Basil Element, Trychologiczny peeling oczyszczający przeciw wypadaniu włosów - pewniak na problemy ;)



Rozpakowałam wczoraj ostatni wór z dobytkiem na nowym mieszkaniu - co nie oznacza oczywiście, że całkiem się rozpakowałam xD. Kosmetyki nadal czekają w kartonach na ogarnięcie xD. Niemniej jednak brakowało mi bloga i pisania dla Was, dlatego też mam dzisiaj dla Was recenzję produktu, który uważałam za niepotrzebny w mojej pielęgnacji. Peelingów skóry głowy nie robiłam w zasadzie w ogóle - miałam może dwa podejścia do takiego zabiegu (w wersjach cukier + szampon i kawa + szampon) i niestety - mieszanki nie chciały dotrzeć do skóry głowy przez moje dość mało gęste włosy (potwierdzenie TUTAJ). Nie było czym masować skóry głowy xD. Ten zabieg nie był mi jednak bezwzględnie potrzebny - problemów z zanieczyszczoną skórą głowy prawie nie miałam... No właśnie, prawie.

Przesilenia jesienne i wiosenne, poza nieszczególnie dobrym samopoczuciem, zawsze owocowały u mnie około trzytygodniowymi problemami z nadmiernym przetłuszczaniem skóry głowy. Podejrzewam, że ma ono związek ze zmianami temperatur - mój wewnętrzny termostat ciężko się przestawia ;). W tym okresie musiałam włosy myć praktycznie codziennie. W jednej z paczek od Elfa Pharm znalazłam Peeling Trychologiczny Basil Element, który czekał na okazję do użycia - postanowiłam go przetestować w trakcie obecnego przesilenia. I to nie tylko na skórze głowy :D. Wspominałam Wam o nim już TUTAJ.


Peeling zamknięty jest w poręcznej tubie z fajnie rozwiązanym zamknięciem (z którym bawiłam się przy pierwszym podejściu kilka minut - żeby ogarnąć, jak działa :D). Wydłużona i wąska końcówka przy przekręceniu zamyka i otwiera dozownik, a dodatkowo ułatwia dostanie się do skóry głowy. Całość wygląda ładnie, czytelnie i może nawet nieco ascetycznie, ale prezentuje się świetnie ;).

125ml tego peelingu kosztuje 29,99zł na stronie producenta. Stacjonarnie można go dorwać taniej (m. in. w drogeriach Pigment).

Skład:


Działanie tego peelingu opiera się na zastosowaniu kwasu glikolowego przełamanego humektantami (nawilżaczami: propanediol, gliceryna, niacynamid, pantenol), ekstraktami z: marakui, cytryny, bazylii oraz olejami: słonecznikowym i kokosowym. Warto również zauważyć obecność substancji przeciwłupieżowej (przeciwgrzybiczej) - piroktonu olaminy. Pozostałe składniki odpowiedzialne są za konsystencję, pH oraz trwałość i zapach kosmetyku. Zastosowane konserwanty nie budzą niepokoju, jednak ze względu na obecność substancji zapachowych oraz składników pochodzenia naturalnego - warto wykonać domową próbę uczuleniową (KLIK!).

Ma postać nieco mętnego żelu o cytrusowo-ziołowym, mało intensywnym zapachu, który wietrzeje po kilku chwilach od aplikacji. Po myciu również nie jest wyczuwalny na włosach.


Jego stosowanie zaczęłam przy pierwszych włosowych objawach przesilenia wiosennego, czyli wtedy, gdy włosy po 24h od mycia już wyglądały nieświeżo. Wąska i wydłużona końcówka świetnie się sprawdziła (nawet przy moim braku zdolności do wcierania czegokolwiek w skórę głowy xD) - pozwala na równomierną aplikację peelingu w kolejne przedziałki, potem tylko małe masowanie skóry opuszkami palców, 10 minut oczekiwania i można zmywać całość szamponem ;). Stosuję go na razie raz w tygodniu i... objawy nadmiernego, sezonowego przetłuszczania minęły jak ręką odjął po pierwszej aplikacji i do dzisiaj nie wróciły ;). Włosy myję co 3 dni (zwykle robiłam to co 2 dni) i nie wykazują one w tym okresie objawów nieświeżości.

Skóra głowy wykazuje wszelkie objawy zadowolenia z pielęgnacji (żadnych podrażnień, pieczenia czy swędzenia nie zanotowałam). Nie zamierzam wprawdzie korzystać z niego regularnie (moja skóra poza tymi dziwnymi okresami nie woła o peeling), ale przy problemach z zanieczyszczoną skórą głowy absolutnie go polecam... także na twarz :D.

Nie byłabym przecież sobą, gdybym jego właściwości nie przetestowała także w tym rejonie. Nie zwracam zbytniej uwagi na dedykowanie produktu do danych rejonów - jeśli skład na to pozwala stosuję kosmetyki "wielofunkcyjnie" ;). Sprawdza się równie dobrze jak mój ulubiony peeling enzymatyczny Purederm (recenzja TUTAJ) - pozostawia skórę oczyszczoną, odświeżoną i gotową na przyjęcie maseczki, serum lub kremu ;). Zaskórniki się z nim nie lubią - znacząco je zmniejsza, a egzemplarze na policzkach i czole wręcz usunął ;). 

Z całą pewnością będę do niego wracać - w różnych zastosowaniach ;). Peelingujecie skórę głowy? Jeśli tak - to czym? ;)

Atopy tolerance, Emulsja do mycia ciała i włosów z ekstraktem z kory brzozy, nawilżająca, do skóry atopowej - perełka dla wrażliwców



Nie jestem atopowcem, jednak kosmetyki dla takich skór są mi bliskie z powodu wymagań skóry mojego ciała. Sucha, skłonna do podrażnień i fochów z byle powodu oraz "pobłogosławiona" sowicie odziedziczonym po rodzicach rogowaceniem okołomieszkowym potrafi ostro dać mi w kość. Pewnie niejeden raz mieliście okazję tutaj czytać, że cały tłuszcz na moim ciele wydziela się na twarzy (cerę dla odmiany mam tłustą, żeby nie było nudno ;)). 

Nie do końca zwracam uwagę na skład produktów wykorzystywanych do mycia ciała, ponieważ pieczołowicie kremuję się i balsamuję zarówno rano, jak i wieczorem. Dzięki temu ewentualny negatywny wpływ mocnych detergentów redukuję do prawie zera ;). Temperatury poszły jednak w górę, przez co musiałam przerzucić się na lżejsze kremy do ciała, a ja łaskawym okiem spojrzałam na Emulsję do mycia ciała i włosów z ekstraktem z kory brzozy z linii Atopy Tolerance produkowaną przez Elfa Pharm. O tej serii pisałam Wam już co nie co w przeszłości:


Vis Plantis Atopy Tolerance, Krem-emolient barierowy na powieki i wokół oczu (recenzja-KLIK!)


Emulsja zapakowana jest w ładną, sztywną białą buteleczkę z bezawaryjną pompką (nie zacina się ani nie zapycha), która dozuje ilość produktu wystarczającą do umycia obszaru np. całego tułowia. Same etykiety kojarzą mi się dość aptecznie i wzbudzają zaufanie, a dodatkowo są trwałe i nie odklejają się pod wpływem wilgoci. 

500ml emulsji kosztuje od 20 do 25zł, w zależności od miejsca (dostępna na stronie producenta oraz w aptekach, także na doz.pl). Porównując z cenami innych produktów przeznaczonych do skór atopowych - nie jest wygórowana.

Skład prezentuje się następująco:


Bazą tej emulsji jest mieszanka łagodnych detergentów (nie znajdziemy w nim detergentów siarczanowych pokroju SLES) wzbogaconych modyfikowanym hydrolizatem skrobiowym, propanediolem, mocznikiem, pantenolem, hialuronianem sodu i glikolami: kaprylowym i dipropylenowym (nawilżacze-humektanty). Całość domykają modyfikowane estry pochodzące z masła babassu, emolienty syntetyczne, dwa filmformery (kopolimer oraz polyquaterium), ekstrakty z brzozy oraz trędownika i dwa niekontrowersyjne konserwanty. Nie zawiera kompozycji zapachowej ani barwników.

Skład wygląda naprawdę zacnie i delikatnie, a zrezygnowanie ze składników najczęściej uczulających (czyli zapachów, barwników i agresywno-kontrowersyjnych konserwantów) można policzyć tylko jako dodatkowy plus. 

Emulsja ma konsystencję wodno-żelową (ale nie wodnistą) i lekko mleczny kolor. Praktycznie niewyczuwalny, mydlano-kwaśny zapach jest wyczuwalny jedynie wtedy, gdy praktycznie wsadzimy nos w produkt ;).


Emulsję stosowałam jako produkt do mycia ciała i twarzy. Przyznaję, że nie wykorzystałam jej do mycia włosów - moje trudne do domycia niskopory raczej by jej nie polubiły, chociaż skóra głowy pewnie piałaby z zachwytu ;). Wielbiciele delikatnych myjadeł do włosów powinni mieć ją jednak na uwadze ;).

Ładnie usuwa zanieczyszczenia i daje uczucie świeżości jednocześnie nie zdzierając płaszcza hydrolipidowego aż do "nagiej" skóry. Skóra po użyciu nie jest tłusta, ale jednocześnie nie woła od razu o jakieś tłuste bądź nawilżające smarowidło. Ba, w sytuacjach podbramkowych zdarzało mi się nie pokremować skóry po myciu i nic złego się nie działo. Skóra nie jęczała i nie strzelała focha, którego efektem jest zwykle u mnie nieładne łuszczenie na łydkach i przedramionach. Myślę, że latem będę ją stosować do porannego prysznica solo ;).

Twarz również była oczyszczona, ale jednocześnie nie wysuszona na wiór po aplikacji. W żaden sposób nie wpłynęła na ilość moich zmian trądzikowych - wyprysków ani nie ubyło, ani nie przybyło ;). Daję mu więc etykietę wartego uwagi produktu wielofunkcyjnego.

Emulsja całkiem nieźle się pieni, dzięki czemu nie trzeba wylać połowy butelki aby domyć skórę. Jej wydajność jest naprawdę niezła ;). Okazuje się, że można wyprodukować kosmetyk myjący bazujący na delikatnych detergentach, który nie ma konsystencji wody i się pieni (uwaga do komentarzy pod TYM postem), a jednocześnie posiada wszystkie zalety związane ze składem. 

Uważam, że ta emulsja jest wartym rozważenia rozwiązaniem dla atopowców, zarówno ze względu na skład jak i cenę. To już druga moja perełka z tej linii (obok Kremu-emolientu barierowego na powieki i wokół oczu: recenzja KLIK!), więc z ciekawością zabiorę się za kolejne produkty ;).

Czy sucha bądź atopowa skóra jest także Waszą zmorą? Jak sobie radzicie z takimi problemami?

Isana, Krem-koncentrat do rąk z witaminą E i gliceryną - hit... nie spełniający obietnicy producenta ;)



Przyznaję, że kwestie kremowania dłoni traktuję mocno po macoszemu. Szczerze nie cierpię uczucia tłustych rąk, dlatego główną metodą pielęgnacji moich łapek jest warstwa odżywczego mazidła nałożona na skórę pod bawełniane rękawiczki. Stałam się w tym względzie bardziej systematyczna po niemiłej historii z acetonem, jaka spotkała mnie w tym roku (KLIK!). Przy okazji rozdziewiczyłam do testów Koncentrat do rąk z witaminą E i gliceryną marki Isana, który otrzymałam w jednej z rossmannowych paczek. Ciekawi jak się sprawdził? ;)


Koncentrat dostajemy w malutkiej, pękatej tubie. Moje oko cieszy kolorystyka tuby - błękity i wszelkie inne niebieskości zawsze są u mnie na dużym propsie ;). Całość wygląda estetycznie i jest całkiem odporna na uszkodzenia. Niewielki otwór pozwala na dokładne dozowanie, a samo zamknięcie nie odrywa się bez powodu ;).

75ml koncentratu kosztuje 7,49zł (bez promocji, dostępny w Rossmannie).

Skład:


Mieszanka gliceryny (humektant-nawilżacz) i kwasów oraz alkoholi tłuszczowych (emolienty) ma duży potencjał natłuszczająco-nawilżający i regeneracyjny. Koncentrat zawiera też sporą dawkę witaminy E. Dodatek surfaktantu (śladowy) służy lepszemu rozsmarowaniu kosmetyku. Całość zamykają konserwanty, kompozycja zapachowa i regulator pH. 

Tłusto i nawilżająco - czego więcej można oczekiwać od kremiszcza do rąk? ;) Skład podoba mi się także ze względu na jego prostotę. Ciężko byłoby sobie nim zrobić krzywdę nawet w przypadku skóry wrażliwej ;).

Ma konsystencję bardzo gęstego, białego kremu (przyrównałabym ją może nawet do maści) o mydlanym, nienachalnym zapachu.


Producent chwali się na opakowaniu szybkim wchłanianiem koncentratu... co jest niestety nieprawdą ;). Po aplikacji łapki się mocno lepią przez dłuższy czas, dlatego też polecałabym jego stosowanie pod bawełniane rękawiczki na noc (tak też stosowałam go sama). Szybkie kremowanie nim w ciągu dnia odpada ;).

Za nieprzesadzone natomiast uważam informacje o tym, że opakowanie wystarcza na około 300 aplikacji - już małe "ziarenko" koncentratu pozwala na dokładne pokrycie całych dłoni i paznokci.

Łapki rano po jego zastosowaniu są przyjemnie miękkie, odpowiednio nawilżone i natłuszczone. Nic się też nie klei ;). Najlepszą jego reklamą jest jednak obecny stan moich paznokci i skórek (jak było jeszcze niedawno możecie porównać TUTAJ):


Skórki wyglądają dużo lepiej, a i blask płytki powoli powraca ;). Końcówki paznokci jeszcze czasami się rozdwajają, ale zapewne potrwa to aż do całkowitego odrośnięcia płytki. Nie spodziewałam się jednak nawet takiego efektu ;).

Uważam, że warto wziąć go pod uwagę przy okazji kolejnej wizyty w Rossmannie. Sama z całą pewnością jeszcze do niego wrócę ;).

Czym kremujecie swoje dłonie?

P.S. Zapraszam Was serdecznie do wzięcia udziału w konkursie na fanpage bloga (KLIK!) ;).

Topowe tematy 2016 roku!



W blogowaniu jak w życiu - jeden lubi ogórki, a drugi organisty córki ;). Dlatego też dziś w ramach podsumowania mijającego roku przygotowałam dla Was zestawienie postów wartych przypomnienia w mojej opinii. Każdy z nich wymagał sporego nakładu pracy oraz poszukiwania informacji w różnych zakamarkach - mam nadzieję, że wyniesiecie z nich dla siebie coś ciekawego ;). Kolejność jest prawie - chronologiczna ;).


Porowatość włosów w statystykach

Dzięki mojemu testowi porowatości (możecie go w każdej chwili rozwiązać TUTAJ) tysiące z Was poznało swoją orientacyjną porowatość. Zebrane dane wykorzystałam do stworzenia statystycznego podsumowania porowatości włosów osób, które tutaj trafiają. Myślę, że powstało z tego całkiem ciekawe zestawienie, które w całości znajdziecie TUTAJ


Peeling skóry głowy - nieodzowny w pielęgnacji włosów?
Peeling skóry głowy - jak złuszczać naskórek mechanicznie?
Peeling skóry głowy: propozycje chemiczne i enzymatyczne

Trzy posty przybliżające tematykę peelingu skóry głowy - zabiegu przez jednych uważanego za nieodzowny, a przez innych (do których należę ja) polecany w konkretnych sytuacjach. By być bardziej obiektywną w tej kwestii zamierzam wykonać u siebie profesjonalny peeling trychologiczny - może zauważę różnicę ;).


Podstawy pielęgnacji skóry wrażliwej i atopowej

Coraz więcej z Was jest posiadaczami takich wymagających cer i skór. Mam nadzieję, że mój wpis pomoże Wam w ogarnięciu podstaw pielęgnacji tak, by dalsze działania tylko poprawiały efekt ;).

Esencja Andrea - dlaczego mi z nią nie po drodze?

Andrea była chyba jednym z najpopularniejszych środków na porost włosów w minionym roku. Byłam pytana o nią wielokrotnie i postanowiłam, że napiszę Wam dlaczego nie przetestuję jej na sobie ;).


Pielęgnacja twarzy wg Kascysko

W końcu udało mi się dokonać zbiorczego zestawienia moich pielęgnacyjnych pomysłów. Oczywiście - rotuję kosmetykami, ale sam zarys pozostaje bez zmian. Może kogoś z Was zainspiruje ;).



Wpływ czesania na puszenie włosów

Moment, w którym czeszemy nasze kłaczki może mieć niebagatelny wpływ na ich wygląd. Tutaj znajdziecie przykład - moje włosy bez czesania i z nim. Zapewne sporo z Was po przeczytaniu TEGO posta zastanowi się nad tym kiedy i czy w ogóle czesać włosy ;).


Wszystko o hennie Cassia - przygotowanie, aplikacja, efekty

Jedyna henna dająca niewielki efekt kolorystyczny, której głównym zadaniem jest odżywienie włosów. Wiele z Was ma ją na swojej wishliście - w podlinkowanym poście znajdziecie pomysły na jej stosowanie.


Przeszczep włosów - gdy wszystko inne zawodzi

Temat przeszczepu włosów jest traktowany dość po macoszemu. Zabieg jest bolesny, inwazyjny, ale jednocześnie często jest ostatnią alternatywą dla osób, których dotyczy problem łysienia. W takim miejscu jak mój blog nie mogło zabraknąć i tego tematu.


Kosmetyki naturalne - jak nie zostać oszukanym?

Naturalność jest trendy i bardzo dobrze się sprzedaje. Producenci bardzo często wykorzystują obecną modę na "eko" i "natural" - nawet wtedy, gdy ich kosmetyki nie mają nic wspólnego z tymi pojęciami. Warto skorzystać ze sporządzonego przeze mnie spisu-ściągi, by nie zostać oszukanym.

 Znaleźliście dla siebie coś ciekawego w tym zestawieniu? ;)

Vis Plantis Atopy Tolerance - nowa seria dla skóry atopowej, wrażliwej i suchej: analizy składów + rozwiązanie konkursu ;)



Uwielbiam wyszukiwać dla Was nowości (te mniej jak i te bardziej popularne) i grzebać w ich składach. Znów mam ku temu okazję ;). W ostatnią sobotę miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu blogerek zorganizowanym z okazji pięciolecia firmy Elfa Pharm. Nie mogłam przejść obojętnie obok ich nowej serii przeznaczonej dla skóry atopowej, wrażliwej i suchej - Atopy Tolerance. 3 z 4 kosmetyków z tej serii zabrałam do domu (i nie tylko one wybrały się ze mną do domu - co można zauważyć na załączonym obrazku xD).


Wspomagając się stroną internetową ElfaPharm (skąd pochodzi część zdjęć) przestawię Wam jednak składy całej linii. Kosmetyki Atopy Tolerance są już dostępne w internetowym sklepie Elfa Pharm, a na dniach pojawią się stacjonarnie ;). Wielu z Was, także tych nie znających problemów skór atopowych i wrażliwych pewnie się nimi zainteresuje w kontekście zimowych szaleństw na stokach i związanej z nimi ochrony skóry.



Skład: 

AQUA, UREA, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE*, GLYCERIN*, ISOSTEARYL ISOSTEARATE*, CETEARYL ALCOHOL*, ISOPROPYL PALMITATE, GLYCERYL STEARATE*, DIPROPYLENE GLYCOL, BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER*, SODIUM STEAROYL GLUTAMATE*, BETULA ALBA BARK EXTRACT*, SCROPHULARIA NODOSA EXTRACT*, GOSSYPIUM HERBACEUM SEED OIL*, MALTOOLIGOSYL GLUCOSIDE/HYDROGENATED STARCH HYDROLYSATE*, TOCOPHERYL ACETATE, PANTHENOL, SODIUM HYALURONATE*, ALLANTOIN, PHENOXYETHANOL, DIMETHICONE, SODIUM POLYACRYLATE, CAPRYLYL GLYCOL, DISODIUM EDTA 

*składniki pochodzenia naturalnego 

Mocno emolientowy produkt z dużą zawartością mocznika (już na drugim miejscu w INCI!), trójglicerydów, gliceryny, emolientów syntetycznych, masła shea oraz ekstraktów z: brzozy, trędownika oraz oleju z nasion bawełny i hydrolizatu skrobiowego. Całość doprawiona jest witaminą E, pantenolem, hialuronianem sodu, alantoiną, śladową ilością silikonu oraz dwoma konserwantami. Nie zawiera parabenów, barwników i kompozycji zapachowej.

Ten kosmetyk spełnia wymagania stawiane balsamom dla skór wrażliwych i atopowych. Niewielka ilość składników roślinnych obniża prawdopodobieństwo wystąpienia reakcji niepożądanych, humektanty nawilżają, a emolienty tworzą ochronną warstwę na powierzchni skóry. Myślę, że to dobra alternatywa dla drogeryjnych marek.

500ml tego balsamu kosztuje w internetowym sklepie producenta 29,99zł. 



Skład:


Ponownie mamy do czynienia z mocno emolientowym produktem. Mocznik ponownie znajdziemy wysoko w składzie, jednak ustąpił on pierwszeństwa emolientowi syntetycznemu. Gliceryna, propanediol, alantoina, hialuronian sudu i pantenol odpowiadają za nawilżenie, a masło shea, trójglicerydy i olej z nasion bawełny wraz z emolientami syntetycznymi natłuszają i chronią delikatną skórę okolic oczu przed wpływem czynników zewnętrznych. Znajdziemy w nim także ekstrakty z: bławatka, brzozy i trędownika. Krem zawiera także śladową ilość silikonu oraz konserwanty (bez parabenów). Nie znajdziemy w nim kompozycji zapachowej.

Już niedługo się do tego dobiorę :D. Słyszałam już opinie, że znacząco napina skórę okolic oczu - nie mogę się doczekać testów ;).

30ml kremu kosztuje 19zł na stronie producenta.

Vis Plantis Atopy Tolerance, Lipidowy krem barierowy


Skład:


Także i w tym kremie znajdziemy sporo mocznika, jednak tym razem ustępuje on miejsca tytułowym lipidom, czyli trójglicerydom. Dalej znajdziemy mieszankę emolientów syntetycznych i naturalnych (masło shea, olej z nasion bawełny) z humektantami (nawilżaczami: gliceryną, glikolem dipropylenowym, hialuronianem sodu, pantenolem) oraz ekstraktami (z brzozy i trędownika). Zawiera konserwanty (bez parabenów), nie znajdziemy w nim natomiast kompozycji zapachowej ani barwników.

Krem sprawdzi się w newralgicznych miejscach - kolana, łokcie, dłonie, stopy czy nawet twarz, gdzie skóra jest szczególnie sucha lub łuszcząca się. Sama zamierzam nim smarować nogi i ręce w okresie zimowym, czyli już na dniach.

150ml kremu kosztuje 26zł na stronie producenta.



Skład:


Emulsja bazuje na delikatnych, amfoterycznych i niejonowych substancjach powierzchniowo czynnych. Wysoko w składzie znajdziemy hydrolizat skrobiowy, propanediol, mocznik, pantenol i hialuronian sodu (humektakty). Zawiera estry z oleju babassu, ekstrakty z brzozy i trędownika oraz kopolimer (filmformer). Całość zamykają konserwanty (bez parabenów). Nie znajdziemy w niej kompozycji zapachowej ani barwników. 

Z wielką ciekawością przetestuję ją w czasie kąpieli. Może nawet umyję nią włosy, chociaż wydaje mi się, że tak delikatny skład nie poradzi sobie z moimi podatnymi na obciążenie włosami ;). Powinny się nią zainteresować te osoby, którym mycie skóry produktami z SLES średnio służy.

500ml emulsji kosztuje na stronie producenta 19zł.

Jak się Wam podoba nowa linia kosmetyków Vis Plantis produkowanych przez Elfa Pharm? Mnie osobiście urzekła ;).

Nadszedł czas na rozwiązanie blogowego konkursu, w którym dwie osoby zgarniają po 3 dowolnie wybrane kosmetyki marki Elfa Pharm (możecie śmiało wybrać coś z linii Atopy Tolerance, a pełną ofertę znajdziecie TUTAJ ;)). Są to:

Kasia W
Blondynka

Gratuluję serdecznie, dziś napiszę do Was maile! 

Niedługo na blogu ruszy kolejny konkurs - bądźcie czujni ;)

loading...

Filtr prysznicowy FITaqua - tak dla skóry, nie dla moich włosów ;)



Temat twardej wody i jej wpływu na włosy cyklicznie wraca zarówno na blogach jak i w Waszych wiadomościach. Onego czasu modny był nawet temat "chelatowania włosów". Trochę wpisów na te tematy znajdziecie poniżej:

Chelatowanie włosów - czy naprawdę ma szansę zadziałać?
"Chelatowanie" włosów - czym można realnie obniżyć twardość wody?
Problemy włosowe XVIII: czy miękka woda zawsze jest najlepsza dla włosów?
Miękka i twarda woda – moje prywatne blaski i cienie
Większość z Was skarży się na to, że twarda woda ma zły wpływ na kondycję i wygląd Waszych włosów. Moje kłaczki postanowiły w tym względzie iść pod prąd. Twarda, krakowska woda gwarantuje im ładny wygląd, natomiast miękka woda w moim domu rodzinnym potrafi sprawić na jej głowie ciekawe psikusy.

Skóra natomiast dużo lepiej toleruje wodę miękką - i jak tu żyć panie premierze? ;). Ze względu na ten włosowo-skórny dysonans z dużą dozą ciekawości zgodziłam się na testowanie filtra prysznicowego FITaqua. 


Wykonany z solidnego tworzywa filtr zawierający złoże cynkowo-miedziowe (dzięki czemu neutralizuje kationy wapnia i magnezu - odpowiedzialne za twardość wody - oraz aniony chlorkowe) montuje się tuż za główką (słuchawką) prysznica. Taki układ sprawia, że spłukiwanie włosów staje się mniej komfortowe (jeśli trzymamy słuchawkę w ręku). Istnieje również możliwość zamontowania go przy baterii (w mojej łazience niemożliwy, wtedy nie wpływa na komfort mycia ;)). Jego montaż nie wpłynął na zmianę ciśnienia wypływającej wody i poradzi sobie z nim każdy - skoro ja dałam radę :D.

Kosztuje 62zł i wg deklaracji producenta należy go wymieniać co około 6 miesięcy (ten okres jest jednak uzależniony od stopnia twardości wody).

Po kilku dniach od montażu (w Krakowie) zauważyłam pozytywne zmiany w stanie skóry. Skóra łydek i ramion, która akurat w tym okresie zbuntowała się i reagowała przesuszeniem na byle co nagle się uspokoiła (bez zastosowania dodatkowych środków). Moja sucha skóra ewidentnie woli wodę miękką - co potwierdziło się po raz kolejny.

Niestety, moje włosy zdania nie zmieniły ;). Na miękką wodę reagują "kaczuszką" (nadmierną miękkością i puchem), z którą po wysuszeniu ciężko jest nawet walczyć (nawet stylizator-lakier nie pomaga, wszystko, łącznie z upięciami, bardzo szybko się rozwala). Obecnie do mycia włosów go zdejmuję ;).

Reakcje moich włosów i skóry ewidentnie świadczą, że ten filtr to nie pic na wodę i fotomontaż - faktycznie odfiltrowuje wodę ze związków odpowiedzialnych za jej twardość. Może być całkiem dobrym rozwiązaniem dla osób, których włosy i/lub skóra potrzebują wody miększej niż akurat dostępna w rurach ;). Gorzej, jeśli włosy i skóra (jak u mnie) mają totalnie odmienne zdania na temat twardości wody xD.

Jaki wpływ na efekty Waszej pielęgnacji ma twardość wody w Waszych kranach?


loading...

Podstawy pielęgnacji skóry wrażliwej i atopowej



Coraz większy odsetek społeczeństwa boryka się z problemem skóry wrażliwej bądź alergicznej. Stres, zła dieta, wysoki poziom zanieczyszczenia, intensywne tempo życia i wiele innych czynników sprawia, że wielu dorosłych „nagle” zauważa, że skóra stała się kapryśna, a stosowana (czasami latami) pielęgnacja nadaje się jedynie do całkowitego przebudowania. Nie zawsze wiadomo, jak się do tego zabrać, a ilość (często sprzecznych!) informacji przyprawia o ból głowy.


Wzrasta także liczba dzieci, które już od urodzenia są posiadaczami skóry alergicznej i wrażliwej (w tym atopowej). 

Każdy przypadek alergii bądź wrażliwości skórnej jest inny. Różnią się one czynnikami powodującym ich powstanie, genezą, czasem trwania, nasileniem objawów oraz możliwymi metodami, które pozwalają z nimi walczyć. 

Postanowiłam stworzyć i zebrać w miejscu podstawy pielęgnacji tych wymagających typów skór. Nie będzie miał on nic wspólnego z „prowadzeniem za rączkę”, bo nieodzownym elementem radzenia sobie z takimi problemami jest… wkład pracy własnej ;). Niemniej jednak istnieją punkty, które każdy z wrażliwców/alergików powinien sobie wziąć do serca. 

Oto one: 

Nie szkodź: punkt tak oczywisty, a tak… zaniedbywany. W praktyce: jeśli mamy podejrzenia, że jakieś mazidło/składnik jedzenia/inny czynnik wywołuje u nas niepożądane objawy odstawmy go natychmiast i obserwujmy rozwój wydarzeń. Przy tej okazji nie należy zapominać, że metoda eliminacji to najrzetelniejsza metoda diagnozowania alergii. 

Obserwuj i wyciągaj wnioski: dotyczące zarówno tego, co nam szkodzi jak i tego, co działa na skórę zbawiennie zarówno w codziennej pielęgnacji, jak i w przypadku wystąpienia objawów nadwrażliwości. Robienie notatek (w końcu – dla własnego dobra!) to żaden wstyd. 

Nie zapominaj o domowej próbie uczuleniowej: dotyczy to zarówno nowych kosmetyków (i innych mazideł), jak i produktów, których od dawna nie używaliście. Preferencje skóry w tym czasie mogły się zmienić – podobnie jak skład. 

Zwracaj uwagę na długość składu: im więcej substancji, tym większa możliwość trafienia na pojedynczy składnik bądź ich połączenie, które wywoła nieprzyjemne objawy. 

Uważaj z naturą: składniki naturalne, niestety, statystycznie uczulają częściej. Zachowaj więc szczególną uwagę, gdy wybierasz produkt napakowany ekstraktami roślinnymi bądź wyciągami ziołowymi. 

Chroń skórę przed czynnikami zewnętrznymi: bogaty w emolienty (także syntetyczne) krem ochroni wrażliwą skórę przed działaniem czynników zewnętrznych (temperatura, wiatr), a odpowiedni (absolutnym minimum jest SPF30+) filtr przeciwsłoneczny zmniejszy ryzyko negatywnych efektów przebywania na słońcu. Nie należy tutaj także zapominać o odzieży (szalik, czapka czy kapelusz, w zależności od pory roku). 

Działaj wielotorowo: popraw dietę, ogranicz przebywanie w wilgotnych i zanieczyszczonych miejscach (tak… szkoda, że od smogu uciec się nie da), eliminuj produkty i substancje, które podejrzewasz o wywoływanie niepożądanych reakcji. 

Pamiętaj o dermatologu/alergologu: ale nie pierwszym z brzegu. W każdej branży są dobrzy fachowcy i partacze – medycyna nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Dlatego też gdy nie widzicie poprawy, czujecie się ignorowani, a samo leczenie wydaje się Wam nieefektywne – nie wahajcie się zmienić specjalisty. 

Planuję kontynuację wątku skór wrażliwych i alergicznych – wielu z Was sugerowało mi, że te zagadnienia dotyczą Was osobiście. Więcej informacji możecie znaleźć już teraz na portalu Mojealergie.pl

Czy borykacie się z problemem skóry wrażliwej bądź alergicznej? 

loading...

O'Herbal, Odżywka do włosów przetłuszczających się z ekstraktem z mięty - na długość i skórę głowy



Ci z Was, którzy są Czytelnikami mojego bloga od dłuższego czasu wiedzą, że bardzo rzadko nakładam odżywki przeznaczone na długość włosów na skórę głowy. Dlaczego? Zwykle przemawia za tym bilans zysków i strat: obawiam się zwiększenia wypadania po takich eksperymentach. Widać bardziej zależy mi na włosach które już mam niż na tych, które mogłabym mieć ;). Niemniej jednak czasami zdarza się, że skład przekonuje mnie do nakarmienia skalpu daną odżywką. Tak było w przypadku Odżywki do włosów przetłuszczających się O'Herbal. O kosmetykach z tej serii opowiadałam już wcześniej TUTAJ i TUTAJ.


Duża, miękka butla z plastiku to niezbyt fortunne rozwiązanie - odżywka jest średnio gęsta, przez co wydostanie jej z tego opakowania jest mocno utrudnione. Dodatkowo niewielka zakrętka uniemożliwia postawienie butelki do góry nogami (by ułatwić wydobycie kosmetyku). Niemniej jednak wizualnie (etykiety, kolory, trwałość opakowania i naklejek) mi się podoba ;).

500ml odżywki kosztuje 14-19zł, w zależności od miejsca zakupu (produkty z tej serii są dostępne na doz.pl oraz w drogeriach Jasmin i Kosmyk: tam widziałam je osobiście).

Skład:


 Jest to produkt emolientowy (emolienty syntetyczne). Na uwagę zasługuje spora ilość glinki kaolinowej oraz ekstraktu z liści mięty pieprzowej. Oprócz nich zawiera również  modyfikowany olej rycynowy, humektanty (glikol propylenowy, glicerynę, mocznik), kwas mlekowy oraz zestaw substancji zapachowych i konserwujących. Nie zawiera parabenów.

Skład dość krótki, konkretny i faktycznie kojarzący się z zastosowaniem do tłustej skóry ;). Glinka kaolinowa na spółkę z miętą przekonały mnie do zastosowania jej na skórę głowy.

Ma postać białego, średnio gęstego kremu o delikatnie miętowym zapachu, absolutnie niepodobnym do kropli żołądkowych (ktoś mnie już o to pytał ;)). Dzięki gęstości - wydajna.


Stosowałam ją w różnych konfiguracjach: na 20-30 minut przed myciem na skórę głowy, przed myciem w miksach (na 20 minut - 8h) oraz po myciu na 3-10 minut. Zacznijmy może od skalpu ;).

Skóra głowy po jej użyciu jest odświeżona i ba, zachowuje ją zadziwiająco długo (3-4dni przy normie 2-3 dni). Dodatkowo jest ukojona i nie zdradza żadnych niepożądanych objawów pokroju zaczerwienienia, pieczenia, swędzenia czy łupieżu. Ogranicza przetłuszczanie skóry głowy. Nie zauważyłam jednak żadnego jej wpływu na porost włosów - ani nie rosły szybciej, ani bejbików więcej nie było.

Długość włosów również dobrze reagowała na ten produkt. Nie sposób z nim przesadzić (a wierzcie mi, nieświadomie próbowałam ;) - nie dorobiłam się po niej syndromu 3xP (przychlast, przetłuszcz, przyliż). Włosy za każdym razem układały się w całkiem ładne loki o normalnej trwałości i fajnej objętości. Trochę żałuję, że zapach nie pozostaje na włosach po myciu.

Myślę, że nadal będę praktykować jej używanie na skórze głowy - zmniejszenie przetłuszczania zawsze na propsie ;). A w same włosy również będą zadowolone.

Znacie kosmetyki z tej serii? Może któreś konkretnie Was kuszą?

loading...

Peeling skóry głowy: propozycje chemiczne i enzymatyczne



Kontynuuję jakże popularny w ostatnim czasie temat peelingów skóry głowy. Wcześniej wspominałam już o:

Czy peeling skóry głowy jest nieodzowny w pielęgnacji włosów? (KLIK!)

Mechaniczny peeling skóry głowy - co wybrać? (KLIK!)

Nie wszyscy użytkownicy peelingu skóry głowy mogą jednak złuszczać te okolice w sposób mechaniczny - z różnych powodów: od niesatysfakcjonujących efektów po wygodę stosowania (problemy z dotarciem z drobinkami do skóry). Dla Was również mam inne opcje - peelingi chemiczne i enzymatyczne.


Do chemicznego/enzymatycznego peelingu skóry głowy możemy wykorzystać:
  • ulubiony szampon/produkt do mycia (mydło rosyjskie, żel do higieny intymnej etc. -  pozostawione na 3 do 10 minut na skórze)
  • mydło (szare, Aleppo, węglowe, marsylskie i inne - pozostawione na 3 do 10 minut na skórze)
  • sodę oczyszczoną (wymieszaną z wodą lub szamponem/kremem/żelem - pozostawioną na 3 do 10 minut)
  • mocznik (w stężeniach 10-30%, w postaci toniku/kremu przygotowanego w domu bądź gotowych produktów: Cerkogel, Cerkoderm, Squamax, SynchroUrea, Pilarix etc.)
  • bromelainę (w stężeniu od 2 do 5%, w postaci toniku lub wymieszana z innym środkiem - kremem bądź żelem)
  • papainę (w stężeniu od 2 do 8%, w postaci toniku lub wymieszana z innym środkiem)
  • kwas salicylowy (w stężeniu 1-5%, preferowany w formie roztworu olejowego: np. Salicylol, nie alkoholowego - lub domowy odpowiednik) 
  • kwas mlekowy (w stężeniu 3-10%)
  • kwas migdałowy (w stężeniu 3-10%)
  • kwas glikolowy (w stężeniu 3-10%)
  • kwas jabłkowy (w stężeniu 3-10%)
  • glukonolakton (w stężeniu 5-10% - środek bardzo delikatny)
  • kwas laktobionowy (w stężeniu 2-8%)
  • LHA - kwas lipohydroksylowy (w stężeniu 0,3-1%).
Dobór środka oraz jego stężenia to sprawa wysoce indywidualna, zależna od preferencji naszej skóry. Niemniej jednak myślę, że taka podręczna ściąga pomoże wielu z Was - szczególnie tym, którzy poszukują w miarę bezpiecznych zakresów stężeń do stosowania na skórę głowy. Przydatnym będzie również małe przypomnienie ze szkoły na temat stężenia procentowego:


Czy ktoś z Was peelinguje (bądź peelingował) skórę głowy chemicznie lub enzymatycznie? Podzielcie się doświadczeniami w komentarzach ;).
loading...

Problemy włosowe XXVIII: peeling skóry głowy - jak złuszczać naskórek mechanicznie?



W pierwszej części niewielkiego cyklu o peelingach skóry głowy (KLIK!) wspominałam, że mój skalp peelingowania nie wymaga (choć w przyszłości - kto wie, co się z nim podzieje). Nie oznacza to jednocześnie, że jestem zielona w tym temacie ;). Wasze pytania często dotyczą właśnie peelingu skóry głowy, a ja zawsze staram się w miarę możliwości Wam pomóc.

Peelingi skóry głowy możemy podzielić na: mechaniczne (drobinki ścierające + masaż) oraz enzymatyczne/chemiczne (rozpuszczanie martwego naskórka). Dzisiaj skupię się nad pierwszą grupą.

Peelingi mechaniczne są najpopularniejszym rozwiązaniem. Można je bez większych problemów sporządzić z dostępnych w każdym domu produktów. Z drugiej strony - skórom wrażliwym mogą nie odpowiadać i często powodują problemy natury technicznej: trudności z dotarciem z drobinkami do skóry głowy (pod tym podpisuję się i ja) oraz z ich wypłukaniem z włosów (w niektórych przypadkach).


Peeling mechaniczny składa się ze składnika odpowiedzialnego za ścieranie (drobinki) i płynnego medium gwarantującego poślizg. 

Jako bazę płynną możemy wykorzystać:
  • szampon
  • odżywkę 
  • krem/żel stosowany do pielęgnacji (należy pamiętać, że w przypadku oleju efekt oczyszczenia jest mniejszy)
  • żel do mycia twarzy
  • żel do mycia ciała (należy pamiętać, że te produkty zawierają większe stężenie detergentów niż produkty do włosów i twarzy)
  • dowolny olej (rafinowany bądź nie - należy pamiętać, że w przypadku oleju efekt oczyszczenia jest mniejszy)
  • wodę (problemy z nałożeniem i rozprowadzeniem gwarantowane)
oraz mieszanki tych produktów.

Do ścierania możemy wykorzystać:
  • cukier (często za szybko się rozpuszcza, przez co efekt peelingu nie jest zadowalający, ale jednocześnie - nie mam problemów z jego wypłukaniem) - najlepiej komponuje się z olejem (przez wolniejsze rozpuszczanie
  • sól kuchenna - w różnych wersjach, lub sól epsom (spore ryzyko podrażnienia, subiektywnie - nie polecam, również często zbyt szybko się rozpuszcza, ale jednocześnie nie ma problemów z jej całkowitym usunięciem)
  • korund (nie rozpuszcza się, gwarantuje mocne ścieranie - czasami nawet zbyt mocne, mogą wystąpić problemy z jego wypłukaniem)
  • mielona kawa (nie rozpuszcza się, mogą wystąpić problemy z wypłukaniem)
  • mielone: ryż, migdały, orzechy, siemię lniane etc. (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem)
  • pestki malin/truskawek, sproszkowane łupiny orzechów i pestki innych owoców, np. moreli (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem, efekt peelingu może być zbyt mocny)
  • zioła (susz, bardzo delikatny efekt peelingu)
  • wiórki kokosowe (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem)
  • glinki i błoto z Morza Martwego (bardzo delikatny efekt peelingu) 
  • mielone/niemielone płatki/otręby: owsiane, orkiszowe, gryczane, kukurydziane etc. (nie rozpuszczają się,  mogą wystąpić problemy z wypłukaniem).
Jeśli kiedykolwiek wykonywaliście mechaniczny peeling skóry głowy - pochwalcie się czego użyliście ;).

Problemy włosowe XXVII: peeling skóry głowy - nieodzowny w pielęgnacji włosów?



Peelingowanie skóry głowy jest obecnie tematem niezwykle modnym. Prawie chciałoby się rzec: "Wszyscy peelingują skalpy!" ;). Coraz częściej spotykam się również ze stwierdzeniem, że jest to zabieg nieodzowny w pielęgnacji włosów. Czy aby na pewno?


Rozpocznę może od małej opowieści. Włosomaniaczką jestem od lipca 2011r., więc już od 4,5 roku. W tym czasie peeling skóry głowy wykonałam... raz, z ciekawości. Podobnie jak nie wszystkie cery wymagają peelingów w pielęgnacji, tak i wiele skalpów się bez nich obywa w dobrym zdrowiu ;).

Absolutnie nie odbierajcie mojego tekstu jako negatywnie opisujący ten zabieg. Chcę Wam tylko nadmienić, że peeling skóry głowy to zabieg nieodzowny wtedy, gdy jest konieczny. Jeśli skóra głowy nie wykazuje tego typu potrzeb jest jedynie... kosmetycznym bajerkiem ;).

Kiedy peeling skóry głowy może się sprawdzić?
  • Przy problemach z domyciem włosów, szczególnie u nasady.
  • Przy problemach łojotokowych. (np. ŁZS, nadmierne przetłuszczanie skóry głowy).
  • Przy problemach z "łupieżem" - jeśli nie wynikają one z przesuszenia skóry głowy, a jedynie z nadmiernego rogowacenia naskórka.
  • Przy nadbudowaniu środków odżywczych/stylizujących (szczególnie często spotykane u osób olejujących skórę głowy).
Należy natomiast zachować szczególną ostrożność, gdy:
  • na skórze głowy widoczne są zmiany chorobowe (od zaczerwienienia poprzez zmiany ropne) - istnieje ryzyko ich rozniesienia przy wykorzystaniu peelingu mechanicznego. Wyjątkiem są zmiany wynikające z nagromadzenia martwego naskórka, jednak i w tym przypadku należy je najpierw zaleczyć (wyeliminować stany zapalne), a następnie wdrożyć profilaktykę.
  • mamy podejrzenie prawdziwego łupieżu (który jest związany z nadkażeniem grzybiczym - bakteryjnym) - również istnieje ryzyko rozsiania (wcześniejsze leczenie zalecane).
  • jesteśmy posiadaczami wrażliwej skóry głowy.
Bardzo mnie ciekawi, czy peelingujecie skórę głowy. Jak to jest u Was? ;)

Planuję rozszerzenie tematyki peelingów dla tych z Was, dla których jest to zabieg nieodzowny ;).

Bingo Spa, Maska cynkowa z retinolem - zachwyt, ale...



Wśród produktów marki Bingo Spa znalazłam kilka swoich ulubieńców. Do takowych należy cynkowa maseczka tej firmy (wersja Aloes, len, rumianek). Na fali tego miłego wspomnienia w kolejnej turze współpracy wybrałam do testów Cynkową maskę do twarzy z retinolem. Jak się u mnie sprawdziła?


Maseczka zapakowana jest w przeźroczyste, plastikowe opakowanie z pompką. To bardzo udane i higieniczne rozwiązanie ;). Sama buteleczka jest mocno ascetyczna, przez co nie przykuwa zbytnio uwagi. 

Nowości i ich składy - Elfa Pharm: Vis Plantis, Dr Sante, O'Herbal



Zauważyłam, że lubicie tego typu posty, więc mam dla Was dziś kolejną porcję składów moich nowości. Tym razem padło na produkty Elfa Pharm z mojej urodzinowej paczki ;). Znalazłam w niej kilka kosmetyków z serii Vis Plantis, Dr Sante i O'Herbal.

Problemy skórne V: domowa próba uczuleniowa - tak ważna, tak zaniedbywana



Dziś chciałabym poruszyć temat niezmiernie ważny: dlaczego próba uczuleniowa jest tak ważna i dlaczego nie powinniśmy jej zaniedbywać. Większość niepożądanych reakcji ze strony skóry można byłoby uniknąć wykonując prosty zabieg w warunkach domowych. 


Wykonanie domowej próby uczuleniowej jest bardzo proste: próbkę kosmetyku/preparatu/domowej mieszanki nakładamy na skórę (czystą, niepokrytą żadnym kremem/balsamem, czymkolwiek: za uchem, w zgięciu łokcia/kolan, w pachwinie lub na szyi poniżej linii włosów) i obserwujemy reakcję skóry przez 48h. Jeśli nie zauważymy żadnego podrażnienia/pieczenia/przesuszenia/zaczerwienienia/swędzenia itp. w tym czasie - możemy przystąpić do użycia tego kosmetyku zgodnie z przeznaczeniem ;). 

Moja pielęgnacja twarzy: tonizowanie, a właściwie "micelizowanie" ;)




Kolejna część krótkiej sagi o mojej obecnej pielęgnacji skóry twarzy dotyczy tonizowania. Po oczyszczeniu cery (wcześniejszy wpis KLIK!) staram się nie omijać tego etapu, chociaż wiadomo - każdemu zdarzają się pojedyncze odstępstwa od normy  z różnych powodów :P. Zauważyłam jednak bardzo szybko, że w przypadku pominięcia tonizowania moja skóra po myciu dłużej dochodzi do siebie, szybciej się przetłuszcza i ogólnie widać, że czegoś jej brakuje.

W przeszłości w tym celu używałam hydrolatów, w tym hydrolatu oczarowego (kilka słów o nim: KLIK!), jednak obecnie tego typu środki dają u mnie zbyt niski poziom oczyszczenia ;).

W zasadzie powinnam ten etap pielęgnacji nazwać "micelizowaniem" (nie mylić z micelizacją xD), ponieważ już od dawna w mojej kosmetyczce zamiast toników goszczą płyny micelarne. Dlaczego? Otóż... są efektywniejsze w oczyszczaniu, a to dla mojej skłonnej do zapychania cery jest niezmiernie ważne. Nie ma też żadnych przeciwwskazań, by tonik zastępować płynem micelarnym.

Ingrediencja na dziś: kwas hialuronowy - cud na zmarszczki i nie tylko?



Kwas hialuronowy jest absolutnie jednym z najbardziej popularnych składników kosmetycznych. W nieprzeliczonej ilości kosmetyków znajdziemy na opakowaniu informację, że zawiera "kwas hialuronowy" (hyaluronic acid) bądź jego sól sodową (sodium hyaluronate - hialuronian sodu). Możemy kupić go również w formie półproduktu. Na zdjęciu widzicie 3% żel hialuronowy, jednak można go nabyć również w formie sproszkowanej jak i żeli 1 i 1,5%. Od rodzaju żelu zależy też jego... cena. Im większa zawartość procentowa tym droższy produkt.


Nanobiocare Gold Derm Beauty - nanocząstki złota kontra skóra ;)




Kolejny nanokosmetyk, który postanowiłam przetestować w ramach współpracy z Nanobiocare, to Nanobiocare Gold Derm Beauty, czyli preparat w formie mgiełki z nanocząstkami złota. Tego kruszcu akurat nie noszę w formie biżuterii, ale kosmetycznie... ;)


Zmiany składów "mydeł" Babuszki Agafii: czarnego, kwiatowego i białego!




Dzisiejszy temat wyniknął z potrzeby chwili. Jedna z moich Czytelniczek (dziękuję Agnieszko :*) napisała do mnie wiadomość z informacją o pojawieniu się Czarnego "Mydła" Babuszki Agafii z "nowym" składem. Obie miałyśmy pewne wątpliwości, czy nie jest to przypadkiem tylko błąd w druku, tłumaczeniu (cokolwiek). Miałam jednak wczoraj okazję zaliczyć "tour de drogeria", dzięki czemu trafiłam do przybytku zaopatrzonego w wiele egzemplarzy "mydeł" Babuszki.

Zacznijmy od Czarnego "Mydła" Babuszki Agafii. Dwa opakowania, różnica w etykietach - żadna (kolorystyczne niuanse wynikają z warunków uzyskania zdjęcia):


Nanobiocare Silver Derm Cure, czyli nanocząstki srebra w walce o piękną skórę ;)




Stosunkowo niedawno poczyniłam mały wstęp do dzisiejszej (i nie tylko) recenzji. Szeroko rozumiana nanotechnologia to w zasadzie centrum mojego zawodowego życia i jak widać nadszedł czas, by ta dziedzina zagościła również na mojej toaletce ;). Jednym z nano-kosmetyków, które do mnie trafiły w ramach współpracy, jest Nanobiocare Silver Derm Cure, czyli preparat zawierający nanocząstki srebra.