Floslek Peellove Peony Gommage i Aloe Gommage - złuszczające hity za niewielkie pieniądze

Mimo 34 lat na karku miewam problemy z niedoskonałościami, szczególnie tuż przed miesiączką. Nieprzyjaciele szczególnie chętnie nawiedzają strefę T mojej tłustej cery. W sumie uważam, że całe możliwe do wyprodukowania sebum wydziela mi się na licu, bo skórę ciała mam bardzo suchą :D. Z problemami trądzikowymi walczyłam na miliard różnych sposobów. W przeszłości świetnie sprawdzały się u mnie peelingi enzymatyczne, ale dopiero wprowadzenie do regularnej pielęgnacji peelingów gommage było prawdziwym sztosem. Najpierw był to peeling Floslek z serii Balance T-Zone, a obecnie stosuję produkty tej samej marki z linii #Polishbeaty Peellove.

Floslek Peellove Peony Gommage i Aloe Gommage - złuszczające hity za niewielkie pieniądze

Skład wersji Peony: Aqua*, Glycerin*, Pentylene Glycol*, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Behentrimonium Chloride, Mandelic Acid, Parfum, Biosaccharide Gum-1*, Paeonia Officinalis Flower Extract*, Malpighia Glabra Fruit Extract*, Tartaric Acid, Malic Acid, Ascorbic Acid*, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract*, Rosa Canina Fruit Extract*, Viola Tricolor Extract*, Salicylic Acid, Citric Acid, Dipropylene Glycol, Sodium Levulinate*, Glyceryl Caprylate, Sodium Anisate*, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, CI 14720, Sodium Sulfate.*składniki pochodzenia naturalnego

Skład wersji Aloe: Aqua, Glycerin, Pentylene Glycol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Behentrimonium Chloride, Mandelic Acid, Parfum, Biosaccharide Gum-1, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Malpighia Glabra Fruit Extract, Tartaric Acid, Malic Acid, Ascorbic Acid, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract, Rosa Canina Fruit Extract, Viola Tricolor Extract, Salicylic Acid, Citric Acid, Dipropylene Glycol, Sodium Levulinate, Glyceryl Caprylate, Sodium Anisate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, CI 47005, CI 14720, Sodium Sulfate.

Bazą dla tych produktów jest miks o działaniu nawilżającym: gliceryna i glikol pentylenowy (humektanty - substancje o działaniu nawilżającym) wzbogacone o substancje odpowiedzialne za konsystencję (kopolimery) i łatwe zmywanie ze skóry. Następnie pojawia się substancja odpowiedzialna za działanie tego środka - kwas migdałowy. Znajdziemy w nich także inne kwasy AHA: winowy i jabłkowy, a także kwas salicylowy (należący do kwasów BHA). Ich ilości w formulacji są jednak mniejsze. Całość uzupełniają naturalne ekstrakty z: piwonii, aloesu, aceroli, hibiskusa, dzikiej róży i fiołka trójbarwnego. Składową litanię zamykają substancje konserwujące (do których nie mam uwag, ale też jestem w tym względzie mocno liberalna) oraz barwniki.

75ml każdego z tych peelingów kosztuje od 11 do 16 zł, w zależności od miejsca zakupu. Sama zakupiłam je na Allegro - nie wiem jak wygląda ich stacjonarna dostępność. Jeśli macie takie informacje - podzielcie się ;).

Produkty te mają postać średnio gęstych żeli w kolorach nawiązujących do opakowań. Ich słabym punktem jest zapach - dość mdły, mydlany, zwietrzały (na szczęście nie utrzymuje się na skórze). 

Stosowanie jest proste - na umytą i zwilżoną skórę nakładamy porcję żelu (u mnie porcja wielkości 3 zielonych groszków) i masujemy palcami. Efekt jest wręcz natychmiastowy - bardzo szybko pod palcami wyczuwamy wałeczki złuszczonego naskórka. Za pierwszym razem byłam wręcz w szoku widząc ilość usuniętego materiału - a umówmy się, że od peelingów od lat nie stronię i regularnie złuszczam powierzchnię mojej facjaty :D. 

Piorunujący efekt złuszczania wynika z niskiego pH zastosowanego produktu - zalecam wykonanie domowej próby uczuleniowej przed pierwszym użyciem. Z całą pewnością nie będzie to produkt dla każdego, wrażliwe cery mogą zostać szybko podrażnione. Tłusta cera ma swoje plusy - ciężko ją czymkolwiek wzruszyć. 

Przez pierwszy tydzień zgodnie z zaleceniami producenta stosowałam je codziennie, a obecnie korzystam gumkowania 2-3 razy w tygodniu - zwykle tuż przed myciem włosów, bo usuwanie tych wałeczków z czupryny bywa problematyczne. Efekty? Promienna cera o ładnym kolorycie przy chronicznym niewyspaniu (:D), dużo mniejsza widoczność rozszerzonych porów oraz włókien łojowych. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że typowe zaskórniki obecnie występują u mnie w pojedynczych egzemplarzach. 

Obie wersje jak dla mnie działają identycznie, różnią się jedynie kolorem (podejrzewam, że trzecia w serii wersja Marine będzie zachowywała się podobnie, ale sprawdzę ją przy pierwszej okazji). 

Powiem krótko - Floslek potrafi w peelingi gommage :D. 

Czego używacie do złuszczania Waszej cery?


Peeling kawitacyjny Xiaomi InFace - szybki zachwyt!

Ledwie dwa tygodnie temu pisałam Wam o moim nowym nabytku wprost z Aliexpress, a dzisiaj już przychodzę z jego wstępną recenzją xD. Miałam się za osobę naprawdę odporną na nagłe, kosmetyczne zachwyty, ale to niewielkie urządzenie chyba jest tym, czego brakowało w pielęgnacji mojej odpornej, ale skłonnej do zanieczyszczenia skóry. Obecnie jestem po trzech zabiegach z użyciem tego cuda i na pewno nie będzie to ostatni wpis na jego temat ;). Peeling kawitacyjny Xiaomi InFace na pewno wart jest zainteresowania <3.


Na razie ładowałam go raz i zajęło to ledwie kilka minut (być może bateria była w części naładowana, ale nie sprawdziłam tego przed podpięciem do sieci). W trakcie ładowania przycisk oraz tryby pracy podświetlają się w "falujący" sposób, a po naładowaniu całość jest podświetlona. Używałam go do tej pory trzy razy (każdy zabieg trwał około 10 minut) i nadal nic nie wskazuje na konieczność ponownego ładowania. Urządzenie samoistnie wyłącza się po 3 minutach działania (więc stosuję na jeden zabieg trzy cykle). Stosowałam do tej pory tryb ION+, który podobno ma najmocniejsze działanie złuszczające. Reszty natomiast nie sprawdziłam w ogóle (na razie ;)).

Urządzenie działa na razie bez zarzutu, radośnie smagając ultradźwiękami wilgotną powierzchnię mojej facjaty. Na razie zabiegi wykonuję na aktywatorze do maseczek Bielendy, który nie dał u mnie żadnych efektów w stosowaniu zalecanym. Peeling bardzo mocno "rozpryskuje" kropelki cieczy (co świadczy o faktycznej produkcji ultradźwięków), a na łopatce bezproblemowo znajduję ślady jego działania już po jednym pociągnięciu (mleczne smugi sebum i martwego naskórka).

Po pierwszym zabiegu, poza zauważalnie czystszą skórą, zaobserwowałam efekt ukazania ukrytych zanieczyszczeń (w formie zaskórników i niewielkich zmian zapalnych), które między zabiegami się zagoiły. A nos! <3 W życiu nie miałam tak niewielkich i tak ładnie oczyszczonych porów na moim jakże problematycznym kinolu <3. Od kolejnych zabiegów zamierzam połączyć ten peeling z maską oczyszczającą i stosowaniem kwasów w różnych wersjach, by jeszcze podbić efekt oczyszczania.

Mój sprzedawca to inFace Official Store, gdyby ktoś z Was był zainteresowany ;). Obecnie planuję sprawdzić w końcu inne tryby pracy tego urządzenia oraz z czasem ocenić jego trwałość i jakość wykonania.

Absolutnie zbyt długo się wzbraniałam z tym zakupem! A może i Was zainteresowałam? ;)

2+2 gratis na pielęgnację twarzy w Rossmannie: peelingi

Kolejną kategorią kosmetyków, którą w ramach promocji na pielęgnację twarzy zakupimy taniej w Rossmannie od 21 maja 2019 w ramach akcji 2+2 gratis są peelingi do twarzy. Podrzuciłam Wam już aktualizację żeli i pianek oczyszczającychtoników i płynów micelarnych.


W przeszłości podrzucałam Wam już różnorakie, rossmannowskie typy zakupowe:

Maseczki i kuracje

Bez peelingu nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacyjnej egzystencji z tłustą, skłonną do zanieczyszczenia skórą. Zwykle wybieram peelingi enzymatyczne lub gommage (np. absolutnie cudowny peeling Balance T-zone Floslek <3), jednak czasami sięgam ten po wersje mechaniczne. Poniżej znajdziecie uzupełnienie listy peelingów wartych uwagi w Rossmannie o nowe pozycje - pierwowzór znajdziecie TUTAJ ;).

Isana Egg White Peeling z białkiem jaja


Jego pełną recenzję znajdziecie TUTAJ. Mechaniczny zdzierak o fajnym składzie i zacnym efekcie złuszczania zadowoli niejednego użytkownika ;).

Peelingi Neutrogena


Mechaniczne propozycje Neutrogeny także mogą pozytywnie zaskoczyć - delikatne środki myjące wzbogacone ekstraktami roślinnymi, kwasami AHA i BHA oraz nawilżaczami (np. kwasem hialuronowym) sprawiają bardzo pozytywne wrażenie. Również Neutrogena poprawia swoje składy w dobrym kierunku ;).

Peelingi Lirene


Mechaniczne i enzymatyczne - wszystkie wyglądają całkiem nieźle składowo, a przy wersjach drobinkowych możliwy jest wybór mocy ścierania poprzez wybranie poziomu ziarnistości. Jestem bardzo na tak ;).

Peelingi Perfecta


Perfecta wypuściła naprawdę fajną linię peelingów do każdej cery, w której pojawia się także wersja enzymatyczna - zamierzam przynieść ją do domu jeśli tylko będzie dostępna. To chyba najlepsza recenzja składu :D.

Jakie peelingi do twarzy rządzą w Waszych łazienkach? U mnie obecnie Floslek i Isana Egg White <3

P.S. Mam dla Was również 4 zestawy kosmetyków Alterra do zgarnięcia w akcjach na FB i IG - zapraszam!

Majowa promocja w Rossmannie: 2+2 gratis na pielęgnację twarzy!

Jeszcze nie minęły echa ostatniej akcji promocyjnej drogerii Rossmann dotyczącej kosmetyków kolorowych (moje łupy znajdziecie w tym poście), a już zapowiada się jeszcze lepsza wyprzedaż (przynajmniej dla mnie ;)). Od 21 maja w promocji 2+2 gratis kupimy kosmetyki do pielęgnacji twarzy.

Rossmann promocja maj 2019

Promocja będzie jednorazowa i obejmie jedynie członków Klubu Rossmann, a wspomniane cztery produkty muszą różnić się kodami kreskowymi - wtedy dwa najtańsze otrzymamy gratis. Lista produktów objętych promocją zapewne pojawi się tuż przed jej rozpoczęciem. 

Jeśli dobrze pamiętam, to rok temu w maju odbyła się analogiczna akcja - ba, nawet znalazłam odpowiedni wpis o niej ;). Czy macie zrobione już wishlisty zakupowe? A może totalnie Was ona nie interesuje? 

Jeśli jednak jesteście w tej pierwszej opcji lub się wahacie co do udziału, to może moje zestawienia wartych uwagi kosmetyków do pielęgnacji twarzy z Rossmanna pomogą Wam w decyzjach zakupowych. Oto i one:


Czy skorzystam z promocji? Na pewno :D. Ostatnio chyba zbyt mocno postawiłam na pielęgnację włosów (to chyba efekt bardzo owocnej wizyty u fryzjera i farbowania Cassią), więc twarzy też przyda się dopieszczenie jakąś fajną maską :D.

Do twarzowej promocji w Rossmannie jest jeszcze sporo czasu, ale wcześniej (11-15 maja 2019) w promocji 1+1 gratis zakupimy produkty Venus Nature, w której znajdziemy sporo surowców kosmetycznych dostępnych od ręki, bez potrzeby zamawiania ich przez internet. 



Może dla niektórych z Was będzie to pierwszy krok do samorobionego kosmetyku? ;)

Isana Young Egg White, Peeling do twarzy z białkiem jaja - jedyny mechaniczny zdzierak, który został twarzowym ulubieńcem ;)

W pielęgnacji twarzy nie przepadam za peelingami mechanicznymi - dużo wyżej cenię te bez drobinek (takie jak absolutne topy w mojej kosmetyczce: enzymatyczny Purederm i Floslek Balance T-zone jako gommage). Moja cera nie przepada za masażami, chociaż z wiekiem w tej materii nieco się jej poprawiło ;). Dlatego też dobrałam się do drugiego produktu z jajecznej serii Isany Young dla cer młodych: peelingu z białkiem jaja. Pierwszym była pianka - już zrecenzowana przeze mnie ;). 


Peeling otrzymujemy zapakowany w typową tubę w żółtym kolorze z pięknym, wesołym jajem sadzonym na froncie :D. Może to odrobinę infantylne, ale uważam to za całkiem niezły pomysł. Tuba sprawdza się nieźle, ale by wykorzystać produkt do samego końca niezbędne będzie jej rozcięcie. Niewielki otwór dobrze dozuje dość gęste mazidło ;).

100ml peelingu kosztuje około 10zł bez promocji, a dostaniemy go w Rossmannie.

Skład:


Przed pierwszym użyciem obawiałam się nieco, że będzie to produkt bardzo tłusty, ponieważ zawiera alkohole i kwasy tłuszczowe oraz oleje (sojowy i słonecznikowy) na początku składu wraz z pumeksem odpowiedzialnym za ścieranie martwego naskórka. Po pierwszym konserwancie znajdziemy tytułowe białko jaja, a tuż po nim - kompozycję zapachową, pozostałe konserwanty, regulatory kwasowości i... łagodny detergent. Całości dopełniają gliceryna (nawilżacz), witaminy A i E oraz lecytyna.

Skład ładny, ale poza samym pumeksem nie do końca kojarzący się z peelingiem - raczej z jakimś odżywczym mazidłem.

Peeling ma naprawdę gęstą, kremową konsystencję bogatą w drobinki. Zapach jest nieco mniej słodki i intensywny niż w przypadku pianki, więc tym razem się go nie czepiam... aż tak bardzo ;).


Używałam go po oczyszczeniu cery - zwilżoną skórę twarzy masowałam przy jego użyciu przez 1-2 minuty raz w tygodniu. Jestem bardzo wydajny - ilość na zdjęciu powyżej to aż nadto jak na jeden raz. Skóra od razu po zmyciu jest gładka, miła w dotyku i niepodrażniona w żaden sposób (za co pewnie odpowiada bogata formuła). Jednoczenie nie pozostawia żadnej tłustej czy lepkiej warstwy, co było dla mnie dużym, pozytywnym zaskoczeniem. Nie wywołał też u mnie podskórnych gul, co powodowały wszelkie masaże w przeszłości, ale może to ogólna zmiana skórnych preferencji ;). To chyba pierwszy peeling mechaniczny do twarzy, który działa u mnie tak dobrze i śmiało mogę stosować go jako zamiennik peelingów enzymatycznych. 

No dobra, peelingu gommage od Floslek nie zdetronizował, ale powiadam - warto się nim zainteresować, jeśli szukacie skutecznego zdzieraka, który jednocześnie nie podrażni skóry.

Co jest Waszym ulubionym peelingiem do twarzy?

Szczoteczka soniczna Oriflame SkinPro - masujące cudo ;)



Temat sonicznych szczoteczek do twarzy atakował mnie zewsząd, jednak długo pozostałam obojętna na zakusy tych sprzętów. Korzystałam sobie spokojnie z elektrycznej szczoteczki do twarzy jeszcze od Rival de Loop (recenzja TUTAJ) i nie ulegałam pokusom ;). Sytuację nieco zmieniła moja współpraca z Oriflame, w ramach której otrzymałam szczoteczkę soniczną SkinPro. Ciekawość wygrała ;).

szczoteczka soniczna oriflame

Szczoteczka wykonana jest z plastiku i zasilana na dwie baterie AA. To dla mnie minus - szkoda, że nie ma wbudowanego akumulatora i ładowarki sieciowej w zestawie ;). Całość wygląda dobrze, nie rysuje się od samego patrzenia, a dzięki stojakowi możliwe jest postawienie szczoteczki na łazienkowej półce. W dotyku - porządniejsza niż ta przeze mnie używana, ale też różnica w cenie jest spora: produkt Oriflame kosztuje od 130 do 200zł, w zależności od promocji. 

Szczotka posiada 3 głowice: typową szczoteczkę do codziennego mycia z całkiem długim włosiem, silikonową końcówkę z wypustkami do głębokiego złuszczania (1-2 razy w tygodniu) i metalową nasadkę masującą. Producent obiecuje efekt jak po zabiegu w spa :D.

Każdej z nasadek możemy używać w 3 trybach: normalnym, intensywnym i delikatnym. Dzięki sekundnikowi tryb normalny jest absolutnie najlepszy - co 20 sekund uruchamia się wibracyjny alarm sugerujący zmianę masowanej części twarzy (cały program trwa minutę). Bardzo mi się to spodobało: nawet przy zamyśleniu wiadomo, kiedy przenieść głowicę w inne miejsce ;). Pozostałe dwa programy są zgodne z opisem co do intensywności (;)), ale kto raz poznał urok sekundnika ten jest mu wierny :D.

końcówki szczoteczka soniczna Oriflame

Typową szczoteczkę stosuję wieczorem wraz z żelem bądź pianką do mycia, dzięki czemu pory są należycie odblokowane, a skóra przygotowana na przyjęcie dobroci ;). Później (po zastosowaniu płynu micelarnego i ewentualnych maseczek) wykorzystuję głowicę masującą do aplikacji serum i kremu. Wibracje przy każdej z nasadek są dość mocne i w pierwszym kontakcie jest to dziwne uczucie - jakby całą głową trzęsło xD. Nos także powinniśmy traktować delikatniej, bo wrażenie jest jeszcze intensywniejsze (jakby cała głowa wpadała w rezonans xD). Trudno było mi przywyknąć do zabiegu, ale chyba tak już mam z urządzeniami sonicznymi: przy szczoteczce przez pierwszy miesiąc bolała mnie żuchwa... ;).

Silikonowa końcówka świetnie sprawdza się z moim najnowszym ulubieńcem - peelingiem gommage od Floslek (KLIK!) - naskórek dosłownie lata wszędzie, a działanie szczoteczki nie jest aż tak ostre, by zrobić skórze krzywdę jakimś podrażnieniem. 

Masuję twarz sumiennie codziennie wieczorem od 5 tygodni i powiem Wam, że nie rozumiem - przy masażu palcami moja skóra reaguje podskórnymi gulami, a przy tej szczoteczce nic złego się nie dzieje ;). Magia masażu faktycznie działa - szczoteczka w połączeniu z odpowiednią pielęgnacją (obecnie Floslek z dodatkami) sprawiła, że moja skóra wygląda czysto i promiennie. Cera jest też bardziej jędrna - niewielkie zmarszczki mimiczne na czole i w okolicach oczu i ust są dzięki temu mniej widoczne. Zamierzam jeszcze dołożyć do pielęgnacji przeciwzmarszczkowe serum Celia - może jeszcze bardziej odmłodnieję dzięki lepszemu wchłanianiu ;). 

Pomimo codziennego używania nadal jadę na pierwszej parze baterii (z IKEA) i mam nadzieję, że szybko się nie zepsuje. Na razie żadnych problemów z nią nie miałam ;). 

Nie uważam jej za kosmetyczny niezbędnik, ale zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Szczególnie totalnie mi nieznanym efektem głowicy masującej ;). Może być fajnym zamiennikiem bardzo drogich rozwiązań. 

Macie może doświadczenia z podobnymi szczoteczkami? Jak wrażenia? 

Floslek, Balance T-zone - świetna seria z genialnym peelingiem!



Latka lecą, trzydziestka coraz bliżej, a moja cera nadal tłusta - i chyba tak już pozostanie ;). Ma też sporą tendencję do zanieczyszczania, którą trzymam w ryzach odpowiednimi kuracjami kwasowymi. Staram się jednak odstawiać je w czasie letnim, bo mimo wysokiej ochrony przeciwsłonecznej obawiam się konsekwencji w postaci przebarwień - a z nimi trudniej jest wygrać niż z zaskórnikami. W tym okresie zwykle pojawia się u mnie więcej niespodzianek, bo skóra nie jest już tak efektywnie złuszczana jak przy typowych preparatach kwasowych. W tym roku jednak, w ramach współpracy z firmą Floslek, wprowadziłam do swojej kosmetyczki 4 kosmetyki z serii Balance T-zone: Glinkę myjącą Instant detox 2 in 1,  Peeling Gommage z kwasami AHA, Krem normalizujący i Krem korygujący. Jak wypadł ich test? Który kosmetyk mogłabym kontenerami zamawiać i dlaczego? Przeczytajcie!  

balance tzone floslek

Cała linia jest zapakowana w przyjemne dla oka miętowe opakowania, estetyczne i trwałe. Całość kojarzy mi się mocno aptecznie (dzięki czytelnej, oszczędnej i estetycznej formie) i budzi zaufanie. Tubki kremów zaopatrzone są w dłuższą, wąską końcówkę, która zapewnia higieniczne dozowanie. Otwory są odpowiednio dopasowane, a profilowanie opakowań pozwala na zużycie mazidła prawie do ostatniej kropli - co jest dość zadziwiające w przypadku tub ;).

Kremy (50ml), glinka i peeling (125ml) kosztują od 22 do 30zł, w zależności od miejsca i promocji. Miejsca, gdzie możecie znaleźć kosmetyki Floslek możecie sprawdzić na stronie producenta

Seria nie ma jednolitego zapachu, ale aromaty produktów są ledwie wyczuwalne (mydlano-perfumeryjno-pudrowe). 

Glinka myjąca Instant detox 2 w 1

glinka myjąca balance t-zone floslek

Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Octyldodecanol, Dimethicone, Glyceryl Stearate, Illite, PEG-100 Stearate, Glycerin, Rosa Canina Fruit Oil, Titanium Dioxide, Panthenol, Limnanthes Alba Seed Oil, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Squalane, Polysorbate 60, Colloidal Gold, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate, Butylene Glycol, Laminaria Hyperborea Extract, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum, Sorbitan Isostearate, Citric Acid, Sorbic Acid, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Potassium Sorbate, Methylparaben, Propylparaben.

Produkt mocno emolientowy, zawierający wysoko glinkę, humektanty (nawilżacze: glicerynę i pantenol), olejki i ekstrakty roślinne: z dzikiej róży, łąkowej piany, rzodkwi, listownicy (brązowa alga) oraz złoto koloidalne o właściwościach antybakteryjnych. Zawiera również stabilizatory pH i konserwanty, w tym parabeny - co w ogóle mi nie przeszkadza. Obecności filmformerów moja skóra nie odczuła.

Patrząc na bogaty skład, w którym nie sposób doszukać się typowych detergentów miałam wątpliwości co do możliwości myjących tego produktu. Po ujrzeniu cielistego, gęstego kremu tylko się one powiększyły :D.

glinka myjąca floslek konsystencja

Produkt nie pieni się w ogóle, co takim składzie nie dziwi. Pomimo tego myje idealnie! Skóra jest czysta, a jednocześnie w żaden sposób nie przesuszona. Zmywa się łatwo (co nie jest takie oczywiste w przypadku glinek) nawet zastosowana na 15 minut jako typowa maseczka. W tej formie bardzo mocno redukuje przetłuszczanie się cery na kilka dni. Stosuję wszystkie kosmetyki z tej serii, więc pełne działanie podsumuję zbiorczo po omówieniu wszystkich produktów ;).

Peeling gommage z kwasami AHA

peeling gommage floslek balance t-zone

Skład: Aqua, Glycerin, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Pentylene Glycol, Behentrimonium Chloride, Propylene Glycol, Mandelic Acid, Biosaccharide Gum-1, Hamamelis Virginiana Leaf Extract, Tartaric Acid, Malic Acid, Citric Acid, Salicylic Acid, Ascorbic Acid, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract, Rosa Canina Fruit Extract, Viola Tricolor Extract, Malpighia Glabra Fruit Extract, Dipropylene Glycol, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin

Sporo nawilżaczy (gliceryna, glikole) zagęszczone kopolimerem i fukożelem oraz wzbogacone ekstraktami z oczaru, ketmii, dzikiej róży, fiołka i aceroli. W połowie składu znajdziemy także szereg kwasów AHA: migdałowy, winowy, jabłkowy, salicylowy i askorbinowy (witamina C). Pod koniec składu znajdziemy dwa konserwanty. 

Piękny, żelowy skład z dodatkiem kwasów. Producent chwali się 1% zawartością kwasu migdałowego, więc nadmienię dla zainteresowanych: przy takich ilościach nie jest wymagana zwiększona ochrona przeciwsłoneczna, jeśli ktoś normalnie takiej nie stosuje ;). Bezbarwny żel jest średnio gęsty, ale już kropelka wystarczy do osiągnięcia świetnego efektu.


Czytając opis producenta, który mówił, że należy masować skórę peelingiem do pojawienia się śladów martwego naskórka uśmiechnęłam się mimowolnie i pomyślałam: chyba musiałabym masować z godzinę ;). Jakież było moje zdziwienie (zszokowanie?;)), gdy dosłownie po przejechaniu palcami po skórze zobaczyłam to:


Ten peeling gommage faktycznie działa jak gumka do mazania na martwy naskórek! Masaż trwa maksymalnie kilkanaście sekund, a cera jest wręcz książkowo oczyszczona. Skąd wynika takie działanie tego kosmetyku? Z zastosowania niskiego pH (1,74-2,4), które świetnie radzi sobie z rozluźnianiem warstw martwego naskórka. Nigdy wcześniej nie miałam preparatu działającego w ten sposób i jestem wręcz zachwycona! 

Początkowo, przez tydzień, stosowałam go rano i wieczorem, a obecnie przerzuciłam się na aplikację dwa razy w tygodniu. Ten produkt, oczywiście przy wsparciu pozostałych, wytrzebił mi wszystkie zaskórniki na twarzy - poza tymi najgłębszymi na nosie (które i tak są prawie niewidoczne).

Krem normalizujący SPF 10

krem normalizujący floslek balance t-zone

Skład: Aqua, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Propylene Glycol, Isopropyl Palmitate, Butylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Glycerin, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Aluminum Starch Octenylsuccinate, C12-15 Alkyl Benzoate, Isododecane, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Polymethyl Methacrylate, Cetearyl Alcohol, Cetyl Palmitate, Sorbitan Palmitate, Sorbitan Oleate, Adipic Acid/Neopentyl Glycol Crosspolymer, Dimethicone, VP/VA Copolymer, Hydroxypropyl Methylcellulose, Amodimethicone, Niacinamide, Faex Extract, Aesculus Hippocastanum Seed Extract, Ammonium Glycyrrhizate, Zinc Gluconate, Caffeine, Biotin, Nasturtium Officinale Extract, Arctium Majus Root Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Citrus Limon Peel Extract, Hedera Helix Extract, Saponaria Officinalis Leaf/Root Extract, Fucus Vesiculosus Extract, Saccharide Isomerate, Carbomer, Panthenol, Triethanolamine, Decylene Glycol, Allantoin, o-Cymen-5-ol, Phenoxyethanol, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Disodium EDTA.

Filtry przeciwsłoneczne oraz mieszanka emolientów i nawilżaczy to solidna baza dla kremu. Zawiera nieco filmformerów, jednak moja cera nie odczuła ich obecności. Dobroci również ma sporo: niacynamid (witamina B3), ekstrakty z drożdży, kasztanowca, rukwi, łopianu, szałwi, cytronu, bluszczu, mydlnicy i morszczynu. Do walki z trądzikiem zostały także w nim zaprzęgnięte związki cynku, kofeina i biotyna. Całość uzupełniają witaminy A i C oraz konserwanty.

Krem ma dość gęstą konsystencję, co w połączeniu z bogatym składem kazało mi domniemywać, że będzie konkretnym tłuściochem. A tu zonk: po aplikacji daje świetny, pudrowo-matowy efekt na twarzy, a skóra w dotyku jest miękka i nawilżona. Dobrze współpracuje z moimi podkładami (Miss Sporty) - przedłuża nawet ich trwałość dzięki temu, że znacząco zmniejsza wydzielanie sebum i matuje skórę. Wielki plus daję mu za ochronę przeciwsłoneczną - niską bo niską, ale to powinien być standard w każdym kremie na dzień ;). 

Floslek krem konsystencja

Krem korygujący z kwasami AHA i PHA

krem korygujący Floslek

Skład: Aqua, Ethylhexyl Stearate, Caprylic/Capric Triglyceride, Pentylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate SE, Mandelic Acid, Ceteareth-20, Octyldodecanol, Cyclomethicone, Polyacrylate Crosspolymer-6, Lactobionic Acid, Dimethicone, Phenoxyethanol, Sodium Hydroxide, Decylene Glycol, Ethylhexylglycerin, Disodium EDTA.

Bogata, emolientowa baza z dodatkami w postaci kwasów migdałowego i laktobionowego - tak najkrócej można określić ten krem. Zawiera filmformery oraz trójglicerydy, jednak dodatek kwasu migdałowego sprawił, że nie odczułam ich obecności. Końcówkę składu stanowią regulatory pH i konserwanty. 

Krótki i konkretny skład, który przyznaję - przez filmformery nieco budził moje niepokoje, ale okazały się one nieuzasadnione ;). Ewentualnie - może preferencje mojej skóry stają się z wiekiem mniej restrykcyjne ;).

Wersja korygująca ma podobną konsystencję do normalizującej, ale na skórze daje większe uczucie tłustości (nie jest to jednak ślisko-oślizgła warstwa - po prostu wchłania się nieco dłużej). Stosowałam go zgodnie z przeznaczeniem na noc, a rano witała mnie miękka, odżywiona skóra bez śladów przetłuszczenia ;).

Co osiągnęłam po miesięcznym stosowaniu całej serii (i to stosowanie jeszcze potrwa... ;))? Moja skóra nie odczuła totalnie odstawienia toników i peelingów typowo chemicznych - ilość zmian zaskórnikowych nie wzrosła jak zwykle w tym okresie, a dzięki tej serii (przy lwim udziale peelingu gommage) w zasadzie zapominam, co to zaskórnik. Pewnie tylko na nosie z nimi nie wygram ;). Poza działaniem oczyszczającym cera ma piękny, ujednolicony koloryt, makijaż lepiej się na niej trzyma (i lepiej wygląda), a dodatkowo jest idealnie odżywiona dzięki kremom z tej serii. Mogliby do tej serii jeszcze dorobić jakieś mega serum :D.

Mimo dedykacji linii do cer zanieczyszczonych kosmetyki te nie mają agresywnego działania: nie wysuszają, nie podrażniają ani nie wywołują mocnego, widocznego obłażenia ze skóry. Myślę, że także cery nieco wrażliwe i delikatne mogłyby być zadowolone z ich działania.

Ciężko jest mnie zaskoczyć (szczególnie pozytywnie), ale seria Balance T-zone od Floslek to naprawdę zestaw świetnych kosmetyków. A peeling gommage będę chyba kontenerami sprowadzać - stosuje go nawet mój M.!

A jak Wam podoba się ta seria?

2+2 gratis w Rossmannie: zadbaj o swoją cerę! Peelingi i inne zdzieraki ;)



Obiecuję - do niedzieli/poniedziałku postaram się opisać wszystkie interesujące kategorie produktowe, które można zakupić już od dzisiaj w promocji 2+2 gratis w Rossmannie: zadbaj o swoją cerę! (szczegóły TUTAJ). Mam nadzieję, że wybaczycie mi obsuwę - popełniłam błąd taktyczny, bo nie spodziewałam się, że w każdej kategorii znajdę aż tyle perełek, a nie chcę tworzyć tasiemców ;). Na blogu znajdziecie już żele oczyszczające (KLIK), toniki (KLIK), a także płyny micelarne (KLIK). Dzisiaj przyszedł czas na peelingi.



Maj 2018 promocja Rossmann

W swoim zestawieniu skupiam się na dużych, pełnowymiarowych wersjach (nie saszetkach). Jestem wielką fanką peelingów enzymatycznych (moja skóra nieszczególnie lubiła masaże), jednak akurat w Rossmannie są głównie ciekawe propozycje "drobinkowe". Czas zaczynać litanię ;).

Oczyszczający peeling z miodli indyjskiej (neem) Himalaya Herbals

peeling Himalaya Herbals neem

W roli zdzieracza występują tutaj kuleczki polietylenowe i pestki moreli zanurzone w emolientowej bazie. Ostrzegam - jeśli pachnie tak samo jak maseczka z neem to nie jest to zapach przyjemny xD. Niemniej jednak skład bazy jest dość delikatny i próżno w nim szukać detergentów ;).

Aktywny peeling myjący Selfie Project

Selfie Project peeling myjący

Za ścieranie martwego naskórka odpowiada tutaj krzemionka rozprowadzona w mieszance delikatnych detergentów z dodatkiem ekstraktu z... kaktusa ;). Ładnie, raczej bez widoków na podrażnienia, dla mnie na plus ;).

Peelingi Isana Young (skóra mieszana i trądzikowa oraz tłusta i trądzikowa)

Isana Young peeling

Puder oliwny w roli drobinek złuszczających to całkiem ciekawe rozwiązanie. Bazą jest natomiast mieszanka delikatnych detergentów i nawilżaczy. Ważne: wersja różowa (przeznaczona, nie wiadomo dlaczego, do cery wrażliwej) zawiera sporo etanolu. Jej nie polecam xD.

Peelingi Tołpa

Tołpa peeling

Peelingi Tołpy to zdzieraki korundowe - właśnie ten minerał został w nich wykorzystany w roli drobinek. Do tego łagodne detergenty, nieco kwasów AHA i BHA oraz ekstrakty roślinne - bardzo spoko ;).

Peelingi Perfecta (wersje słoiczkowe i tubkowe)

Perfecta peeling

Perfecta ma rozwiązania zarówno drobinkowe, jak i enzymatyczne. Jedne i drugie mają fajne oraz przemyślane składy - warto po nie sięgnąć ;).

Peelingi Dermika

Dermika peeling hydrokrystaliczny

Ta "hydrokrystaliczność" mnie intryguje :D. Drobinki perlitu złuszczają naskórek, a gliceryna, emolienty i ekstrakty odpowiadają za dodatkowe efekty pielęgnujące ;). Wersji jest sporo - dla każdego coś miłego.

Czarna maska peelingująca z węglem bambusowym Yoskine

Yoskine maska peelingująca

Peeling enzymatyczny, mechamiczny i maseczka w jednym ;). Czego w tym produkcie nie ma: węgiel, ryż, ekstrakty, glinki, nawilżacze i papaina. Połączenie naprawdę zacne, ale cena - najwyższa z całego zestawienia.

Peelingi Evree

Evree peeling

Oleje, ekstrakty i drobinki - faktycznie mogą dobrze oczyszczać cerę przy odpowiednim masażu ;). Gdyby tak jeszcze zrezygnować z barwników (które w zasadzie nie wiem po co są... w peelingu xD)- byłoby idealnie!

Z jakich peelingów korzystacie w pielęgnacji cery? Nadal jestem wierna Puredermowi (KLIK).

Oriflame NovAge Advanced Skin Renewing Treatment (Dwustopniowa pielęgnacja odmładzająca) - wow, jaki hit!



Na współpracę z marką Oriflame zdecydowałam się z dwoch powodów: mam wielki sentyment do ich wód toaletowych jeszcze z czasów nastoletnich, a na dodatek składów ich kosmetyków w sieci jest jak na lekarstwo (i czasami nie są pełne). Zamierzam nieco poprawić sytuację ;). Zestaw "Dwustopniowa pielęgnacja odmładzająca" Oriflame NovAge wybrałam z ciekawości, bez większych oczekiwań. Kwasy w składzie mnie skusiły, chociaż jestem w tym względzie wielką fanką samoróbek ;).


Zestaw dostajemy w całkiem sporym, kartonowym opakowaniu zawierającym osiem tubek po 5ml (4 x peeling i 4 x neutralizator). Całkiem niezły pomysł - całość wygląda bardzo profesjonalnie, a dzięki tubkowemu rozwiązaniu możemy przy każdym zabiegu cieszyć się efektami świeżo otwartej porcji produktu. Gdyby jednak kosmetyku było aż nadto (a to się zdarza - o czym napiszę niżej) opakowanie można zabezpieczyć drugą stroną korka.

Zestaw kosztuje, w zależności od promocji, od 60 do 100zł.

Skład:


Peeling to etanolowy preparat zawierający sporą dawkę kwasu glikolowego złagodzonego dwoma nawilżaczami (gliceryną i glikolem butylenowym) o pH wyrównanym wodorotlenkiem sodu. Do składu nie mam uwag - etanol został zastosowany w celu zwiększenia przenikalności kwasu. Niemniej jednak nie jest to środek działający delikatnie i raczej sugeruję go osobom, które wiedzą, czego można się spodziewać po peelingu kwasowym. Szczególnie pod względem czasowych efektów ubocznych ;).

Neutralizator zawiera spore ilości nawilżaczy (glicerynę i pantenol) oraz pochodną mocznika i cytrynian sodu odpowiedzialne za efekt neutralizujący ;). Praktycy kwasowi mogą zamiast niego wykorzystać sporą ilość wody lub własny, sprawdzony neutralizator.

Obydwa składniki zestawu mają postać bezbarwnych i bezzapachowych cieczy odrobinę gęstszych od wody.

Producent zaleca aplikację peelingu na oczyszczoną skórę twarzy za pomocą wacika, ale śmiało można to zrobić przy użyciu samych paluchów ;). Proponuje również pozostawienie peelingu na twarzy na 10 minut, jednak to również należy dopasować do własnych potrzeb: jednym wystarczy 3-5 minut, inni (jak ja xD) będą trzymali spokojnie ten produkt przez 20-30 minut. Stosowałam go na czole, nosie i górnej części policzków (brodę i żuchwę ominęłam ze względu na zabiegi depilacji laserowej, które obecnie przechodzę w tym rejonie).

Opakowanie peelingu jest na tyle duże, że starcza na dwie aplikacje - na moją twarz i mojego M., który po długich namowach pozwolił mi na małą walkę z zaskórnikami ;). M. marudził przy pierwszej aplikacji (na 10 minut), że coś go delikatnie szczypie, jednak podejrzewam, że był to efekt psychosomatyczny na hasło "kwasy" xD. Przy kolejnych aplikacjach nie składał zażaleń. Zabiegów mieliśmy 4 (na tyle pomyślany jest zestaw) w odstępach tygodniowych. Stosowaliśmy również filtry SPF 50+. Muszę się również przyznać, że neutralizator zastosowałam tylko... raz. Skóra po jego nałożeniu jest nieco lepka, a zmycie wodą w moim przypadku wystarczało do neutralizacji ;).

Szczerze powiem, że nie spodziewałam się jakichkolwiek efektów. A tu - proszę! Po 3 dniach od pierwszej aplikacji zarówno u mnie, jak i u M. dostrzegłam maleńkie, odstające skórki, które po 2 dniach zniknęły. Moją lepszą połówkę lekko wysypało - co nie zaskakuje przy pierwszym kontakcie z preparatem kwasowym. U mnie wysypu nie było, ale też skóra nie była szczególnie zanieczyszczona. Większych podrażnień czy schodzenia skóry płatami nie zarejestrowałam.

Po 4 zabiegach powiem tyle - wow! ;). U M. praktycznie przestał występować problem ze zmianami ropnymi, skóra mniej się też przetłuszcza oraz spora część zaskórników została zlikwidowana. Oczywiście - nie wszystkie, na to potrzeba więcej zabiegów i czasu ;). U mnie natomiast zaskórniki z czoła zniknęły, a te najbardziej oporne (z którymi chyba nigdy nie wygram -.-) na nosie znacząco się zmniejszyły. Ładnie rozjaśnił mi też przebarwienia na policzkach (pseudo-piegi) i przywrócił cerze lepszy koloryt po zimie. Co do działania odmładzającego się nie wypowiem - jeszcze nie bardzo mam co odmładzać ;)

Myślę, że to całkiem dobre rozwiązanie dla osób, które nie czują się pewnie w świecie samoróbek kosmetycznych, a chciałyby spróbować nieco mocniejszego peelingu kwasowego w domu, jednocześnie mogąc z niego wychodzić ;). Promocyjna cena również jest dość rozsądna - 4 zabiegi za 60zł brzmią nieźle ;).

Kwasy w pielęgnacji: stosujecie, zamierzacie stosować czy w ogóle Was nie interesują? ;).


Basil Element, Trychologiczny peeling oczyszczający przeciw wypadaniu włosów - z zadatkami na hit!



Peeling skóry głowy to temat (w porównaniu z innymi) dość świeży w pielęgnacji włosów. Można powiedzieć, że wyewoluował wraz z potrzebami włosomaniaczek ;). Pomimo, że osobiście uważam, że nie wszystkie "skalpy" wymagają tego etapu w pielęgnacji (więcej TUTAJ) to nie omieszkałam w przeszłości wykonać dla Was małego opracowania mechanicznych (KLIK!) oraz chemiczno-enzymatycznych (KLIK!) propozycji złuszczania martwego naskórka.

Muszę również dodać, że po przeczytaniu wielu opinii na forach, grupach i blogach stwierdzam, że większość trychologów radzi swoim klientkom peeling skóry głowy, traktując go jako remedium w zasadzie na wszystko. Czasami bez głębszej analizy problemu, ale to opowieści na inne okazje ;). Niemniej jednak wielu włosomaniaczkom w gabinecie trychologa został polecony profesjonalny peeling za "miliony złotych monet" - część decyduje się na taki zakup, a część broni portfel przed podobnymi zakusami. 

Dla wszystkich poszukujących niedrogiego peelingu do skóry głowy bez drobinek mam dziś nowość z linii Basil Element (co nie co o pozostałych kosmetykach z tej serii TUTAJ): Trychologiczny peeling oczyszczający przeciw wypadaniu włosów.


Skład: AQUA, GLYCOLIC ACID, HYDROXYPROPYL STARCH PHOSPHATE, PROPANEDIOL, GLYCERIN, SODIUM HYDROXIDE, NIACINAMIDE, PASSIFLORA EDULIS FRUIT EXTRACT, CITRUS LIMON FRUIT EXTRACT, OCIMUM BASILICUM HAIRY ROOT CULTURE EXTRACT, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, COCOS NUCIFERA OIL, PANTHENOL, ALLANTOIN, PIROCTONE OLAMINE, XANTHAN GUM, PARFUM, POTASSIUM SORBATE, SODIUM BENZOATE, DISODIUM EDTA, BUTYLENE GLYCOL, SODIUM BISULFITE, LINALOOL, GERANIOL, LIMONENE.

Działanie tego peelingu opiera się na zastosowaniu kwasu glikolowego przełamanego humektantami (nawilżaczami: propanediol, gliceryna, niacynamid, pantenol), ekstraktami z: marakui, cytryny, bazylii oraz olejami: słonecznikowym i kokosowym. Warto również zauważyć obecność substancji przeciwłupieżowej (przeciwgrzybiczej) - piroktonu olaminy. Pozostałe składniki odpowiedzialne są za konsystencję, pH oraz trwałość i zapach kosmetyku. Zastosowane konserwanty nie budzą niepokoju, jednak ze względu na obecność substancji zapachowych oraz składników pochodzenia naturalnego - warto wykonać domową próbę uczuleniową (KLIK!).

Powiem szczerze, że jak uważam, że peeling skóry głowy mi niepotrzebny, tak chyba przetestuję go... z ciekawości xD. Intryguje mnie również to jak sprawdziłby się na skórze twarzy. Jego kolejną zaletą jest cena - 125ml kosztuje w przedsprzedaży 25,49zł (cena regularna na stronie producenta: 29,99zł).

Co o nim sądzicie? Widzicie dla niego miejsce w Waszych łazienkach? ;)

Selfie Project 3w1: żel myjący, peeling, maseczka - średniaczek bez zachwytów



Produkty 3w1 typu żel+peeling+maseczka interesowały mnie już od jakiegoś czasu. W przeszłości żaden nie wpadł w moje łapki, ale jedna z promocji w Rossmannie (więcej TUTAJ!) dała mi okazję do kupienia produktu Selfie Project w naprawdę śmiesznej cenie (około 8zł). Intensywnie testowany dobił dna - czas więc na recenzję.


Produkt zamknięty jest w sporej, miękkiej tubie z przesłodkimi grafikami. Całość wygląda dość młodzieżowo (bo i taka jest grupa docelowa tej marki), jednak jest czytelna i jednocześnie nie jest nadmiernie przesłodzona. Dozowanie przez niewielki otwór jest całkiem łatwe ;).

150ml tego wielofunkcyjnego produktu kosztuje 14-15zł (cena regularna, dostępny w Rossmannie). Za taką objętość trzeba przyznać, że nie jest wygórowana.

Skład prezentuje się następująco:


Wysoko w jego składzie znajdziemy glinkę kaolinową, glicerynę (nawilżacz), zmielone pestki moreli, pumeks i proszek węglowy. Olejek z palczatki i alantoina dopełniają zbiór fajnych składników. W roli detergentu występuje w nim betaina kokamidopropylowa (w połowie składu). Znajdziemy w nim również zagęstniki (guma ksantanowa i krzemian glinowo-magnezowy). Całości dopełniają - modyfikowany olej rycynowy oraz zestaw konserwantów i regulatorów pH.


Ma postać biało-zielonej... pseudo-pianki xD. Nie mam pojęcia jak wyjaśnić Wam to lepiej - kosmetyk po wyciśnięciu z tuby jest jak nadmuchany, przez co trzeba go naprawdę sporo nałożyć, by uzyskać pożądany efekt. Dlatego tak szybko skończyłam opakowanie ;). Pachnie mentolem i limonką, całkiem przyjemnie.

Na twarzy w formie maseczki prezentuje się następująco (stylówa z olejem na włosach zawsze spoko ;)):


Pozwolę sobie zacytować tutaj to, co napisałam o nim przy okazji suchej analizy składu TUTAJ:

"W roli mechanicznego peelingu się sprawdzi - drobinek ścierających (przynajmniej wg składu) ma naprawdę sporo. Czy jako żel myjący do codziennego stosowania będzie odpowiedni - mam pewne wątpliwości ze względu na to, że substancji powierzchniowo czynnych (czyli tych odpowiedzialnych za usuwanie zanieczyszczeń) zawiera niewiele. W roli maseczki również ma potencjał - sporo glinki kaolinowej zaprawionej olejkiem z palczatki może zrobić sporą, kosmetyczną karierę. Zamierzam przetestować ten produkt w każdym z wariantów ;)."

Drobinek wcale nie ma tak dużo jak się spodziewałam, przez co w roli peelingu sprawdza się średnio. Ba, dokładnie z tego samego powodu średnio sprawdza się do codziennego mycia - ciężko spłukać te kuleczki z twarzy do zera xD. Niemniej jednak, poza tymi niedogodnościami, jest całkiem fajny - myje dobrze nie przesuszając i nie podrażniając (przy omijaniu okolic oczu), więc moje obawy się nie potwierdziły ;).

Najlepiej natomiast sprawdził się w roli maseczki ograniczającej latem świecenie się twarzy. Trzymana przez 15-20 minut pięknie absorbuje sebum i sprawia, że kolejnego dnia moja tłusta cera przetłuszcza się słabiej. Jednak to by było na tyle jej cudownych właściwości - żadnych innych efektów stosowania, poza miękkością po i mniejszym przetłuszczaniem przez 24 godziny nie zanotowałam.

Ze stosowania tego kosmetyku wyciągnęłam kilka plusów, ale upierdliwe drobinki, których jest za mało (lub niepotrzebnie w ogóle są, ale bez nich nie dałoby się dopisać słowa "peeling" na opakowaniu ;)) skutecznie utrudniały mi jego stosowanie. Nie planuję powrotu do niego w przyszłości ;).

Macie na swoim koncie doświadczenia z produktami milion w jednym? ;)

Farmona Herbal Care: maseczki, płyn dwufazowy, olejek - analizy składów



Analizy składów stanowią szczególną serię na moim blogu. Bardzo lubię rozkładać wnętrze kosmetyków na czynniki pierwsze i porównywać je z obietnicami producenta i własnymi (czasami zbyt wygórowanymi ;)) oczekiwaniami. Tuż przed świętami trafiła w moje ręce paczka z kosmetykami z linii Herbal Care Farmony. 


Znalazłam w niej trzy maseczki, peeling, olejek arganowy i dwufazowy płyn do demakijażu oczu. Czas umieścić je pod lupą ;). Zaczniemy od absolutnie najciekawszego składowo kosmetyku z tego zestawu - olejku.

Farmona Herbal Care, Olejek arganowy do włosów, skóry i paznokci


Skład:


Gdy na półce widzę "olejek" jakiejkolwiek firmy kosmetycznej jestem prawie pewna, że produkt ten będzie mieszanką olei, a nie czystym mazidłem (sprawdzalność do tej pory: 99% ;)). Bardzo często w tego typu miksach olei składnik tytułowy (zwykle drogi) znajduje się gdzieś w szarym ogonie składu, a bazę dla kosmetyku stanowią oleje tańsze (co nie znaczy oczywiście, że gorsze): słonecznikowy czy sojowy. 

Tutaj spotkało mnie naprawdę miłe zaskoczenie - głównym składnikiem faktycznie jest olej arganowy ;). Skład uzupełniają inne oleje: migdałowy, słonecznikowy, awokado, z pestek winogron oraz sezamowy. Końcówkę składu uzupełniają: emolient syntetyczny, witamina E, beta-karoten (w roli barwnika), kompozycja zapachowa oraz trzy konserwanty.

Z całą pewnością niedługo go wypróbuję ;). Moje włosy uwielbiają olej arganowy (takie burżuje xD) i bardzo mnie ciekawi, jak sprawdzi się on w mieszance z innymi olejami. Oczywiście - taki miks można by było stworzyć bez konserwantów, ale jego trwałość byłaby mocno zmniejszona. Idealne wręcz rozwiązanie dla osób, które mają problem z wykończeniem oleju do olejowania włosów przed terminem ważności ;).

Farmona Herbal Care Kwiat Migdałowca, Dwufazowy płyn do demakijażu oczu


Skład:


Mały dopisek "pozaskładowy" - bardzo podoba mi się buteleczka. Etykiety i kolorystyka - mistrzostwo świata w moim guście ;).

Każda dwufazówka składa się z dwóch nie mieszających się w sobie cieczy: polarnej (roztwór wodny) i niepolarnej (olej naturalny wraz z mieszanką silikonów i innych emolientów syntetycznych). W tym przypadku w fazie wodnej znajdziemy glicerynę, ekstrakt z kwiatu migdałowca, niacynamid (witamina B3), inulinę i glikol propylenowy. Fazę olejową stanowi natomiast zestaw silikonów przełamany olejem rycynowym i niewielkim dodatkiem oleju słonecznikowego. Do tego momentu wszystko wygląda dobrze - oleje i silikony sprawdzają się przy usuwaniu makijażu (szczególnie wodoodpornego), a stosowanie tego kosmetyku jedynie w okolicach oczu sprawia, że ryzyko działania komedogennego jest niewielkie. 

Szkoda tylko, że w składzie znalazły się też składniki nieprzyjazne dla oczu: sól kuchenna (całkiem wysoko w składzie) oraz nieszczególnie przyjazne dla tak wrażliwych okolic konserwanty. Zalecam dużą ostrożność przy używaniu. Sama może zrobię próbę uczuleniową i wypróbuję.

Farmona Herbal Care Kwiat Migdałowca, Drobnoziarnisty peeling do twarzy i ust


Skład:


W tym kosmetyku za działanie złuszczające odpowiedzialna jest mączka ryżowa. Produkt oceniam jako mocno tłusty - bazą tego kosmetyku są praktycznie same emolienty: oleje - masło shea i olej migdałowy. Znajdziemy w nim niewielkie dodatki nawilżaczy - humektantów (gliceryny i pantenolu). Jak dla mnie jest do produkt tylko do stosowania na usta, bo efekt złuszczania na twarzy może być żaden przy tak tłustej formule. Trzeba również przyznać, że zawiera niepokojąco bogaty zestaw konserwantów.

Biorąc pod uwagę preferencje mojej skóry produkt jest totalnie nie dla mnie: połączenie parafiny i trójglicerydami zapewnia mi radosny wysyp niedoskonałości. Obawiam się też, że zamiast pozostawiać skórę oczyszczoną - pobłogosławi ją tłustą warstewką. Jestem na nie.

Farmona Herbal Care Olejek Arganowy, Odżywcza maseczka do twarzy


Skład:


Kolejny mocno emolientowy produkt w tym wpisie. Bazą dla niego są oleje: masło shea, arganowy i słonecznikowy oraz emolienty syntetyczne (w tym parafina i trójglicerydy, ale w ilości naprawdę niewielkiej) doprawione gliceryną, proteinami pszenicznymi i kolagenem. Całość zamyka znów bogaty zestaw konserwantów.

Składniki, które działają na moją skórę komedogennie znajdują się pod koniec składu, dlatego też nie wykluczam przetestowania tej maseczki. Obiektywnie uważam, że skład jest niezły i niejedna wymagająca natłuszczenia i odżywienia skóra byłaby z niego zadowolona. Ciekawe jak zareaguje moja ;).

Farmona Herbal Care Aloes, Nawilżająca maseczka do twarzy

Skład:


Ponownie mamy do czynienia z mocno emolientowym produktem, aczkolwiek w tej wersji nawilżaczy jest nieco więcej niż w saszetce Olejek arganowy. Na czoło wysuwają się oleje: masło shea, migdałowy i słonecznikowy doprawione sowicie innymi emolientami syntetycznymi (w tym - niewielkimi ilościami parafiny i trójglicerydów) oraz nawilżaczami-humektantami: gliceryną, sokiem z aloesu i pantenolem. Zawiera również ekstrakt z lilii wodnej, witaminę E oraz alantoinę. Całość zamyka spory zestaw konserwantów i kompozycja zapachowa.

Ta maseczka jest bardzo podobna składowo do swojej poprzedniczki. Zmiany są niewielkie, jednak ten egzemplarz wygląda na nieco lżejszy. Postaram się je porównać ;). Niemniej jest to raczej produkt natłuszczający, a nie nawilżający...

Farmona Herbal Care Dzika Róża, Odmładzająca maseczka do twarzy


Skład:


Pozostajemy w emolientowym temacie, jednak tutaj znajdziemy jedynie emolienty syntetyczne doprawione gliceryną, glikolami butylenowym i propylenowym, peptydami i kwasem hialuronowym oraz ekstraktem z dzikiej róży. Wart odnotowania jest brak parafiny i trójglicerydów, chociaż cały produkt bogactwem składu raczej nie powala. Skład po raz kolejny zamyka spory zestaw konserwantów i kompozycja zapachowa.

Od tej maseczki chyba zacznę swoje testy, ponieważ nie zawiera ona substancji, z którymi moja skóra ma na pieńku. Czy mnie zachwyci działaniem - zobaczymy ;).

6 produktów, z których olejek z całą pewnością jest godny zainteresowania wespół z różaną maseczką. Płyn do demakijażu oczu ma skład mocno dyskusyjny (ta sól...), a pozostałe maseczki mogą się u wielu osób sprawdzić, ale... niekoniecznie u mnie ;). Wielkiego zachwytu może nie ma, składowo oceniam ten zestaw średnio. Działanie dopiero sprawdzę w praktyce ;).

Chętnie poznam Wasze ostatnie kosmetyczne odkrycia. Może jakieś nowości? ;)