Maska Kallos Coconut - kolejne udane mazidło!
Moje włosy uwielbiają produkty marki Kallos. Te niezbyt treściwe i ciężkie kosmetyki idealnie wpasowują się w potrzeby moich (za bardzo) niskoporowatych włosów, które byle czym można obciążyć. Moja tendencja do nakładania sporych ilości masek też nie pomaga w walce z przyklapem, ale staram się nad sobą pracować ;).
Color, Mango, Blueberry, Algae, Multivitamin (absolutny ulubieniec), Caviar, Keratin czy Chocolatejuż zostały przeze mnie zrecenzowane w przeszłości. Temat kolejnej maski, tym razem w wersji Coconut, podrzuciłam Wam już w lutym wraz z analizą składu. Teraz czas na wnioski praktyczne :D.
Wielka, litrowa pucha nie jest szczególnie poręczna, ale można się zainteresować mniejszym opakowaniem ;). Bez problemu można wydobyć produkt do ostatniej kropli, ale wymaga to każdorazowego gmerania w słoju paluchami lub szpatułką. Trochę brakuje mi możliwości zamontowania pompki, którą udostępniają niektóre inne marki fryzjerskie. Jeśli słoik wypadnie z rąk na podłogę - może tego nie znieść, a w konsekwencji będzie sporo sprzątania. Same etykiety są całkiem ładne i odporne na wilgoć, ale odchodzą razem z cenówkami czy taśmą ;).
1000ml tej maski kosztuje od 9 do 13zł, w zależności od miejsca. Kallosy należą do jednych z najtańszych produktów do włosów ;).
Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Cocos Nucifera Oil, Aminopropyl Dimethicone, Isohexadecane, Parfum, Citric Acid, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.
Omówiłam go dokładnie TUTAJ, więc jedynie zaznaczę, że skład ma typowo "Kallosowy", a w przypadku skóry wrażliwej warto zwrócić szczególną uwagę na zastosowane w nim konserwanty, które bywają posądzane o wywoływanie nadmiernego wypadania włosów. Na mnie tak nie działają, ale warto wiedzieć ;).
Maska ma średnio gęstą, kremową konsystencję i zapach budyniu kokosowego, który bardzo mi odpowiada, ale zdaję sobie sprawę, że dla innych może być mdły i nie do przeżycia ;). Po myciu jest niewyczuwalny na moich włosach.
Używam go przed i po myciu, na olej, pod olej, do miksów odżywczych i do glossa z Cassią - w każdej z opcji działa równie dobrze, dając mi ładnie zdefiniowane, trwałe, błyszczące i pełne objętości loki bez śladu obciążenia. Zmywa się bardzo łatwo, co jest dla mnie na wagę złota przy walce z przyklapem. Nawet przy upałach mogłam bez problemu myć włosy co 2-3 dni bez oznak przetłuszczenia.
Nie nakładam go na skórę głowy ani też nie myję włosów odżywką - nie wywołał żadnych nieprzyjemnych reakcji ze strony skalpu, ale też nie za bardzo miał on kontakt z tym produktem, więc zalecam monitorowanie reakcji u siebie ;). Zużyłam trochę ponad pół opakowania, więc wydajność, jak wszystkie Kallosy, ma zadowalającą ;).
Jeśli chodzi o samo działanie, to stawiam go na równi z moim multiwitaminowym ulubieńcem, ale... zapach ma odrobinę gorszy ;). Niemniej jest to kolejna pucha Kallosa, która się u mnie świetnie sprawdza. Zdaję sobie sprawę, że nie są to produkty odpowiednie dla wszystkich - dla sporej części z Was są mało treściwe, ale mogą stanowić naprawdę niezłą bazę do włosowych eksperymentów.
Jak wyglądały Wasze testy Kallosów? A może są one dopiero przed Wami? ;)
Color, Mango, Blueberry, Algae, Multivitamin (absolutny ulubieniec), Caviar, Keratin czy Chocolatejuż zostały przeze mnie zrecenzowane w przeszłości. Temat kolejnej maski, tym razem w wersji Coconut, podrzuciłam Wam już w lutym wraz z analizą składu. Teraz czas na wnioski praktyczne :D.
Wielka, litrowa pucha nie jest szczególnie poręczna, ale można się zainteresować mniejszym opakowaniem ;). Bez problemu można wydobyć produkt do ostatniej kropli, ale wymaga to każdorazowego gmerania w słoju paluchami lub szpatułką. Trochę brakuje mi możliwości zamontowania pompki, którą udostępniają niektóre inne marki fryzjerskie. Jeśli słoik wypadnie z rąk na podłogę - może tego nie znieść, a w konsekwencji będzie sporo sprzątania. Same etykiety są całkiem ładne i odporne na wilgoć, ale odchodzą razem z cenówkami czy taśmą ;).
1000ml tej maski kosztuje od 9 do 13zł, w zależności od miejsca. Kallosy należą do jednych z najtańszych produktów do włosów ;).
Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Cocos Nucifera Oil, Aminopropyl Dimethicone, Isohexadecane, Parfum, Citric Acid, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.
Omówiłam go dokładnie TUTAJ, więc jedynie zaznaczę, że skład ma typowo "Kallosowy", a w przypadku skóry wrażliwej warto zwrócić szczególną uwagę na zastosowane w nim konserwanty, które bywają posądzane o wywoływanie nadmiernego wypadania włosów. Na mnie tak nie działają, ale warto wiedzieć ;).
Maska ma średnio gęstą, kremową konsystencję i zapach budyniu kokosowego, który bardzo mi odpowiada, ale zdaję sobie sprawę, że dla innych może być mdły i nie do przeżycia ;). Po myciu jest niewyczuwalny na moich włosach.
Używam go przed i po myciu, na olej, pod olej, do miksów odżywczych i do glossa z Cassią - w każdej z opcji działa równie dobrze, dając mi ładnie zdefiniowane, trwałe, błyszczące i pełne objętości loki bez śladu obciążenia. Zmywa się bardzo łatwo, co jest dla mnie na wagę złota przy walce z przyklapem. Nawet przy upałach mogłam bez problemu myć włosy co 2-3 dni bez oznak przetłuszczenia.
Nie nakładam go na skórę głowy ani też nie myję włosów odżywką - nie wywołał żadnych nieprzyjemnych reakcji ze strony skalpu, ale też nie za bardzo miał on kontakt z tym produktem, więc zalecam monitorowanie reakcji u siebie ;). Zużyłam trochę ponad pół opakowania, więc wydajność, jak wszystkie Kallosy, ma zadowalającą ;).
Jeśli chodzi o samo działanie, to stawiam go na równi z moim multiwitaminowym ulubieńcem, ale... zapach ma odrobinę gorszy ;). Niemniej jest to kolejna pucha Kallosa, która się u mnie świetnie sprawdza. Zdaję sobie sprawę, że nie są to produkty odpowiednie dla wszystkich - dla sporej części z Was są mało treściwe, ale mogą stanowić naprawdę niezłą bazę do włosowych eksperymentów.
Jak wyglądały Wasze testy Kallosów? A może są one dopiero przed Wami? ;)
nie jestem pewna czy ta maska byłaby super do moich rozjaśnianych, kręconych zniszczonych i wysokoporowatych włosów, na razie najbardziej lubię bananową wersję Kallosa
OdpowiedzUsuńKokos lubi robić niespodzianki ;)
Usuńposiadam tą maskę i jeszcze bananową są tanie i skuteczne :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni ;)
UsuńJa uwielbiam ich maski :) mam algową wersję i sprawdza się super :*
OdpowiedzUsuńU mnie chyba wszystkie Kallosy dały radę ;)
UsuńNie używałam jej nigdy, ale chyba się skuszę. Fajnie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńJeśli tylko nie masz złych doświadczeń z kokosem to zapraszam ;)
UsuńNie używałam nigdy czegoś takiego, ale chętnie sprawdzę to na swoich włosach :)
OdpowiedzUsuńWarto! ;)
UsuńFajnie ze Kallos wypuszca nowe maski :D Uzywałam chyba wszytskich i moimi ulubieńcami są Color, Silk i Bluberry
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze kolejeczka czeka :D
UsuńFajne są te maski, miałam już jakąś z tej marki
OdpowiedzUsuńJaką? ;)
UsuńKasiu czy mogłabyś może polecić mi jakąś dobrą wcierkę na alkoholu? Pytam bo z doświadczenia wierki bez alkoholu( Jantar, Saponics, kozieradka, serum agafii, radical med i inne) działają u mnie słabo albo wcale a szykuje się na masową migrację włosów jak zacznę się stresować egzaminami poprawkowymi we wrześniu :( na razie wcieram Seboradin niger już od sesji letniej to niedługo trzeba już będzie odstawić a czym go zastąpić za bardzo nie wiem
OdpowiedzUsuńWoda brzozowa Isany <3 to na pewno
Usuńsłyszałam gdzieś o tej masce, chyba muszę w końcu sobie ją kupić
OdpowiedzUsuńWarto ;)
UsuńMaski tej firmy mają na mnie działanie bardzo krótkotrwałe. Wolę od czasu do czasu kupić coś droższego o dłuższym działaniu ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie zauważyłam korelacji między ceną i jakością w większości kosmetyków ;)
Usuńdziała po paru dniach
OdpowiedzUsuń