Oliwka Bambino męskim okiem ;)



Niedawno na FP obiecałam Wam, że Redaktor z Całką powróci w nowej roli ;). Dzięki niemu zostałam fanką oliwki Bambino w pielęgnacji włosów, w związku z czym poprosiłam, by stworzył własną recenzję tego kosmetyku. Obejmuje ona więcej aspektów pielęgnacyjnych, niż tylko same włosy i myślę, że może być przydatna dla tych panów, którzy śledzą mojego bloga (bo jednak jest ich trochę ;)). 

Oto i ona ;).

Tytułem wstępu. Od czasów licealnych nie napisałem żadnego artykułu, mimo że byłem w klasie o profilu dziennikarskim. A nawet gdy jeszcze coś pisałem, to były to jedynie recenzje wystaw, wernisaży lub sztuk teatralnych. Dziś, gdy już jestem dyplomowanym chemikiem, na prośbę i dzięki uprzejmości Kasi przyszło mi wrócić do korzeni.


Oliwka Bambino towarzyszy mi praktycznie od zawsze i prawdopodobnie na zawsze. Używała jej moja mama, gdym dziecięciem był, i teraz używam jej ja do wszechstronnej pielęgnacji mojego ciała. Nazwałem ją, może z lekką przesadą, „eliksirem życia”, ale przesada jest jądrem mojego charakteru. Co do zaś oliwki, to po krótce opiszę, jak jej używam i jakie daje efekty.

Włosy i skóra głowy.  Nie będę już opisywał składu oliwki, bo: po pierwsze nie jestem specjalistą, po drugie Kasia mnie już wyręczyła w poprzednim poście, do lektury którego serdecznie Was zachęcam. ;)   Odniosę się jedynie do zapachu. Dla mnie oliwka pachnie… oliwkowo. To znaczy, nigdy nie miałem do czynienia z małymi dziećmi, więc zapach ten nie przynosi mi takich skojarzeń. Jest na pewno przyjemny, niezbyt intensywny i zmywalny.

Włosy i skalp traktuję dużym nadmiarem kosmetyku, że aż ze mnie kapie, następnie przeprowadzam masaż skóry głowy, wycieram włosy ręcznikiem i w zasadzie tyle. Zwykle oliwkę zmywam po dwóch-trzech godzinach, choć tak naprawdę nigdy nie ustalam sztywnych ram długości olejowania. Do całkowitego zmycia „eliksiru” potrzebuję dwóch myć szamponem z SLS. Włosy po tym są sianowate, ale ta „krzywda” jest krótkotrwała i jedynie wizualna. Po trzecim myciu włosy już dobrze się układają, są pięknie błyszczące, odżywione i wzmocnione, a skóra głowy zdrowa i bez łupieżu. Może to brzmi jak tak tekst z reklamy, ale zapewniam Was, że to prawda.

Broda. Czytelniczki może mniej zainteresuje ten punkt, ale dla mnie jest równie ważny. Każdy brodacz o swą brodę musi dbać, jeśli nie chce wyglądać jak Tom Hanks w „Cast away”.  Szczególnie ważnym problemem w pielęgnacji brody jest odpowiednie natłuszczanie, zarówno samego futra, jak i skóry pod nim (zwanego z angielska „beard scalp”). Ponieważ w Polsce rynek kosmetyków dla brodaczy jest jeszcze stosunkowo mały, mało jest także dostępnych kosmetyków, a ceny nie są konkurencyjne, ja postąpiłem jak rozsądny polski mężczyzna i zamiast drogich (bardzo drogich) „profesjonalnych” olejków do brody, użyłem oliwki Bambino.

Efekty są, cóż, dobre. Włosy się ładnie błyszczą, a moja parafinolubna skóra też dobrze toleruje takie traktowanie.  Muszę jednak zawsze uważać z ilością, by nie zafundować sobie bad beard day. Ale sądzę, że podobna ostrożność jest w ogóle wymagana  przy stosowaniu olejów. Co ciekawe, moje wąsy od oliwki wolą maść z witaminą A. Ale to już zupełnie inna historia ;)

Wiem dobrze, że parafina w składzie kosmetyków zawsze budzi kontrowersje i nie każdy ją lubi. Ja jestem w tym gronie osób, które mogą w siebie wklepywać dowolne ilości parafiny bez żadnego ryzyka. Jeśli i Wam parafina nie straszna, to zachęcam do kosmetycznych eksperymentów. Nie tylko z oliwką Bambino, moim „eliksirem życia” ;)

Komentarze

  1. Przyjemnie poczytać wpis pisany męskim okiem. A co do brody, to chce mi się śmiać, bo ostatnio zauważyłam, że mój TŻ ma rozdwojone końcówki właśnie na brodzie :D Chyba zacznę mu ją olejować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brodę z rozdwajającymi się końcówkami najlepiej przycinać nożyczkami. Trymmer może tylko pogorszyć sprawę.

      Usuń
  2. Właśnie namawiam męża na potraktowanie czymś swojej beard scalp, a on nie słucha! Pokażę mu tego posta i poszczuję oliwką :) Dziękuję, Panie z Całką, całkiem dobry wpis, dziennikarkie talenta się marnują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mąż ma problemy z "łupieżem brodowym" (beard flakes) albo z podrażnieniami, to polecam przede wszystkim zmianę środka myjącego na łagodniejszy. Na przykład na mydło naturalne typu Bronner's albo Biały Wielbłąd (teraz sprzedawany pod nazwą Mydło Powszechne). Do brody nie powinno się używać zwykłych szamponów do włosów, to zwykle przepis na katastrofę (sprawdziłem na sobie). Olejowanie oliwką czy "specjalistycznymi" olejkami do brody oczywiście też powinno pomóc :)

      Usuń
    2. Zmniejszenie częstotliwości mycia brody też pomaga. Raczej nie powinno się jej myć codziennie, jeśli nie takiej konieczności.

      Usuń
    3. Nie mam nic do dodania, Całka jest specjalistą ;)

      Usuń
  3. Zeszłej zimy stosowałam oliwkę na ciało i efekt był bardzo widoczny, skóra nawilżona i jędrna jak po żadnym innym kosmetyku. Grunt, żeby nie była za gęsta, bo to znikoma przyjemność kleić się do wszystkiego co się dotknie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi bardziej pasuje oliwka Babydream, ale tak czy siak olejowanie fajna rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam myślę, że człowiek lepiej wygląda tak naturalnie, niż taki wymuskany, wystylizowany i w ogóle ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tutaj jest mowa o pielęgnacji, nie stylizacji ;)

      Usuń
  6. Ja chłopaka męcze olejowaniem włosów olejkiem jojoba :D

    OdpowiedzUsuń
  7. W tej sprawię mogę być nieobiektywny, bo od momentu narodzin mojej córki jestem chyba uzależniony jużo tego zapachu oliwki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy ja wiem czy rynek kosmetyków do pielęgnacji brody jest ubogi... Zdecydowanie się z Tobą nie zgodzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uzylem slowa "ubogi". Mialem na mysli wylacznie Polski rynek i to na dodatek pol roku temu (wrzesien 2014). Innym problemem sa ceny. Nie kazdy jest hipsterem spod teczy na Zbawixie i nie kazdego stac na wydatek ok 100 zl na olej do brody. Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz