Kosmetyki Madame Justine - garść pięknych składów!

Dobra kosmetyczna nowość nie jest zła - a co dopiero cała marka :D. Kosmetyki naturalne wszystkim nam kojarzą się z ładnymi składami (w praktyce bywa różnie...), jednak marka, którą mam okazję Wam dzisiaj przybliżyć jest absolutnie warta wszelkiej uwagi. Nie słyszałam o niej wcześniej (a szkoda!) i dopiero propozycja współpracy otworzyła przede mną jaskinię obfitości pięknych składów kosmetyków Madame Justine. Naturalne, wegańskie, odpowiednio zbilansowane - czego chcieć więcej? Zresztą, sami zobaczcie.



Maska wygładzająco-odżywcza Madame Justine




Skład:


Maska wygładzająco-odżywcza jest przykładem produktu o krótkim składzie, który... gwarantuje obietnice producenta :D. Olej lniany, wraz ze wszystkimi swoimi drogocennymi składnikami odżywczymi, odpowiada za efekt odżywienia, a spory dodatek mocznika nawilży skórę i wywoła delikatny efekt keratolityczny, bez nadmiernego złuszczania. Glinka montmorylonitowa zaabsorbuje zanieczyszczenia, a guma ksantanowa na spółkę z emulgatorem zadbają o konsystencję odpowiednią do aplikacji na skórę. Całość jest konserwowana substancjami dopuszczonymi do stosowania w kosmetykach naturalnych. Świadczy o tym też trwałość - 6 miesięcy od otwarcia ;).

Krem 30+ Madame Justine




Skład:


Nawilżająca gliceryna na spółkę z masłem shea, olejem jojoba, emulgatorami oraz kofeiną, witaminą E i kwasem hialuronowym to zestaw, który przyda się w walce z upływającym czasem i ma udowodnioną skuteczność w tej materii ;). Całość uzupełnia naturalny aromat zielonej herbaty oraz konserwanty widziane już wcześniej w masce. Skład nieco dłuższy, ale nadal nieprzesadzony i nieprzekombinowany ;).

C-Bomb Vit C 10%



Skład:


Konkret, konkret i jeszcze raz konkret: woda, kwas hialuronowy i witamina C w sporej dawce (10%), a całość zabezpieczona odpowiednimi konserwantami. Taki kosmetyk ma szansę zadziałać rozjaśniająco, ujędrniająco, uelastyczniająco i przeciwstarzeniowo. Prawdziwy wymiatacz wolnych rodników w butelce :D. 

To tylko mały wycinek oferty marki Madame Justine - gwarantuję jednak, że każdy kosmetyk tej marki to składowa perełka <3. Wymienione tutaj mazidełka miałam okazję osobiście testować, więc w najbliższym czasie spodziewajcie się recenzyjnego, pochwalnego spamu <3.

I jak, zainteresowani? :D

Żele pod prysznic Bambino - producent mówi swoje, a skład... co innego

Zwykle w mojej łazience jest przynajmniej jeden produkt do pielęgnacji przeznaczony dla dzieci. Najczęściej jest to jakiś lotion/płyn do kąpieli, który sprawia, że miłośnik długich kąpieli posiadający skórę suchą (czyli ja) może się czasami oddawać tej przyjemności bez negatywnych konsekwencji. Dzięki temu jestem też na bieżąco z większością "dzieciowych" kosmetyków oraz marek. Bambino bez wątpienia kojarzy mi się z dzieciństwem, a niedawno wypuścili linię Rodzina, przeznaczoną dla wszystkich niezależnie od wieku. Z niej pochodzą dwa żele pod prysznic: jarzębina i melisa.

Bambino, Żel pod prysznic o zapachu jarzębiny


Skład:Aqua, Sodium Myreth Sulfate, Coco-Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Sodium Chloride, Sodium Cocoamphoacetate, Lactic Acid, Glycine Soja Oil, Panthenol, Pantolactone, Glyceryl Oleate, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Polysorbate 20, Citric Acid, Disodium EDTA, Sodium Benzoate, Parfum. 

Bambino, Żel pod prysznic o zapachu jarzębiny


Skład: Aqua, Sodium Myreth Sulfate, Coco-Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Sodium Chloride, Sodium Cocoamphoacetate, Lactic Acid, Glycine Soja Oil, Panthenol, Pantolactone, Glyceryl Oleate, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Polysorbate 20, Citric Acid, Disodium EDTA, Sodium Benzoate, Parfum.

Oba te żele to typowe myjadła pod prysznic bazujące na mocnym detergencie (w tym przypadku SMS) występującym w towarzystwie niejonowych i amfoterycznych braci (w tym betainy kokamidopropylowej). Znajdziemy w nich także glicerynę, olej sojowy, pochodną oleju palmowego, pantenol, pantolakton czy witaminę E. Szkoda jednak, że w litanii składników wyprzedza je spory dodatek soli kuchennej (zagęstnik i wypełniacz). Końcówka składu to regulatory pH, konserwant i substancja zapachowa. Ogólnie - zestaw ten jest typowy dla pierwszego lepszego zwyklaczka z drogerii. Jako wisienkę na torcie podrzucę Wam opis producenta dla jednego z nich:

"Łagodny żel pod prysznic i do kąpieli w wannie o przyjemnym zapachu jarzębiny do codziennego stosowania.

  • Zawiera legendarną oliwkę Bambino i pantenol. 
  • Utrzymuje prawidłowe nawilżenie skóry i pomaga łagodzić podrażnienia . 
  • Delikatna, lekka formuła, opracowana dla całej rodziny, skutecznie oczyszcza skórę i pozostawia uczucie świeżości oraz przyjemny zapach. 
  • Hiperdelikatny, pH neutralne dla skóry. 
  • Odpowiedni dla skóry wrażliwej. 
  • Przebadany dermatologicznie.
  • Przebadany okulistycznie.
  • Skóra wrażliwa i atopowa. 
  • Łagodność potwierdzona dermatologicznie. 
  •  Stworzone i wyprodukowane w Polsce."
Autentycznie zastanawiam się, czy ktoś w marketingu nie popłynął za bardzo albo nie pomylił produktów. Hiperdelikatny, łagodzi podrażnienia, odpowiedni dla skóry wrażliwej i atopowej? :O

Chyba tylko dzięki mocnym detergentom i sporej dawce soli kuchennej :D. Dla jasności przypomnę - nie mam nic do mocnych detergentów czy soli (moja skóra nie reaguje na nie negatywnie, a obecności soli nie odczuwa), używam ich namiętnie w pielęgnacji, ale takich rozbieżności pomiędzy zawartością opakowania a opisem producenta bardzo nie lubię. Powiedziałabym nawet, że jestem uczulona...

Spotkałyście się w ostatnim czasie z taką marketingową historią? Myślałam, że jest ich coraz mniej (ze względu na wzrost składowej świadomości w społeczeństwie), a tu taki kwiatek.

SUNSU by Isana - koreańska pielęgnacja w marce własnej Rossmanna

Boom na koreańską pielęgnację trwa od dłuższego czasu. Po okresie konieczności zakupów w sieci coraz więcej drogerii stacjonarnych decyduje się na wprowadzenie azjatyckich kosmetyków na swoje półki. Ba, kolejne marki decydują się na wprowadzenie koreańskich inspiracji w swoje własne linie ;). Jedną z nich jest rossmannowska Isana, której linia SUNSU obiecuje efekt jak po stosowaniu znanych marek ze wschodu. 

Jak to u Isany bywa, dostaliśmy linię w ładnych opakowaniach i niskich cenach (15-25zł) składającą się z kremu do mycia twarzy, toniku i kremu. Co znajdziemy w ich wnętrzu?

SUNSU by Isana, Krem do mycia twarzy


Skład: Aqua, Glycerin, Palmitic Acid, Stearic Acid, Lauric Acid, Potassium Hydroxide, Myristic Acid, PEG-100 Stearate, Cera Alba, Cocamidopropyl Betaine, Parfum, Glyceryl Stearate, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Tocopheryl Acetate, Sodium Chloride, Caprylyl Glycol, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Melaleuca Alternifolia Leaf Extract, Butylene Glycol, Butylphenyl Methylpropional, 1,2-Hexanediol, Disodium EDTA, Propanediol, Hydroxycitronellal, Geraniol, Polyquaterniu m-7, Illicium Verum Fruit Extract, Bambusa Vulgaris Extract, Centella Asiatica Extract, Sodium Hyaluronate, Sodium Benzoate, Ethylhexylglycerin.

Skład kremu do mycia twarzy naprawdę obiecuje delikatne mycie. Bazą składu jest nawilżająca gliceryna oraz kwasy tłuszczowe (w tym laurynowy), które w połączeniu z wodorotlenkiem potasu dają odpowiednie mydła. Do tego wosk pszczeli i odrobina betainy kokamidopropylowej tuż przed zapachem (który pojawia się już w drugiej linijce składu). Wśród śladowych dodatków znajdziemy ekstrakty z aloesu, drzewa herbacianego, anyżu, bambusa i wąkroty. Zawiera chlorek sodu (sól kuchenną) po zapachu w roli zagęstnika i pomimo niekontrowersyjnych konserwantów warto wykonać przy pierwszym użyciu domową próbę uczuleniową.

Plus za delikatniejszy skład myjący, aczkolwiek cery nie lubiące się z mydłami powinny zachować sporą dozę ostrożności ;). Zamierzam go zakupić przy najbliższej okazji, gdy moje obecne myjadło będzie dobijać dna. Lubię mydła - może się u mnie nieźle sprawdzić.

SUNSU by Isana, Tonik


Skład: Aqua, Methylpropanediol, PEG/ PPG-17/6 Copolymer, PEG-32, Hydroxyethyl Urea, 1,2-Hexanediol, Hydroxyacetophenone, Allantoin, Betaine, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Prunus Serrulata Flower Extract, Butylene Glycol, Disodium EDTA, Parfum, Sodium Hyaluronate, Phenoxyethanol, Butylphenyl Methylpropional, Bambusa Vulgaris Extract, Hydroxycitronellal, Centella Asiatica Extract, Geraniol, Ethylhexylglycerin.

Ten tonik można śmiało zakwalifikować pod produkt nawilżający. Zestaw alkoholi polihydroksylowych (nawilżaczy-humektaktów) przełamany alantoiną, betainą, hialuronianem sodu modyfikowanym olejem rycynowym (modyfikacja ułatwia jego zmycie) i wzbogacony ekstraktami z aloesu, wiśni, bambusa i wąkroty może się podobać. I to nawet osobie, która woli płyny micelarne od toników (czyli np. mnie :D). 

Nie wykluczam zaopatrzenia się w niego - poza deklarowanym zastosowaniem chętnie nasączałabym nim maski bawełniane i stosowała w formie maseczkowego okładu. Ma potencjał na naprawdę niezłe działanie.

SUNSU by Isana, Krem na dzień


Skład: Aqua, Olus Oil, Dipentaerythrityl Hexa C5-9 Acid Esters, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycereth-26, Methylpropanediol, Stearyl Alcohol, Cera Alba, Limnanthes Alba Seed Oil, Polysorbate 60, Cetyl Alcohol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cetearyl Alcohol, Polyacrylate-13, Isoamyl Laurate, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Polyisobutene, Allantoin, Parfum, Tocopheryl Acetate, Butylene Glycol, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Polysorbate 20, Disodium EDTA, Sorbitan Isostearate, Butylphenyl Methylpropional, Tropolone, Hydroxycitronellal, Geraniol, 1,2-Hexanediol, Bambusa Vulgaris Extract, Beta-Glucan, Centella Asiatica Extract, Sodium Hyaluronate. 

Emolientowa baza, której głównym składnikiem jest enigmatyczny "olej roślinny" wzbogacona została trójglicerydami (warto zwrócić na nie uwagę w przypadku cery skłonnej do niedoskonałości), woskiem pszczelim, olejem z rzeżuchy, alantoiną, witaminą E oraz ekstraktami z aloesu, bambusa i wąkroty. Niewielkie ilości nawilżaczy (hialuronian sodu, glikole) zamykają litanię składników wspólnie z konserwantami, zapachami i regulatorami pH. 

Krem z serii SENSU by Isana pociąga mnie jakoś najmniej, ale wynika to chyba z mojej utrwalonej niechęci do trójglicerydów - nawet pomimo tego, że obecnie (w mniejszych ilościach) nie wywołują u mnie wysypów zaskórników i innych niedoskonałości. Obiektywnie mówiąc - ma całkiem niezły skład, który ma szansę należycie odżywić i ochronić skórę przed czynnikami zewnętrznymi. Kojarzy mi się nawet z zimową pielęgnacją ;).

Jakie jest Wasze zdanie o kosmetykach koreańskich i w ogóle - azjatyckich? Może macie wśród nich swoje perełki?

Olejki do włosów DIFEEL - co znajdziemy w nowościach Rossmanna?

Szczególnie mocno lubię śledzić nowości kosmetyczne - ostatnio często odwiedzam zakładkę z zapowiedziami na stronie Rossmanna i czasami udaje mi się wyhaczyć coś ciekawego. Innym razem początkowy zachwyt i radosne otwieranie strony z kosmetykiem zamienia się w większe bądź mniejsze rozczarowanie. Jak było w przypadku olejków do włosów DIFEEL?

Można zauważyć, że olejowanie po dłuższym czasie egzystowania w kręgach włosomaniaczych zaczyna wchodzić "na salony" - na półkach najpopularniejszych drogerii znajdziemy coraz więcej olei i ich mieszanek przeznaczonych do stosowania typowo na włosy. Szkoda, że na opakowaniach olejków DIFEEL nie znalazł się nieco dokładniejszy opis stosowania uwzględniający mycie włosów po aplikacji :D. Większość użytkowniczek niewtajemniczonych w olejowanie może być nieprzyjemnie zdziwiona tłustością włosów po aplikacji nawet kilku kropel.

Naturalny olejek kokosowy DIFFEL


Skład: Glycine Soja (Soybean) Oil, Canola Oil, Fragrance, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (sweet Almond) Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Opuntia Tuna Fruit Extract, Verbascum Thapsus Extract, Urtica Dioica (Nettle) Extract, Cucumis Melo (Melon) Fruit Extract, BHT.

Eee... kokosowy? Podstawą tego olejku, jak i wszystkich pozostałych, jest mieszanka oleju sojowego z olejem Canola. Olej kokosowy pojawia się dopiero po zapachu w towarzystwie olejów: migdałowego, rycynowego i słonecznikowego oraz oliwy wzbogaconych w ekstrakty z opuncji, dziewanny, pokrzywy i melona. BHT nie pasuje też do olejku naturalnego...

Naturalny olejek arganowy DIFEEL


Skład: Glycine Soja (Soybean) Oil, Canola Oil, Fragrance, Argania Spinosa Kernel Oil, Prunus Amygalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Limnanthes Alba (Meadowfoam) Seed Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Opuntia Tuna Fuit Extract, Verbascum Thapsus Extract, Utrica Dioica (Nettle) Extract, Cucumis Melo (Melon) Fruit Extract, BHT.

Tutaj również olej arganowy pojawia się dopiero po zapachu, natomiast pozostały zestaw olei i ekstraktów pozostał niezmienny - za wyjątkiem dodatku oleju z rzeżuchy łąkowej. BHT również jest na swoim miejscu w tym "naturalnym" olejku -.-.

Naturalny olejek z drzewa herbacianego DIFEEL


Skład: Glycine Soja (Soybean) Oil, Canola Oil, Fragrance, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Rubus Idaeus (Raspberry) Fruit Extract, Verbascum Thapsus Extract, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract, Urtica Dioica (Nettle) Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Ganoderma Lucidum (Mushroom) Extract, Equisetum Arvense Leaf Extract, Lentinus Edodes Extract, BHT.

Do znanej nam z wcześniej opisywanych wersji bazy dołączono olej rycynowy oraz ekstrakty z  drzewa herbacianego, maliny, rozmarynu, lakownicy, skrzypu i twardnika. Tutaj nie oburza mnie obecność tytułowego drzewa herbacianego po zapachu - olejek ten jest olejkiem eterycznym i stosuje się go w dużym rozcieńczeniu. BHT - obecne mimo deklarowanej naturalności! :D

Naturalny olejek rycynowy DIFEEL


Skład: Glycine Soja (Soybean) Oil, Canola Oil, Fragrance, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Olea Europea (Olive) Fruit Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Leaf Extract, Cucumis Sativus (Cucamber) Seed Extract, Citrus Granadis (Grapefruit) Peel Extract, Rosa Canina Fruit Extract, Eucalyptus Globulus Leaf Extract, Hypericum Perforatum Flower/Leaf/Stem Extract, Salix Alba (Willow) Bark Extract, BHT.

Do standardowej sojowo-canolowej bazy dodano olej rycynowy (oczywiście kolejny raz po zapachu) oraz ekstrakty z liści oliwki, ogórka, grejpfruta, dzikiej róży, eukaliptusa, dziurawca i wierzby białej. BHT, a jakże, jest pomimo naturalności :D.

Szczerze powiem, że przypomina mi to mnożenie wersji jak w kosmetykach BEBIO, ale tam te składy były po prostu ładniejsze, dzięki czemu dało się to wyjaśnić. Tutaj szafowanie naturalnością przy stosowaniu syntetycznego konserwantu BHT oraz śladowe dodatki tytułowych olei przy nazwach sugerujących, że są one podstawą formulacji (poza wersją z olejkiem z drzewa herbacianego) skutecznie odrzucają mnie od sięgnięcia po te produkty. I jeszcze ceny - 20zł (na promocji!) za 75ml. Trochę brakuje mi komentarza...

Jak się zapatrujecie na te olejowo-włosowe nowości Rossmanna?

Kosmetyki BEBIO - analizy składów ;)

Mam dość średni stosunek do marek kosmetyków (i nie tylko) sygnowanych nazwiskami znanych osób. W przeszłości opisywałam Wam linię Wierzbicki i Schmidt do włosów, a dzisiaj, za sugestią jednego z Czytelników, wezmę na tapetę kosmetyki BEBIO. Trafiły one do Rossmanna, a jak pewnie wiecie - jest to marka Ewy Chodakowskiej zawierająca żele pod prysznic, balsamy do ciała i deo roll'e.

źródło: kobieta.gazeta.pl
Kosmetyki te są sygnowane jako naturalne (a te muszą spełniać pewne wymagania), co niestety daje pole do nadużyć. Często producenci tłumaczą się, że ich kosmetyki są naturalne, bo zawierają jakiekolwiek naturalne składniki (albo składnik :D). To się nazywa marketing :D. Jak wygląda sytuacja w przypadku kosmetyków BEBIO

Naturalne żele pod prysznic BEBIO


Woda, SCS, gliceryna, dwa glukozydy, woda morska i sok z aloesu - tak wygląda baza każdego z wariantów, do której, po zapachu, wprowadzone są tytułowe składniki każdej z wersji. Żele bazują na silnym detergencie, jednak nie można im odmówić naprawdę krótkich i faktycznie naturalnych składów. Rozmnożenie wersji poprzez zmianę ekstraktów po zapachu jestem w stanie darować ;). Dostaniemy je w dwóch objętościach: 200 i 400ml (większe kosztują około 20zł). Żele przyjemnie zaskoczyły mnie składem.

Naturalne balsamy BEBIO


Ponownie mamy tu do czynienia z taką samą bazą we wszystkich trzech produktach - w tym przypadku mamy glicerynę, te same estry i alkohole tłuszczowe, olej słonecznikowy, masło shea i sok z aloesu. Po kompozycji zapachowej znajdziemy we wszystkich witaminę E i masło kakaowe, a dalej ekstrakty właściwe dla danej wersji. Ponownie nie można im odmówić miana kosmetyków naturalnych, ale tutaj również mamy najprostszy sposób zwiększenia liczby wersji :D.

Naturalne deo roll'e BEBIO


Można je podsumować jako ałun w płynie z dodatkami, co jest również prawdziwie naturalnym rozwiązaniem ;). Nie zabrakło również estrów i alkoholi tłuszczowych, gliceryny oraz soku z aloesu wzbogaconych po zapachu tytułowymi składnikami. Jestem na tak - pomimo swoich doświadczeń. Czy ktoś z Was również zauważył, że ałun (stały lub w postaci roztworu) działa świetnie przez około 2 tygodnie, a potem już w ogóle? Dopiero po odstawieniu na jakiś czas jego właściwości "wracają". To jedna z niewytłumaczalnych zagadek mojej pielęgnacji, której nie udało mi się rozwiązać :D.

Potwierdzam - produkty BEBIO faktycznie można zakwalifikować do kosmetyków naturalnych. Całkiem krótkie, przemyślane składy dają nadzieję na spełnienie obietnic producenta. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to fakt, że cała ta linia śmiało mogłaby się składać z 3 kosmetyków. Każdy jednak orze jak może :D. 

Co sądzicie o kosmetykach BEBIO?

Szampony Barwy (octowy i ryżowy) - włosowe nowości

Najszybciej zużywanym przeze mnie typem kosmetyku jest z całą pewnością szampon. Moje włosy, pomimo wszystkich swoich zalet, są trudne do domycia i łatwe do obciążenia, przez co nie oszczędzam na ilości stosowanych myjadeł. Moim ostatnim odkryciem jest micelarny szampon oczyszczający Nivea - właśnie dobijam do dna tego cuda. W związku z tym postanowiłam uzupełnić zapasy... dość nagle. W pobliskim sklepie typu "szmelc, mydło i powidło" trafiłam na sporą półkę z kosmetykami Barwy, a dwa szampony: octowy i ryżowy wybrały się ze mną do domu.


Z szamponami Barwy miałam przyjemność na różnych etapach pielęgnacji. W początkach stosowałam je raz na kilka kilka tygodni w roli "rypacza", a później, po odświeżeniu wyglądu opakowań, wydawało mi się, że ich moc myjąca spadła. Po pewnym czasie robiłam do nich podchody, ale przeszkadzało mi to, że prawie w każdej wersji są jakieś proteiny. Moje włosy są bardzo proteinolubne (nie udało mi się osiągnąć przeproteinowania), ale ciągłe stosowanie szamponu z proteinami mogłoby zaowocować nieoczekiwanymi, negatywnymi efektami ;). 

Z wybranych przeze mnie wersji jedna nie zawiera protein w ogóle, a druga tylko roślinne (ryżowe), które dużo słabiej oddziałują na moje kudły. Krzywdy mi na pewno nie zrobią, ale... czy zachwycą? ;)

Barwa Szampon Octowy


Skład:


SLES przełamany słabszymi detergentami i modyfikowaną lanoliną, a zaraz potem... sól kuchenna, która może nieprzyjemnie zaskoczyć wrażliwców. Całkiem wysoko w składzie znajduje się tytułowy ocet - dzięki temu mogę liczyć na prawdziwy efekt zakwaszający. Ekstrakty z moreli, brzoskwini i jabłoni na spółkę z biotyną, pantenolem, kwasami tłuszczowymi, witaminami A i E oraz bioflawonoidami uzupełniają ten skład. 

Zastosowane regulatory pH i konserwanty nie wzbudzają moich zastrzeżeń (nie robią mi krzywdy), ale wrażliwcom zwracam uwagę na dwa ostatnie konserwanty, którym często przypisuje się wywoływanie wzmożonego wypadania.

Liczę na naprawdę porządne domycie i pooctowy blask - niedługo rozpoczynam testy ;). I tak, wiem, przepłaciłam, ale łatwa dostępność wygrała z poszukiwaniami niższej ceny ;).

Barwa Szampon ryżowy


Skład:


Baza - absolutnie taka sama jak w octowym bracie, jedynie ekstrakty owocowe zostały wymienione na ekstrakt i proteiny ryżowe. Pojawia się także  glukonolakton i glukonian wapnia - innych zmian próżno szukać, a opis można śmiało skopiować z octowej wersji ;). 

Pomimo lekkiej nieufności do "nieprzeźroczystych" szamponów (które zwykle słabiej radzą sobie z domyciem moich włosów) zdecydowałam się na to cudo pod wpływem chwili. Liczę, że nie będę żałować, ale zawsze mogę go zużyć do prania lub mycia ciała... w ostateczności ;). 

Widziałam również sporo odżywek marki Barwa - macie z nimi jakieś doświadczenia? Jak się na nie zapatrujecie?

Odżywka-wcierka Konopie (Cannabis Seed) od Joanny - co w niej znajdziemy?

Posiadanie paczkomatu, oddziału poczty i kiosku Ruchu pod blokiem nieco mnie rozleniwiły jeśli chodzi o zakupy stacjonarne. W zasadzie chodzę tylko po "spożywkę", a wszystko pozostałe zamawiam przez Internet (duży w tym udział wykupienia pakietu Smart! na Allegro). Ostatnio jednak, w ramach przypadkowych odwiedzin w Rossmannie, zauważyłam nową wcierkę marki Joanna z linii Konopie. Z ciekawością obejrzałam skład - ostatnio mam większą fazę na pielęgnację kudeł ;). Wpisy o wpływie stresu na włosy, sprayu na porost i wypadanie włosów Anti Hair Lossodżywce koloryzującej Joanna Ultra Color czy jednej z masek Garnier Hair Food znajdziecie pod odpowiednimi zalinkowaniami ;).

Odżywka-wcierka Konopie (Cannabis Seed) Joanna

Pewne aplikacyjne wątpliwości wzbudza we mnie opakowanie - po raz pierwszy spotykam się z tego typu aplikatorem. Z innymi rozwiązaniami od Joanny się polubiłam (np. końcówką wcierki Joanna Rzepa), więc mam nadzieję, że i tutaj będzie nieźle. Wolałabym jednak zwykły atomizer - nie ukrywam. 

100ml tej wcierki kosztuje bez promocji 9,49zł, więc bardzo, bardzo zacnie. A i skład również niczego sobie - pomimo niskiej ceny!

Skład:

Odżywka-wcierka Konopie (Cannabis Seed) Joanna

Ta wcierka nie zawiera etanolu! Uraduje to pewnie wielu klientów zainteresowanych zakupem ;). Doceniam ten fakt pomimo tego, że akurat moja skóra głowy nie ma nic przeciwko alkoholowi etylowemu - ten promotor przejścia naskórkowego sprawdza się u mnie naprawdę dobrze, nie wywołując niepożądanych efektów ze strony skóry głowy.  

Zawiera natomiast modyfikowany miód, olej z aloesu i jeden z heksapeptydów znany z odżywek na porost rzęs - już na początku składu! Dalej również jest dobrze: tytułowy ekstrakt z konopii miesza się z ekstraktami z trzciny cukrowej, cytryny, jabłoni, herbaty i ekologicznym konserwantem z rzodkiewki. Oprócz składników ziołowych znajdziemy w nim również nawilżacze: niacynamid, alantoinę, pantenol, glicerynę czy betainę. Końcówka składu to substancje regulujące pH, konserwujące i zapachowe - wrażliwcy powinni pamiętać o ostrożności i wykonaniu domowej próby uczuleniowej ;). 

Poważnie rozważam zakup tego produktu i wcieranie w ramach ograniczenia jesiennego wypadania ;). A może już ją testowaliście i możecie powiedzieć o niej nieco więcej? Producent nie kłamie - można ją stosować również na długość włosów, ale z rozsądkiem - taka ilość ziół może po dłuższym czasie nieco podsuszyć kudły.

A może kogoś z Was zainteresowała? ;)

Perfecta i jej nowa seria Bird's Nest z kwasem sjalowym i aminokwasami

Moje zainteresowanie wszelkimi nowościami kosmetycznymi zapewne znacie, ale poza nim bardzo lubię również wyszukiwać niestandardowe składniki mazidłowych formulacji. Obecnie jad żmii, śluz ślimaka czy białko jaja kurzego na opakowaniu kosmetyku nikogo już nie dziwią, ale nadal istnieją surowce mniej popularne w kosmetyce. Do takich należą gniazda jadalne, tworzone przez ptaki z rodziny jerzykowatych ze... śliny. Właśnie ekstrakt z gniazd jadalnych jest motywem przewodnim nowej serii Perfecty Bird's Nest, która trafiła do mnie w paczce-niespodziance od Drogerii Rossmann. Co ciekawego znajdziemy w tej linii?


Perfecta Bird's Nest, Krem na dzień i na noc Rozświetlenie


Skład:


Miło jest patrzeć na poprawy składów kosmetyków wielu marek, w tym polskich ;). Dax Cosmetics (producent Perfecty) również śmiga w dobrą stronę. W emolientowej bazie (na którą składają się: trójglicerydy, masło shea, estry i alkohole tłuszczowe, olej sojowy) utopiono nawilżacze: glicerynę, glukozę, glukonian wapnia i glikol butylenowy. Do tego ekstrakty: z tytułowych gniazd jadalnych, cykorii i ryżu zaprawione lecytyną i filtrami przeciwsłonecznymi. Końcówka składu to spora litania substancji konserwujących (bez parabenów) oraz składników zapachowych - nie miałabym nic przeciwko, gdyby uległa skróceniu ;). Zawiera silikony i kopolimery, jednak nie są one głównymi składnikami, a z całą pewnością mają niezłe właściwości ochronne i wygładzające. Mogą działać komedogennie - ale nie muszą ;).

Krem zainteresował mnie najmniej, ale nie mogę odmówić mu całkiem bogatego składu i co najważniejsze - ochrony przeciwsłonecznej ;). Myślę, że znajdzie sporo zwolenników.

Perfecta Bird's Nest,  Serum na dzień i na noc


Skład: Aqua, Glycerin, Cetearyl Ethylhexanoate, Cichorium Intybus Root Oligosaccharides, Caesalpinia Spinosa Gum, Swiftlet Nest Extract, Biosaccharide Gum-4, Butylene Glycol, Lecithin, Ferulic Acid, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Soy Protein, Hydroxyethylcellulose, Glycine Soja Oil, C14-22 Alcohols, C12-20Alkyl Glucoside, Glucose, Sodium Polyacrylate, Disodium EDTA, Hydroxyacetophenone, Phenoxyethanol, Octadecyl Di-T-Butyl-4-Hydroxyhydrocinnamate, Sodium Benzoate, Gluconolactone, Calcium Gluconate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Hydroxycitronellal, Citronellol, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Parfum.

To serum można śmiało zaliczyć do produktów nawilżających. Gliceryna, cykoria, ekstrakt z gniazd jadalnych, glikol butylenowy - oto baza dla tego produktu. Do tego kwas ferulowy, modyfikowane proteiny oraz olej sojowy, alkohole tłuszczowe, glukoza i glukonolakton. Szkoda, że ponownie mamy do czynienia ze srogim zestawem substancji konserwująco-zapachowych, które wrażliwców mogą uczulić. 

To serum wezmę na tapetę w najbliższym czasie - lekki produkt odżywczy na lato zawsze się przyda ;)

Perfecta Bird's Nest, Maska na tkaninie


Skład:


Tą maskę postawiłabym wśród produktów emolientowo-humektantowych: gliceryna, hialuronian sodu i glikol butylenowy odpowiadają za efekt nawilżający, a kopolimery i eter dikaprylowy - za natłuszczanie. Do tego znajdziemy w jej składzie ekstrakty; z tytułowych gniazd jadalnych, banana i wąkroty oraz proteiny sezamowe z lecytyną. Zestaw konserwująco - zapachowy także w niej występuje - a szkoda!

Przy najbliższej okazji do nałożenia maseczki zamierzam ją wykorzystać - nie spodziewam się jakiegoś wow-efektu po jednej aplikacji, ale mam nadzieję, że będzie niezłym czasoumilaczem z zadowalającym efektem odżywczo-nawilżającym na skórze. To chyba nie są duże wymagania, prawda? ;)

Seria Bird's Nest od Perfecty zapowiada się naprawdę dobrze, ale producent mógł jednak nieco ograniczyć liczbę dodatkowych substancji konserwujących i zapachowych. Wrażliwcom polecam wzmożoną ostrożność ;).

Jaki składnik kosmetyczny jest dla Was... egzotyczny? ;)


Twarzowe nowości w kosmetyczce - openbox z Triny.pl!

Zwykle dzięki współpracom blogowym poznaję całkowicie nowe dla mnie marki i sklepy. Ostatnio jednak poznałam, jak miło jest otrzymać propozycję od sklepu, w którym regularnie dokonuję zakupów kosmetycznych (głównie glinek i kosmetyków rosyjskich). Triny.pl to miejsce dobrze znane kosmetykomaniaczkom. Sklep ten wyspecjalizował się w kosmetykach naturalnych oraz zdrowej żywności - trzeba przyznać, że ma naprawdę imponujący asortyment. Nigdy nie miałam u nich problemów z zamówieniem, ba, zawsze (niezależnie od wartości paczki), znajdowałam w niej miły gratis (próbki czy krówki). Tym razem nie było inaczej ;)



Krówki i ekotorba były miłym dopełnieniem solidnie zapakowanych cudowności, które zdecydowałam się przetestować. Poszłam zdecydowanie w nowości - żadnego z tych produktów nie próbowałam wcześniej ;). Mój wybór to dwa produkty EO Laboratorie i maseczka Cafe Mimi.




Skład:


Cera tłusta i problematyczna to absolutnie świetny opis skóry mojej twarzy - stąd też wybór kosmetyków nie powinien Was zaskoczyć ;).

Przyjemnie jest patrzeć na kolejny produkt do mycia twarzy bazujący na delikatnych detergentach. Czekam z niecierpliwością, aż ten trend w większej skali obejmie kosmetyki do mycia ciała :D. Składniki myjące zostały uzupełnione o bogactwo ekstraktów, olejków eterycznych i hydrolatów roślinnych z: irysa, mięty, wrzosu i pomarańczy bergamotki. Do tego gliceryna (nawilżacz), guma ksantanowa dla zagęszczenia i substancje konserwujące z gatunku tych stosowanych do żywności. Jest naprawdę zacnie! Liczę na delikatne i skuteczne mycie z wyczuwalnym efektem odświeżającym dzięki mięcie :D.



Skład:


Gliceryna rozpuszczona w wodzie morskiej z ekstraktami z irysa, oczaru i lawendy wzbogacone łagodną substancją powierzchniowo czynną (skądinąd znaną z częstej obecności w płynach micelarnych) dopełniona konserwantami spożywczymi - ten skład również może się podobać ;). Produkt ten został przez producenta zakwalifikowany do toników, jednak nie zdziwię się jeśli jego działanie będzie bardzo zbliżone do płynów micelarnych - i na to liczę ;). Połączenie działania tonizującego z chociażby lekkim oczyszczeniem bardzo cenię w demakijażu i pielęgnacji.



Skład:


Już na początku INCI znajdziemy oba tytułowe składniki: glinkę zieloną i ekstrakt z owoców acai. Dalej pojawiają się: gliceryna (nawilżacz), olej z pestek moreli, tlenek cynku oraz witamina E. Dwa niekontrowersyjne konserwanty i kompozycja zapachowa dopełniają formulację. Szansa na efekt oczyszczający (detoksykujący) jak najbardziej jest, a jednocześnie można oczekiwać delikatnego odżywienia i nawilżenia cery. Jak dla mnie - połączenie miodzio :D.

Możecie się spodziewać recenzji tych produktów - może któryś z nich ciekawi Was szczególnie?

Kosmetyki Neoplant - krótkie składy warte zachodu ;)

Odkrywanie nowych marek zawsze wywoływało u mnie bardzo pozytywny entuzjazm, który przygasał nieco, gdy w sieci nie mogłam znaleźć składów upatrzonych cudeniek ;). Dlatego też, gdy mam taką możliwość, staram się podrzucać Wam składy różnych ciekawostek kosmetycznych wraz z ich analizami. Tym razem w ramach współpracy mam okazję testować linię kosmetyków inspirowanych naturą Neoplant. W moje łapki trafiły: krem i płyn do twarzy  oraz lotion i szampon do włosów.


Wam też te opakowania kojarzą się aptecznie? ;). Dzięki temu wzbudzają dodatkowe zaufanie i są dobrą odskocznią od ferworu barw i wzorów dostępnych wszędzie. Zewnętrzna powłoka to jednak nie wszystko (a raczej niewiele - w przypadku kosmetyków) - dużo ważniejsze jest wnętrze. A jest ono całkiem zacne ;).



Skład:


Woda, ekstrakty z babki lancetowatej i cytronu, glikol propylenowy, sorbitol (dwa nawilżacze), emulgator, olejek lawendowy - bardzo prosto i bardzo ładnie! Na plus można mu również policzyć brak kompozycji zapachowej (olejek lawendowy i tak robi swoje ;)), natomiast w roli konserwantów znajdziemy paraben i izopropanol, co nie wszystkim może przypaść do gustu. Mnie - nie przeszkadzają ;).

Produkt ten może zastąpić nam tonik/hydrolat w codziennej pielęgnacji, jak również można pokusić się o zastosowanie go w roli wcierki do włosów ;). 



Skład:


Kolejny krótki skład bazujący na ekstrakcie z babki lancetowatej oraz mieszance olei roślinnych, w tym: awokado, masła shea i masła kakaowego wraz z emulgatorami oraz humektantem: glikolem propylenowym. Całość zamyka jeden, nie budzący kontrowersji konserwant. 

Zapowiada się odpowiednie, nieprzesadzone natłuszczenie i ochrona skóry przed czynnikami zewnętrznymi - bardzo lubię tego typu formuły.



Skład:


Szampon bazuje na mocnym detergencie (SLES) złagodzonym betainą kokamidopropylową oraz ponownie - ekstraktem z babki lancetowatej. Dodatkowo całość uzupełniają glikole (w roli nawilżaczy) oraz emulgatory i oliwa z oliwek. Konserwowany parabenem, co nie wszystkich zadowoli - mnie nie przeszkadza. 

Kolejny krótki skład, który może sprawdzić się albo do oczyszczania włosów co pewien czas lub do codziennej pielęgnacji - w zależności od preferencji danych włosów. 



Skład:


6 składników - to chyba jeden z najkrótszych składów gotowego kosmetyku z jakim miałam do czynienia ;). Woda, ekstrakt z babki lancetowatej, glikol propylenowy (nawilżacz i promotor przejścia), mentol, kwas mlekowy (regulator kwasowości) i modyfikowany olej rycynowy. Warto zauważyć, że nie jest to wcierka alkoholowa, więc także wrażliwsze skalpy mogą się odważyć na testy ;).

Składy zaskoczyły mnie naprawdę pozytywnie - są krótkie, zwięzłe i z szansami na spełnienie deklarowanych przez producenta obietnic. Więcej opowiem o nich już niedługo - testy trwają :D.

Co sądzicie o kosmetykach Neoplant?