Kosmetyki Orientana - naturalny i bogaty zestaw pielęgnacyjny

Kosmetyki Orientana przemykały przez moją kosmetyczkę dość rzadko, a obecnie powinnam rzec - za rzadko! Produkty tej polskiej marki charakteryzują się bogatymi, naturalnymi składami oraz pięknymi zapachami - szczególnie balsamów do ciała w kostce. Jeden z nich, "Cynamon i Paczula", trafił w moje ręce, a zestaw został uzupełniony o Naturalny krem do rąk ze śluzem ślimaka oraz Bogaty krem z szafranem dostępne w sklepie internetowym Bee, we współpracy z którym powstał ten wpis. Same testy tych kosmetyków przypadły już na okres jesienno-zimowy, więc moja skóra była na etapie corocznego kapryszenia. Czy udało się ją udobruchać? ;)



Naturalny krem do rąk ze śluzem ślimaka Orientana



Krem otrzymujemy w niewielkiej, poręcznej tubce, jednak w tym rozwiązaniu trudno jest wycisnąć produkt do ostatniej kropli ;). Zmieści się nawet w mikroskopijnej torebce, by ratować dłonie w kryzysowych sytuacjach. Całość jest bardzo trwała - etykiety nie ścierają się ani nie emigrują w niewyjaśnionych okolicznościach.

50ml tego kremu kosztuje 36,99zł.

Skład:


Prościej byłoby chyba napisać czego w nim nie ma ;). Propanediol (substancja nawilżająca) z masłem mango, gliceryną, emolientami oraz tytułowym filtratem ze śluzu ślimaka robi bardzo dobre wrażenie. Całość uzupełniona jest również olejami: ryżowym, awokado i jojoba, oraz sporą dawką soku z aloesu. Końcówka składu to substancje odpowiedzialne za utrzymanie konsystencji i trwałość produktu oraz substancja zapachowa.

Ma średnio gęstą konsystencję i zapach niczym pudrowe cukierki, jednak po kilku chwilach jest on niewyczuwalny na skórze. Rozprowadza się lekko i łatwo się wchłania, dzięki czemu świetnie nadaje się do stosowania w codziennym, życiowym rozgardiaszu. Nie pozostawia nieprzyjemnej warstwy.

Skład obiecuje równowagę pomiędzy działaniem nawilżającym a odżywczo-ochronnym, co w praktyce faktycznie udaje się osiągnąć. Moje dłonie nie zdradzają (jak miały w zwyczaju od zawsze) negatywnych objawów kontaktów z mrozem pomimo tego, że rękawiczki odnalazłam dopiero w tym tygodniu :D. Zarówno skórki jak i cała powierzchnia dłoni są idealnie nawilżone, miękkie i niepodrażnione. I do tego ta łatwa aplikacja i szybkie wchłanianie - jestem bardzo na tak!

Bogaty krem z szafranem Orientana



Krem ponownie otrzymujemy w niewielkiej tubce - w tym przypadku wolałabym jednak jakąś pompkę typu airless w celu zapewnienia bardziej higienicznej i wygodniejszej aplikacji. Nie można jej jednak odmówić urody ani trwałości, jednak końcówkę produktu trzeba będzie wyciskać siłą (albo rozcinać) ;).

30g tego kremu kosztuje 29,99zł.

Skład:


Ponownie możemy się zapoznać z niezwykle bogatym we wszelkie dobroci składem. Znajdziemy w nim masła: shea, kakaowe i kokumowe oraz oleje: migdałowy, sezamowy, pszeniczny, jojoba i winogronowy, a do tego moc ekstraktów roślinnych: z witanii, aloesu, kurkumy, lukrecji, szafranu, marzanny i wetiwerii. Całości dopełniają emulgatory, witamina E oraz substancje odpowiadające za zapach, konsystencję i trwałość finalnego produktu.

Krem ma gęstą konsystencję i dość perfumeryjno-kwiatowy zapach, który wietrzeje po kilku chwilach. Jest naprawdę bogaty, dlatego też od razu postanowiłam stosować go jedynie na noc. Pozostawia skórę miękką, odżywioną i nawilżoną, ale wchłania się dość długo i "nie do zera", co na szczęście w nocy nie ma znaczenia. Stosuję go także na okolice oczu, dzięki czemu nawet w tych szczególnie delikatnych rejonach nie zaliczyłam typowego co-zimowego podrażnienia. I co najważniejsze - nie spowodował u mnie wysypu nieprzyjaciół, co poczytuję mu za dodatkowy plus.

Balsam do ciała w kostce Cynamon i Paczula Orientana



Balsam ma formę muffinki zapakowanej w ochronną folię. Nie ukrywam, że forma balsamu w kostce jest dla mnie nieco mniej wygodna w stosowaniu niż forma tradycyjna, jednak cenię sam pomysł oraz efekt na skórze po stosowaniu takowych ;).

60g balsamu kosztuje 29,99zł, a starcza na kosmicznie długo. 

Skład:

Balsam swoją stałą zbitą strukturę zawdzięcza woskowi pszczelemu i masłom: kakaowemu i kokumowemu. Całości dopełniają oleje, w tym: kokosowy, rycynowy, słonecznikowy, migdałowy, winogronowy, oliwa z oliwek, sezamowy i pszeniczny. Do tego ekstrakty z brodźca, fenkuła i lukrecji oraz spora dawka cynamonu i kropla witaminy E - to może się podobać ;).

Aplikacja polega na stopniowym rozpuszczaniu babeczki pod wpływem ciepła naszego ciała. Stosuję go głównie wieczorem, po kąpieli lub prysznicu, ponieważ ze względu na mocno olejowy skład wchłania się powoli i na pewien czas pozostawia pewną tłustość na skórze. Ale za to jakie piękne efekty <3. Po żadnym innym kremie, balsamie czy mleczku moja skóra nie była tak bardzo zimą zadowolona. Nawet z moich niezwykle krnąbrnych łydek (które zwykle zimą po prostu obłażą z naskórka ciągle) zrobił połać całkiem zadowolonej i odżywionej skóry ;).

Dlaczego kosmetyki Orientany tak rzadko nawiedzały moją kosmetyczkę? Do końca nie wiem, ale na pewno muszę to zmienić ;). Może wśród kosmetyków tej marki macie swoich pewniaków? Pochwalcie się! ;).

Joanna Ultra Color, Odżywka koloryzująca Warm Blond Shades - tania i dobra alternatywa


Lista interesujących kosmetyków w kieszeni (a dokładniej - w telefonie), a tu na półce uwagę przyciąga coś nieznanego - miałyście tak kiedykolwiek? ;). Zdarza mi się to chyba przy każdej możliwej promocji kosmetycznej, w której chcę wziąć udział :D. Przy jednej z takich okazji poznałam linię odżywek koloryzujących Joanna Ultra Color i od razu zabrałam ze sobą wersję, która dodaje ciepłych odcieni blondom. Nie miałam wielkich oczekiwań - chciałam, żeby przedłużała efekt po zastosowaniu Cassii


Tuba to dość typowe rozwiązanie przy odżywkach, jednak utrudniają one wydobycie kosmetyku do ostatniej kropli. W tym celu trzeba rozcinać opakowanie ;). Poza tym same etykiety bardzo mi się podobają - połączenie czerni, srebra i złota jest naprawdę eleganckie, ładne i czytelne, a także trwałe. Jedynie kurz i ślady bardzo twardej wody bardzo łatwo na niej zauważyć :D.

100ml tej maski kosztuje około 10zł - jak na maski koloryzujące nie jest to dużo. 

Skład:


Skład jest dość krótki i mocno emolientowy: alkohole i estry tłuszczowe mieszają się tutaj z emulgatorem, silikonem, kwasem mlekowym (który ma za zadanie zakwasić włosy, domknąć łuski, utrwalić kolor i dodać blasku), kompozycją zapachową, konserwantem i barwnikami odpowiedzialnymi na efekt kolorystyczny. 

Naprawdę szczerze - nie mam się do czego przyczepić ;). Jest to produkt koloryzujący, więc pożądana jest w nim obecność barwników, jednak osoby o skórze wrażliwej powinny przemyśleć jego stosowanie ze względu na możliwość wystąpienia podrażnień i uczuleń. Ba, sam producent przestrzega przed nadmiernym kontaktem tego produktu ze skórą (za co mu chwała!).

Maska ma gęstą konsystencję, brunatny kolor i mydlano-perfumeryjny zapach, który nie jest zbyt intensywny i nie jest wyczuwalny po myciu.


Producent zaleca aplikację maski w rękawiczkach ochronnych i pozostawienie jej na minimum 3 minuty na włosach. Nie będę ukrywać, że sama nakładam ją gołymi łapami (nie jestem jednak wrażliwcem) w ilości mniej-więcej połowy orzecha włoskiego i... nigdy nie zabarwiła mi skóry. Trzymam ją od 10 do 20 minut czasami bez niczego, a czasami pod folią i ręcznikiem, a następnie zmywam do momentu, aż woda będzie czysta - co nie trwa na szczęście szczególnie długo. 

Moim włosom dodaje bardzo przyjemnych, miodowych tonów i delikatnie maskuje siwe włosy, a stan ten utrzymuje się przez 2-3 mycia. Kolorystycznie jest to efekt zbliżony do zastosowania Cassii, jednak brakuje tutaj odczuwalnego pogrubienia włosów. Także trwałość koloru jest mniejsza niż w przypadku zielska, jednak warto dodać - z maską jest mniej zachodu ;). Myślę, że jedno opakowanie starczy mi na 8-10 aplikacji. 

Loki po niej także wyglądają całkiem nieźle, ale nie jest to taka włosowa petarda jak po Garnier Goji Hair Food albo Kallosie Multivitamin. Ot, loki są ładne i odbite od nasady, ale nie mają jakiegoś szczególnego blasku, skrętu czy odporności na czynniki zewnętrzne. Nie oczekiwałam jednak po niej nie wiadomo jakiego efektu odżywczego ;). Po 4 aplikacjach nie zauważyłam żadnego podrażnienia - ani na łapach ani na skórze głowy. 

Uważam, że naprawdę warto się nią zainteresować, jeśli poszukujemy kosmetyku, który przedłuży nam przerwy między farbowaniami. Zamierzam do niej wracać, a może w chwili szaleństwa przetestuję jakiś inny kolor ;).

Jak się zapatrujecie na tego typu kosmetyk do włosów?

Joanna, Szampon wzmacniający Rzepa (Black Radish) - szampon... prawie z potencjałem



Szampon to chyba najbardziej chodliwy kosmetyk w mojej łazience. Włosy mam z gatunku tych "wymagających inaczej" - problemów pielęgnacyjnych raczej nie sprawiają, za to ich domycie nie zawsze jest ewidentne ;). Z tego względu gustuję w mocno myjących szamponach, a moją absolutnie ulubioną marką jest Joanna. Tutaj znajdziecie kilka przykładów używanych przeze mnie szamponów tej marki: KLIK!, KLIK!, KLIK!, KLIK!, KLIK! i KLIK!. Przy okazji jednej z wizyt w Rossmannie moją uwagę przykuły myjadła tej firmy w czarnych opakowaniach. Nie byłabym sobą, gdybym jednego nie przytargała do domu :D. Padło na Szampon Joanna Rzepa (Black Radish). 


Czarne opakowanie jest całkiem ładne i trwałe, a niewielki otwór odpowiednio dozuje szampon. Kwestia indywidualna - mnie osobiście do produktów myjących (szampony, żele) jakoś bardziej pasują opakowania przeźroczyste, ale to tylko moje widzimisię ;). Etykiety są czytelne, trwałe i niestraszne im nurkowanie w wodzie.

400ml tego szamponu kosztowało mnie jakieś 8zł - niedrogo!

Skład:


Obiektywnie - nie ma się czym zachwycać xD. Jest to mocne myjadło, którego bazę stanowi mieszanka detergentów siarczanowych (ALS i SLES) wzbogaconych łagodniejszymi detergentami amfoterycznymi. Całości dopełniają nawilżacze (gliceryna, alantoina, glikol propylenowy) oraz ekstrakty z rzodkwi, pokrzywy, łopianu, chmielu i winorośli. Zawiera dodatek etanolu - mnie on w produktach do spłukiwania nie razi. Końcówka składu to spory zestaw regulatorów pH, zapachów i konserwantów. Nie zawiera filmformerów.

Na pewno nie jest to opcja dla wrażliwców, ale już dla osób lubiących mocne mycie i mających bezproblemową skórę głowy - czemu nie. W zasadzie zabrałam go ze sobą tylko w nadziei na srogie domycie.

Zapach - absolutnie czarno-rzepny ;). Jeśli mieliście kiedykolwiek do czynienia z najzwyklejszym szamponem z rzepą w wielkim, przeźroczystym opakowaniu - ten pachnie dokładnie tak samo. Gęstość - typowa dla szamponów (ani wodnista, ani gęsta),  a sama formuła jest opalizująca i bezbarwna.

Pieni się naprawdę świetnie, spłukuje również, ale domycie nie jest tak cudowne jak w przypadku serii Naturia :(. Ot, myje dobrze, ale bez błysku. Co do właściwości wzmacniających ciężko jest mi się wypowiedzieć, ponieważ, po odżywce Xpel Tea Tree (recenzja) nie za bardzo jest co poprawiać :D. Loki są domyte, pełne objętości, a jednocześnie nie podsuszone, jednak w żaden sposób nie przedłuża standardowej, dwudniowej świeżości moich włosów. Za plus można mu natomiast poczytać to, że jej nie skraca (a różnie bywa). Moja skóra głowy nie zareagowała na niego w żaden niepożądany sposób.

Gdybyście szukali mocnego szamponu raczej pokierowałabym Was ku szamponom z serii Naturia. Ten szampon również ma potencjał, ale nie jest to ten poziom "zdzierania" ;).

Jakich mocnych szamponów obecnie używacie?

Kosmetyki DLA, Zestaw Niszcz Pryszcz - niedoskonałości nie mają szans ;)



Widzę już w niedalekiej perspektywie trzydzieste urodziny, ale trądzik nie jest mi obcy. Jestem posiadaczką cery tłustej, a ta, oprócz profitów (zwiększonej grubości, odporności na czynniki zewnętrzne, spowolnionego starzenia) gwarantuje mi problem z łatwym zanieczyszczaniem ujść porów skóry. Moim najtrudniejszym problemem są zaskórniki otwarte, do których obecności się przyzwyczaiłam, ale i tak ciągle próbuję je eksterminować ;). Zwykle zmniejszam ich ilość poprzez terapie kwasowe, jednak z uwagi na stosowane zabiegi (depilacja laserowa m. in. brody i wąsika) nie wszędzie mogę je stosować. W tym sezonie wspomagam się więc Kremem na dzień i Płynem do mycia twarzy (bez użycia wody) z serii Niszcz Pryszcz od Kosmetyków DLA.


Kremy Niszcz Pryszcz znam z początków mojej świadomej pielęgnacji (7 lat temu! :D), a teraz, w ramach współpracy, mam okazję odświeżyć sobie ich działanie na mojej nieco "dojrzalszej" cerze ;). Miałam już okazję sporządzić dla Was analizy składów kosmetyków marki DLA (KLIK!), a także zrecenzować balsam ziołowy do ust (KLIK!)serum pod oczy (KLIK!) i krem wybielający (KLIK!).

Oba kosmetyki zapakowane są w solidne, plastikowe butelki z nieco aptecznymi etykietami. Buteleczka airless do kremu oraz niewielki otwór w zakrętce płynu zapewnia higieniczne dozowanie. Nie mam uwag ;).

30g kremu lub 180g płynu kosztują około 25-30zł, w zależności od miejsca.

Skład płynu: Infusion of herbs, Silver, Glycerin, Mandelic Acid , Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid. 

Napary roślinne (bez skonkretyzowania składu) w połączeniu z koloidalnym srebrem, gliceryną i kwasem migdałowym sugerują dokładne oczyszczanie, jednak bez eliminowania naturalnej warstwy ochronnej skóry. Nie miałabym jednak nic przeciwko temu, by w składzie zostały dokładnie podane wykorzystane zioła - byłoby to bardziej transparentne, bo dla laika wygląda to jak jeden produkt w różnych butelkach ;). 

Moją uwagę szczególnie przykuł fakt, że są to płyny do oczyszczania cery stosowane "bez użycia wody" - byłam niezwykle ciekawa, czy tego typu produkt oczyści należycie moją cerę, przyzwyczajoną do dwuetapowego oczyszczania.

Skład kremu: Infusion of Achillea Millefolium, Deoctum Salix Alba Bark, Cetearyl Alcohol, Borago Officinalis Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Glycerin, Helianthus Annus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Titanium Dioxide, Ceteareth-18, Butyrospermum Parkii Butter, Kaolin, Allantoin, Panthenol, Ascorbic Acid, Alumina, Simethicone, Parfum, Citronellol, Limonene, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Linalool, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid.

Baza w przypadku kremu na dzień jest bardzo podobna do kremu na noc Niszcz Pryszcz. Napary z krwawnika i wierzby, zestaw emolientów (w tym olei: słonecznikowego, jojoba oraz masła shea) zaprawione gliceryną, alantoiną i pantenolem wzbogacone tlenkiem tytanu (w celu matowienia i ochrony przeciwsłonecznej) i glinką kaolinową (matowienie). Zawiera filmformer, ale dopiero w okolicach kompozycji zapachowej (złożonej ze składników naturalnie występujących w olejkach eterycznych). 

Krem z dobrym składem i jeszcze w dodatku obiecujący chociażby niewielką ochronę przeciwsłoneczną to produkt, na który zawsze zwracam uwagę ;). 

Krem ma białe zabarwienie i średnio gęstą konsystencję, a płyn to nieco herbaciana ciecz ;). Oba kosmetyki mają ziołowo-miodowy zapach, niewyczuwalny na skórze po aplikacji i dla mnie - neutralny. 

Najwięcej obaw miałam co do płynu - nie do końca byłam przekonana, że wacik nasączony płynem dobrze poradzi sobie z usunięciem makijażu i innych zanieczyszczeń z powierzchni skóry. Moje uprzedzenia okazały się bezzasadne - jednym wacikiem jestem w stanie oczyścić całą twarz z BB kremu, korektora i tuszu do rzęs. Skóra po jego zastosowaniu jest naprawdę czysta, a jednocześnie zadowolona - nie ma bezwzględnej konieczności nałożenia czegoś odżywczego tuż po. Idealne rozwiązanie dla zabieganych lub... zaspanych ;). Moich oczu nie podrażnia w żaden sposób.

Krem aplikowałam natomiast zgodnie z przeznaczeniem tylko rano (wieczorem stosowałam inny specyfik, o którym również przeczytacie niedługo ;)), pod makijaż. Wchłania się szybciutko bez pozostawiania tłustej warstwy, dzięki czemu dobrze współpracuje z makijażem. Efekt po aplikacji jest wręcz nieco matowy, co widocznie przedłuża trwałość makijażu na mojej twarzy ;).

Najważniejszym efektem stosowania tego zestawu jest utrzymanie zadowalającego stanu dolnych okolic mojej twarzy pomimo braku stosowania kwasów. Od kilku lat w tym okresie (jesienno-zimowym) stosuję kwasy, by ogarnąć skórę po lecie bez nich. Tym razem nie było takiej potrzeby - nowe stany zapalne się nie pojawiają, a i nowych zaskórników brak ;). Te, które były już wcześniej siedzą cicho, ładnie obkurczone do nie rzucających się w oczy rozmiarów.

Seria Niszcz Pryszcz śmiało może wylądować na Waszych listach "do spróbowania" przy cerach zanieczyszczonych. Ja, po latach, nadal jestem zadowolona :D.

Czym oczyszczacie cerę i jakiego kremu na dzień obecnie używacie?

Kosmetyki DLA, Ziołowy krem rozjaśniający - remedium na przebarwienia ;)



Moje przebarwienia skupione są w górnej części policzków, na nosie i na czole. W większości są to po prostu piegi, ale są też ślady mojej młodocianej głupoty i wyciskania niedoskonałości :D. Nie uważałam ich za wielki problem, jednak w momencie podjęcia współpracy z marką DLA pomyślałam, że w zasadzie mogę w końcu wypróbować krem typowo wybielający na obszarze twarzy, który nie jest depilowany laserowo ;). W taki sposób trafił do mnie Ziołowy krem rozjaśniający przebarwienia.


Wcześniej miałam już okazję zapoznać Was z kosmetykami DLA w ramach analiz ich składów (KLIK!) oraz recenzji balsamu do ust (KLIK!) i serum pod oczy (KLIK!).

Krem w zasadzie składa się z dwóch produktów - aktywatora i właściwego kremu wybielającego. Całość zapakowana jest w ładne, czytelne opakowania zapewniające higieniczne korzystanie (buteleczka z atomizerem / airless). Nic się nie zacina ani nie przecieka ;).

30g kremu + 50g aktywatora kosztują około 50-55zł, w zależności od miejsca zakupu.

Skład:

Krem: Infusion of herbs, Cannabis Sativa (Hemp) Seed Oil, Glycerin, Papaver Somniferum (Poppy) Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Linolenic Acid/Oleic Acid/Linoleic Acid/Palmitic Acid/Stearic Acid/BHT, Tocopheryl Acetate, Ceteareth-18, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Allantoin, Panthenol, Retinyl Palmitate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Mandelic Acid.

Aktywator: Salt

Ten krem to zestaw wybielający składający się z aktywatora (roztworu soli - podejrzewam, że chlorku sodu w bardzo niskim stężeniu) uaktywniającego dobroczynne składniki samego kremu. Napary z roślin o właściwościach wybielających (nie skonkretyzowanych, a szkoda!) wzbogacone olejami z konopi siewnej i maku oraz zestawem alkoholi i kwasów tłuszczowych (emolientów) doprawionych witaminami A i E, alantoiną, pantenolem oraz zamykającym skład kwasem mlekowym. Nie zawiera kompozycji zapachowej, natomiast za jego trwałość odpowiadają nie budzące moich wątpliwości konserwanty.

Ze względu na skład i deklarowane właściwości polecam stosowanie dodatkowo wysokiej ochrony przeciwsłonecznej ;).

Spray nie ma zapachu, natomiast krem jest dość gęsty, beżowy i pachnie trawiasto, ale jest to dla mnie zapach neutralny. 

Opisywany zestaw stosuję tylko w górnej części twarzy (górne okolice policzków, nos i czoło). Tylko tam mam przebarwienia i piegi, a poza tym reszta powierzchni mojej twarzy poddawana jest depilacji laserowej ;). Stosowany na noc wchłania się całkiem szybko na bazie z dołączonego aktywatora. Nie wywołuje pieczenia, szczypania, podrażnień ani niczego podobnego. Trochę się obawiałam, że moja twarz zacznie reprezentować "dikolor" (skóra mająca kontakt z kremem stanie się jaśniejsza niż ta na szczęce), ale nic takiego się nie wydarzyło. Pewnie dlatego, że ogólnie jestem bladziochem :D. Efekt rozjaśniający dotknął tylko przebarwień i był zauważalny po około 5-6 tygodniach. 

Piegów na nosie praktycznie już nie zauważam (9 tygodni stosowania), ale też umówmy się - one były najłatwiejsze do eksterminacji. Ślady mojej głupoty na czole są sporo jaśniejsze, i nawet moja mama (która do pielęgnacji podchodzi bardzo ortodoksyjnie - tego samego kremu używa już pewnie od 30 lat) pytała, czy nie mogłaby spróbować tego zestawu. A wierzcie mi - to naprawdę wyczyn :D.

Co dla mnie jest szczególnie ważne - nie pogorszył stanu mojej łatwej do zanieczyszczenia twarzy. Żadnego wysypu, nowych zaskórników - do niczego takiego nie doszło ;). Pewnie swój udział mają w tym też pozostałe kosmetyki DLA z serii Niszcz Pryszcz, których również obecnie używam, jednak i tak liczę mu za to wielkiego plusa.

Nie mam wielkiego doświadczenia z kosmetykami wybielającymi, jednak mogę potwierdzić - mazidło od Kosmetyki DLA działa :D.

Walczycie z przebarwieniami? A może akceptujecie ich istnienie? ;) 

Kosmetyki DLA, Ziołowy balsam do ust - ochrona i pielęgnacja w jednym ;)



Zapowiedziane TUTAJ (wraz z analizami składów) testy kosmetyków DLA trwają w najlepsze ;). Ba, dzisiaj mam dla Was kolejny owoc tej współpracy - kilka słów o Ziołowym balsamie do ust, który szybko rozgościł się w kieszeni mojego płaszcza. Pomadki i balsamy do ust tego typu (pielęgnacyjne) uwielbiam - podobnie jak testowanie nowości w tej kategorii.


Typowe, poręczne, plastikowe opakowanie "szminkowe" kryje ziołowe mazidło. Plastik jest z tych "lepszych", co pozwala na spokojne użytkowanie bez niespodzianek. Etykietę natomiast wymieniłabym na nadruk na samym pudełku - napisy byłyby trwalsze, bo od miętolenia w kieszeni rogi naklejki nieco odchodzą ;). Sztyft jest prosty (brak ścięcia na skos), co mnie osobiście bardzo odpowiada.

7g tego balsamu kosztuje 18,90zł - sporo, ale biorąc pod uwagę bardzo zbitą, woskową konsystencję - starcza na dłużej niż standardowa pomadka.

Skład: 


Emolientowy, a nawet olejowy produkt! Podstawą jest masło shea wraz z maceratami olejowymi z rumianku, lipy i dziewanny (na bazie olejów: słonecznikowego i kokosowego) oraz wosk pszczeli  zaprawiony witaminą E i olejkiem eterycznym (w ramach zapachu ;)).

Skład wygląda naprawdę przyjemnie, ale do testów przystąpiłam z dużą dozą dystansu. Moje usta są niezwykle wymagające, a w okresie jesienno-zimowym trudno powstrzymać je przed wysychaniem i pękaniem, a i zmiany opryszczkowe nie są im obce xD.

Twardy, jakby woskowy sztyft o ledwie wyczuwalnym ziołowo-cytrusowym zapachu bez problemu rozprowadza się na ustach (delikatnie topi się pod wpływem ich ciepła) bez ryzyka odkształcenia, złamania, ukruszenia się czy "rozciapania"(czego najbardziej nie cierpię).

Najlepszą recenzją dla tego balsamu z mojej subiektywnej perspektywy jest to, że mamy listopad, przeszłam już przesileniowe choróbsko, a w tym roku jakoś nie doświadczyłam nieodłącznej opryszczki :D. Co roku, z regularnością godną lepszej sprawy, w okolicach drugiej połowy października nosiłam na twarzy piękne, swędzące niespodzianki. W tym roku (odpukać) nic tego nie zapowiada :D.

Balsam nie znika w trymiga z ust, przez co nie wymaga reaplikacji co minutę. Jednocześnie nie pozostawia na naskórku warg grubej, tłusto-oślizgło-lepkiej warstwy o mdłym smaku, a jedynie należyte uczucie odżywienia i ochrony przed wiatrem i niskimi temperaturami. Skoro już o smaku mowa - dla mnie jest totalnie neutralny (niewyczuwalny). Usta są natychmiast zmiękczone, wygładzone i przyjemne w dotyku, nawet jeśli zostały wcześniej podsuszone :P. Na likwidację suchych skórek czy pęknięć balsam potrzebuje jedynie  1-2 dni - sprawdziłam :D.

Do tego otrzymujemy delikatny, naturalny połysk - ale bez dodatku koloru. W zasadzie mam propozycję dla producenta - może linia pomadek bazujących na składzie tego balsamu, ale z dodatkiem koloru? Biorąc pod uwagę świetne działanie tego cuda myślę, że byłoby to ciekawe rozszerzenie portfolio o kolejny znakomity produkt ;).

Balsam DLA pewnie jeszcze nie raz nawiedzi moją kosmetyczkę. A co dba o Wasze usta? ;)

P.S. Pamiętajcie o urodzinowych konkursach na blogu i Fanpage! ;)

Kosmetyki DLA - analizy składów ;)



Z wiekiem robię się trochę sentymentalna ;). Coraz częściej lubię sobie wspominać początki mojej świadomej pielęgnacji (to już 7 lat!) i kosmetyki, które wtedy pomogły mi wyprowadzić skórę na prostą. Jednymi z pierwszych produktów do twarzy, jakie zakupiłam po dłuższych przemyśleniach, była seria Niszcz Pryszcz od DLA. Teraz, po latach, dzięki współpracy z tą marką, będę mogła przedstawić Wam inne kosmetyki z jej portfolio. Aż miło popatrzeć, jak przez te lata się rozwinęła ;).

Nie obejdzie się również bez analiz składów kosmetyków DLA - bo cóż lepiej niż skład może nam pomóc w wyborze? ;).

Kosmetyki DLA Mydło nagietkowe


Skład: Sodium Cocoate, Infusion of Calendula Officinalis Flower, Sodium Sunflowerate, Sodium Shea Butterate, Sodium Hippophaete Rhamnoides, Sodium Cammelinate, Sodium Castorate.

Mieszanka mydeł sodowych stworzona z olei roślinnych (kokosowego, słonecznikowego, masła shea, rokitnikowego, kameliowego - rydzowego, a inaczej z lnianki, oraz rycynowego) ze szczodrym dodatkiem naparu z nagietka. Podobną bazę mydlaną zawiera również mydło lipowe (uwielbiam napar z lipy! <3).

Krótko, konkretnie, naturalnie i bez zbędnych dodatków, a do tego piękna puszeczka ;). Myślę, że może mnie przekonać do powrotu do mydeł w pielęgnacji ;).




Skład: Infusion of Semen Psyllii, Butyrospermum Parkii Butter, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Panthenol, Ceteareth-18, Borago Officinalis Seed Oil, Linum Usitatissimum (Linseed) Seed Oil, Cetyl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Glyceryl Stearate, Parfum, Citronellol, Hexyl Cinnamal.

Napar z babki plesznik w połączeniu z masłem shea, gliceryną, pantenolem, alkoholami tłuszczowymi i olejami (z ogórecznika i lnu) zaprawiony witaminą E i alantoiną to bogata i odżywcza propozycja. Ten krem zapowiada się solidnie, a jednocześnie myślę, że nie jest typowym tłuściochem trudnym do nałożenia w ciągu dnia. Końcówka składu to kompozycja zapachowa i konserwanty.

Kosmetyki DLA Ziołowy balsam do ust


Skład: Butyrospermum Parkii Butter, Chamomilla Recutita Flower/Tilia Cordata Flower/Verbascum Thapsiforme Flower/ Helianthus Annus Seed Oil, Cera alba, Cocos Nucifera Oil, Tocopheryl acetate, Lanolin, Lisea Cubeba Oil, Limonene, Citral.

Emolientowy, a nawet olejowy produkt! Masło shea, oleje: słonecznikowy i kokosowy, wosk pszczeli oraz maceraty olejowe z: rumianku, lipy i dziewanny zaprawione witaminą E i dwoma zapachami. Wygląda naprawdę przyjemnie i liczę, że świetnie sprawdzi się na moich wymagających ustach, które mają tendencję do pierzchnięcia, pękania i... opryszczek. Nadzieje mam spore, bo i skład piękny ;).





Oba produkty mają ten sam skład: Infusion of herbs, Silver, Glycerin, Mandelic Acid , Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid.

Napary roślinne (bez skonkretyzowania składu - podejrzewam, że właśnie w nich leży różnica w działaniu i składzie tych kosmetyków) w połączeniu z koloidalnym srebrem, gliceryną i kwasem migdałowym sugerują dokładne oczyszczanie, jednak bez eliminowania naturalnej warstwy ochronnej skóry. Nie miałabym jednak nic przeciwko temu, by w składzie zostały dokładnie podane wykorzystane zioła - byłoby to bardziej transparentne, bo dla laika wygląda to jak jeden produkt w różnych butelkach ;).

Moją uwagę szczególnie przykuł fakt, że są to płyny do oczyszczania cery stosowane "bez użycia wody". Jestem bardzo ciekawa, czy jeden z nich poradzi sobie z oczyszczaniem mojej cery ;).



Skład: Infusion of Achillea Millefolium, Deoctum Salix Alba Bark, Cetearyl Alcohol, Borago Officinalis Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Glycerin, Helianthus Annus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Ceteareth-18, Butyrospermum Parkii Butter, Allantoin, Panthenol, Lactic Acid, Parfum, Citronellol, Limonene, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Linalool, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid.

Napary z krwawnika i wierzby, zestaw emolientów (w tym olei: słonecznikowego, jojoba oraz masła shea) zaprawione gliceryną, alantoiną i pantenolem. Przez zapachem znajdziemy także kwas mlekowy, a po nim - konserwanty.

Kremów Niszcz Pryszcz używałam w początkach mojego świadomego ogarniania cery i chętnie przypominam sobie ich działanie po latach - a przy okazji sprawdzam, czy preferencje mojej skóry się zmieniły ;). Bardzo podoba mi się brak w składzie trójglicerydów, na które moja skóra reaguje różnie, a które są bardzo częste we wszelkiego rodzaju kremach.




Skład kremu: Infusion of herbs, Cannabis Sativa (Hemp) Seed Oil, Glycerin, Papaver Somniferum (Poppy) Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Linolenic Acid/Oleic Acid/Linoleic Acid/Palmitic Acid/Stearic Acid/BHT, Tocopheryl Acetate, Ceteareth-18, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Allantoin, Panthenol, Retinyl Palmitate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Mandelic Acid.

Skład aktywatora: Salt.

Ten krem to w zasadzie zestaw wybielający składający się z aktywatora (roztworu soli - podejrzewam, że chlorku sodu w bardzo niskim stężeniu) uaktywniającego dobroczynne składniki samego kremu. Napary z roślin o właściwościach wybielających (nie skonkretyzowanych, a szkoda!) wzbogacone olejami z konopi siewnej i maku oraz zestawem alkoholi i kwasów tłuszczowych (emolientów) wzbogaconych witaminami A i E, alantoiną, pantenolem oraz zamykającym skład kwasem mlekowym. Nie zawiera kompozycji zapachowej, natomiast za jego trwałość odpowiadają nie budzące moich wątpliwości konserwanty.

Będzie to dla mnie pierwszy kosmetyk dedykowany wybielaniu przebarwień (mam ich kilka, szczególne na policzkach) i z dużym zaciekawieniem oczekuję efektów ;).

Kosmetyki DLA Serum pod oczy


Skład: Calendula Officinalis Flower/Oryza Sativa/Trigonella Foenum Graecum Seed/Camelia Sativa Oil, Tocopheryl Acetate, Retinyl Palmitate, Linolenic Acid, Oleic Acid, Linoleic Acid, Palmitic Acid, Stearic Acid.

Oleje: ryżowy oraz z lnicznika, a także maceraty z nagietka i kozieradki wraz z witaminami A, E oraz kwasami tłuszczowymi mogą śmiało uchodzić za przykład prostego w składzie, a jednocześnie treściwego serum olejowego. Na uwagę zasługuje też fakt, że nie zawiera konserwantów - za jego trwałość odpowiada dodatek witaminy E. Używam go regularnie i niedługo wystawię mu opinię ;).



Skład: Infusion of Juglans Regia Leaves and Symphytum Officinale Root and Potentilla Erecta and Trigonella Foenum Graecum, Camelina Sativa Oil, Cetearyl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Hippophae Rhamnoides Oil, Glycerin, Ceteareth-18, Linolenic Acid/Oleic Acid/Linoleic Acid/Palmitic Acid/Stearic Acid/BHT, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Allantoin, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Retinyl Palmitate.

Po raz kolejny mamy do czynienia z typowym dla marki DLA zestawem odwarów roślinnych - tym razem z orzecha włoskiego, żywokostu, pięciornika gęsiego i kozieradki oraz olei: z lnianki siewnej i rokitnika. Całość została wzbogacona, gliceryną, kwasami tłuszczowymi, emolientami syntetycznymi oraz witaminami A i E. Pod koniec składu znajdziemy konserwanty.

Wybrane do odwaru zioła mają za zadanie wzmacniać naczynia krwionośne i łagodzić rumień, a zastosowane emolienty - chronić przed czynnikami zewnętrznymi dodatkowo podrażniającymi wrażliwą skórę twarzy. Naprawdę może działać :D.

Kosmetyki DLA Kuracja nawilżająca


Skład: Infusion of Sorbus Aucuparia, Helianthus Annuus Seed Oil, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Ceteareth-18, Simmondsia Chinensis Oil, Cetyl Alcohol, Nigella Sativa Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Linolenic Acid/Oleic Acid/Linoleic Acid/Palmitic Acid/Stearic Acid/BHT, Royal Jelly Powder, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Panthenol, Retinyl Palmitate, Lactic Acid, Parfum, Sodium Borate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid. 

Bazą tej kuracji jest odwar z owoców jarzębiny uzupełniający fazę emolientową, bogatą w oleje (jojoba, czarnuszka, masło shea), kwasy tłuszczowe, mleczko pszczele, witaminy A i E oraz glicerynę, alantoinę i pantenol. Całość zamykają konserwanty.

Produkt dość emolientowy - za efekt nawilżający będą tutaj odpowiadały dodatki humektantów. Niemniej efekt może być niezły - skład jest bogaty, a jednocześnie, dzięki odwarowi, odpowiednio wyważony w kontekście tłustości ;).

Balsam do ust, krem i płyn Niszcz Pryszcz, serum pod oczy oraz krem wybielający testuję od jakiegoś czasu - niedługo, poza teoretycznymi rozważaniami o składzie, poczytacie też o moich wrażeniach "praktycznych" ;).

Znacie markę DLA? ;)

Tołpa, Matująca pianka do mycia twarzy - z oczyszczaniem na bakier :P



Pianki do twarzy nie są moim głównym wyborem przy oczyszczaniu cery. Zwykle korzystam z różnego rodzaju żeli (chociażby takich: KLIK! i niezgodnie z przeznaczeniem KLIK!), a procedura mojego demakijażu nie zmieniła się praktycznie od lat (więcej o niej TUTAJ). W swoich zbiorach znalazłam Matującą piankę do mycia twarzy od Tołpy, która obiecanym "matowieniem" przekonała mnie do przetestowania, pomimo nieszczególnie przyjemnych doświadczeń z tą marką w przeszłości (więcej TUTAJ).


Butelka z pompką "pianotwórczą" - typowe rozwiązanie we wszelkiego rodzaju piankach do mycia. I powiem Wam, że takie opakowania podobają mi się od zawsze - zapewniają higieniczną aplikację i do tego wyglądają tak profesjonalnie ;). Gorzej, jeśli mechanizm odmówi współpracy :P. 

150ml tej pianki kosztuje, w zależności od miejsca, od 25zł wzwyż. Dostępność - fantastyczna, można ją kupić m. in. w Rossmannie.

Skład: Aqua, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Lactate, Xylitol, Peat Extract, Panthenol, Tilia Platyphyllos Flower Extract, Glycyrrhiza Glabra Root Extract, Sodium Pca, Glycine, Fructose, Urea, Niacinamide, Inositol, Lactic Acid, Hydroxyethylcellulose, Propylene Glycol, Parfum, Tetrasodium EDTA, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol.

Temu składowi nie można odmówić łagodności. Substancją myjącą jest tutaj betaina kokamidopropylowa, a za obiecane efekty matująco-pielęgnujące odpowiadają: gliceryna (nawilżacz), pirogronian sodu (nawilżacz), mleczan sodu (nawilżacz polecany do cer z niedoskonałościami i skłonnych do zapychania), ekstrakty z: torfu, lipy i lukrecji, pantenol, mocznik, niacynamid (nawilżacze), glicyna (aminokwas). Zawiera również konserwanty, kompozycję zapachową i regulatory pH.

Przyjemna, delikatna w efekcie myjącym mieszanka może się podobać, szczególnie fanom łagodnego mycia twarzy (czyli mnie :D) powinna teoretycznie przypaść do gustu.

Całkiem gęsta piana o neutralnym, nieco mydlanym zapachu jest łatwa w aplikacji i naprawdę mega wydajna.


Tyle w teorii ;). Używałam tej pianki standardowo - do oczyszczania skóry oraz usuwania makijażu. Wspominałam już, że moja skóra uwielbia delikatne mycie, ale ta pianka jest dla niej wręcz zbyt delikatna :P. Po jej użyciu moja cera nie jest należycie oczyszczona - nie osiąga lubianego przeze mnie poziomu. Potwierdzić natomiast powinnam, że jest matowa - przez jakąś godzinę po ;). Może za efekt niedomycia odpowiedzialna jest duża ilość gliceryny na spółkę z cukrami prostymi? Tak podejrzewam. 

Nie pogorszyła znacząco stanu jej cery, jednak przy jej używaniu (chyba ze względu na niedomycie?) mój dość prosty i niewodoodporny makijaż nie był zbyt trwały, a z drugiej strony ciężko mi go było usunąć przy użyciu tej pianki :D.

Po wielu próbach i dyskusjach udało mi się ją wcisnąć mojemu M., który dla odmiany jest z niej bardzo zadowolony ;). Warto jednak podkreślić, że jest to dla niego pierwsze delikatne myjadło do twarzy, a dodatkowo nie używa on do twarzy w zasadzie nic innego (poza, uwaga, kwasami wieczorem :D).

Dlatego też nie zamierzam odradzać Wam tej pianki tak całkiem twardo - może znaleźć zwolenników, ale ja nie będę wśród nich ;).

Jakie macie doświadczenia z kosmetykami Tołpa? ;)

Clover Cosmetics - nowa polska marka z solidnym zapleczem ;)



Parafrazując klasyk: "chemik chemika zawsze wspomoże" ;). Dzisiaj chciałabym Was wprowadzić w świat kosmetyków tworzonych przez moją koleżankę po fachu - Joannę Paluch, która zjadła zęby tworząc formuły dla firm kosmetycznych oraz wykonując dla nich wszelkiego rodzaju testy kosmetyków. Obecnie spełnia swoje marzenie, będąc autorką linii kosmetyków Clover Cosmetics oraz... tworząc na zamówienie kosmetyki spersonalizowane. Zapewne ta druga opcja wydaje się Wam bardziej interesująca, jednak nasza współpraca na razie skupi się na regularnej linii kosmetyków tej marki. Kilka z nich testuję już od dawna - recenzji możecie spodziewać się wkrótce ;). Tym razem przybliżę Wam natomiast linię kosmetyków Clover Cosmetics pod względem składów - a jest na czym zawiesić oko! ;). 

Botaniczne masło odżywcze


Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, C/C trigliceride*, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil***, Sorbitol*, Glycerin, Urea, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract*, Arnica Montana Flower Extract, Lamium Album Extract*, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract*, Pinus Sylvestris Bud Extract*, Nasturtium Officinale Extract*, Arcticum Majus Root Extract*, Citrus Limon (Lemon) Peel Extract*, Hedera Helix (Ivy) Leaf Extract*, Calendula Officinalis Flower Extract*, Tropaeolum Majus Flower Extract*, Cetyl Alcohol, Persea Gratissima (Avocado) Oil***, Sodium Lactate, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**, Squalane*, Red Clover Extract*, Hydrocotyl Centella Asiatica (Gotu Kola) Extract*, Propanediol***

Skład bogaty w oleje (masło shea, migdałowy, kokosowy, awokado) oraz emulgatory, także takie bazujące na oliwie z oliwek. Przymiotnik "botaniczny" również znajduje swoje uzasadnienie we wnętrzu opakowania - zawiera naprawdę spory zestaw ekstraktów roślinnych (rozmaryn, rumianek, arnika, jasnota, szałwia, sosna, rukiew, łopian, cytryna, bluszcz, nagietek, nasturcja, czerwona koniczyna, wąkrota). Całość uzupełniają dodatki humektantów: sorbitolu, gliceryny, mocznika, propanediolu i mleczanu sodu. Zawiera również niekontrowersyjne substancje konserwujące ;).

Nawet bez mojej rekomendacji nie sposób nie zauważyć, że skład jest piękny, bogaty w ekstrakty i oleje roślinne. Sprawdzi się zapewne w pielęgnacji ciała, a ja nie omieszkałabym wypróbować go na włosach ;).

Rozświetlający eliksir witaminowy



Skład: Aqua,Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Butyrospermum Parkii*, Glycerin, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate**, Urea, Caprylic/Capric Triglyceride*, Cetyl Alcohol, Tocopherol Acetate, Persea Gratissima (Avocado) Oil***, Sodium Lactate, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**, Propanediol ***, Methylmethionine Sulfonium (Vitamin U)*, Kappaphycus Alvarezii Extract*, Caesalpinia Spinosa Extract*, Red Clover Extract*, Niacynamide, Squalane*, L-Ascorbic Acid, Mica

Bazę dla tego eliksiru stanowią oleje (migdałowy, masło shea, awokado) przełamane humektantami (nawilżacze: gliceryna, mocznik, mleczan sodu, propanediol, niacynamid) i wzbogacone emulgatorami, także tymi pochodzenia naturalnego. Całość zamykają witaminy E, C i U, ekstrakty (czerwone algi, , czerwona koniczyna, brezylka) oraz skwalan i mica (odpowiedzialna za efekt matujący i konsystencję). Zawiera również dwa konserwanty nie wzbudzające moich zastrzeżeń.

Eliksir ten zakwalifikowałabym pod kategorię serum, chociaż myślę, że nieźle sprawdzi się zarówno stosowane solo, jak i pod krem. Dobry balans pomiędzy składnikami nawilżającymi i natłuszczającymi - może się sprawdzić zarówno na zimę, jak i latem ;).

Oczyszczająca maseczka węglowa



Skład: Aqua Montmorillonite Green Clay****, Caprylic/Capric Triglyceride*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil***, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate**,Urea, Sodium Lactate, Carbo Medicinalis*, Hydrocotyl Centella Asiatica (Gotu Kola) Extract*, Niacinamide, Acmella Oleracea Extract*, Tocopherol Acetate, Squalane*, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**, Propanediol***, Red Clover Extract*

Zielona glinka wzbogacona trójglicerydami, olejami (migdałowy, kokosowy, skwalan z oliwy z oliwek) oraz nawilżaczami (mocznik, mleczan sodu, niacynamid, propanediol) to baza dla tej maseczki. Mamy też oczywiście tytułowy węgiel, ekstrakty roślinne (wąkrota, jeżówka, czerwona koniczyna), witaminę E oraz dwa konserwanty.

Myślę, że przy tej maseczce nie istnieje ryzyko nadmiernego przesuszenia (co czasami zdarza się przy produktach sygnowanych jako "oczyszczające) ze względu na nawilżające, natłuszczające i łagodzące dodatki ;). Zawiera sporo trójglicerydów, więc nie jest to kosmetyk dla mnie, ale jeśli tylko nie macie na pieńku z tymi składnikami - śmiało można próbować tego zacnego składziku ;).

Wygładzające serum liftingujące



Skład: Aqua, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Sorbitol*,Tocopherol Acetate, Urea, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate**, Cetyl Alcohol, Royal Jelly, Glycerin, Acmella Oleracea Extract*, Sodium Lactate, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**, Propanediol***, Hematite Extract****,Kappaphycus Alvarezii Extract, Caesalpinia Spinosa Extract, Squalane*, Red Clover Extract*, Niacynamide

Olej migdałowy, sorbitol (nawilżacz), witamina E (przeciwutleniacz), mocznik (nawilżacz) - taki oto zestaw jest bazą dla tego serum ;). W dalszej części najdziemy emulgatory, alkohol tłuszczowy, mleczko pszczele, glicerynę, mleczan sodu, propanediol, niacynamid (pięć ostatnich - nawilżacze) wzbogacone ekstraktami (czerwone algi, hematyt - bardzo egzotycznie, jeżówka, brezylka, czerwona koniczyna). Dwa konserwanty nie budzą wątpliwości ;).

To serum mam okazję testować, więc niedługo przekażę Wam informacje aplikacyjne ;). Skład jest bogaty i mocno odżywczy, a jednocześnie może sprawdzić się na cerach skłonnych do zanieczyszczenia.

Krem redukujący naczynka


Skład: Aqua, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Caprylic/Capric Triglyceride*, Aesculus Hippocastanum*, Hamamelis Virginiana*, Arnica Montana*, Propylene Glycol, Lecithin, D-panthenol, Trilaureth-4-phosphate, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ascorbic Acid, Rutin, Ethylhexylglycerin, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate**,Persea Gratissima (Avocado) Oil*** ,Urea, Cetyl Alcohol, Sodium Lactate, , Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**,Sophora Japonica Flower Extract, Troxerutin*, Vitis Vinifera (Grape) Wine Extract*, Squalane*, Propanediol***, Mica****

Emolientowa baza, składająca się z olejów (migdałowego i awokado) oraz trójglicerydów doprawiona została ekstraktami z kasztanowca, oczaru wirginijskiego, arniki, perełkowca i winogron. Nawet niesprawne oko, które widziało nieco reklam specyfików na wzmocnienie układu krwionośnego zauważy, że dodatki zostały dobrane w sposób przemyślany do dedykowanej funkcji kosmetyku. A to jeszcze nie wszystko: za wzmocnienie naczynek odpowiedzialne są także lecytyna, witamina C, trokserutyna i rutyna, które również znajdziemy w tym składzie ;). Efektu nawilżającego dostarczą: glikol propylenowy, D-pantenol, mocznik, mleczan sodu i propanediol. Całość została uzupełniona o substancje regulujące pH, emulgatory (odpowiedzialne za konsystencję) oraz dwa konserwanty i mikę.

Gdybym miała większy problem z naczynkami (jedynym kłopotem w tej materii jest mój nos, czerwieniejący przy -5 stopniach xD) to z całą pewnością wylądowałby na mojej półce. Rzadko spotykam tak przemyślane składy w kosmetykach dedykowanych do cery naczynkowej (więcej o jej pielęgnacji przeczytacie TUTAJ).

Regenerujący krem nawilżający



Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii (Shea) Fruit Butter* , Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil *, Cocos Nucifera (Coconut) Oil***, Sorbitol*, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate**, Urea, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract*, Arnica Montana Flower Extract*, Lamium Album Extract*, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract*, Pinus Sylvestris Bud Extract*, Nastutium Officinale Extract*, Arcticum Majus Root Extract*, Citrus Limon (Lemon) Peel Extract*, Hedera Helix (Ivy) Leaf Extract*, Calendula Officinalis Flower Extract*, Tropaeolum Majus Flower Extract*, Squalane*, Cetyl Alcohol, Tocopherol Acetate, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**, Methylmethionine sulfonium (Vitamin U)*, Red Clover Extract*, Propanediol***

Kolejny mocno emolientowy produkt, który również poddaję wnikliwemu testowi ;). Bazę stanowią: masło shea, oleje: migdałowy i kokosowy oraz nawilżacz (sorbitol) z dodatkiem dwóch emulgatorów i mocznika (nawilżacz). Dalej w składzie znajdziemy korowód ekstraktów: rozmaryn, rumianek, arnika, jasnota, szałwia, sosna, rukiew, łopian, cytryna, bluszcz, nagietek, nasturcja, czerwona koniczyna wraz ze skwalanem, witaminami E i U, alkoholem tłuszczowym oraz propanediolem (nawilżacz).

Zapowiada się odżywczo i roślinnie, a jednocześnie krem ten nie ma żadnych składników, które działają komedogennie na moją cerę. Ba - część składników może bardzo pozytywnie wpłynąć na stan skóry tłustej: takiej jak moja. Już niedługo - recenzja ;).

Odbudowująca emulsja do rąk



Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii (Shea) Fruit Butter*, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Persea Gratissima (Avocado) Oil***, Sorbitol*, Sodium Lactate, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate**, Cetyl Alcohol, Urea, L-Ascorbic Acid, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract*, Arnica Montana Flower Extract*, Lamium Album Extract*, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract*, Pinus Sylvestris Bud Extract*, Nasturtium Officinale Extract*, Arcticum Majus Root Extract*, Citrus Limon (Lemon) Peel Extract*, Hedera Helix (Ivy) Leaf Extract*, Calendula Officinalis Flower Extract*, Tropaeolum Majus Flower Extract*, Royal Jelly, Tocopherol Acetate, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**, D-panthenol, Propanediol***, Niacinamide

Tą emulsję również dla Was testuję i od razu mogę powiedzieć - ma konsystencję niczym Nutella (tylko jest kremowobiała), dlatego też śmiało mogę stwierdzić, że zawiera naprawdę sporo masła shea ;). Poza nim w składzie nie zabrakło gliceryny (nawilżacz), olei (migdałowy, awokado), sorbitolu, mleczanu sodu, mocznika, mleczka pszczelego, D-pantenolu, propanediolu i niacynamidu (nawilżacze). Zawiera również witaminy E i C oraz dwa konserwanty. Środek składu stanowią ekstrakty roślinne: rozmaryn, rumianek, arnika, jasnota, szałwia, sosna, rukiew, łopian, cytryna, bluszcz, nagietek, nasturcja.

Stosuję ją w niewielkich ilościach w ciągu dnia oraz na noc pod bawełniane rękawiczki. Może nałożę ją też na włosy, kto wie :D. Mocno odżywczy skład z dużą dozą natury.

Naturalny słodki peeling


Skład: Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*,Camelina Sativa Seed Oil*, Cannabis Sativa (Hemp) Seed Oil*, Sodium Chloride****, Sucrose*, Silica****, Caprilic/Capryl Trigliceride*, Centella Asiatica*, Tocopherol Acetate, Fragrance

To pierwszy produkt Clover Cosmetics, w którym znajdziemy kompozycję zapachową ;). Peelingi często traktujemy jednak jako czasoumilacze, więc ten dodatek jest zrozumiały. Za efekt złuszczający odpowiedzialne są drobinki cukru i soli połączone olejami: migdałowym, z lnianki siewnej i konopii z dodatkiem trójglicerydów, witaminy E i ekstraktu z wąkroty.

Efekt peelingu i odżywienia w jednym - czemu nie ;). Bazuje na naturalnych olejach, więc spodziewałabym się naprawdę fajnych rezultatów stosowania.

Naturalny węglowy peeling



Skład: Aqua, Sodium chloride****, Coffea Robusta Seed Powder*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Cannabis sativa (Hemp) Seed Oil* , Tocopheryl Acetate, Activated Carbon (powder)*

Tym razem mamy do czynienia ze złuszczaniem solno - kawowym z dodatkiem proszku węglowego w połączeniu z olejami: migdałowym i konopnym oraz witaminą E. Spodziewam się, że zawiera więcej drobinek od swoje słodkiego brata - a w związku z tym efekt złuszczający będzie mocniejszy. Szczególnie wart uwagi (ze względu na kawę) dla osób walczących o jędrną skórę ;).

Węglowy czarny syndet



Skład: Aqua, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Cocoamidopropyl betaine, Disodium Cocoamphodiacetate, Sodium alginate, Glycerin, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract*, Arnica Montana Flower Extract, Lamium Album Extract*, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract*, Pinus Sylvestris Bud Extract*, Nastutium Officinale Extract*, Arcticum Majus Root Extract*, Citrus Limon (Lemon) Peel Extract*, Hedera Helix (Ivy) Leaf Extract*, Calendula Officinalis Flower Extract*, Tropaeolum Majus Flower Extract*, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol**, Activated Carbon (powder)*

Syndet to absolutnie jeden z najciekawszych kosmetyków Clover Cosmetics. Syndet jest zamiennikiem mydła: w przeciwieństwie do nich ma pH zbliżone do pH skóry (zwykle między 5,5 a 7), dzięki czemu jest zwykle lepiej tolerowany. Zamiast mydła zawiera inne, delikatniejsze od siarczanowych detergenty wzbogacone gliceryną i alginianem sodu (nawilżacze) oraz węglem aktywnym. Nie zabrakło tutaj również bogactwa ekstraktów z: rozmarynu, rumianku, arniki, jasnoty, szałwii, sosny, rukwi, łopianu, cytryny, bluszczu, nagietka i nasturcji. Ogon składników zamykają dwa konserwanty.

Moja cera aż się pali do przetestowania :D. Delikatne detergenty, ekstrakty roślinne - to jest to, co moja tłusta i strefowo zanieczyszczona cera lubi najbardziej. Myślę, że może liczyć na sporo zwolenników w przyszłości.

Węglowa świeca do masażu


Skład: Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Hydrogenated soybean poliglycerides*, Butyrospermum Parkii (Shea) Fruit Butter*,Stearic Acid, Fragrance, Vitis vinifera Seed Oil*, Cera Flava, Activated Carbon (powder)*

Olej migdałowy, modyfikowany olej sojowy, masło shea, olej winogronowy, wosk pszczeli, kwas stearynowy oraz węgiel aktywny i kompozycja zapachowa - oto i cała świeca do masażu ;). Nie mam doświadczenia z tego typu produktami, ale chętnie dowiem się jak stosujecie je w praktyce ;)

Twórczyni marki Clover Cosmetics nie stosuje kompromisów - jej składy są dopracowane i bogate. Na uwagę zasługuje też fakt, że jedynie dwa kosmetyki zawierają kompozycję zapachową (świeca i słodki peeling) - pozostałe swój zapach zawdzięczają zastosowanym składnikom bazowym i czynnym. Oczywiście - ceny są dość wysokie, ale musimy wziąć pod uwagę to, że firma jest na razie... jednoosobowa, a produkcja w takim wypadku kosztuje naprawdę sporo.

Niedługo wrócę do Was z recenzjami niektórych produktów Clover Cosmetics, a teraz proszę o trzymanie kciuków za Joasię i jej spełnianie zawodowych marzeń ;).

Będę mieć również coś dla Was wszystkich, więc... który z kosmetyków Clover Cosmetics szczególnie zwrócił Waszą uwagę? ;)