drobnoziarnisty peeling do twarzy i ust


Skład:


W tym kosmetyku za działanie złuszczające odpowiedzialna jest mączka ryżowa. Produkt oceniam jako mocno tłusty - bazą tego kosmetyku są praktycznie same emolienty: oleje - masło shea i olej migdałowy. Znajdziemy w nim niewielkie dodatki nawilżaczy - humektantów (gliceryny i pantenolu). Jak dla mnie jest do produkt tylko do stosowania na usta, bo efekt złuszczania na twarzy może być żaden przy tak tłustej formule. Trzeba również przyznać, że zawiera niepokojąco bogaty zestaw konserwantów.

Biorąc pod uwagę preferencje mojej skóry produkt jest totalnie nie dla mnie: połączenie parafiny i trójglicerydami zapewnia mi radosny wysyp niedoskonałości. Obawiam się też, że zamiast pozostawiać skórę oczyszczoną - pobłogosławi ją tłustą warstewką. Jestem na nie.

Farmona Herbal Care Olejek Arganowy, Odżywcza maseczka do twarzy


Skład:


Kolejny mocno emolientowy produkt w tym wpisie. Bazą dla niego są oleje: masło shea, arganowy i słonecznikowy oraz emolienty syntetyczne (w tym parafina i trójglicerydy, ale w ilości naprawdę niewielkiej) doprawione gliceryną, proteinami pszenicznymi i kolagenem. Całość zamyka znów bogaty zestaw konserwantów.

Składniki, które działają na moją skórę komedogennie znajdują się pod koniec składu, dlatego też nie wykluczam przetestowania tej maseczki. Obiektywnie uważam, że skład jest niezły i niejedna wymagająca natłuszczenia i odżywienia skóra byłaby z niego zadowolona. Ciekawe jak zareaguje moja ;).

Farmona Herbal Care Aloes, Nawilżająca maseczka do twarzy

Skład:


Ponownie mamy do czynienia z mocno emolientowym produktem, aczkolwiek w tej wersji nawilżaczy jest nieco więcej niż w saszetce Olejek arganowy. Na czoło wysuwają się oleje: masło shea, migdałowy i słonecznikowy doprawione sowicie innymi emolientami syntetycznymi (w tym - niewielkimi ilościami parafiny i trójglicerydów) oraz nawilżaczami-humektantami: gliceryną, sokiem z aloesu i pantenolem. Zawiera również ekstrakt z lilii wodnej, witaminę E oraz alantoinę. Całość zamyka spory zestaw konserwantów i kompozycja zapachowa.

Ta maseczka jest bardzo podobna składowo do swojej poprzedniczki. Zmiany są niewielkie, jednak ten egzemplarz wygląda na nieco lżejszy. Postaram się je porównać ;). Niemniej jest to raczej produkt natłuszczający, a nie nawilżający...

Farmona Herbal Care Dzika Róża, Odmładzająca maseczka do twarzy


Skład:


Pozostajemy w emolientowym temacie, jednak tutaj znajdziemy jedynie emolienty syntetyczne doprawione gliceryną, glikolami butylenowym i propylenowym, peptydami i kwasem hialuronowym oraz ekstraktem z dzikiej róży. Wart odnotowania jest brak parafiny i trójglicerydów, chociaż cały produkt bogactwem składu raczej nie powala. Skład po raz kolejny zamyka spory zestaw konserwantów i kompozycja zapachowa.

Od tej maseczki chyba zacznę swoje testy, ponieważ nie zawiera ona substancji, z którymi moja skóra ma na pieńku. Czy mnie zachwyci działaniem - zobaczymy ;).

6 produktów, z których olejek z całą pewnością jest godny zainteresowania wespół z różaną maseczką. Płyn do demakijażu oczu ma skład mocno dyskusyjny (ta sól...), a pozostałe maseczki mogą się u wielu osób sprawdzić, ale... niekoniecznie u mnie ;). Wielkiego zachwytu może nie ma, składowo oceniam ten zestaw średnio. Działanie dopiero sprawdzę w praktyce ;).

Chętnie poznam Wasze ostatnie kosmetyczne odkrycia. Może jakieś nowości? ;)

AA Hydroalgi różowe, Skóra wrażliwa i skłonna do alergii, Płyn micelarny - kolejny hitowy micel



Płynów micelarnych zużywam obecnie sporo. W czasie upałów, gdy się nie maluję (a obecnie makijaż wykonuję bardzo rzadko) zdarza się, że prócz standardowego oczyszczania skóry rano i wieczorem przecieram twarz także 1-2 razy w ciągu dnia. Uroki posiadania bardzo tłustej cery ;). Kolejnym micelem, który wylądował w moich zbiorach jest produkt firmy AA z linii Hydroalgi różowe do skóry wrażliwej i skłonnej do alergii.


Przeźroczysta, plastikowa butelka to dość typowe rozwiązanie w produktach tego typu. Opakowanie jest solidne, odporne na upadki (przypadkiem sprawdziłam... :P) i wizualnie miłe dla oka. Niewielki otwór ułatwia dozowanie płynu na wacik.

200ml płynu kosztuje 11-15zł w zależności od miejsca (dostępny np. w Rossmannie). 

Skład:


Woda oraz trzy humektanty (nawilżacze): gliceryna oraz glikole: pentylenowy i propylenowy wzbogacone dwoma łagodnymi surfaktantami (polysorbate 20 i sodium cocoamphoacetate) są bazą tego produktu. Całość uzupełnia ekstrakt z algi różowej (Jania Rubens), dwie postaci gumy z brezylki (tary) oraz kolejny zestaw humektantów (mleczan sodu, hialuronian sodu), alantoina, fruktoza, mocznik, maltoza, pantenol, trehaloza, glukoza). Znajdziemy w nim także odrobinę soli kuchennej (zagęszczacz), wodorotlenku sodu i kwasu cytrynowego (regulatory pH) oraz trzy konserwanty (nie zawiera parabenów). Warto zauważyć, że nie znajdziemy w nim kompozycji zapachowej.

Skład całkiem ładny, jednak dodatek soli kuchennej zastanawia i niejednego pewnie zaniepokoi. Na szczęście jest to śladowa ilość.

Płyn ma postać bezbarwnej, bezzapachowej, pieniącej się cieczy.

Po wykonaniu serii domowych prób uczuleniowych (za uchem, na policzku i na skroni - po problemach z powiekami jestem ostrożna) przystąpiłam do testów. Poza zadowalającym oczyszczeniem skóry z sebum i resztek makijażu zauważyłam od razu, że nie pozostawia na skórze lepko-śliskiej warstewki (co wśród płynów micelarnych zdarza się niestety dość często). Stosowany często (do 4 razy dziennie) nie przesusza ani też nie podrażnia - nawet moich wrażliwych powiek. Nie wywołał także wysypu zmian trądzikowych.

W czasie upałów, przy skórach niezbyt wymagających - może stanowić jedyny kosmetyk (oczywiście nie na dłuższą metę, ale na wyjazd - i owszem). Mój makijaż nie jest zbyt ambitny (krem BB, mąka ziemniaczana, korektory dwa i tusz do rzęs), jednak 1-2 płatki usuwają go bezproblemowo (nawet z rzęs). Wydajność - standardowa, ale pewnie przy zwiększonym, letnim zużyciu skończę go niedługo ;).

Śmiało może być brany pod uwagę w Waszych zakupach kosmetycznych ;).

Używacie toników czy płynów micelarnych do demakijażu? A może jeszcze czegoś innego (mleczek, emulsji, śmietanek, olejków)?

Więcej informacji na temat pielęgnacji cery wrażliwej i skłonnej do alergii znajdziecie na portalu Mojealergie.pl
loading...

Ziaja Ulga, Płyn micelarny do cery wrażliwej - produkt godzien uwagi



Płyn micelarny to nieodzowny element mojej pielęgnacji. Już jakiś czas temu zastąpił mi tonik (dzięki lepszym możliwościom "czyszczącym"). Miesiąc temu pisałam Wam o płynie micelarnym do cery wrażliwej marki Garnier, a dziś przestawię Wam kolejny tego typu produkt dedykowany do cery wrażliwej: płyn micelarny Ziaja Ulga.


Buteleczka - dość typowa w kształcie dla płynnych produktów Ziaji, przeźroczysta i całkiem solidna, jednak przy gwałtowniejszym ruchu można urwać korek zamknięcia ;). Niebiesko-biały design budzi zaufanie i dodatkowo przywodzi na myśl produkty apteczne. Niewielki otwór pozwala na rozsądne dozowanie.

200ml tego płynu kosztuje 7-9zł, w zależności od miejsca (dostępny w Rossmannach, Hebe, Drogeriach Natura, SuperPharm i innych drogeriach oraz w aptekach). 

Skład:


Znajdziemy w nim (prócz wody) delikatny środek powierzchniowy czynny, humektanty (nawilżacze): glikol propylenowy, glicerynę, pantenol, łagodzącą alantoinę i ekstrakt z lukrecji. Zawiera dwa konserwanty (bez parabenów) i substancję odpowiedzialną na regulację pH kosmetyku. 

Skład ładny, krótki i nieprzekombinowany - faktycznie, może się nadać dla wrażliwców ;). Na uwagę zasługuje zrezygnowanie z zastosowania substancji zapachowych.

Ma postać bezbarwnej, bezzapachowej cieczy pieniącej się przy potrząśnięciu butelką. 

Produkt tego typu wykorzystuję dwa razy dziennie (czasami do czterech - jeśli jest upał, a ja nie jestem umalowana i z twarzy dosłownie mi się leje xD). Obecnie dobieram je bardzo pieczołowicie - po minionych problemach z powiekami. Ten produkt ładnie oczyszcza, jednocześnie nie pozostawiając na mojej skórze ślisko-lepkiej warstewki (co niektórym micelom zdarzało się w przeszłości). Skóra jest wręcz minimalnie nawilżona. Nie powoduje wysypu zmian trądzikowych - kolejny plus dla niego ;).

Najważniejsze jednak jest dla mnie to, że radzi sobie z usunięciem makijażu oczu bez najmniejszego podrażniania tych okolic. Wystarczył zwilżony tym płynem wacik przyłożony na kilka chwil do oka, by usunąć wszystkie zabrudzenia. 

Jest całkiem wydajny i niedrogi, a do tego u mnie naprawdę zacnie się sprawdził. Rozpoczynam niniejszym eksplorację micelarnych rejonów Ziaji - w kolejce (już napoczęta) czeka wersja jaśminowa ;). 

Macie jakieś doświadczenia z płynami micelarnymi tej firmy? Podzielcie się nimi w komentarzach ;)

Więcej informacji na temat pielęgnacji cery wrażliwej i skłonnej do alergii znajdziecie na portalu Mojealergie.pl.

loading...

Avena Vital Care, Żel oczyszczający - świetny kosmetyk do cery wrażliwej



Jestem posiadaczką cery tłustej, która jednak nie lubi mocnego, codziennego oczyszczania. Reaguje wtedy suchymi skórkami (zwykle na nosie, brodzie i czole) i ogólnym fochem na moje działania ;). Dlaczego też szukam kosmetyków skutecznych, a jednocześnie delikatnych. Sugerując się składem wybrałam do testów w ramach współpracy Delikatny żel oczyszczający do mycia twarzy z serii Avena Vital Care (marka Vis Plantis, produkowana przez Elfa Pharm).


Żel zamknięty jest w białej, plastikowej, solidnej butelce z pompką (dobraną tak, że idealnie dozuje jedną, niewielką porcję kosmetyku). Opakowanie jest nieprzeźroczyste, więc nie sposób jest dokładnie kontrolować zużycia. Biały, dość ascetyczny design opakowania odpowiada mi i wzbudza zaufanie. Etykiety są trwałe i wodoodporne.

300ml żelu kosztuje 12-15zł, w zależności od miejsca (sklep internetowy, drogerie Pigment, Kosmyk - tam widziałam je osobiście) - niedrogo!

Skład:


Żel ten bazuje na betainie kokamidopropylowej (detergent amfoteryczny) oraz łagodniejszych od niej detergentach niejonowych. Znajdziemy w nim także sporo humektantów (propanediol, gliceryna, sok z aloesu, glikol kaprylowy, pantenol) oraz hydrolizat skrobi, ekstrakt z bławatka i betaglukan (ma działanie regenerujące, łagodzące i przeciwzmarszczkowe). Zawiera także środki konserwujące (nie zawiera parabenów ani też DMDM-Hydantoiny). 

Pewnie nikogo nie dziwi, że mnie pokusił ;). Skład ładny, nieprzekombinowany.

Ma postać średnio-wodnistego, bezbarwnego żelu o ledwie wyczuwalnym (musiałam prawie wsadzić w niego nos), neutralnym zapachu.


Używam go 2 razy dziennie - rano i wieczorem, na zwilżoną wodą skórę twarzy. Pieni się słabo, jednak absolutnie nie przeszkadza to w jego użytkowaniu. Jedna pompka żelu wystarcza do oczyszczenia twarzy, szyi i dekoltu. Bardzo łatwo spłukuje się samą wodą - za co duży plus (część żeli po spienieniu trzyma się mojej skóry i spłukiwanie ich jest uciążliwe). Dokładnie, a jednocześnie delikatnie oczyszcza, nie pozostawiając cery wysuszonej na wiór. Radzi sobie nawet z makijażem oczu (a z czym sobie nie radzi - usuwa odrobina płynu micelarnego po).

Pozostawia skórę oczyszczoną, gładką, lekko nawilżoną (przy wielkim pośpiechu zdarzyło mi się umyć nim twarz i lecieć na autobus - skóra nie zareagowała pieczeniem, przesuszeniem czy podrażnieniem, ale na dłuższą metę i tak nie polecam takich działań ;)). Nie wywołuje pieczenia powiek ani oczu. W połączeniu z dobrą wydajnością otrzymujemy produkt, którym wrażliwcy bądź poszukiwacze delikatnego, ale skutecznego oczyszczania powinni się zainteresować ;). Myślę, że osoby o kłaczkach mniej skłonnych do obciążenia mogłyby się pokusić o wypróbowanie go do mycia włosów i skóry głowy ;). U mnie niestety to rozwiązanie odpada.

Więcej informacji na temat pielęgnacji cery wrażliwej i skłonnej do alergii znajdziecie na portalu Mojealergie.pl.

Używacie żeli do mycia twarzy? Jeśli tak - to jakich?

loading...

Demoxoft - dla powiek z problemami



Soczewki kontaktowe noszę od bez mała 9 lat. Do niedawna nie odczuwałam żadnych niepokojących objawów ze strony oczu i ich okolic, jednak krakowski smog w połączeniu z godzinami spędzonymi przed monitorem w końcu utrudniły życie i mnie. Suchość gałek ocznych opanowałam dość szybko, wprowadzając krople do oczu oraz częstsze noszenie okularów. Z czasem jednak pojawił się kolejny problem (z którym nota bene mój partner ma do czynienia od lat) - zaczerwienione powieki wraz z delikatnie łuszczącym się naskórkiem. Nie ma to jak wyglądać niczym królik - przewlekłe zapalenie brzegów powiek xD. Dodatkowo po przebudzeniu często miałam wrażenie posklejanych brzegów powiek. Kolejne apteczne specyfiki nie przynosiły znaczącej poprawy. Powoli zaczynałam zapominać do czego służy maskara.

Przez pewien czas myślałam, że dorobiłam się uczulenia na jakiś kosmetyk, jednak mimo odstawienia wszystkiego w tych okolicach (i stosowania do mycia wody do iniekcji) sytuacja się nie poprawiła. Wtedy otrzymałam propozycję przetestowania Płynu i Chusteczek do specjalistycznej pielęgnacji i oczyszczania skóry powiek, którą (po konsultacji z okulistą i przejrzeniu opinii w sieci) przyjęłam. Wy natomiast możecie takie zestawy zgarnąć w konkursach: na blogu KLIK! i na fanpage KLIK!.



Oba produkty są w zasadzie tym samym - możemy wybrać, czy bardziej odpowiada nam płyn w wersji butelkowanej, czy nasączone nim chusteczki (ta druga opcja lepiej się sprawdza poza domem). Obie wersje są równie łatwe w użytkowaniu. Zapakowanie każdej z chusteczek osobno przeciwdziała ich zabrudzeniu i wysychaniu, a z buteleczki płyn dozuje się łatwo przez niewielki otwór. Nie mamy jednak możliwości dokładnego kontrolowania zużycia. 

Opakowania mają typowo apteczny design, przez co budzą zaufanie, a jednocześnie są bardzo czytelne. 

100ml płynu i 20 sztuk chusteczek kosztują mniej więcej tyle samo: około 23zł (dostępne w aptekach).

Skład chusteczek:


Skład płynu:


Składy obu produktów, jak już wspominałam, są identyczne. Znajdziemy w nich PEG-ylowane estry oliwy z oliwek, niejonowy surfaktant (delikatny), pantenol, hialuronian sodu, zagęszczony sok z aloesu, glicerynę, gumę biosacharydową, konserwanty i stabilizatory pH. INCI krótkie, konkretne i całkiem ładne.

Płyn jest bezbarwną cieczą o ledwie wyczuwalnym, neutralnym zapachu.

Chusteczki mają całkiem sporą powierzchnię - śmiało można jednym egzemplarzem przykryć obie powieki.


Płynu lub chusteczek używam 2-3 razy dziennie: rano i wieczorem (wacik nasączony płynem) oraz czasami w ciągu dnia, jeśli coś mi się "zapaprze" (chusteczki). Wacik lub chusteczkę przykładam na kilka sekund do oka, a następnie przecieram powiekę w kierunku wewnętrznego kącika oka. Już po kilku (3-4 dniach) zauważyłam złagodzenie zaczerwienienia, a po kolejnych kilku odważyłam się użyć tuszu do rzęs, bo zaczerwienienie zniknęło całkowicie. Mogę Wam więc dodatkowo powiedzieć, że płyn całkiem nieźle radzi sobie z demakijażem szybko i sprawnie rozpuszczając i usuwając kosmetyki kolorowe.

Łagodzi i lekko nawilża skórę okolic oczu, w żaden sposób nie podrażnia i nie pogarsza sytuacji. Myślę, że osoby cierpiące na przewlekłe podrażnienie powiek mogą się nim zainteresować. Sama zamierzam namówić do spróbowania mojego M., ale czuję, że będzie ciężko - pod tym względem jest jednak typowym facetem (szampon, pianka, żel pod prysznic i antyperspirant - wszystko ponad jest "niemęskie"wg niego xD).

Skuteczność tych produktów zaskoczyła mnie również dlatego, że przeszłam wcześniej także inne preparaty dedykowane takim dolegliwościom (także na receptę), a po pewnym czasie od okulisty usłyszałam, że po prostu powinnam ograniczyć siedzenie przed monitorem. Oczywiście się z tym zgadzam, jednak charakter pracy (obrabianie wyników <3) absolutnie mi na to nie pozwala. Płyn Demoxoft uratował sytuację ;).

Podejrzewam, że część z Was ma podobne problemy - jak sobie z nimi radzicie?

loading...

Isana Young, Żel do mycia twarzy i demakijażu oczu - fajny, ale nie dla każdego



W jednej z paczek od drogerii Rossmann  znalazłam nowy żel do mycia twarzy i demakijażu oczu Isana Young. Patrzyłam na niego przez jakiś czas później z pewną dozą nieufności - w moim myciu twarzy dominują od jakiegoś czasu żele do higieny intymnej (między innymi Facelle). Ciekawość zwyciężyła ;)


Żel znajduje się w plastikowej, błyszczącej tubie. Wizualnie całkiem podoba mi się to połączenie bieli, błękitu i różu, jednak złapanie tego opakowania śliskimi rękami to nie lada wyczyn :P. Zamknięcie - łatwy do otwarcia "pstryk".

150ml żelu kosztuje 7,49zł (bez promocji w Rossmannie) - tanio!

Skład:


Nie znajdziemy w nim mocnych, anionowych detergentów. Bazuje na surfaktantach niejonowych i amfoterycznych. Dość wysoko w składzie pojawia się etanol, usieciowany polimer (filmformer). Tuż przez pierwszym konserwantem znajdziemy także chlorek sodu. W śladowych ilościach występują w nim: gliceryna, wodorotlenek sodu (regulator pH), glikol propylenowy, zapachy, barwniki oraz konserwanty. Pod koniec składu znajdziemy dwa ekstrakty: z owoców maliny oraz męczennicy.

Skład nie jest bardzo delikatny: etanol wysoko w składzie sprawia, że nie u wszystkich ten produkt sprawdzi się przy demakijażu twarzy, a już tym bardziej oczu.

Ma dość gęstą, przeźroczystą konsystencję i dość mocny, kwiatowy zapach (nie utrzymuje się na skórze, ale jest całkiem przyjemny). Średnio się pieni, a sama piana jest kremowa.


Używam tego żelu regularnie (rano i wieczorem) od 2 miesięcy. Mimo pewnych niuansów, na które zwróciłam uwagę omawiając skład, nie wywołał u mnie niepokojących objawów ani ze strony samej skóry, ani ze strony oczu. Dobrze oczyszcza i usuwa makijaż (u mnie - tusz, korektor i krem BB/podkład mineralny), a jednocześnie nie wysusza (jestem posiadaczką cery tłustej). Nie spowodował zmniejszenia ilości zaskórników, ale też nie pogorszył sytuacji na tym polu: w kwestii trądziku jest neutralny ;). Łatwo zmywa się ze skóry jednym porządnym "chlapnięciem" wodą.

Jest gęsty, co pociąga za sobą jego znakomitą wydajność. Po 2 miesiącach testów mam jeszcze ponad 1/3 opakowania ;).

Linia Isana Young powstaje na bazie odchodzącego Synergenu - wydaje mi się interesująca, nie tylko dla nastolatków ;). Mam nawet w planie recenzję kolejnego produktu z tej serii ;).

Czym obecnie wykonujecie demakijaż twarzy?