Xpel, Tea Tree Moisturising Conditioner - mało znana (porostowa) ciekawostka z Allegro



Nic mnie chyba tak kosmetycznie nie irytuje, jak brak dostępnego w sieci składu ;). W czasie zakupów internetowych często przeglądam całą ofertę sprzedawcy i czasami coś wpada mi szczególnie w oko. Powody są różne - opakowanie, nazwa, domniemany (po nazwie) zapach, cena... Zawsze jednak chcę najpierw wiedzieć, co jest w środku zanim wydam złote monety. Jeśli jednak, pomimo szeroko zakrojonych poszukiwań, nie mogę znaleźć składu, to (przy niskiej cenie) decyduję się na zakup. Tak trafiła do mnie odżywka Tea Tree Moisturising Conditioner - prosto z Allegro.

Tea Tree Moisturising Conditioner skład

Tuba może nie jest rozwiązaniem idealnym (po prostu ten rodzaj opakowania lubię najmniej :P), ale przy dobrze dobranym otworze da się wygodnie korzystać z kosmetyku. Zieleń budzi zaufanie, a minimalizm opakowania zapewnia czytelność. Całość jest trwała i estetyczna. 

Obecnie proście znaleźć ją w wersji "zabutelkowanej), gdzie 400ml kosztuje 5-10zł, więc bardzo korzystnie. Dostępność - głównie sklepy internetowe.

Skład:

Tea Tree Moisturising Conditioner skład

Składowo - absolutnie nic powalającego. Emolienty, spore ilości filmformerów i olejki z drzewa herbacianego oraz miętowy w ilościach niewielkich. Skład jest krótki, jednak zawiera konserwant (DMDM Hydantoina - przed stosowaniem polecam domową próbę uczuleniową) oraz dwa barwniki - wrażliwcom polecam dużą ostrożność. Można ją zakwalifikować do produktów emolientowych.

Spodziewałam się aromatu drzewa herbacianego, i tutaj się zawiodłam - odżywka ma miętowy zapach ;). W pakiecie dostajemy też kremowo-żelową konsystencję i nieco zielony kolor.

Producent poleca stosowanie tej odżywki zarówno na długość włosów jak i na skórę głowy. Zanim się jednak przełamałam do wcierania jej w skalp (jak pewnie wiecie bardzo się pietram przed odżywkami na skalpie xD) przetestowałam ją gruntownie na moich niskoporowatych lokach. I powiem tak - skład nie powala, ale efekt już tak, szczególnie zimą :D. Po tej odżywce moje włosy dobrze znoszą nawet kontakt z kapturem, a nie jest to częste ;). Mięsiste, grube i błyszczące loki są po niej pewne, a do tego łatwo się spłukuje bez przyklapu. Próbowałam jej nawet w roli stylizatora (czyli de facto produktu bez spłukiwania) - też sprawdziła się świetnie, jednak podana w taki sposób skraca świeżość włosów.

Po jakimś miesiącu stosowania zdecydowałam się na jej wcieranie na 30-60minut przed myciem w skórę głowy i... to był strzał w dziesiątkę! Oczywiście, chłodzi nieco czerep, ale nie są to arktyczne mrozy, raczej przyjemny chłodek ;). Osiągam dzięki niej świeżość włosów 3 do nawet 4 dni, co w zimie (przy grzejnikach i kapturze) wynik nie do podrobienia. Wysyp bejbików też się pojawił - bo jakimś miesiącu wcierania ;). Włosy rosną też znacznie szybciej, sądzę, że o jakiś 1-1,5cm miesięcznie - nie prowadzę jednak dokładnej, włosowej geodezji ;). Włosowy kocur w odpływie też jest o jakieś 30% mniejszy, co raduje mnie chyba najbardziej, bo jeśli moje kudły mają jakąś bolączkę, to na pewno jest nią mizerna gęstość.

Z całą pewnością nie jest to produkt uniwersalny - część z Was, że względu na skład (a głownie - konserwant i barwniki) nie będzie mogła jej stosować w obawie przed reakcjami alergicznymi. Myślę jednak, że przy bezproblemowej skórze głowy można się pokusić o testy zarówno na długości, jak i w wersji wcierkowej.

Ustawiam ją pomiędzy moimi najefektywniejszymi porosto-boosterami :D. Chętnie jednak posłucham o Waszych porostowych hitach, szczególnie takich dających milion bejbików ;).

Isana Colour Shine, Odżywka do włosów Połysk koloru z granatem i guaraną - nie tylko dla farbowańców ;)



Gdyby nie liczyć licznych przygód z Cassią (KLIK! i KLIK!) to moje włosy już od prawie 10 lat są niefarbowane ;). Nie przeszkadza mi to jednak w próbowaniu kosmetyków do włosów farbowanych. Nie zawierają one wszak nic, co mogłoby naturalnym kudłom zaszkodzić, a czasami ich kompozycja składników wyjątkowo dobrze wpływa na moje włosy. Przy okazji jednej z promocji z Rossmannie do mojego koszyka trafiła odżywka do włosów Isana Colour Shine z granatem i guaraną.


Typowa, plastikowa, miękka butla to standardowe rozwiązanie, aczkolwiek trochę mnie irytuje konieczność rozcinania opakowania (bardzo nie lubię tego robić), by wydobyć końcówkę produktu. Poza tą wysoce indywidualną niedogodnością nie mam uwag - opakowanie jest trwałe i całkiem ładne ;).

300ml tego produkt kosztuje 4,99zł, więc bardzo korzystnie ;).

Skład:


Jest to odżywka o emolientowej bazie z dodatkiem humektantów (glikolu propylenowego, pantenolu, niacynamidu) wzbogacona ekstraktami z granatu i guarany. Zawiera kompozycję zapachową, regulatory kwasowości i nie wzbudzające moich wątpliwości konserwanty. 

Krótko, zwięźle i bardzo na temat ;). Nie jest może bardzo bogata w dobroci, ale może być solidną bazą pielęgnacyjną, a przy zdrowszych włosach na pewno nieźle sprawdzi się solo ;). 

Ma średnio gęstą konsystencję i kwiatowo-owocowy, dość słodki zapach, który może być przytłaczający. Po myciu jest jednak niewyczuwalny na moich włosach.

Sprawdziłam ją w różnych konfiguracjach - przed myciem, po myciu, solo, pod olej, w miksie z innymi dobrociami. Za każdym razem sprawdzała się świetnie, a dodatkowo - bardzo łatwo się zmywa, co przy moich łatwych do obciążenia włosach jest wielkim ułatwieniem. Włosy mam coraz dłuższe, a przez co coraz trudniej jest mi uzyskać regularny skręt, ale z tą odżywką jest to jakieś łatwiejsze ;). Włosy są po niej ładnie odbite od nasady, pogodoodporne (a zimą nawet dla mnie, przy stosowaniu kaptura, nie jest to łatwe) i pięknie błyszczące ;).

Stosuję ją (jak wszystkie odżywki) jakieś 5-7cm od skóry głowy, więc o stosowaniu na skalp się nie wypowiem ;). Warto też zauważyć, że nie ma filmformerów i jest zgodna z CG ;).

Świetna odżywka w mikroskopijnej cenie - to jest to :D.

Macie jakieś swoje włosowe typy z Rossmanna? ;)

Szampon i odżywka HALIER RE:HAB - hitowe nowości!



Pielęgnacja włosów - to od niej zaczęło się moje kosmetykomaniactwo i nadal właśnie kędziorkom poświęcam najwięcej uwagi. Z ochotą i zainteresowaniem testuję kolejne włosowe nowości i tym razem, w ramach współpracy, mam okazję zaprezentować Wam dwa produkty: Szampon do włosów przetłuszczających się HALIER RE:HAB i Odżywkę do włosów przetłuszczających się HALIER RE:HAB. Sama marka HALIER obrała wartą pochwały drogę: ich kosmetyki nie zawierają siarczanów, silikonów, parabenów, SLS, SLES i... SCS! Sama wprawdzie używam kosmetyków zawierających te składniki, jednak wiem doskonale, jak trudno w razie konieczności znaleźć coś bez nich. 


Opakowania kosmetyków HALIER RE:HAB (i całej marki w ogóle) to jedne z najładniejszych, jakie widziałam. Buteleczki z matowego plastiku z solidną pompką (zużyłam już około 2/3 objętości obu produktów i nic złego się z nią nie dzieje) w jasnobłękitnym odcieniu świetnie koresponduje z moim gustem (niebieskości <3) i ładnie prezentuje się na półce.

150ml odżywki i 250ml szamponu kosztują po około 85zł - słono, jednak i o takich kosmetykach warto znać opinie ;). Dostępne są w salonach fryzjerskich i drogeriach, a seria FORTESSE - także w aptekach.

Skład szamponu:


Baza myjąca tego szamponu składa się z delikatnych, niesiarczanowych detergentów wzbogaconych ekstraktami z: torfowca, płucnicy, żurawiny, rukwi, łopianu, szałwii, cytryny, bluszczu, mydlnicy i morszczynu. Zawiera niewielki dodatek pochodnej gumy guar (filmformer), barwników, regulatorów pH, konserwantów oraz kompozycji zapachowej.

Skład naprawdę może się podobać - delikatne mycie połączone z zastosowaniem ekstraktów roślinnych wielu skalpom się spodoba ;). Nawet mój - wielbiciel mocnego szorowania - nie miał do tego szamponu uwag. Ale o tym później ;). 

Skład odżywki:


Tą odżywkę można śmiało zakwalifikować jako nieźle zbilansowany, humektantowo-emolientowy produkt. Nie zawiera protein, natomiast rdzeniem jej składu są gliceryna (humektant - nawilżacz) oraz zestaw estrów i alkoholi tłuszczowych oraz trójglicerydów (emolienty). Po zapachu znajdziemy w niej olej arganowy oraz ekstrakty i oleje z torfowca, płucnicy i żurawiny. Całość domyka barwnik i konserwanty.

Skład wygląda jednocześnie lekko i całkiem konkretnie - pozwala liczyć na dobre ogarnięcie wyglądu i stanu włosów bez nadmiernego obciążenia. Tyle można wywróżyć ze składu - testy sprawdziły resztę ;).

Szampon ma nieco lejącą konsystencję i półprzeźroczysty, opalizujący na błękitno kolor. Odżywka nie jest bardzo gęsta, ale jak widać na ręce - trzyma formę :D. Oba kosmetyki mają ledwie wyczuwalny, kwiatowo-mydlany zapach, który dla mnie jest przyjemny, a dzięki niskiej intensywności - nie będzie inwazyjny. 



Stosunkowo rzadko używam delikatnych myjadeł do włosów. Moje kręcioły są z tych lubiących dokładne mycie ;). Ten zestaw (szampon + odżywka) sprawdza się jednak bardzo dobrze solo - do tej pory w trakcie ich stosowania jeden raz nałożyłam na włosy olej (domyty bez problemów). Moje coraz dłuższe cieniasy jak widać... nie narzekają pomimo spotkania z deszczem :D.

Ładne, świetne skręcone (moje włosy sięgają do piersi w wyproście) i błyszczące loki bez obciążenia - i to po 3 minutach poświęconych na mycie i 1-10 minutach z odżywką :D. Idealny zestaw dla nauczycielki we wrześniu :D. Przetestowałam je nawet w czasie mżawki (na zdjęciu poniżej) - lokom nadal nie stało się nic złego. Włosy wprawdzie wytrzymują w świeżości tylko standardowe u mnie 2 dni, ale jak wspominałam - do delikatnego mycia nie są przyzwyczajone ;).


Nie są to produkty tanie, jednak warte uwagi w planowaniu swojej włosowej chciejlisty ;). Nowa marka z potencjałem - to lubię :D.

A dodatkowo mam dla Was niespodziankę: z kodem kascysko otrzymacie 15% rabatu na cały asortyment (na stronie www.halier.pl). Kod jest aktywny do 31.10.2018 roku ;). 

Balea Professional Locken Spulung (odżywka do włosów kręconych) - lokowy pewniak!



Ogólnie nie zwracam uwagi na dedykacje producenta - najważniejszy jest dla mnie skład i na tej podstawie dobieram kosmetyki do mojej pielęgnacji. Są jednak kategorie produktów, względem których mój rozum oddaje pole sercu - a do takich należą kosmetyki do włosów kręconych ;). W zasadzie każde mazidło dedykowane lokom musi zostać przeze mnie wymacane :D. Czasami po obejrzeniu składu rozczarowana odkładam dane "cudo" na półkę, ale częściej... zabieram do domu ;). Przy okazji wizyty w czeskim Cieszynie moje zbiory zasiliła Odżywka do włosów kręconych (Locken Spulung) marki Balea. 

Balea odżywka do włosów kręconych

Kosmetyki dostępne w DM kusiły mnie zawsze w czasie moich pobytów w Niemczech, ale limity w liniach lotniczych powstrzymywały mnie przez zakupami ;). 

Odżywka Balei zapakowana jest w miękką, plastikową tubę z niewielkim otworem, który pozwala na odpowiednie dozowanie produktu. By wydobyć kosmetyk do końca potrzebne jednak będzie ostre cięcie ;). Poza tym nie mam uwag do opakowania: jest ładne, funkcjonalne i czytelne, a etykiety - odporne na warunki panujące w łazience.

200ml odżywki kosztuje około 8-12zł, w zależności od miejsca zakupu (dostępna jest w drogeriach DM, ale u nas w sklepach z chemią niemiecką czy na Allegro również można ją dorwać). 

Skład:

Balea Locken Spulung skład

Syntetyczne emolienty wymieszane z gliceryną oraz pantenolem - oto baza tej odżywki. Znajdziemy w niej również sporo hydrolizowanych protein roślinnych (o dużych cząsteczkach) oraz ekstrakt z męczennicy i niewielkie dodatki filmformerów (polyquaternium). Zawiera również regulatory pH, kompozycję zapachową i konserwanty (bez parabenów).

Skład może nie jest szczególnie powalający na kolana, ale nie można mu odmówić kilku głównych bohaterów: dobrego alkoholu tłuszczowego (więcej TUTAJ), gliceryny, pantenolu (nawilżacze-humektanty), protein roślinnych (sojowych, kukurydzianych, pszenicznych - o właściwościach kondycjonujących) oraz ekstraktu z męczennicy (rośliny ;)). Może wiele dobrego zdziałać na włosach ;).

Odżywka ma gęstą konsystencję, biały kolor i mocno syntetyczny, słodkawy zapach o niewielkiej intensywności. Nie jest wyczuwalny po myciu na włosach ;).

Balea Locken Spulung konsystencja

Wykorzystałam ją na swoich włosach we wszystkich konfiguracjach: przed i po myciu, solo i z różnymi dodatkami. Gdy tylko pamiętałam o jej treściwości - sprawdzała się świetnie. Przy zastosowaniu zbyt dużej ilości potrafi obciążyć, ale nakładana z umiarem daje mi wspaniałe, sprężyste, trwałe i błyszczące loki - nawet przy mojej obecnej długości ;). W mikroilościach sprawdza się także jako stylizator, ale jednak brakuje mi po niej utrwalenia jak po dobrym żelu (którego, po wycofaniu mojego ulubieńca, poszukuję w coraz większej panice...). Dzięki swojej gęstości jest bardzo wydajna.

Wprawdzie ciężko mi ją (ze względu na obecność protein) porównać obiektywnie z olejową kuracją do włosów Isany (KLIK i KLIK), ale oba te stawiam wśród swoich ulubieńców włosowych :D. Załatwiają one na mojej półce zarówno sprawę produktu proteinowego, jak i emolientowego.

Macie jakieś własne włosowe pewniaki z DM? Pochwalcie się proszę ;)

L'biotica BIOVAX Opuntia Oil&Mango, Ekspresowa odżywka 7w1 - polecam :D



Długo "broniłam się" przed testowaniem produktów do włosów od firmy L'biotica. Jakoś dziwnym trafem nie było mi z nią po drodze ;). Duże przetarcie zrobiłam sobie przy okazji testowania OleoKremów (które nadal gorąco chwalę i polecam):


Bohatera (a może bohaterkę raczej - skoro to odżywka ;)) dzisiejszego wpisu już Wam kiedyś z grubsza przedstawiłam - przy okazji analizowania składów całej serii L'biotica  BIOVAX Opuntia Oil&Mango (KLIK!). Rozkład na czynniki Odżywki ekspresowej czas zacząć ;). Napis 7w1 pewnie część z Was odrzuca z miejsca ("jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego" ;)), ale sama staram się na peany producenta nie zwracać szczególnej uwagi ;).


Spora, różowo-koralowa tuba o matowej powierzchni całkiem nieźle leży w dłoni, a w razie problemów z wydobyciem kosmetyku do ostatniej kropli zawsze można ją rozciąć (choć, przyznaję, bardzo nie lubię tego robić). Zachodzę w głowę w jaki sposób wykonane są napisy - nie jest to żadna naklejka, tylko jakby nadruk na samym opakowaniu. Stąd też o żadnym nieestetycznym odklejaniu nie może być mowy ;). 

200ml odżywki kosztuje od 15 do 20 zł, w zależności od miejsca zakupu.

Skład:


Odżywka ta jest nieco podobna składowo do maski z tej samej serii. Emolientowo-kondycjonująca baza została tutaj wzbogacona tytułowym olejem z opuncji oraz masłem mango. Gliceryna, pantenol i sorbitol (nawilżacze) także występują tutaj w niemałych ilościach. Pod koniec składu znajdziemy także dodatki filmformerów, kompozycji zapachowej, regulatorów pH oraz barwników.

Emolientowy produkt bez grama protein hydrolizowanych zainteresuje pewnie niejedną włosomaniaczkę ;). Patrząc po składzie uważam też, że śmiało można ją przetestować jako produkt bez spłukiwania lub też stylizator.

Gęsta, masełkowata konsystencja jest dość charakterystyczna dla produktów BIOVAX i w zasadzie gwarantuje dużą wydajność. Obawiałam się nieco zapachu tej odżywki - mango kojarzy mi się z "owocową marchewką" (poważnie, suszone mango smakowało dla mnie jak marchewa), jednak jest całkiem przyjemny, słodko-owocowy. Jest wyczuwalny na moich włosach przez jakąś godzinę po wyschnięciu.


Pewnie nikogo nie zaskoczę mówiąc, że pierwsze spotkanie z tą odżywką zakończyło się mega obciążeniem włosów. Typowo - nałożyłam jej dużo za dużo xD. Po tej nauczce nakładałam na włosy groszek wielkości orzecha laskowego po dwukrotnym umyciu ich szamponem. Przy takiej ilości nie zaliczyłam już więcej syndromu 3xP (przyklap, przychlast, przetłuszcz) nawet wtedy, gdy odżywiałam przed myciem włosy na bogato olejem lub innym miksem.

Jej działanie mogę śmiało porównać do działania OleoKremów - pięknie podkreślony skręt bez obciążenia (przy właściwej aplikacji ;)), pogodoodporny i trwały z dodatkowym, mocnym blaskiem. Tak dla swojego i Waszego rozbawienia odniosę się do 7w1 producenta ;)


  • Odbudowa i wygładzenie na całej długości - tutaj wypowiem się jedynie o końcówkach, które faktycznie są nieco suchsze niż reszta włosów i wymagają eksterminacji: pięknie je dyscyplinuje i wygładza.
  • Termoochrona podczas stylizacji - nic nie wiem na ten temat, nie stylizuję kudeł na ciepło prawie w ogóle ;).
  • Głębokie nawilżenie i miękkość - tutaj da znać o sobie mój wredno-upierdliwy charakter: włosy są po niej raczej "głęboko zaimpregnowane" (pamiętajmy, emolienty nie wiążą wody w swojej strukturze, jedynie mogą ją okludować - chronić przed jej parowaniem bądź niekontrolowanym pochłanianiem przez substancje znajdujące się na włosach). Włosy po jej użyciu są miękkie, ale na szczęście daleko im do syndromu "kaczuszki", czyli fruwającego puchu.
  • Ułatwienie rozczesywania - tutaj strzał jak kulą w płot, przez 6 lat doznaję czesania tylko u fryzjera i może z 5 razy sama to robiłam xD. Nie mogę więc określić jej wpływu na ten rytuał.
  • Piękny połysk - potwierdzam po stokroć!
  • Ograniczenie elektryzowania się - nie mam tego problemu, więc nie mogę tego ocenić.
  • Podatność na układanie - moje włosy układają się po niej lepiej, ale jak zawsze - tylko po swojemu ;).

Ta odżywka, jak widać, całkiem nieźle spełnia u mnie obietnice producenta ;). W kolejce mam balsam z tej serii i chyba nie zawaham się go niedługo użyć ;).

Jakie są Wasze doświadczenia z BIOVAXami?

O'Herbal, Odżywka do włosów przetłuszczających się z ekstraktem z mięty - na długość i skórę głowy



Ci z Was, którzy są Czytelnikami mojego bloga od dłuższego czasu wiedzą, że bardzo rzadko nakładam odżywki przeznaczone na długość włosów na skórę głowy. Dlaczego? Zwykle przemawia za tym bilans zysków i strat: obawiam się zwiększenia wypadania po takich eksperymentach. Widać bardziej zależy mi na włosach które już mam niż na tych, które mogłabym mieć ;). Niemniej jednak czasami zdarza się, że skład przekonuje mnie do nakarmienia skalpu daną odżywką. Tak było w przypadku Odżywki do włosów przetłuszczających się O'Herbal. O kosmetykach z tej serii opowiadałam już wcześniej TUTAJ i TUTAJ.


Duża, miękka butla z plastiku to niezbyt fortunne rozwiązanie - odżywka jest średnio gęsta, przez co wydostanie jej z tego opakowania jest mocno utrudnione. Dodatkowo niewielka zakrętka uniemożliwia postawienie butelki do góry nogami (by ułatwić wydobycie kosmetyku). Niemniej jednak wizualnie (etykiety, kolory, trwałość opakowania i naklejek) mi się podoba ;).

500ml odżywki kosztuje 14-19zł, w zależności od miejsca zakupu (produkty z tej serii są dostępne na doz.pl oraz w drogeriach Jasmin i Kosmyk: tam widziałam je osobiście).

Skład:


 Jest to produkt emolientowy (emolienty syntetyczne). Na uwagę zasługuje spora ilość glinki kaolinowej oraz ekstraktu z liści mięty pieprzowej. Oprócz nich zawiera również  modyfikowany olej rycynowy, humektanty (glikol propylenowy, glicerynę, mocznik), kwas mlekowy oraz zestaw substancji zapachowych i konserwujących. Nie zawiera parabenów.

Skład dość krótki, konkretny i faktycznie kojarzący się z zastosowaniem do tłustej skóry ;). Glinka kaolinowa na spółkę z miętą przekonały mnie do zastosowania jej na skórę głowy.

Ma postać białego, średnio gęstego kremu o delikatnie miętowym zapachu, absolutnie niepodobnym do kropli żołądkowych (ktoś mnie już o to pytał ;)). Dzięki gęstości - wydajna.


Stosowałam ją w różnych konfiguracjach: na 20-30 minut przed myciem na skórę głowy, przed myciem w miksach (na 20 minut - 8h) oraz po myciu na 3-10 minut. Zacznijmy może od skalpu ;).

Skóra głowy po jej użyciu jest odświeżona i ba, zachowuje ją zadziwiająco długo (3-4dni przy normie 2-3 dni). Dodatkowo jest ukojona i nie zdradza żadnych niepożądanych objawów pokroju zaczerwienienia, pieczenia, swędzenia czy łupieżu. Ogranicza przetłuszczanie skóry głowy. Nie zauważyłam jednak żadnego jej wpływu na porost włosów - ani nie rosły szybciej, ani bejbików więcej nie było.

Długość włosów również dobrze reagowała na ten produkt. Nie sposób z nim przesadzić (a wierzcie mi, nieświadomie próbowałam ;) - nie dorobiłam się po niej syndromu 3xP (przychlast, przetłuszcz, przyliż). Włosy za każdym razem układały się w całkiem ładne loki o normalnej trwałości i fajnej objętości. Trochę żałuję, że zapach nie pozostaje na włosach po myciu.

Myślę, że nadal będę praktykować jej używanie na skórze głowy - zmniejszenie przetłuszczania zawsze na propsie ;). A w same włosy również będą zadowolone.

Znacie kosmetyki z tej serii? Może któreś konkretnie Was kuszą?

loading...

Perfect Me by JF Malcolm - kosmetyki do włosów z Biedronki: analizy składów



Staram się  odpowiadać na Wasze potrzeby dotyczące tematów na blogu. Dzisiejszy post jest wynikiem kilkudziesięciu pytań, jakie otrzymałam od Was. Wszystkie one dotyczyły serii kosmetyków do włosów Perfect Me z Biedronki (cena za sztukę: 9,99zł; szampony 450ml, maski 450ml KLIK!).

Będąc na zakupach zrobiłam zdjęcia składów większości produktów z tej serii. Oto ich zestawienie i analiza - zacznę od masek.

Perfect Me by JF Malcolm, Natural Oils Repair Mask, Maska regenerująca z naturalnymi olejami


Skład:


Produkt mocno emolientowy. Bazę stanowią emolienty (także fimformery, m. in. silikon) i kondycjonery syntetyczne ze sporym dodatkiem olejów: arganowego, jojoba, makadamia, kokosowego i migdałowego. Z grupy humektantów jedynie gliceryna występuje tutaj w większej ilości - prócz niej ze składników nawilżających znajdziemy jeszcze odrobinę pantenolu. Znajdziemy w nim także witaminę E, śladowe ilości izopropanolu oraz substancje zapachowe i konserwujące.

Ocena po składzie - bardzo interesujący produkt emolientowy, jeśli ktoś takowego poszukuje.

Perfect Me by JF Malcolm, Repair & Colour Save Mask, Maska do włosów farbowanych


Skład:


Pierwsze dwie linijki składu - identyczne jak w zielonej wersji, więc ponownie mamy do czynienia z mocno emolientową bazą z dodatkiem gliceryny. Zamiast zestawu olejów znajdziemy w niej jednak: silikon, aminokwasy jedwabiu, glikol propylenowy (humektant), proteiny keratyny i ryżu oraz kwas fitowy i ekstrakty z ryżu oraz kawioru. Również zawiera niewielkie ilości pantenolu, witaminy E, alkoholu izopropylowego oraz substancji zapachowych i konserwujących.

Dla odmiany - produkt proteinowy, jednak równocześnie posiadający mocno emolientową formułę. Do przemyślenia dla poszukujących kosmetyku z tymi składnikami, jednak w niezbyt uderzeniowej dawce i formule.

Perfect Me by JF Malcolm, Fizz Stop & Keratin Repair Mask, Maska przeciwdziałająca puszeniu i regenerująca włosy z keratyną


Skład:


Baza - ponownie dokładnie taka sama jak w pozostałych wersjach. Dalej znajdziemy kolejny silikon, aminokwasy jedwabiu, keratynę, olej marula, pantenol oraz... złoto! Zawiera również witaminę E oraz substancje zapachowe, konserwujące i barwiące (tylko ta wersja z omawianych zawiera barwniki).

To również produkt proteinowy na emolientowej bazie, również wart rozważenia. Jedyne, co nie przestało mnie dziwić (i dziwi również w tym przypadku) to to, że do produktów przeciwpuchowych pakuje się spore ilości protein (i wierzcie mi - nie jest to przypadek odosobniony). Jaki jest tego cel - nie wiem.

Wydaje mi się, że istnieje jeszcze niebieska wersja maski, jednak w mojej Biedronce ślad po nich zaginął...

Nadszedł czas na szampony:

Perfect Me by JF Malcolm, Natural Oils Repair Shampoo, Szampon regenerujący z naturalnymi olejami


Skład:



Szampon ten bazuje na mocnym, anionowym detergencie (SLES) oraz słabszym, amfoterycznym (betaina kokamidopropylowa). Nie sądzę jednak, by były w stanie zniwelować obciążające działanie reszty składu, a mianowicie: filmformerów (silikon, pochodna gumy guar i kopolimery), olei: arganowego, jojoba, makadamia, kokosowego i migdałowego zmieszanych ze sporą dawką gliceryny. Zawiera także niewielką ilość soli kuchennej oraz substancje konserwujące i zapachowe.

Bazując na samym składzie mogę powiedzieć, że nie jest to produkt dla osób walczących (jak ja) o porządne domywanie włosów przy każdym myciu. Może jednak ci z Was, który dążą do dociążenia włosów będą z niego zadowoleni ;).

Perfect Me by JF Malcolm, Repair & Stay Strong Shampoo, Szampon regenerująco-wzmacniający


Skład:



Ponownie SLES i betaina kokamidopropylowa występują w roli substancji myjących. Tuż za nimi pojawia się gliceryna, filmformery (silikon, pochodna gumy guar oraz kopolimery) i sól kuchenna - w sporej ilości. Znajdziemy w nim także inne humektanty: pantenol, mleczan sodu, mocznik i kwas piroglutaminowy oraz bogaty zestaw aminokwasów i hydrolizowane proteiny perły. Zawiera również witaminę E oraz zestaw substancji zapachowych i konserwujących.

Szampon teoretycznie lżejszy od zielonej wersji, powinien lepiej domywać włosy - jednak i tak może wystąpić problem w tej materii. Dodatkowo jest to produkt mocno aminokwasowo-proteinowy, warto uważać przy jego stosowaniu na przeproteinowanie.

Perfect Me by JF Malcolm, Repair & Colour Save Shampoo, Szampon do włosów farbowanych


Skład:



Baza detergentowo - filmformerowa: analogiczna jak we wcześniejszych wersjach. Znajdziemy w nim pantenol, witaminę E, glikol propylenowy, ekstrakt z kawioru, aminokwasy jedwabiu , proteiny: ryżowe oraz keratynę, ekstrakt z ryżu i kwas fitowy. Zawiera substancje zapachowe i konserwujące.

Wygląda na "lżejszy" od dwóch wcześniej omówionych wersji, jednak i tutaj nie spodziewałabym się typowego "rypacza". Ponownie występuje ryzyko przeproteinowania.

Perfect Me by JF Malcolm, Fizz Stop & Keratin Repair, Szampon przeciw puszeniu włosów z keratyną


Skład:



Baza detergentowo-filmformerowa jest taka sama dla całej serii. W tej wersji znajdziemy olej marula, keratynę i... złoto :D. Zawiera również substancje zapachowe i konserwujące oraz barwnik (jako jedyny szampon z tej serii).

Siłę myjącą mogę teoretycznie określić jako podobną do wersji pomarańczowej, jednak nie jest to typowy produkt mocno oczyszczający. Występuje ryzyko przeproteinowania.

Podsumowując: uważam, że maski Perfect Me by JF Malcolm są naprawdę godne zainteresowania i wagi, natomiast szampony... niekoniecznie ;).

Zwróciliście na nie już uwagę w Biedronce (czy gdziekolwiek indziej), a może pierwszy raz o nich słyszycie?

loading...

Odżywka Timotei Precious Oils (Drogocenne olejki) - w poszukiwaniu lekkiego produktu emolientowego



Zima, zima, zima... To czas na wzbogacenie włosowej diety w produkty emolientowe. Moje uparte kłaczki jeszcze zwiększyły tendencję do obciążenia (ogrzewanie rządzi!), co sprawiło, że wyjęłam ze swoich zbiorów odżywkę Timotei Drogocenne oleje. 


Plastikowa butelka zamykana na "klik" to całkiem dobre rozwiązanie, jednak wyciśnięcie produktu do ostatniej kropli stanowi pewien problem :P. Zakrętka nie jest też na tyle stabilna, by pewnie postawić opakowanie "do góry kołami". Etykiety - ładne, przemyślane i nieprzesadzone, a przede wszystkim - trwałe.

200ml tej odżywki kosztuje 5-8zł, w zależności od miejsca. Sama kupiłam ją w dwupaku z szamponem w Biedronce.

Skład:


Bazą dla tego produktu są: emolienty syntetyczne (w tym także silikony i parafina), ekstrakt z jaśminu oraz oleje: arganowy, migdałowy i kokosowy (wysoko w składzie). Zawiera śladowe ilości gliceryny i chlorku sodu oraz zestaw substancji zapachowych i konserwujących.  

Typowy produkt emolientowy, wart rozważenia w czasie zakupów drogeryjnych ;). Pachnie kwiatowo i korzennie, dość mocno, ale zapach ten nie utrzymuje się na moich włosach. Ma dość rzadką, w zasadzie balsamową konsystencję.


Nakładałam ją na 5-10 minut po myciu włosów. Moje pierwsze spotkanie z nią nie skończyło się za dobrze, czego efektem było klasyczne 3xP (przyklap, przychlast, przyliż), które mogłoby zniwelować tylko kolejne mycie. Oczywiście, standardowo - przesadziłam z ilością :P. Później już się pilnowałam - porcja o wielkości połowy orzecha włoskiego jest idealna na moje potrzeby - obciążenie wtedy nie występuje, włosy są błyszczące, ładnie podkreślone i miękkie (ale nie za bardzo, bo "kaczuszki" nie lubię). Nie dopatrzyłam się przy jej stosowaniu efektu "wow", jednak śmiało mogę uznać ją uznać za produkt pewny w działaniu i po prostu dobry. 

Myślę, że Ci z Was, którzy poszukują emolientowych kosmetyków powinni mieć ją na uwadze ;).

Odżywka, której obecnie używacie do włosów, to... ? ;)

Nowości: Kallos x 3, Scandic x2, Allwaves i Leo - analiza składów




Poczta Polska z powodu sobotniego święta miała pewne opóźnienia. Z tego powodu moja paczka z kosmetykami trafiła do mnie dopiero wczoraj ;). Po pobieżnym sprawdzeniu wiem, że składy większości z moich zakupów nie są dostępne w czeluściach Internetu. 

Specjalnie dla Was - mam je tutaj, wraz z krótkimi analizami ;).

Hair Jazz / Hairbell - dużo hałasu o nic?



Od dawna nie miałam już wrażenia, że coś atakuje mnie z lodówki. Wynika to zapewne stąd, że ostatnio żyję w pewnym oderwaniu od włosowej rzeczywistości xD. Stan ten uległ jednak w ostatnim czasie zmianie, szczególnie, gdy dostałam ponad 20 wiadomości dotyczących jednego zestawu produktów: czy polecam, czy zamierzam stosować, co o nim sądzę... Przyznaję, że w tym momencie sytuacja mnie zaskoczyła i powędrowałam na stronę dystrybutora tego cuda. Ciekawość moją spotęgowała także informacja przeczytana na Wizażu, że negatywne opinie o tych środkach są usuwane. Pomyślałam (i słusznie!), że będzie zabawa :D.

Mowa tutaj o zestawie szampon + odżywka Hair Jazz, znanym onegdaj pod nazwą Hairbell.

Skład szamponu: AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, COCAMIDOPROPYL BETAÏNE, COCAMIDE DEA, HYDROLYZED SOY PROTEIN, HYDROLYZED KERATIN, EGG SHELL EXTRACT, ALCOHOL, CAMPHOR, METHYLISOTHIAZOLINONE, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, PYRIDOXIN HCL, PERFUM, CITRIC ACID, CARBOXYMETHYL CHITIN, PROPYLENE GLYCOL, 5-BROMO-5- NITRO-1,3 DIOXANE, C.I. 42090, ALPHA AMYL CINNAMAL, LINALOL.

Dość typowy szampon z gatunku "rypaczy", dodatkowo zaprawiony solidną dawką protein soi, keratyny oraz ekstraktu ze skorupki jajka. Zawiera także etanol, kamforę oraz śladowe ilości chlorku witaminy B6, karboksymetylowanej chityny ( czyli chityny zmodyfikowanej grupami karboksylowymi i metylowymi) i zestaw konserwantów.

Skład odżywki: AQUA, PARAFFINUM LIQUIDUM, HYDROLYZED SOY PROTEIN, CETEARYL ALCOHOL, CETEARETH-20, HYDROLYZED KERATIN, EGG SHELL EXTRACT, ALCOHOL, CAMPHOR, METHYLISOTHIAZOLINONE, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, PYRIDOXIN HCL, PERFUM, DIPALMITOYLETHYL HYDROXYETHYLMONIUM METHOSULFATE, CITRIC ACID, PROPYLEN GLYCOL, 5-BROMO-5-NITRO-1.3-DIOXANE, ALPHA AMYL CINNAMAL, LINALOL

Produkt ponownie mocno proteinowy o parafinowej bazie, reszta opisu w zasadzie jak przy szamponie (nie zawiera jednak detergentów).

Kilka spostrzeżeń po obejrzeniu składów - w zasadzie jedyne substancje aktywne w tym kosmetyku (w rozsądnej ilości) to proteiny, dodatkowo zaprawione ekstraktem ze skorupki jajka, kamforą i jedną z form witaminy B6. Ryzyko przeproteinowania - spore, a dodatkowo wiele środków na porost zawiera w swym składzie proteiny, jednak ich producenci nie deklarują aż tak szałowego działania.

Wertując stronę w dalszym ciągu zauważyłam link do raportu z testów klinicznych (dla zainteresowanych). A że bezsenność ostatnio mnie męczy, to zrobiłam sobie pyszną herbatę, obstawiłam się orzeszkami i zabrałam za czytanie. Tutaj można przeczytać reklamę producenta / dystrybutora.

Po przejrzeniu reklamy oraz raportu nasuwa mi się kilka spostrzeżeń:

  • Raport mówi o 28-dniowym teście, w reklamie mowa o 30 dniach.
  • Czy grupa 60-61 kobiet (różnica spowodowana ciążą jednej z uczestniczek) o kasztanowych, brązowych lub ciemnych (ogólnie) włosach jest reprezentatywna - sprawa dyskusyjna ;).
  • Całkiem obiektywna metoda pomiaru - rozjaśnienie przed testem fragmentu pasemka "od skóry", a po teście pomiar odrostu na próbce: 10 włosach).
  • 28-dniowy średni przyrost w grupie kontrolnej, która stosowała jedynie swój ulubiony szampon (nie Hairbell / Hair Jazz) wynosił 1,47+/-0,16cm. 28-dniowy średni przyrost w grupie badanej, która stosowała codziennie szampon i odżywkę Hairbell / Hair Jazz wynosił 1,52+/-0,18cm. Daje to domniemane przyspieszenie o 0,5mm = 0,05cm (1/20 cm!) na niecały miesiąc. Jak to się ma do reklamowanego średniego przyrostu rzędu 2,9cm i maksymalnego wynoszącego 4,5cm wg reklamy i 123-procentowe zwiększenie porostu?? Wyniki się podwoiły, dziwnym trafem :P. Jako ciekawostkę dodam, że maksymalny przyrost w grupie nie używającej HJ wynosił 1,83cm, a w grupie korzystającej z HJ: 1,80cm (zabawne ;)). W dłuższej perspektywie również nie widać różnić większych niż 1mm między grupą badaną i kontrolną.
  • Widać również pewne różnice w procentach zadowolonych użytkowników (na różnych badanych polach) między raportem i reklamą.

Dla jasności - odnoszę się obecnie jedynie do obietnic reklamowych oraz opublikowanego raportu. Wierzę, że jakiemuś odsetkowi konsumentów środki te przyspieszą porost, ale na pewno nie o tyle, ile mówi reklama. Poza tym usuwanie negatywnych opinii już samo w sobie dawało sporo do myślenia... 

Marketing dźwignią handlu! :D
loading...

Produkt dedykowany... moim włosom?



Moje włosy z natury mają w nosie to, co producent napisał na opakowaniu :P. Większość produktów do włosów kręconych trafiły do kosza z adnotacją "bubel" jeszcze w czasach przedwłosomaniaczych. W zasadzie do tej pory tylko stara wersja pianki Isana do włosów kręconych była faktycznie cudownym rozwiązaniem dla moich kędziorków.

Jako naczelny zbieracz produktów do włosów do spłukiwania pewnego pięknego dnia nie byłam w stanie przejść obojętnie obok odżywki Isana Hair Professional Locken Spulung.


Ulubieniec z gatunku produktów d/s ;)



Rosyjskie włosowe kosmetyki do tej pory nie spowodowały mojego zachwytu - ot, nie były złe, nie były też cudowne, po prostu średniaki. Niemniej oferta naszych wschodnich sąsiadów jest w tym względzie bardzo bogata, więc postanowiłam zaryzykować jeszcze raz. W ten sposób do testów od Skarbów Syberii wybrałam balsam do wszystkich rodzajów włosów Super Blask Eco Hysteria