"Kudłata" niedziela ;)
Jednym z najczęstszych "zarzutów", jakie czytam w komentarzach, jest to, że za rzadko pokazuję swoje włosy. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że moje włosy niewiele się zmieniają na przestrzeni niewielkiego okresu czasu - są kręcone, więc nawet przyrost ciężko zauważyć tak na pierwszy rzut oka ;).
Dziś jednak mam dla Was dawkę zdjęć włosów, i to nie tylko swoich - "poznacie" warkocze moich dwóch bratanic ;).
Z. ma w zasadzie taki kolor włosów jak ja, tyle, że delikatnie falowane i dużo, dużo dłuższe. W "gratisie" posiada też niezłą kolonię bejbików, która radośnie pozuje do zdjęcia ;P.
J. ma natomiast taki kolor, jaki chciałabym mieć, a nie sprawię sobie - nie będzie mi pasował :P. Tym razem włosy minimalnie falowane, tzw. "prawie proste" ;).
A teraz ja, w wersji "prosto z łóżka" (nawet piżamę jeszcze mam na sobie ;P) - pierdzielnik aż miło, jednak w zasadzie często w takiej wersji wychodzę od razu z domu/mieszkania. Kaptur pacyfikuje to, co ewentualnie za bardzo odstaje.
A jeśli sytuacja jest wybitnie "rozczochrana", to dłonie zwilżone wodą zwykle załatwiają sprawę ;). W zasadzie chyba dopiero teraz, zmniejszając zdjęcia, zauważyłam, że włosy mam już prawie tak długie jak przed obcięciem (1 listopada 2013r.). A jaka jest różnica? Dużo gęstsze końcówki mam obecnie :D.
Niby chcę zapuszczać (kręcone włosy po stanik to mój cel), ale po tym nieprzemyślanym podcięciu chyba wpadłam w nałóg nożyczkowy. Całą siłą woli powstrzymuję się przed kolejnym podcięciem, bo nie ma ku niemu powodu - końce są zdrowe, gęste i nierozdwojone (chociaż to ostatnie to u mnie normalne ;)).
Ssie mnie bardzo na Cassię, ale na razie uważam, że nie zasłużyłam na taki prezent dla samej siebie. Metoda "kija i marchewki" w pisaniu magisterki działa na mnie najlepiej :P.
A jak jest u Was z podcinaniem? Robicie to regularnie same, czy u fryzjera? A może unikacie nożyczek jak ognia?
<a href="http://www.bloglovin.com/blog/3486137/?claim=k8snta8877p">Follow my blog with Bloglovin</a>
<a href="http://www.bloglovin.com/blog/3486137/?claim=k8snta8877p">Follow my blog with Bloglovin</a>
Ja tam chętnie od czasu do czasu podcinam chociaż te 2 cm, bo mam tendencję do rozdwajających się końcówek.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek moja mama uważa że powinnam aktywniej zapuszczać i w ogóle nie podcinać i jak wspominam o podcinaniu to grozi, że mnie nie puści :D W efekcie od 3-4 miesięcy nie podcinałam nic i teraz po zimie w końcu muszę się wybrać pozbyć się kilku smętnych centymetrów.
Moja mama znów wolałaby mnie ściętą na chłopaka :P
UsuńJa muszę się zmuszać do pójścia do fryzjera na podcięcie końcówek, a tutaj słyszę coś takiego... :)))
OdpowiedzUsuńZadowolenie po ostatnim obcięciu wywołało u mnie nożyczkomaniactwo :P
UsuńNożyczek nie unikam, ale fryzjerów tak. Brr.
OdpowiedzUsuńPod tym sama mogę się podpisać.
UsuńByłam w nałogu nożyczkowym, co miesiąc/półtora leciały ze 3 cm. Właśnie minęło 1,5 miesiąca od ostatniego cięcia i delirka mnie jeszcze nie dopadła - chcę mieć w końcu włosy po pas ;P
OdpowiedzUsuń1,5 miesiąca to niedługo, trzymam kciuki za dalszą wstrzemięźliwość :P
UsuńJa ostatnio lubię sama podcinać moje końcówki, jednak od pewnego czasu chodzi mi po głowie wizyta u fryzjera, w celu nadania kształtu mojej fryzurze ;)
OdpowiedzUsuńMi niby taka wizyta chodzi po głowie, ale strach większy od chęci :P
UsuńJeżeli chodzi włoski to ja wolę kłoski i dobierańce ! :)
OdpowiedzUsuńAni jednego, ani drugiego nie potrafię stworzyć, więc lipa (ja czesałam dziewczyny :P).
UsuńDzięki włosomaniactwu nauczyłam się podcinać końcówki co 3 miesiące. ;] Niestety wciąż nie znalazłam odpowiedniej fryzjerki...
OdpowiedzUsuńTeraz jestem na etapie, że czekam, kiedy z końcami zacznie się dziać coś złego ;)
UsuńNie unikam fryzjera, ale odwlekam w nieskończonośc. Idę podciąc moje nieszczęsne końcówki za niecały miesiąc, a dokładniej kiedy stuknie im 10 miesięcy od ostatniego cięcia. Pewnie później przez miesiąc będę przeżywała te 3 cm, które planuje stracic. Podziwiam Cię, że podcinasz sama, Mam bardzo podobne włosy do Twoich, tzn. moje są już mocno rozprostowane bo sporo dłuższe. Mam wrażenie, że nie dałabym rady sama ich podciąc. O ile jakieś nierowności mi nie przeszkadzają (bo i tak ich nie widac), to martwiłabym się, że nożyczki nie ciachnęły każdego włosa, czyli u niektórych sztuk zniszczenia radośnie poszły by w górę.
OdpowiedzUsuńMoje końce przed obcięciem były tylko przerzedzone (resztki cieniowania), więc nie ma zniszczeń, które poszłyby do góry. I podcina mi mama, mnie samej pewnie wyszłoby to bardzo, bardzo krzywo :P
UsuńWłosy podcinam zawsze u fryzjera, tylko grzywkę sobie sama robię...
OdpowiedzUsuń.. ale pewnie jak podrosną to i one trafią pod moje nożyczki:)
Samowystarczalność włosomaniacza się zbliża :P
UsuńMetoda kija i marchewki w polaczeniu z cassia i magisterską. Nieziemskie :d
OdpowiedzUsuńWarkoczyki bratanic sliczne sa, a co do nozyczek... unikam jak ognia. Ostatnim razem podcinalam w listopadzie 2012. I teraz muszę się do fryzjera wybrać bo ostatnio moje ręce jakoś mnie zawiodly. Ale pójdę tylko do sprawdzonego jakiegoś.
Samo życie :P
UsuńMyślę, że jak nic się nie wydarzy, to moje włosy podetnę dopiero po obronie ;)
Ten pierwszy warkocz!! PIĘKNY!
OdpowiedzUsuńI prosty w wykonaniu :D
UsuńDwa/trzy razy w roku podcinam u fryzjera rozdwojone końcówki.
OdpowiedzUsuńMi ostatnio tato podcina co kilka miesięcy, cała rodzina się u niego strzyże :D
OdpowiedzUsuń